4: Bal!
21.02.2018r.
Korekta: 👌
Oropher nie chciał rzucić się w oczy wnuka, gdy tylko ten wkroczy do balowej sali, ozdobionej pięknie kwiatami i zielenią na cześć wiosny. Dlatego usiedli z Gil-Galadem na uboczu, w bardziej zacienionym miejscu. Razem z Lindirem, który ubrał śliczną szarawą szatę z czerwonawymi elementami, a także Glorfindelem próbującym ubłagać o coś Erestora. Ten drugi wyglądał na bardzo zagniewanego. Marszczył swoje śliczne czarne brwi, prychając co jakiś czas gniewnie.
Istnienie ich związku zawsze wprowadzało Orophera w konsternację. Przy tym ile się kłócili i jak często Erestorowi puszczały nerwy... Musiał ich łączyć naprawdę dobry seks. Albo jakiś mroczny sekret - morderstwo i zagrzebane zwłok gdzieś w lesie?
- Nie tańczycie? - zapytał uprzejmie Gil-Galad, bo już lada moment pierwsza para miała wkroczyć. Zawsze po tańcu otwierającym wykonanym przez dyrektora, odbywał się drugi taniec, powtórny, w wykonaniu profesorów. I dopiero potem uczniowie przejmowali parkiet; ich czas otwierał taniec trzeci, w którym udział brały maksymalnie cztery ustalone wcześniej pary.
- Nie dziś - burknął Erestor, zarzucając ciemnymi włosami. - Ten głupek ośmielił się powiedzieć, że przytyłem - dodał.
- Ouu.
- Glorfindelu, ty idioto - wymamrotał Oropher z niedowierzaniem, kręcąc lekko głową.
Przez wielkie drzwi wyślizgnęła się młodzież, szybko rozsiadając się przy stolikach lub stając na uboczu. Oropher rozglądał się, ale na próżno. Nie widział wśród nich swojego wnuka.
- Legolas? - zapytał dla pewności Erestor, widząc jego zagubione spojrzenie. - Dziś zrobi wielkie wejście... został wybrany do trzeciego tańca.
- Skąd wiesz?
- Potrzebował wstążek do upięcia włosów przed godziną. Przyszedł do mnie pożyczyć i przyznał się przy okazji.
- Dlaczego pożyczał od ciebie?
- Mamy pokój w tym samym akademiku. Teoretycznie pilnujemy pewnej części elfickich uczniów - wyjaśnił lekko, tracąc kompletnie zainteresowanie Glorfindelem, robiącym tuż za jego plecami zbolałą psią minę.
Kiedy chciał potrafił wyglądać słodko.
Światła głównych lamp przygasły. Specjalne podświetlenie składające się z reflektorów wyjątkowych dlatego, że rozsiewały bardziej mglistą poświatę niż blask, zostało włączone.
Elrond wkroczył do sali lewym wejściem, Dennael prawym. Elrond obojętnie co ubrał wyglądał na przystojnego, ale nie najmłodszego, elfa, który potrzebuje urlopu, dlatego chociaż czarna szata podkreślała jego dobrze zbudowane ciało i jasny kolor skóry, uwaga wszystkich skupiła się na jego towarzyszu.
Dennael był wyjątkowy. Młody mężczyzna, który przyjechał do Rivendell aż z Valinoru, gdzie większość elfów chciałaby spędzić chociaż kilka dni, a jednak odznaczał się łagodnością, wyrozumiałością i urzekającą skromnością. Zobaczenie go w nowej szacie było czymś wyjątkowym. Błękit i granat ślicznie współgrały z brzoskwiniowym kolorem skóry oraz lśniącymi, migoczącymi oczami. Motyle wyglądały jakby były żywe i zaczęły się poruszać, szykując do lotu, gdy dwa elfy spotkały się na środku parkietu i złączyły w parę rozpoczynając tradycyjny taniec od dwóch wspólnych kroków ku publiczności i obrotu. Dennael był tak delikatny, cierpliwy... Jakim cudem przyjaźnił się z Elrondem, którego zdrowie psychiczne od wielu lat wydawało się być wątpliwe? Ozdoba we włosach zamigotała, gdy Dennael zawirował na palcach. Dzięki szeleszczącemu, wynoszącemu się nieznacznie materiałowi szaty wyglądał jakby mógł rozłożyć skrzydła i wzlecieć w powietrze.
Wydawali się sobie tak bliscy i cenni, nawet powtarzając kroki tradycyjnego tańca, teoretycznie tak nudnego i melancholijnego.
Łącząca ich intymność czyniła cały taniec czymś cennym, fascynującym. Każdy krok. Nawet najlżejszy. W końcu jednak Dennael puścił dłoń Elronda i powoli, zgodnie z kończącą się melodią, ruszył do drzwi, przez które wcześniej wszedł. Dyrektor zrobił to samo.
Na parkiet wślizgnęły się pary z grona pedagogicznego, aby zatańczyć do drugiej melodii.
Manwe miał na sobie biel i błękit, które jednak nie sprawiały, że wydawał się lekki jakby posiadał skrzydła - raczej bardziej jakby był strzępem mgły, albo czymś takim. Varda nie odmówiła sobie granatowo-czarnej sukni przystrojonej migoczącymi gwiazdami ze szlachetnych kamieni. Jej obsesja na tym punkcie czasem była upiorna, ale zazwyczaj jednak starano się ją traktować jako coś dosyć uroczego. Ile dorosłych kobiet przyznaje się do zamiłowania do gwiazd i ogółu astronomii na tyle, aby mieć w tym motywie pół pokoju?
- Tworzą taką piękną parę - zauważył Gil-Galad.
- Raczej nie przyćmią Dennaela - skomentował Oropher.
Tymczasem Aule wraz ze swoją śliczną przyjaciółką okazali się drugą parą. On w brązowym stroju uzupełnionym pomarańczem przypominającym ogień. Ona... Ona w brązowej sukni do ziemi, ozdobionej kwiatami i zielenią przy łódeczkowym dekolcie, u dołu spódnicy i na rękawach przylegających do smukłych rąk.
- Kiedy się tu uczyłem zastanawiałem się zawsze czy oni się czasem kłócą - stwierdził zauroczony słodką, drugą melodią Erestor. - No wiecie, Yavanna kocha wszystkie roślinki, zwłaszcza drzewa, a on wycina je czasem, żeby mieć co wrzucić do pieca w kuźni albo przerobić na krzywy stół...
- W takie rzeczy lepiej nie wnikać - oznajmił poważnie Gil-Galad, podnosząc kieliszek i upijając duży łyk pół-słodkiego wina, którego nalał sobie z dzbana stojącego na stole przed nimi.
Ostatnia para wstąpiła na parkiet, gdy rozbrzmiał pierwszy swoisty refren melodii.
Galadriela w białej sukni wydawała się promieniować światłem, które jakby udzielało się odrobinę Celebornowi w szacie jasnoszarej, skromnej. Był tłem dla swej żony. Był tym, co stanowiło jej cień i pozwalało wyglądać tak, jakby była jeszcze jaśniejsza niż w rzeczywistości.
Słuchali, patrzyli... Przy obserwowaniu nauczycieli uczniowie zaczynali się nudzić. To zawsze była ta chwila pośrednia między podziwianiem Dennaela i rówieśników, ale tym razem nie dane było dojść jej do właściwego końca... za co właściwie większość była wdzięczna.
Rozległ się huk, potem buczenie i zanim ktokolwiek się zorientował Melkor z wielką miotłą, którą Gandalf zamiatał czasem sufity z pajęczyn, wkroczył na parkiet, rozpychając "nudziarzy" na boki.
- Państwu już dziękujemy, państwu już dziękujemy - powtarzał energicznie, szczerząc się szeroko. Zanim skończył w tle leciała mocna, rockowa muzyka, która wybudziła sporą część młodzieży z melancholijnego wpatrywania się w podłogę i czekania na lepszą część imprezy.
- Melkor, dupku...! - Manwe chciał chyba zrobić coś bratu, ale zanim zdążył, brunet wepchnął mu do ręki miotłę, a potem wycofał się, puszczając mu w między czasie oczko.
Rock ucichł i z głośników popłynęła muzyka do tańca trzeciego. Tego roku z uczniów wybrano jako jedną z par Arwenę i Aragorna, ale więcej nikogo. Być może dlatego kilku uczniów sapnęło ze zdziwienia, gdy za parą ubraną stonowanie w odcienie błękitu i fioletu, wkroczył poszukiwany wcześniej przez Orophera Legolas, którego dłoń trzymał delikatnie Gimli, ubrany wyjątkowo schludnie jak na krasnoluda.
- Wygląda to ciekawie - oznajmił Erestor. - Wyczuwam aferę - dodał.
- W sumie na razie to jest całkiem fajnie - oznajmił Glorfindel, za co dostał cios w potylicę od partnera. Potulnie opuścił głowę, opierając ją na rękach i z dołu popatrując na taniec.
- Nie robią tego nie legalnie - oznajmił miękki głos i Dennael nachylił się do nich, opierając ręce na oparciach krzeseł Orophera i Erestora. - Pozwoliłem na małe zmiany w programie tanecznym.
- Z jakiej racji? - zapytał z zainteresowaniem Erestor.
- Spójrz na parkiet - poradził mu Gil-Galad, który zdecydowanie nie wierzył w to, co widzi.
Przed publiką stały w linii trzy pary. Z lewej strony Arwena i Aragorn, z prawej Sauron w czarnej szacie ozdobionej motywem szkarłatnego oka na piersi i włosami ufryzowanymi w miękkie, otulające twarz loki, zerkający na Melkora, który wyraźnie starał się wyglądać przyzwoicie.
W centrum byli Legolas i Gimli. I chociaż fakt, że krasnolud właśnie rozpoczynał taniec był mocno zajmujący, uwaga wszystkich i tak spoczęła na Greenleafie. Blondyn miał na sobie wyjątkową kreację. Proste szpilki, spodnie przylegające do smukłych nóg i niezłego tyłka, a do tego jasną lekko prześwitującą koszulę nałożoną na krótką bluzeczkę, dzięki którym można było się trochę przyjrzeć jego talii, płaskiemu (chociaż trochę umięśnionemu) brzuchowi i niewielkiemu czarnemu tatuażowi W kształcie jakiegoś kwiatka na biodrze, o którym dotychczas nikt poza Gimlim nie wiedział. Miał na szyi mieniący się naszyjnik, a do kompletu bransoletkę i pierścionek.
- To mój wnuk? - zapytał Oropher, patrząc jak między pierwszymi dwoma obrotami krasnolud poprawia splecione starannie, złociste włosy Legolasa.
- Wygląda lepiej niż ty na swoim ślubie - skomentował przyjaźnie Gil-Galad.
Oczywiście Arwena w długiej fioletowej sukni z bufiastymi rękawami, wtulona w ramiona ubranego schludnie (co nie zdarzało się często) Aragorna, przykuwała wzrok. Sauron, który potrafił jakimś cudem zachowywać się w tradycyjnym tańcu jednocześnie grzecznie i zmysłowo (co jakiś czas wśród uczniów przemykały westchnięcia i pomruki, zwłaszcza, gdy okręcał się na obcasie czarnych pantofli, przytrzymywany pewnie przez Melkora) - przykuwał wzrok...
Ale gwiazdą występu zdecydowanie był uśmiechnięty szeroko, szczęśliwy Legolas.
Oropher nie mógł oderwać od swojego wnuka wzroku. A gdy taniec sfinalizował się zdecydowanie zbyt długim pocałunkiem między jego oczkiem w głowie i krasnoludem, mężczyzna zerwał się na równe nogi. W porę Dennael odsunął się na bok, bo jego krzesło padło z hukiem na ziemię.
Legolas dostrzegł dziadka. Jego twarz zaczerwieniła się jeszcze mocniej, ale ruszył w jego stronę, ściskając mocno rękę partnera, podążającego za nim, chociaż uczniowie korzystali z tego, że nadszedł czas na ich zabawę i zaczęli pchać się na parkiet.
Gil-Galad był ciekaw jak zachowa się jego przyjaciel. Siedział wygodnie, opróżniając drugi kieliszek wina, gdy młody elf nareszcie dotarł do stolika i spuścił pokornie głowę.
- Dziadku, nie wiedziałem, że się pojawisz - zaczął nerwowo.
Przez chwilę Oropher naprawdę wyglądał jak srogi rodzic, co ktoś zdecydowanie powinien sfotografować, ale potem jego oblicze złagodniało wręcz niemożliwie. Znów był sobą.
- Jestem taki wzruszony! - oznajmił drżącym z emocji głosem, chwytając zdezorientowanego Legolasa za ramiona. - Mój wnuczek potrafi sobie poradzić w życiu!
- Czegoś chyba nie rozumiem - zauważył błękitnooki, gdy starszy zamknął go w swoich ramionach, wydając z siebie odgłosy podobne do szlochu.
- Jesteś jak rozumiem chłopakiem tego tu młodego elfa, tak?
Rudzielec zaczerwienił się zaskoczony tak bezpośrednim pytaniem.
- Zgadza się... Już przeszło pięć lat - przyznał grzecznie, stojąc dzielnie w miejscu, chociaż pod spojrzeniem Orophera (nawet najmilej uśmiechniętego) najtwardsi miękli.
- Cudownie~! Jak ci na imię?
- T-to Gimli - zdołał wyartykułować Legolas.
- Zatem, mój drogi Gimli. Gdybyś był tak łaskaw zostawić nas na krótką chwilę żebyśmy mogli ze sobą szczerze porozmawiać - poprosił uprzejmie.
- Zajmę nam stolik na wyższym tarasie, z którego widać gwiazdy - uprzedził Legolasa, wycofując się do prowadzących na zewnątrz drzwi.
- No, a ty siadaj - Oropher podniósł swoje krzesło i poczekał aż młodszy wykona polecenie. - Nie mogę w to uwierzyć, Legolasie! - oznajmił wtedy podniesionym głosem, który był jedną z nielicznych rzeczy naprawdę łączących go z Thranduilem.
- Ja wszystko wyjaśnię - zaczął.
- Kiedy zakochałeś się po raz pierwszy wiedziałem; kiedy chciałeś spróbować alkoholu spytałeś mnie; kiedy potrzebowałeś kilku lekcji samoobrony ćwiczyłeś ze mną; kiedy chciałeś jechać na wycieczkę do Numenoru, spędzić tydzień w lesie na biwaku i nocować na imprezie u przyjaciół - kryłem cię; kiedy spytałeś o zgodę na tatuaż to ja ją podpisałem...! A jednak nie powiedziałeś mi, że spotykasz się z przystojnym krasnoludem?! I to jeszcze takim grzecznym??
Przez chwilę Gil-Galad zastanawiał się czy zabawniejsza do obserwacji była mina Legolasa, czy przysłuchującego się tej tyradzie z ciekawości Erestora.
- Nie jesteś zły? - zapytał dla pewności.
- Już ci przecież powiedziałem, że nie - Oropher pokręcił głową, patrząc na niego znowu jak na małego chłopca, z dużym rozczuleniem. - Jestem naprawdę dumny, że potrafisz sobie radzić w życiu - dodał. - A teraz zanim cię puszczę... - nachylił się i ucałował go w czoło delikatnie. - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Dobrze?
Legolas przez chwilę patrzył załzawionymi oczami, a potem rzucił mu się na szyję.
- Jesteś najlepszy, dziadku!
- No - jasnowłosy poklepał go po plecach. - Leć już. W końcu to twój pierwszy bal bez ograniczeń - zanim błękitnooki się oddalił, w jego rękach wylądował jeszcze dzban wina, z którego Gil-Galad chciał sobie dolać do kieliszka trzecią porcję. - Baw się dobrze!
- Nie wiem co jest gorsze - poinformował go poważnie Erestor. - To jak bardzo nadwrażliwy jest twój syn w stosunku do Legolasa, czy to, jak bardzo lekko podchodzisz do zajmowania się jego życiem ty. Nie sądzisz, że dajesz mu za dużo wolności?
- Mnie tam tylko trochę żal tego wina - brunet spojrzał smętnie na zapełniony w ⅓ kieliszek.
- Przyjacielu - Oropher uśmiechnął się do Erestora. - Wydaje ci się, że jestem beznadziejnym opiekunem, ale weź pod uwagę to, że pomijając związek z krasnoludem, mój wnuk nigdy nie miał przede mną żadnych sekretów, a jeśli już powiedziałem mu, że czegoś nie wolno to nawet nie odważył się tego spróbować. To chyba o czymś świadczy, prawda?
- Wielka jest siła takich więzi - oznajmił miękko Dennael, stawiając na stoliku nowe wino oraz filiżankę herbaty dla siebie.
- Dziś nie pijesz? - zainteresował się Oropher. - Nie wzniesiesz toastu za mojego wnusia?
- Jest z rumem i imbirem - zdradził, uśmiechając się szeroko i wskazując swoją filiżankę.
- Znaczy się... Zdrowotna mieszanka! - rzucił pogodnie Glorfindel.
Erestor poddał się w swoich próbach zachowania powagi i wyciągnął rękę w kieliszkiem w stronę Gil-Galada.
- Gdybyś był tak miły... - zarumieniony odwrócił wzrok w bok, nie wiedząc jak uzupełnić swoją prośbę o wino.
***
- Czy on zawsze będzie to robił? - zapytał szeptem Aragorn, stojąc z Arweną na jednym z tarasów i wpatrując się z nią w tańczących niedaleko bliźniaków. Czuł wzrok Elronda wbijający mu się w plecy z siłą sztyletu.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę - poprosiła kobieta, opierając mu głowę na ramieniu i przymykając lekko powieki. - Zaraz przypomni sobie, że Dennael siedzi sam przy stoliku z Glorfindelem albo w każdej chwili może zostać zaproszony do jakiegoś toastu czy czegoś. Spanikuje i pójdzie mieć oko na niego.
- Nie uważasz ich relacji za trochę dziwną? - chrząknął, obejmując partnerkę, aby okryć ją trochę płaszczem od swojej szaty, gdy zawiał chłodniejszy wiatr.
- Strata matki roztrzaskała mu serce - westchnęła Arwena. - Dennael potrzebujący pomocy w odnalezieniu się tutaj, w Rivendell i jednocześnie ubóstwiany przez bliźniaki stał się dla niego wielkim wsparciem. I okazją, aby móc otoczyć kogoś tą troską męża, która pozostała mu po matce.
- Przepraszam - Aragorn westchnął ciężko. - Nie powinienem sugerować, że między nimi...
- Jeśli kiedyś Dennael zdoła poskładać odłamki serca mojego ojca tak, aby mógł on kogoś znów pokochać - będę szczęśliwa.
- Może zatańczymy? - zapytał, aby zrekompensować jej swój nietakt.
- Pod gwiazdami? - spojrzała na niego z ciekawością.
- Specjalnie dla mojej ukochanej - potwierdził, a potem naprawdę poprowadził ją do tańca na wolnej przestrzeni tarasu.
***
- I jak rozmowa z dziadkiem? - zapytał niepewnie Gimli, gdy Legolas usiadł na przeciwko niego przy stoliku na najwyższym z tarasów, skąd najlepiej widać było gwiazdy.
- Jest zachwycony - oznajmił blondyn, czerwieniąc się. - Podejrzewam, że któregoś dnia możesz nawet otrzymać zaproszenie na rodzinny obiad - dodał. - Nie wiem tylko co wtedy zrobimy z ojcem, on jest... no wiesz...
Gimli sięgnął do jego ręki i ścisnął ją delikatnie swoją spracowaną szorstką dłonią, uśmiechając się ciepło.
- Jesteś śliczny jak się tak przejmujesz, ale uśmiechnij się. Wyglądasz dziś jak anioł i chce sprawić, że będziesz się tak czuł.
- W takim razie... Podaj mi kieliszek, drogi Gimli. Uczcijmy dobrze mój pierwszy bal bez ograniczeń - wyszczerzył się radośnie, wyglądając przy tym zdecydowanie bardziej jak Oropher niż Thranduil, który bardziej niż nie pochwalał takich min.
***
- Teraz już mogę robić co chce? - zapytał Melkor, gdy wymknęli się po pewnym czasie z Sauronem i jednymi z bocznych drzwi przedostali na schody, a stamtąd dach Akademii. Nie wyjaśnił jeszcze młodszemu po co tam poszli, ale wyglądał na podekscytowanego.
- Teraz tak - Sauron stanął na palcach i pocałował go mocno. - Miło mi, że byłeś taki miły dla wszystkich na otwarciu balu - dodał, gdy już się od siebie oderwali.
- Za dwadzieścia minut północ - zamruczał mężczyzna, kładąc mu dłonie na biodrach i ściskając je lekko. Gdyby mieli więcej czasu...!
- Masz jakiś wyjątkowy plan? - Sauron odchylił głowę, oddając jego ustom całą swoją szyję. Aby nie upaść, gdy wygiął się w tył, musiał mocno chwycić się ciemnej wierzchniej szaty wyższego.
- Ja pozbędę się światła w całej Akademii, a ty dokładnie o północy wdusisz wszystko tutaj po kolei - mówiąc to, ugryzł jasną szyję zaczepnie, a potem sięgnął do kieszeni i wyjął stamtąd mały pilot, podając mu go.
Dysząc cicho, Sauron chwycił mocno przedmiot, a potem odsunął się od jego umięśnionego ciała.
- Mam zostać tutaj?
- Przyjdę - obiecał Melkor, a potem zniknął z powrotem na schodach prowadzących na dół.
Srebrnowłosy obserwował jak jego postać znika, a potem przysiadł wygodnie na kamiennym murku, przypatrując się z góry temu co miał najbliżej. A był to Legolas, siedzący okrakiem na kolanach Gimliego, którego duże ręce błądziły pod cienkim materiałem luźnej koszuli.
Farciarz.
Sauron z przyjemnością w podobny sposób by sobie spędził resztę wieczoru. Ciekawe jak daleko ci dwaj zajdą w ciągu dwudziestu minut...?
Pewnie niekoniecznie daleko; to wyglądało raczej jak drobne pieszczoty niż początek ostrej nocy.
***
Melkor uwielbiał psuć innym krew. Zwłaszcza jeśli byli to znajomkowie jego brata. I on sam.
Wkradł się do małego pomieszczenia na uboczu i bez większego skrępowania po prostu wyłączył bezpieczniki, pogrążając całą Akademię w mroku. Zapalił latarkę w telefonie i wyszedł na korytarz, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie miał czasu jakoś ich zabezpieczać żeby był problem z ich otwarciem. Zresztą to i tak nie miałoby sensu. Gdy już słońce wzejdzie i zrobi się jasno, Aule tak czy siak się dostanie do pomieszczenia. Choćby rozwalając drzwi młotem.
Ruszył najpierw najbliższym korytarzem w lewo potem do klatki schodowej. Wspinał się na dach kiedy na ekranie telefonu wyświetliło się przypomnienie o jego planie.
Północ.
Kiedy pierwsze fajerwerki wystrzeliły z hukiem w niebo z kilkunastu różnych miejsc na terenie całego Rivendell, wiedział, że Sauron go nie zawiódł.
Słuchając strzałów i huków tak samo pilnie jak krzyczących, przerażonych lub zdezorientowanych uczestników balu, biegających na oślep po sali balowej, tarasach i polanach, dotarł do miejsca, w którym zostawił srebrnowłosyego.
Sauron stał i zadzierał głowę, podziwiając chaos nad swoją głową.
- Wróciłem - mruknął, chwytając go od tyłu i mocno do siebie przyciskając.
- Nagrywasz to? - zapytał, odchylając głowę i opierając na jego ramieniu.
- Zostawiłem kilka ulepszonych kamerek w paru miejscach - przyznał, uśmiechając się drapieżnie. Jedną z rąk przesunął z biodra wyżej i wsunął płynnym ruchem pod szatę wierzchnią młodszego. Sauron nie ubierał szaty spodniej pod wierzchnią, jeśli ta druga miała długi rękaw. Jego palce przesunęły się po nagiej, ciepłej skórze.
- Podoba ci się to przedstawienie? - spytał cichym szeptem tuż przy jego uchu.
- Na dole panuje takie zamieszanie, że rano wszystko będzie wyglądać gorzej niż po wojnie - skomentował, chichocząc przy tym cicho. - A potem Manwe przyjdzie żeby na nas pokrzyczeć.
- I sprowadzi Aule - przypomniał. - On go zawsze sprowadza - cofnął dłoń spod jego ubrania, chcąc rozpiąć szatę, aby nie musieć walczyć z ograniczającymi jego ruchy guzikami.
- Melkor! - Sauron odwrócił się nagle, przyciskając się całym sobą do niego. - Mam cudowny pomysł - zamruczał gardłowo. Jego oczy lśniły, a źrenice były rozszerzone. - Chodźmy do naszego pokoju, a rano... Rano pokażmy im, że nie wolno nachodzić innych w ich sypialniach - smukłe palce wplotły się w jego włosy. Melkor uśmiechnął się zadowolony, gdy gorące wargi przywarły do jego ust mocno. Chwycił rękoma za pośladki srebrnowłosyego i podniósł go, sadzając sobie na biodrach. Chociaż była to zdecydowanie podniecająca i niewygodna pozycja, brunet zdołał ruszyć tak na schody, a potem zejść po nich. Oplatający jego kark ramionami młodzieniec starał się grzecznie nie wiercić żeby nie zostali znalezieni w bardzo dwuznaczny sposób rano w którymś z korytarzy. Mimo wszystko lubił bardzo ich łóżka w pokoju.
***
- Fajerwerki - Legolas pokręcił głową z niedowierzaniem, powoli podnosząc się z Gimliego, do którego przylgnął spłoszony pierwszymi hukami, które rozległy się ledwie chwilę po tym, jak zgasły światła.
- Z pewnością jest to bardzo wyjątkowa atrakcja - zauważył krasnolud, wolną ręką oplatając go wciąż w pasie pod materiałem koszuli, a drugą uspokajająco gładząc po głowie. Byłby w podobnym stanie do partnera, ale na szczęście mając często do czynienia z hukami, trzaskami i wybuchami w różnych okolicznościach, był na nie mniej wrażliwy.
- Jaką mamy szansę dotrzeć do pokoju w tych ciemnościach... Jeśli pójdziemy na około, aby nie wpakować się w chaos panujący w sali balowej?! - blondyn musiał unieść głos, bo kolejna salwa sztucznych ogni zagłuszała jego normalny ton.
- Bezpieczniej będzie zaczekać aż wszystko się trochę uspokoi. Teraz moglibyśmy się nieźle wpakować.
Blondyn westchnął. Niekoniecznie chciał dłużej siedzieć w tym miejscu o takiej godzinie. O północy chciał się wybrać z Gimlim do pokoju i zrobić tam wiele nie niewinnych rzeczy, wierząc, że Aragorn i tak odnajdzie się dopiero jakieś trzy dni po całej imprezie. Gdzieś w lesie. Tak jak rok, dwa i trzy wcześniej.
Krasnolud objął go, chwytając swoją skórzaną kurtkę należącą do w miarę wyjściowego kompletu, wcześniej porzuconą na trzecim krześle przy stoliku, a potem okrył go nią, aby nie zmarzł w swojej niespecjalnie ciepłej szacie. Legolas mruknął mimowolnie, bo bardzo lubił być w ten sposób traktowany i mimo wielkiego hałasu przymknął powieki, opierając głowę wygodniej znowu na jego ramieniu.
- Tylko trochę tu zaczekamy?
- Tylko trochę - obiecał rudzielec, podnosząc głowę, aby popatrzeć na sztuczne ognie póki jeszcze trwały. Podejrzewał, że gdyby nie to jak w pierwszej chwili elf się przestraszył, także chętnie by sobie pooglądał.
***
Arwena z ulgą opadła na koc rozciągnięty na zielonej trawie i układając głowę na ramieniu Aragorna, wpatrzyła się w niebo.
- Piękne, prawda?
- Nie tak jak ty, ale miło się patrzy - odpowiedział ciemnooki, zerkając na nią.
***
- Co robimy?
- Podejrzewam, że jakaś reakcja byłaby właściwa - oznajmił spokojnie Gil-Galad, próbując w ciemnościach przystawić swój kieliszek do ust.
- To właściwie było do przewidzenia, że Melkor coś wywinie. Nie wiem dlaczego oni wciąż tak krzyczą i biegają.
- Tylko się obijają od stołów i siebie na wzajem - potwierdził Oropher. - Fajerwerki... Może sobie pójdziemy popatrzeć?
- Musimy zareagować - ogłosił Erestor, podnosząc się gwałtownie z miejsca, na którym zaraz wylądował ponownie, gdy Glorfindel szarpnął go za rękę.
- Nie dam cię stratować w myśl zasad - ogłosił stanowczo.
- Zabawa teraz mogłaby być nawet milsza niż przy całym tym świetle - zauważył Dennael, wyjmując nie wiadomo skąd telefon.
- Wyjaśnij to temu tłumowi zamiast pisać SMS - poradził Oropher. - Będziemy cię wspierać.
Dennael przez chwilę chyba to rozważał, a potem dopił herbatę i podniósł się z miejsca. Erestor krzyknął zaskoczony, gdy Anioł Stróż Akademii po prostu wszedł na stół.
- UWAGA! Muszę wam coś ważnego powiedzieć!
I cisza.
Krzyknął raz.
I cisza.
Prawdopodobnie nie było drugiej osoby w Rivendell, która miałaby na wszystkich tych młodych ludzi i elfów tak wielki wpływ.
Cały czas stał na stole patrząc jak uczniowie zbierają się wokół stołu.
Latarka w jego telefonie oświetlała nieznacznie salę.
- Jak zdążyliście już zauważyć, siadł nam prąd. Jednakże nie zmienia to faktu, że pokaz sztucznych ogni trwa na zewnątrz. Chyba szkoda go dłużej omijać dla rozbijania się na stołach, prawda?
- Jesteś jakimś pieprzonym cudotwórcą? - zapytał wprost Glorfindel, chociaż znali się i lubili. Erestor chciał go uderzyć, ale Elrond był pierwszy. Jego cios dosłownie powalił głowę mężczyzny w dół tak, że Glorfindel trafił czołem w kawałek ciasta na małym talerzyku, który ledwie kilkanaście minut wcześniej chciał zjeść.
- Przyniosłeś to o co cię prosiłem?
Brunet postawił na stoliku duży karton wypełniony po brzegi świecami i siatkę z kilkoma latarkami, a potem wyciągnął dłoń, pomagając przyjacielowi zejść na ziemię.
- Gdzie ty dotychczas byłeś? - zapytał Gil-Galad zaciekawiony.
- Na zewnątrz. Pilnowałem Arweny i Aragorna - oznajmił rozbrajająco prosto. - A potem zrobiło się ciemno, dlatego chciałem iść sprawdzić bezpieczniki, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie jest ten składzik, w którym one są. Dlatego poszedłem po latarki. Dennael napisał, że mam wziąć świece, to przytaszczyłem wszystko - wzruszył ramionami. Ta jego bezbrzeżna powaga była w tym wszystkim chyba najgorsza.
Elronda naprawdę ciężko było wytrącić z równowagi tak bardzo jak Manwego, który prawdopodobnie biegał już po ciemku po Akademii i szukał Melkora.
- Skoro już tu jesteś, może wzniesiesz ze mną toast za mojego wnuka?
Rzeczony wnuk podszedł do stolika z dużą krasnoludzką kurtką na ramionach i zabrał jedną z latarek.
- Dziękuję - powiedział, dogonił Gimliego na oślep przechodzącego pomiędzy stolikami, a potem razem wyszli lewymi drzwiami.
Latarka w telefonie Dennaela zamigotała, a potem zgasła, gdy padła bateria.
- Jak myślicie, ile nam zajmie odprowadzanie młodzieży do sypialni? - spytał zainteresowany Glorfindel, gdy Gil-Galad zapalił jedną z latarek. W rzucanym przez nią blasku spróbował wytrzeć z twarzy resztki ciasta serwetką. Rozmazywał je tylko bardziej na policzki. I czoło.
- Podzieli się wszystkich na grupy zgodnie z trzema akademikami, dostaną po latarce dla przywódcy danej części młodzieży i świece dodatkowo. Godzina i będzie czysto - Erestor westchnął, pocierając skronie. - Mam taką nadzieję - dodał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro