Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18: Konfrontacja

05.02.2021r.

-Nie jestem przekonany - stwierdził z powagą Elrond, przekrzywiając głowę. - Może zawiesimy to jednak wyżej?

- Elrondzie - Dennael pokręcił głową, naprawdę rozbawiony dylematem przyjaciela. - Naprawdę myślisz, że jesteśmy w stanie znaleźć dwie wyższe drabiny? Ci biedni chłopcy nie utrzymają tego obrazu zbyt długo. Niech go zawieszą tam, gdzie chcieli od początku.

- Czy to nie będzie zbyt nisko? - zmarszczył brwi.

- Na pewno nie - Dennael uśmiechnął się miękko. - To główny korytarz. Chłopcy słusznie wyznaczyli to tak, aby było na wysokości wzroku.

Dwóch uczniów popatrzyło na Elronda z nadzieją. Obaj wyglądali na zmęczonych i zniechęconych staniem na drabinach i wpatrywaniem się w ścianę na zmianę z dyrektorem. Kiedy zapytali czy będą mogli powiesić swój pejzaż w korytarzu nie spodziewali się, że będzie to tak męczące i długotrwałe. A jednak. Wreszcie ciężkie płótno w równie ciężkich ramach zawisło na miejscu i obaj ulotnili się, dźwigając obie złożone drabiny, aby odłożyć je do najbliższego składziku.

- Nadal uważam, że jest trochę za nisko - zauważył Elrond, wpatrując się w wielki, misterny obraz przystani, drobnej, białej przestrzeni założonej z licznych zabudowań zdobionych łabędziami i oceanu za nią. Błękit wody wydawał się cudownie czysty i świeży.

- Proszę, daj spokój, Elrondzie - poprosił. - Idę na zajęcia. Nie stój tutaj tak do wieczora - dodał, oddalając się.

Mała grupa krasnoludów powinna czekać na niego w warsztacie. Właściwie nie był pewien co takiego pokusiło kilku krasnoludów do zapisania się na zajęcia dodatkowe z tkactwa, ale doceniał ich chęci. I przynajmniej miał wymówkę, aby tkać w jakimś przyjemnym, pełnym światła miejscu, mając przy sobie miłe, rozgadane towarzystwo. Tkanie siedząc samemu w pokoju nie zawsze było przyjemne. Czasem, pomimo muzyki, samotność aż dzwoniła w czaszce.

***

Thranduil dotarł do Akademii tym razem małym, ciemnym samochodem z futrzanymi kostkami dyndającymi w środku na lusterku. Koszmarnymi, różowymi futrzanymi kostkami, które oczywiście nie były jego pomysłem. Bez wątpienia wyrzuciłby je w diabły, gdyby nie to, że nawet nie zwrócił na nie uwagi gdy wsiadał za kierownicę. Ojciec musiał je powiesić. Koszmar. Nie miał siły na to. Legolas. Legolas był ważniejszy, oszukał go... Oszukał wiele razy. I uciekł z domu. A jeśli miał kłopoty? Jeśli wpakował się w źle towarzystwo i ćpał albo pił gdzieś w kącie? Najgorsze wizje w umyśle Thranduila rozprzestrzeniały się szybciej niż był w stanie w ogóle sobie uświadamiać czego dotyczą.

Był wściekły, poruszony i trząsł się z nerwów. Posłał Gandalfowi tak wściekle spojrzenie, że mężczyzna wydał z siebie tylko zrezygnowane westchnienie i rozłożył ramiona.

- Chciałem tylko spytać co tutaj robisz - zapewnił mężczyzna, wygładzając szarą koszulę. - Wycieczka do Hobbitonu jeszcze trwa. Uczniowie powinni wrócić dopiero wieczorem.

- Wycieczka? - powtórzył.

- Do Hobbitonu - potwierdził.

- Gdzie, kurwa mać, jest Elrond? - wycedził. Był wściekły, rozgorączkowany i roztrzęsiony.

- W gabinecie? - zasugerował Gandalf. - Tam, gdzie zawsze.

Thranduil minął go i ruszył do domostwa, tupiąc nieznośnie głośno butami na obcasach tak, że echo rozchodziło się niepokojąco w wielkich korytarzach i między pokojami, które mijał. Z hukiem otworzył drzwi do gabinetu, przez co młody Lindir upuścił z wrażenia, zaskoczony filiżankę kawy. Trwało najwyraźniej coś w rodzaju zebrania, ponieważ jakiś młody, ciemnowłosy elf i Erestor, którzy w przeciwieństwie do Lindira siedzieli na przeciw biurka Elronda, popatrzyli w stronę Thranduila zdziwieni.
Lindir z rezygnacją popatrzył na swoje brudne od kawy spodnie i niebieską koszulę z cienkiego, połyskującego lekko materiału.

- Pójdę się przebrać - westchnął, podnosząc przed wyjściem filiżankę, aby odstawić ją na tacę na brzegu biurka i chusteczką ścierając niewielkie plamy kawy z podłogi. Jego buty na wysokim obcasie wydawały z siebie charakterystyczny, denerwujący dźwięk. Stuk, stuk, stuk. Thranduil osobiście wolał gdy to jego buty mściwie stukały, a nie cudze.

- Mój syn pojechał na pieprzoną wycieczkę niewiadomo gdzie z krasnoludami - wycedził, gdy Lindir wyszedł. Erestor i młody elf nie wyglądali jakby zamierzali się ruszyć więc ich zignorował. - Z krasnoludami!

- I? - Elrond uniósł brew. - Są tam też człowiek, hobbici i kilka elfów - zauważył.

- Nie możesz wziąć mnie na poważnie?!

- Biorę - zapewnił Elrond. - Tak, jak powinien najlepszy przyjaciel. Jesteś nadopiekuńczym paranoikiem, Thrnduilu. Nawet ja nie mam takiego problemu z dojrzewaniem moich dzieci.

- Twoje dzieci to diabły, po co masz bać się ich dojrzewania skoro i bez tego były koszmarne? - Thranduil wywrócił oczami.

Elrond zrobił oburzoną minę.

- Przysięgam, że zrobię ci krzywdę - ostrzegł go. - Mówisz o moich dzieciach.

- Chcę zobaczyć się z Legolasem. I żądam, aby przestał chodzić na zajęcia z krasnoludami! Jest elfem! Jest księciem! Dziedzicem! Czy ty w ogóle wiesz co to znaczy, Elrondzie?!

- Że zachowuje się jak normalna osoba w jego wieku! - Elrond rozłożył ręce. - Jestem dyrektorem szkoły. Obserwuje takie zachowania codziennie! To zwyczajne i od lat naturalne!

- To nic naturalnego!

- Erestorze, Arginie, zostawcie nas samych - Elrond zwrócił się do swoich towarzyszy. - Chcę porozmawiać z Thranduilem sam.

Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem.

- Usiądź, Thranduilu - polecił krótko.

- Nie zamierzam.

- Powiedziałem, że masz usiąść. Nie zachowuj się jak pieprzony gówniarz, tylko zajmij miejsce i rozmawiaj ze mną zamiast wygłaszać swoje absurdalne żądania jakbym w ogóle miał obowiązek ich słuchać.

- Masz, mój syn się tu uczy!

- Nie mam, bo jest już dorosły! - uciął. - Siadaj!

Thranduil niechętnie usiadł przy biurku, wbijając w Elronda pełne wyższości i złości spojrzenie.

Dyrektor westchnął, pocierając palcami skronie.

- Twój syn jest dorosły, Thranduilu - powiedział bardzo poważnie. - Dorosły. Może decydować co robić ze sobą, z kim się zadawać, gdzie wyjechać albo jak się ubrać. Nie powstrzymasz go przed tym. Wszystkie dzieci docierają do tego momentu, gdy stają się dorosłe.

- Mogę go powstrzymać. Jest moim synem, wiem co jest dla niego lepsze. Na pewno nie towarzystwo tego, tego...

- No, kogo, Thranduilu? Krasnoluda? Facet, którego przeleciałeś w szkole też był krasnoludem! Thorinem, cholera jasna! A potem romansowałeś z człowiekiem! Robiłeś to, bo tego chciałeś. Twój ojciec nie zabraniał ci tego, chociaż na pewno też miał wątpliwości, czy to dobre. Zwłaszcza przy twojej beznadziejnej, fantastycznej wizji romantycznej miłości wziętej z niewiadomokąd!

- Małżeństwo moich rodziców takie było! Idealne! Romantyczne, pełne miłości i...!

- Oni znali się długie lata! Pracowali nad swoją miłością, ryzykowali, eksperymentowali, budowali relację! Ich miłość była wynikiem ciężkiej pracy. Była dojrzała. Twoja miłość z twoją żoną później też taka była. Później, kiedy wreszcie nauczyłeś się pracować nad miłością. Rozumiesz to? - zapytał, wpatrując się intensywnie w twarz mężczyzny. - I uczucie Legolasa na razie też takie jest.

- Jakie?! Egoistyczne i niedojrzałe? Właśnie tak myślisz o wszystkim, co robiłem w szkole?!

- Tak, żebyś wiedział! Pakowałeś się w sytuacje, o których nawet nie chcę teraz myśleć! Ale Legolas taki nie jest. Zrobiłeś... Z Oropherem, razem zrobiliście wszystko, co najważniejsze. Nauczyliście go dbać o innych, być rozsądnym, pracować nad sobą, dbać o siebie... Nauczyliście go jak traktować miłość. Bynajmniej nie jak ty, kiedy spałeś z kim popadnie.

- I co?! Chcesz mi wmówić, że spotykanie się z krasnoludem na złość mi jest dojrzałe?! Od kiedy popierasz takie wstrętne zachowania, ty zdrajco?!

- On nie robi tego na złość tobie! - zaprotestował Elrond. - Robi to, bo zależy mu na Gimlim i Gimliemu zależy na nim. Pracują nad sobą, rozmawiają, budują swoje relacje. Tak jak powinno być. Tak jak robili to twoi rodzice, tak jak robiłeś to z żoną. To nie jest zabawa, rozumiesz?

- Jak mogę wierzyć ci, że to nie jest zabawa? - wycedził.  - Krasnoludy głównie się bawią!

- Krasnoludy w tej szkole głównie się uczą, a do swoich związków bardzo się przykładają, traktując je poważnie - poprawił go Elrond. - Mam tu takich zakochanych przerośniętych osłów co najmniej kilku - wywrócił oczami. - Słuchaj - chwycił go za ręce, ściskając je na tyle mocno, aby Thranduil musiał się na nim skupić. - Zaufaj Legolasowi i daj im czas. Popatrz na nich. Przełknij tą cholerną dumę i spróbuj poznać ich obu bliżej.

- I ty niby zrobiłbyś to spokojnie dla Arweny? - prychnął.

- Oczywiście, że nie, ale to nie ma niż do rzeczy. Arwena jest silną kobietą, która potrafi kopnąć mężczyznę odpowiednio mocno. Zresztą Aragorna również dobrze znam. Wiem czego się spodziewać, a on wie, że zabiłbym go, gdyby ośmielił się zrobić cokolwiek wbrew woli mojej córki. W każdym razie. Postaraj się, Thranduilu. Czy ty naprawdę chcesz stracić Legolasa?

Thranduil milczał.

- Jesteście wszyscy zdrajcami - wyrzucił z siebie, patrząc na Elronda z łzami w oczach. - Wszyscy jesteście cholernymi zdrajcami, którzy robią mi na złość.

- Niestety, wszystkich nas stawiasz w sytuacji, gdy musimy pamiętać o tym, że na drugiej szali spoczywa dorosłe życie twojego syna - oznajmił brutalnie Elrond. - Nie możemy zapomnieć o wadze tej sprawy tylko dlatego, że nam na tobie zależy.

- W ogóle wam niezależny - zaczął pocierać rękawem twarz, aby zmyć łzy. - Jesteście okropni. Paskudni. Nienawidzę was.

Elrond usłyszał denerwujący dźwięk klaksonu szkolnego pojazdu, gdy Glorfindel wjechał na parking. Thranduil zerwał się, ale Elrond w porę zrobił to samo i wbił palce w jego nadgarstek, aby blondyn nie wybiegł z gabinetu.

- Czekaj - powiedział z naciskiem. - Chodź - dodał, ciągnąć go w stronę okna swojego gabinetu. - Popatrz na nich - poprosił zmęczonym głosem. - Popatrz na nich i powiedz mi, czy tak wyglądał twój stricte seksualny romans z Thorinem lata temu?

Cóż...

Thranduil, który na własne życzenie doczekał się złamania serca przez Thorina z Ereboru, gdy traktował ich relację w przeszłości jak wyjście awaryjne, musiał przyznać, że widzi coś w rodzaju różnicy.

To nie tak, że zamierzał się zgodzić z Elrondem w czymkolwiek.

Legolas wysiadł lekko z autobusu, rozglądając się trochę niepewnie, zwłaszcza, gdy zauważył znajomy samochód ojca obok szkolnego wozu. Wysoki rudzielec położył mu dłoń na ramieniu i elf otrząsnął się, spoglądając w jego stronę. Uśmiechnął się nieśmiało, wyciągając ręce, ale krasnolud pokazał mu język, odsuwając dwie podróżne torby poza zasięg smukłych dłoni. Mówili coś między sobą, zanim wreszcie Legolas chwycił dłoń krasnoluda i obaj ruszyli w stronę budynku. Było coś ciepłego i kojącego w ich splecionych dłoniach, w uśmiechach i spojrzeniach jakie sobie posyłali, rozmawiając o czymś.

- Czy tak wyglądałeś z Thorinem, szukając go tylko wtedy, kiedy miałeś jakieś problemy i musiałeś komuś się wyżalić? - zapytał Elrond, przytrzymując go w miejscu. - Tak sądzisz? Że twój syn i Gimli mają między sobą tylko seksualną potrzebę zabawienia się, bo są młodzi i mogą?

Thranduil przygryzł wargę, a potem nieoczekiwanie wyrwał się przyjacielowi i odepchnął go.
Elrond w ostatniej chwili chwycił się parapetu, aby nie uderzyć głową i plecami boleśnie w stojący za nim stolik.
Thranduil wybiegł z gabinetu, zostawiając go za sobą tak po prostu.

Akademik nie był trudny do znalezienia, co innego właściwy pokój. Thranduil zaczepiał nieszczęsnych elfów, żądając informacji, gdzie jest Legolas.

***

Legolas wszedł do pokoju w Akademiku i z ulgą usiadł na łóżku. Zaczął rozglądać się w zadumie po dużym pokoju. Poczuł się spokojnie i dobrze widząc te wszystkie znajome meble, kwiatki, obrazki na ścianach, plakaty i zapomniane przed wyjazdem prace domowe leżące na stoliku. Ubrania Aragorna wisiały byle jak tak, że prawie wypadały z szafy, którą zajmował, a ubrania Legolasa i Gimliego były starannie włożone do drugiej. Tęsknił za tym. Westchnął głęboko, strzepując poduszkę porządnie zanim ułożył się na niej, wydając z siebie błogie westchnienie.

- Zmęczony? - Gimli postawił torby na smukłym łóżku elfa i usiadł na brzegu swojego. Elf mruknął, opierając nogi na kolanach partnera wygodnie.

- Może trochę - przyznał.

- Z pewnością zmęczony - Aragorn roześmiał się, rzucając swoją torbę byle jak na własne łóżko. - Może powinieneś mu te biedne obolałe nogi wymasować? - dodał trochę zaczepnie.

- Idiota - Legolas sięgnął mały jasiek w misie i rzucił w głowę mężczyzny. - Nie możesz sobie odpuścić, ty-aah! Gimli, coś ty?! - policzki Legolasa zaczerwieniły się, kiedy krasnolud przesunął palcami po jego nodze, gładząc łydki i kostki powolnymi ruchami szorstkich dłoni.

- Będzie ci wygodniej - Gimli uśmiechnął się.

Elf ukrył twarz w miękkiej poduszce, zażenowany trochę, chociaż nie zaprzeczał, że było to naprawdę wygodne i przyjemne.

- Jesteś niemożliwy.

Gimli roześmiał się dźwięcznie.

- Przestań się tak zamartwiać i denerwować wszystkim wokół, Legolasie. Rozluźnij się i odpocznij trochę.

- Spałem prawie całą drogę - zaprotestował, ale i tak ziewnął cicho w poduszkę.

- Wiem - odpowiedział Gimli, nie dodając nic więcej. Po prostu tam siedział na swoim łóżku, gładząc nogi Legolasa i zerkając jak Aragorn względnie rozpakowuje torbę podróżną metodą na wyrzucanie wszystkiego i wpychanie w kosz na pranie jak leci, nie zwracając uwagi na to, czy w ogóle daną rzecz miał na sobie, czy nie.

Drzwi otworzyły się z hukiem tak gwałtownie, że Aragorn prawie wywrócił się o własne buty, a Legolas nerwowo podźwignął na łokciach, aby spojrzeć co jest grane.  Pobladł na widok Thranduila.

- Co... Co tu robisz? - wyjąkał.

Gimli poczuł zakłopotanie, ale determinację, gdy Legolas zsunął nogi z jego kolan, aby usiąść obok, sięgając drżącymi, chudymi palcami do jego ręki. Chwycił dłoń Legolasa mocno.

- Tylko tyle masz do powiedzenia ojcu, gdy uciekłeś z domu? - wycedził Thranduil, wpatrując się w niego natarczywie. - Tylko TYLE? Szukam cię, a potem odnajduję tutaj z jakimiś dzikimi, niebezpiecznymi typami!

- Właściwie to najdziksza rzecz jaką zrobiłem kiedykolwiek to wyścig na motorze - wtrącił Gimli.

- Nie waż się mi przerywać, ty... Ty...!

- Ojcze to Gimli, syn Gloina. Gimli to mój ojciec - wymamrotał Legolas. - Thranduil z Mirkwood, syn Orophera.

- To... Dobrze się składa, że pana spotykam - Gimli przełknął wszystko, co zbierało się żółcią w jego gardle nerwowo, aby podnieść się z łóżka. Stanął prosto, wpatrując się w mężczyznę tak poważnie i uparcie jak tylko potrafił. - Ponieważ jestem tradycyjnym krasnoludem - dorzucił nerwowo. - I chciałem spytać pana o rękę Legolasa - dodał, prawie przygryzając własny język.

Aragorn nie był pewien, czy wybuchnąć śmiechem czy płaczem z bezradności, ponieważ w pokoju zapanowała martwa cisza, związana z wstrząsem króla Thranduila, który niemal powalił mężczyznę na ziemię i oszołomieniem czerwonego na twarzy Legolasa, trzęsącego się na łóżku. Z dwóch elfów Legolas wyglądał na bardziej pozytywnie zdziwionego. Kąciki ust mu drżały.

- Teraz dojebałeś - dziedzic Gondoru ostrożnie spojrzał na twarz Gimliego. Gimli wyglądał bardzo bardzo poważnie.

Chyba mówił serio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro