Miłość pieczona na wolnym ogniu
Jak zwykle siedziałem na tronie smażąc swoje piekielne dupsko.
Motyw znudzonego szatana jak dla mnie w ludzkiej kulturze pojawia się zbyt często. Czemu nikt nie pomyśli, że może mam już dosyć tych wszystkich debili, z którymi Dżizasek nie dałby sobie rady.
Może i przesadzam, na pewno nie jest tu tak nudno jak u góry. Wiem bo przecież tam byłem. U Bogusia musisz śpiewać codziennie rano i wieczorem w skrzydlatym chórku, w międzyczasie masz też możliwość wyjścia do ogródka. Nie postarał się z tym za bardzo, bo jedyne drzewo, którego owoce wydawały się smaczne zarezerwował tylko dla siebie.
Ludzie rzadko się zastanawiają dlaczego w "Niebie" jest tylko szczęście. Po prostu zakładają, że jest szczęście i o nic więcej pytać nie trzeba. Ale to co Boguś nazwał sobie "szczęściem" to to co pospolicie nazywa się "wypraniem mózgu". Jeśli trafiasz do Niebka to z automatu stajesz się dzieciakiem. Głupim i nie potrafiącym odróżnić Dobra i Zła. Nie umiejąc odróżnić tych dwóch rzeczy człowiek staje się szczęśliwy. Nie możesz być smutny jeśli nie wiesz czym jest smutek, ez.
- Panie mój wielki i potężny, ja twoja niewolnica na wieki, chciałabym cię prosić o jak największe splugawienie mej duszy i ciała w stanie obecnym. - Jakaś laska, 7/10 podeszła pod mój tron i zaczęła się kłaniać mówiąc takie coś.
Wzdychnąłem głośno, kolejna ultra fanka. Chociaż akurat mam w tym przypadku większe szczęście niż Boguś, mnie wielbią głównie nastolatki, a jego stare babsztyle, ale jak już wspomniałem do Niebka trafiają ludzie zaklęci w bachory. Nie wiem może Boguś ma jakiś specyficzny gust.
Wracając do kobiety, która zaczęła lizać podłogę wokół mojego tronu, naprawdę miałem dość takich pierdolniętych dziwek... Każda chciałaby mi possać, nie rozumiem czemu zawsze biorą mnie za tego dominującego. No i zawsze przychodzą tylko dziewczyny, czemu nikt nie pomyśli o tym, że Szatan też chciałby czasem zabawić się z chłopcem?
Kopnąłem tę kobietę, gdy tylko znalazła się w zasięgu mojego kopyta. Stwierdziłem, że to dobry moment na przejrzenie internetów. Naprawdę dziękuję ludzkości za wynalezienie smartfonów, mogę na chwilę oderwać myśli od Piekła zanurzając się w powiadomieniach z facebooka i grając w Pou. Kurwa, zapomniałem go ostatnio nakarmić, więc szybko wszedłem w aplikację.
- Szatanie...? - usłyszałem głos i moje dupsko samo zareagowało podskokiem.
- Never, mówiłem Ci żebyś nie pojawiała się znikąd! - szczerze to ciary mnie przechodziły gdy ją widziałem, niby miła itd. ale jednak podobno pochodzi z miejsca, w którym moje Piekło jest uważane tylko za ciepłą wyspę dobrą na ferie zimowe. Never jest o tyle wyjątkowa, że potrafiła przezwyciężyć tamto miejsce własną śmiercią, i niby została zabita, ale nie jestem głupcem i dobrze wiem, że po prostu chciała stamtąd odejść, a to był jedyny sposób.
- Mhm... Czemu grasz w Pou? - oparła się o mój piekielny tron i zaczęła gapić się w mój telefon.
- A czemu ty tu jesteś, hm? - schowałem mojego myPhone'a q smart 2 nie mając zamiaru tłumaczyć się z grania na nim.
- Zastanawiałam się czy nie chciałbyś może pozwiedzać Akademii Młodych Bohaterów?
Coś zaczęło mi tu ładnie pachnieć. Jeśli chodziłoby o samo "zwiedzanie" przyszłaby do mnie z tym na pewno wcześniej. Never jest duchem i potrafi obserwować każdy zakątek zostając niezauważona. Wiem też dobrze, że jak najrzadziej się da stara się wracać do miejsca, o którym wspomniała. A jeśli chodzi ogólnie o dziewczyny, są one przewrażliwione na punkcie spraw sercowych.
- A co się stało, droga Never? Czyżby ktoś żywy wpadł ci w oko? - miałem nadzieję, że zdenerwuję ją tym tekstem, ale ona się zaśmiała. Nie takiej reakcji się spodziewałem.
- Nawet jak jesteś pół kozłem to nadal myślisz jak spermiarz. Ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć czemu Ci to proponuję to mam jeden powód. - wzięła głęboki oddech i lekko się zarumieniła odwracając wzrok w bok. - Chciałabym żeby ktoś poczuł to co ja...
- Co...? - zgubiłem się. Nie miałem pojęcia o co chodzi i zaczynałem mieć co do tego bardzo złe przeczucie. Chociaż może dla mnie złe to dobre...?
- Chciałabym mieć kogoś z kim mogę o tym normalnie porozmawiać, kto będzie wiedział jak tam jest.... - mówiła nadal zaczerwieniona - A ty jesteś jedyną osobą, która ma jakieś szanse na wrócenie stamtąd bez strat na zdrowiu psychicznym....
A więc o to chodziło. Mimo, że powiedziała mi to naprawdę prosto, po mojej głowie mimowolnie zaczęły skakać myśli o tym, że Nevi może lubi mnie jednak trochę bardziej... W końcu odwiedziła mnie z własnej woli, Boguś nie miał wpływu na to czy tu ją zepchnie. Sama przyszła.
Uśmiechnąłem się szeroko. Wstałem z tronu i spojrzałem w oczy Never z dumą.
- Czy naprawdę uważasz, że ja Władca Piekła i wszystkiego co złe przestraszy się zwykłej Akademii? - roześmiałem się. - To zwyczajnie nudne, moja droga Never - pójść tam i wrócić. Zdrowie psychiczne dla mnie nie istnieje, jestem zepsuty, a to Piekło jest dowodem na to, że nie istnieje nic bardziej pierdolniętego z jeszcze bardziej chorym władcą! - wykrzyknąłem głośno, by ukryć to jak bardzo obawiam się zejścia do tamtego miejsca.
- Idiota. Jeśli jesteś taki pewny siebie to mam dla ciebie wyzwanie. Będziesz się z nim dobrze bawił. - powiedziała Never z przeklętym uśmiechem, który zawsze widzi się w filmie, gdy ktoś bardzo dobrze wie co robi. Gdybym miał naturę człowieka zeszczałbym się w majtki.
- Pfff, proszę bardzo, ja Szatan przyjmę od ciebie wyzwanie, może będzie mniej nudno chociaż w jednym pierwiastku. - Kurwa co ja robię, powinienem był po prostu powiedzieć, że umówiłem się dzisiaj na randkę z Lady Gagą.
- A więc, drogi Szatanie, pójdziesz do Akademii Młodych Bohaterów udając własną córkę w stroju pokojówki.
Miałem cień nadziei, że żartuje, ale ona była poważna. Ja pierdole. Oczywiście, nie wyszedłem z roli i z wielkim uśmiechem jednym pstryknięciem palców zmieniłem się w uroczą dziewczynkę.
Jestem wystarczająco kawaii?
Never otworzyła przede mną portal, mimo że sam mógłbym to zrobić.
- Do zobaczenia Nevi, przekazać komuś od ciebie pozdrowienia?- Możesz ode mnie pocałować w dupę Atlasa. - prychnęła, a gdy tylko przeszedłem przez portal to go zamknęła.
*
Było całkiem jasno, stałem w lesie. Jedno z drzew miało na sobie sporo śladów po rzucaniu w nie, chyba nożami.
Zanim odważyłem wyjść się z lasu, uświadomiłem sobie, że przecież nie mogę przedstawić się jako Szatan w takim stroju, w dodatku mam udawać własną córkę. Na szybko wymyśliłem sobie imię i te inne rzeczy używane przez ludzi. Z resztą będę improwizował.
Powoli poszedłem prosto, kierunek ten okazał się być dobrym wyborem, bo po chwili zobaczyłem dumnie prezentujący się złoto biały budynek.
Nadal ukrywałem się wśród drzew, przez tę bardziej ludzką formę było widać jak trzęsę spódniczką. Gdyby Boguś mnie widział może skusiłby się na mały grzech.
To zabawne, że w takiej sytuacji pomyślałem akurat o nim. Trochę jednak bałem się wejść do tego budynku. Z samych opowieści wiedziałem, że pierwsze dni niektórych członków tego miejsca bywają traumatyczne.
Wdech wydech wdech wydech, poszedłem zdecydowanym krokiem do przodu, ale nie za daleko bo prawie od razu na coś, a raczej kogoś wpadłem.
Przed oczami miałem ciemność, coś na co wpadłem, w ogóle się nie poruszyło i zacząłem się zastanawiać na co wpadłem.
Spojrzałem w górę, osoba powoli odwróciła głowę w moją stronę. Miał przepaskę na jednym oku, ale widziałem, że jest wkurwiony, a jego coś w stylu aury, dawało energię jasno dającą mi znać, że jeśli nie usunę się w miarę szybko to ten osobnik może posunąć się do czynów, które w moim Piekle są jak najmilej widziane.
Odsunąłem się krok do tyłu by bliżej mu się przyjrzeć. On stał, zastygnięty w jednym ruchu i tylko patrzył na mnie bardzo zdenerwowany.
- Ym czy mógłbyś mnie zaprowadzić do Akademii...? - postanowiłem przerwać tę bardzo dziwną ciszę.
- Akademii...? - osoba odwróciła głowę w stronę budynku, który było naprawdę dobrze widać. Wyszedłem na idiotę już przy pierwszym.
Kurwa. Dopiero się zorientowałem. Osoba przede mną miała na czarnym płaszczu połamany krzyż. To jeden z tych inkwizytorskich debili.
- Jak mnie nazwałeś? - odezwał się jednooki. Byłem pewny, że nie mówiłem o nim na głos nic złego.
- Mówiłeś...? - spojrzał w stronę mojej spódniczki, ale szybko przeniósł wzrok na rogi. - Czym jesteś plugawe stworzenie?
Ta rozmowa była dla mnie bardzo niepokojąca i bałem się, że skończyć może się bardzo niedobrze, a ja nie miałem zamiaru nie wypełnić wyzwania, które rzuciła mi Never.
- Never...? - ponownie odezwał się jednooki i zobaczyłem, że zaczyna szykować łańcuch, więc żeby jeszcze chwilowo zachować jakiekolwiek pozory po prostu uciekłem w stronę budynku.
Tamten człowiek potrafi czytać w myślach co jest dla mnie bardzo nie na rękę, muszę go jak najbardziej unikać.
Wbiegłem do Akademii i prawie dostałem zawału.
- DZI-DZI-DZIECKO! - wskazałem palcem na dwa bobasy chodzące po korytarzu. Gówniaki kojarzą mi się głównie z Bogusiem i Niebkiem, nie spodziewałem się ich tutaj.
- O cześć jesteś nowa? - kobieta wyglądająca na matkę tych dwóch zapytała mnie, a ja przytaknąłem głową.
Starałem się obejść te gówniaki, ale jeden z nich do mnie podpełznął i złapał za nogę. Z przyzwyczajenia go kopnąłem, a dziecko poleciało na twarz jakiegoś faceta, który właśnie wszedł do budynku.
- LEEEEEEOOOON!!! - krzyknęła ta matka.
Facet złapał to dziecko i wbił wzrok we mnie. Oczywiście głównie w moje rogi. Położył dziecko obok matki i do mnie podszedł wyciągając miecza.
- Yyy przepraszam psze pana ja nie wiedziałam, że to jest żywe dziecko... - powiedziałem do niego, ale dzięki temu, że jestem diabełkiem to użyłem na nim też trochę swojej mocy i pokazałem mu co nieco, by jego żona nie zauważyła oraz zmanipulowałem jego myśli tak, by uwierzył w moje kłamstwo.
- Rozumiem... Jestem Vincent z Rivii, to jest moja żona Mikaela, a to moje dzieci Leon i Klara. Jesteś tu nowa prawda?
- Tak... - odpowiadałem niby nieśmiało.
- Jak masz na imię?
- Esther.
- Nie miałaś się gdzie podziać? Ta akademia jest trochę niebezpieczna, jeśli masz gdzie wrócić to tam wróć. - rudzielec szczerze wyglądał na zatroskanego.
Wzruszyłem tylko ramionami nie dając mu jednoznacznej odpowiedzi i ruszyłem dalej. Jak na razie nie jest tak źle. Jak to
się mawia "nie taki diabeł straszny jak go malują". Może naprawdę określają tę akademię zbyt przesadnie.
Usłyszałem huk.
Nie
To złe określenie
Usłyszałem pierdolnięcie.
Analizując skąd to dochodziło to raczej z piwnicy. Szybko tam pobiegłem mając nadzieję, na zobaczenie miłej masakry.
Nie było żadnych śladów, dziwne.
- O hej. - jakaś dziewczyna do mnie powiedziała.
- Yyy cześć. - nie wiedziałem czy mnie rozpoznała czy o co chodzi, minęliśmy się i poszedłem dalej.
W piwnicy, w której się znalazłem były jedne otwarte drzwi. Spojrzałem dyskretnie do pokoju by zobaczyć co się tam dzieje.
Jedna postać, chłopak, grał na laptopie popijając coca colę. Nad nim stała jakaś fioletowo zielona postać.
- Zenon. - odezwała się dziewczyna, a chłopak przy laptopie automatycznie podskoczył, zaczął się trząść i spojrzał w stronę zielonowłosej.
- T-tt-ttaak? - uciekał od niej wzrokiem, a jednocześnie chciał na nią patrzeć, nawet mi wydało się to urocze.
- No i co się szczerzysz pizdusiu?! - dziewczyna gwałtownie podeszła do chłopaka nazwanego Zenonem i postawiła nogę przy jego twarzy, tak, że jeśli nie miałaby na sobie ubrań to Zenon miałby idealny widok. - Kurwa, wyszedłbyś czasem chociaż po sól do zmywarki.
- Prze-prze-przepra-przepraszam... - wyjąkał z trudem. Mając tak blisko dziewczęce krocze pewnie każdy prawiczek zacząłby się jąkać.
- Pizdusiu. - szczerze to dosyć dziwna ksywka jak dla swojego chłopaka - Będziesz moim służącym bo są Walentynki.
- E.. Eee.. Eeee??! - chłopak był w stanie wydusić z siebie tylko tyle.
Biedaczek, postanowiłem mu pomóc jako iż miałem już doświadczenie z kobietami. Wszedłem pewnym krokiem do pomieszczenia.
- Posłuchajcie mnie obydwie dusz-
Zielonowłosa nie dała mi dokończyć. Gdy tylko ogarnęła, że wszedłem wyciągnęła do środka wyciągnęła dwa kałachy i mnie postrzeliła. Nie krwawiłem, bo jestem Szatanem, ale i tak cały ryj tej dziewczyny wydał mi się kurwa przynajmniej dziwny.
Wyglądała jak damska wersja Jokera.
- Kolejny kurwa demon? Jesteś nieśmiertelna? - wyciągnęła z płaszcza całkiem pokaźny nóż - W takim razie utnę ci głowę i wsadzę w odbyt dyrektorkowi, gwarantuję, że się zmieści. - zaczęła iść w moją stronę. Chciała mnie zastraszyć, uśmiechnąłem się szeroko.
- Wybacz, że przeszkodziłam zakochanym, ale znam się na sprawach sercowych, miłość jest bliska nienawiści, a jako córka samego Szatana jestem doświadczona w tych obydwu uczuciach. - podszedłem do chłopaka i położyłem mu dłoń na ramieniu.
Mogłem tego kurwa nie robić. Zielonowłosa przypatrywała się mi naprawdę zdenerwowana i nawet trochę zarumieniona. Ale gdy położyłem rękę na Zenonie polała się krew. Dziewczyna rzuciła nożem ukrócając mnie o dłoń. W mgnieniu oka przystawiła kałacha do mojej brody, a kolejnym nożem zaczęła ciąć mnie w górę po udzie, aż doszła do miejsca, w którym miałem majtki. Ja pierdole, jeszcze koronkowe.
- Powiedz maleńka, czy Twój tatuś nie jest zbyt przereklamowany? I gdybyś chciała wiedzieć wścibska kurwo, to Pizduś nie jest moim... Chłopakiem. - to słowo coś ciężko przechodziło jej przez gardło.
- Nie boję się ciebie, nie jesteś w żadnym stopniu straszna. - to powinno wytrącić ją z równowagi, a wtedy mógłbym w spokoju się ulotnić.
Zenon się trząsł. Dziewczyna to zauważyła i chyba nawet posłała mu pytające spojrzenie.
- R-R-Rej.. B-boję się.... - powiedział chłopiec.
- Nie pozwolę byś bał się kogokolwiek innego niż ja. Chyba po raz pierwszy odezwałeś się do mnie nie pytany. - dziewczyna nazwana Rej uśmiechnęła się szerzej.
Wcisnęła mi kciuka do oka, trochę zabolało. Nadepnęła na stopę, jest w tym całkiem szybka. Dostałem z łokcia w mostek i zacząłem się dusić.
- Gdzie nasz diabełek ma słaby punkt? - złapała mnie za dół i poczułem jak wkłada mi lufę jakiegoś pistoletu przez materiał majteczek. Kurwa, nie wiedziałem, że dziewczyny czują to aż tak mocno. Jęknąłem. Całkowicie wbrew swojej woli.
Poczułem jak Rej łapie mnie za włosy i rzuca na podłogę, zaczęła skakać po moim ciele. Potem wbijała we mnie milion noży bo przynajmniej dawały u mnie trochę większą satysfakcję niż pociski.
Liznęła mnie po uchu.
- Żryj. - wsadziła mi wcześniej odciętą dłoń do gęby i zatkała mi nos zmuszając do zjedzenia własnej ręki. Ładnie, mogę zarezerwować ci własny pokój w Piekle.
- Grzeczna dziewczynka.
Poczułem jak wsadza mi coś w pochwę. Zaczęła strzelać gdy pistolet był w moim środku. Bolało.
- Mój stary jest dobry w różne potki. Mówi, że też powinnam się nauczyć. Ale ja staram się nadrabiać spierdoleniem. A jeśli jesteś córeczką szatanka to najlepszą egzekucją dla ciebie będzie ukrzyżowanie. Zeniaczku, przechodziłeś już misję z ukrzyżowaniem w Cyberpunku?
- T-tak...
- To podaj mi gwoździe. - dziewczyna uśmiechała się szerzej niż wcześniej. Byłem trochę zdezorientowany bo robiła mi kilka rzeczy naraz.
Nie miałem wyjścia. Podpaliłem swoje ciało, więc Rej od razu się odsunęła. Kończyny mi odrosły a wszystkie rany się zagoiły. Strój też przy okazji sobie naprawiłem.
- Dziwko. - znowu poczułem szarpnięcie za włosy, zostałem zmuszony do uklęknięcia. - Mam gdzieś twoje pochodzenie i moce. Przeproś za bycie niegrzeczną suczką to będziesz mogła sobie iść.
- A jeśli nie? - sory kurwa też chciałem zachować jakieś resztki godności, ale miałem coś przeczucie, że sprowadziłem na siebie ten upokarzający los gdy tylko dotknąłem kochasia tej dzieweczki. Więc to jest prawdziwa miłość, ciekawe.
- Jeśli nie to cię ukrzyżuję... Ale na mój własny sposób. Mogę też zacząć odmawiać jakąś modlitwę a wtedy pewnie zaczniesz się wkurwiać na poważnie.
Poniekąd miała rację. Czułem też, że jeśli chcę podołać mojemu wyzwaniu jednak muszę zrobić to o co ta pierdolnieta dziewczynka mnie prosi. Nawet nie była ładna, była płaska. Ale sam się na to skazałem wchodząc w drogę czemuś co ludzie nazywają miłością. Boguś pewnie też nie ogarnąłby, że tak to działa, a niby mówi, że miłuje wszystkich. Gówno prawda. W całej historii pociągał go tylko Noe.
- Przepraszam... - zacząłem szeptając.
- Co, kurwa? - Rej nadepnęła na moją łydkę. - Chcę to usłyszeć, suczko.
- Przepraszam za bycie niegrzeczną suczką! - wykrzyczałem cały czerwony. Ja pierdole.
Puściła mnie w końcu, wyszedłem stamtąd.
- Jak coś to jestem Rejoke Quinzel, możesz przekazać daddiemu, że może mnie pocałować w dupę! - roześmiała się i wróciła do dręczenia swojego chłopaka.
Brawo, druga osoba, która potrafiła upokorzyć mnie. Rejoke Quinzel, z chęcią pocałuję cię w dupę gdy już umrzesz. Oblizałem się na samą myśl.
Wchodziłem po schodach gdy usłyszałem jeden z najpiękniejszych dźwięków - płacz. Postanowiłem sprawdzić co się stało. Na korytarzu siedział skulony chłopak, blondyn w błękitnej marynarce, czarnych jeansach, a jego smutek był tak wielki, że przez chwilę poczułem potrzebę pocieszenia.
Na szczęście szybko się ogarnąłem. Dżizas, co to miejsce robi z ludźmi... Stanąłem nad jasnowłosym i zacząłem się starać o to, by pomóc mu pogrążyć się w rozpaczy.
- Wiesz, kochany, twój smutek może nie być przejawem chwilowej słabości. Czasem to coś więcej czego nie zauważamy, smutek często napędza gniew, a gniew napędza siłę. Możesz zrobić co tylko chcesz, gdy pozwolisz na to by twój umysł oddał się prawidłowym emocjom. - mówiłem z przekonaniem, że nie muszę manipulować jego emocjami. Jak ja się kurwa pomyliłem.
- A-ama-amadi... - chłopak nadal łkał, ale przynajmniej podniósł głowę by na mnie spojrzeć.
Położyłem dłoń na jego jasnych włosach, a on spojrzał mi w oczy.
- Dzisiaj... Tak bardzo chciałbym, żeby był przy mnie... - mówił płacząc, ale po kilku nanosekundach, wstał i uśmiechnął się do mnie promiennie ujmując moją dłoń i składając na niej najbardziej delikatny pocałunek jaki widziałem. - Panienka jak rozumiem jest nowa, chyba jeszcze twoje akta do mnie nie doszły. Zechciałaby się panienka przedstawić?
Co jest nie tak z tym człowiekiem. Przed chwilą miałem zamiar zrobić z niego narzędzie do mordowania, a on odwala takie gówno.
- Jestem Esther - rumieniłem się, nie wiem czemu nie umiałem nad tym zapanować. - Córka Szatana. Mam piętnaście lat.
- W takim razie zapraszam do mojego gabinetu - chłopak wyższy ode mnie o dziesięć centymetrów otworzył drzwi od swojego biura, do którego niepewnie wszedłem.
- Spokojnie, Esther, w mojej akademii każdy może poczuć się jak w domu. - chłopak zamknął pomieszczenie na kilka spustów. - Ty też nie masz z kim spędzać Walentynek?
Usiedliśmy na łóżku w pokoju, do którego wchodziło się przez główny gabinet. Wystrój pokoju troszkę mnie zaniepokoił. Gdzieniegdzie rozsypane były płatki róż, pościel czerwona. Na uporządkowanych szafkach leżały przedmioty na jakie poleciałaby moja każda piekielna dziwka. W kącie spał kot, chociaż nie, tylko udawał, że spał.
- Ach! Gdzie moje maniery! - chłopak ukłonił się przede mną. - Najpierw przecież to ja powinienem się przedstawić. Jestem Shine Dent, dyrektor Akademii Młodych Bohaterów. Spotkała mnie jedna z bardziej tragicznych historii o miłości w amebie.
- A co się stało... proszę pana?
- Mów mi po prostu Shine. - przybliżył się do mnie i położył rękę na udzie. - Kochaliśmy się kiedy tylko się dało, potem nawzajem zaczęliśmy się zdradzać. On bo to lubi, ja bo brakowało mi bliskości. Najgorsze jest to, że nie wiadomo jak bardzo bym chciał, to nie potrafię przestać czegoś do niego czuć. Chciałbym żeby przyszedł i zerżnął mnie jak dziwkę... ale jak widać nawet na to się nie nadaję...
Znowu łzy napłynęły mu do oczu. No i co ja miałem powiedzieć? Byłem pewny, że Shine gra teraz na moich emocjach by odpowiednio mnie podejść, bym dał mu "pocieszenie". Ale ja miałem przewagę, wiedziałem, że chce to zrobić, a na mnie te sztuczki nie działają, nie mam kruchego serduszka.
Pomyliłem się.
Shine złapał mnie za ramiona i rzucił w głąb łóżka, szybkim ruchem zdjął mi majtki, a moje dłonie zostały przypięte kajdankami do łóżka, tak, że miałem je nad głową.
- Wybacz nowicjuszko, ale ja chcę mieć udane Walentynki. A jeśli Am-Amadi - siorbnął nosem - Nie może przy mnie być, to sam sobie załatwię miłość. Esther, moja droga, - ciarki mnie przeszły bo sam często używałem tego zwrotu - Masz dwie opcje, pierwszą jest ta, że zostaniesz dzisiaj moją słodziutką pokojóweczką i będziesz wykonywać każde moje polecenie, mogę Ci nawet za to zapłacić. Druga opcja to ta, że zmienisz się w Amadiego lub słodkiego chłopca i będziemy mieć razem wspaniały stosunek.
Nie za bardzo miałem ochotę na którąkolwiek z opcji. Poza tym jestem kurwa Szatanem, a nie dziwką...
Zrobiło mi się przykro, brawo Akademio Młodych Bohaterów, poruszyłaś samego Szatana... ale czy na pewno powinienem dalej tak się nazywać? To miejsce jest straszne, a skubnąłem go tylko malutki kawałeczek. Jestem pewny, że gdybym został na dłużej to może nawet bym się zadomowił... Ale jednak czy dałbym radę pociągnąć tu dłużej? Do tego miejsca oczy Bogusia nie docierają. W głowie jakaś nieznana mi moc pokazała kilka scen z historii Akademii, zobaczyłem wojnę, alkohol, problemy psychiczne, wybuchy, gwałcicieli, jakiegoś potwora z mackami, klęczącą postać, której z oczu lała się krew, najbardziej nietypowy ślub, pszczelarza, a nawet furry postać.
Byłem tak pogrążony w moich myślach egzystencjalnych, że nie zauważyłem kiedy dyrektor rozebrał mnie zupełnie do naga. Sam też wyciągnął pasek ze spodni i zaczął rozpinać rozporek. Siedział na mnie okrakiem.
Zmieniłem się w chłopca. Zostanę znowu upokorzony, ale przynajmniej trochę mniej niż jako kobieta. Poza tym może byłem nawet trochę ciekawy jak zajmie się mną pan Dent. W Piekle chłopcy prawie nigdy do mnie nie przychodzili.
Zassysnął się na moim sutku,potem jeździł chwilę językiem naokoło. Przez moment nie wiedział co zrobić z rękami, złapał się pościeli. Cały czas mnie lizał, schodził w dół. Podniósł głowę.
- Masz bardziej uroczą twarzyczkę jako chłopiec. Przypominasz mi trochę Vincenta z tymi włoskami.
Zbliżył się bardzo blisko mojej twarzy. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, zrozumiałem że chciał mnie zmusić do zarumienienia się co mu się udało. Po czym delikatnie dotknął moich ust swoimi. Zaczął je rozchylać, on chciał żebym to zrobił. Wepchnął mi do środka swój język. Nie chciałem by uznał mnie za niedoświadczonego w pocałunkach, więc nie pozostałem mu dłużny i zacząłem penetrować jego jamę ustną swoim języczkiem.
To był mój najdłuższy pocałunek, Shine przerwał go równie delikatnie jak zaczął, łączyła nas jeszcze mała strużka naszych wymieszanych płynów.
- Podnieca cię bycie związanym? - zapytał mnie, a ja zaskoczony przytaknąłem. Nie wiem jakim cudem udało mu się tu ustalić, chyba naprawdę zna się na tych sprawach.
Zaraz kurwa o czym ja myślę, nie mogę przecież od tak oddać się przyjemnością z człowie-
Shine wsadził sobie do ust mojego członka. Na co jęknąłem. Od razu zrobiłem się czerwony i zagryzłem usta. Czułem jak w międzyczasie zawiązuje sznury na moich kostkach. Wkładał sobie mojego członka naprawdę głęboko. Nie dawałem za wygraną i jak na razie jęknąłem tylko raz. Stwierdziłem, że muszę mu się jakoś odwdzięczyć, więc z wrednym uśmieszkiem zwiększyłem trochę rozmiar swojego członka.
Nie zrobiło to na nim większego wrażenia, za to ja zacząłem czuć trochę bardziej i nie wytrzymałem. Starałem się to robić jak najciszej. Ale on w ogóle nie wyciągał sobie mojego członka z ust. Zachłannie poruszał głową w przód i tył.
W końcu przestał. I spojrzał na mnie z bardziej wrednym uśmieszkiem niż mój. Byłem czerwony jak burak.
- Kładź się na brzuszek i ładnie wypnij dupcię. - rozkazał mi dyrektor.
- A-ale nie dokończyłeś jeszcze... Chciałem dojść w twoich ustach. - powiedziałem stanowczo trochę manipulując jego uczuciami.
Sam obrócił mnie na brzuch i przywiązał moje nogi no łóżka tak, że leżałem w kształcie odwróconej litery Y. Moja moc nie działa tylko na tych ludzi, którzy mają naprawdę silną wolę, są ulubieńcami Bogusia, albo wcześniej mieli do czynienia z satanizmem, no i pewnie zdarzają się jakieś wyjątki. Teraz prawdopodobnie moja moc została stłamszona przez jego żądzę i moje lekkie zdezorientowanie w całej tej sytuacji.
Poczułem jak zaczyna lizać moją kakaową dziurkę.
- Esther... nie... mogę nazywać cię diabełkiem?
- Oczywiście, Shine... - zacząłem się zastanawiać czy to on przypadkiem mną nie manipuluje.
Dostałem pasem po pupie. Czyżby Shine okazał się być sadystą?
- Wypnij się, diabełku. - wykonałem polecenie i znowu dostałem pasem.
Szczerze to podobało mi się to, gdyby tylko Boguś rozumiał jak interesujące potrafią być fetysze! Poczułem coś twardego przy moim tylnim wejściu. Shine wszedł gwałtownie, ja krzyknąłem. Nie wiem czemu tym razem nie był delikatny, może w łóżku taki kontrast dobrze wpływa na którąś ze stron... Shine nie poruszał się. Czułem, że chyba wiem co chce zrobić. Doprowadzić mnie do płaczu, chce bym czuł, że to on tu ma władzę, że nie zacznie się ruszać, dopóki ja nie pokażę sygnału słabości.
Bardzo dobre zagranie jeśli chcesz wymusić emocje na Szatanie. Uroniłem łezkę. Bo chociaż nie potrafię płakać, potrafię przewidzieć czego oczekuje ode mnie przeci-
Zaczął szybko się ruszać. Nie byłem wtedy w stanie myśleć racjonalnie. Czułem, że odbyt mi płonie. Przecież on mi go rozpieprzy. Mo... Ja...Bie.. Dna.... Du... Pa...!
Jęczałem bardzo głośno, jeśli pokój nie jest wyciszony to trochę słabo, bo waliłbym earrape'a na całą akademię.
- Powiedz moje imię. - Shine wysypał podczas swoich agresywnych ruchów. - Krzyknij je!
- Shi...! - nie dałem rady powiedzieć nic więcej, ale pierwsza sylaba jego imienia wystarczyła by się we mnie spuścił.
Naprawdę, powiedziałem jedną sylabę, a jego ciepło wypełniło mnie od środka. Chwilowo nie wychodził, pewnie chcąc zachować swoje mleczko we mnie.
Gdy wyciągnął swojego kutasa, pocałował mnie w odbyt, odwiązał nogi i obrócił na plecy. Znowu pocałował. W ustach miał resztki swojej spermy, którą mnie nakarmił, gdy tylko połączyliśmy się w pocałunku.
Tym razem to ja przerwałem nasze lizanko.
- Shi... Ja... Chcę dojść w twoich ustach... - byłem zarumieniony i trochę sapałem.
- Oczywiście - Shine zachichotał. - Proś mnie o to.
Myślałem, że nie będzie mi dane jeszcze większe poniżenie. Ale ta Akademia z dyrektorem na czele chce najwyraźniej pokazać Szatanowi, gdzie jest jego miejsce.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że już na starcie miałem przegraną pozycję, bałem się za bardzo, że Akademia mnie zniszczy i przecież to właśnie zaczęła robić. W życiu nie miałem jeszcze tylu problemów egzystencjalnych, co teraz w głowie.
Dlaczego nie założyłem, że to miejsce, w którym mogę dobrze się bawić? Dent mnie nie zabije, tego jestem pewny. Pora w końcu dać się ponieść. Zagram tak, jakbym istniał tylko ja.
- Proszę, Shi...
- Powiedz Shy, bardziej Szaj niż Szi.
- Shy... Dojdź w moich ustach... - z jego oczu wprost wylewała się żądza. A ja tak bardzo dałem się ponieść, że zapomniałem o tym co mówię.
Kutas dyrektora znalazł się w moich ustach. Trochę słony. Nie robiłem nikomu loda, więc nie wiedziałem za bardzo co robić. Na szczęście Shine zauważył również to i przejął inicjatywę. Sam wpychał mi do gardła tak, że aż się krztusiłem.
- Smakuje? Lubisz się dusić co? Chcesz coś powiedzieć? Wybacz za knebel z mojego kutasa.
Nie mogłem się doczekać aż się spuści... czyżbym ja... Się zakochał? Nie... Niemożliwe!
Poczułem coś lepkiego w buzi. Pokochałem ten lekko słony smak.
- Połknij. - twarz Shine'a dobrze mówiła, że nie mam szans na żaden sprzeciw, więc grzecznie połknąłem spermę.
Wyjął ze mnie swojego członka. Od razu zajął się moim. Ja padałem z wycieńczenia, nie jestem pewny czy nie używał jakiejś sex magii. O czym ja myślę, chyba pora na powrót do Piekła.
- Kochanie... - mówił Shine nadal zajmując się moim stojącym członkiem. - Będziesz tu zawsze mile widziany... Diabełku.
Spuściłem się do jego ust. Zastanawiałem się czy też nie kazać mu połknąć. Ale coś chyba nie pasowało mu w smaku. Nie byłem pewny co. Nigdy nie próbowałem swojej spermy.
- Wszystko okej, kochany? - zapytałem.
Shine lekko zarumieniony i uśmiechnięty spojrzał w moją stronę, przełknął ślinę i przybliżył się do mnie odpinając moje ręce od łóżka. Mimowolnie go objąłem. On też mnie przytulił.
Nie chciałem tego kończyć. Aaaalae! Jjjajaa jestem SZATAN,,!!!
CO ŻEM JA ODKURWIŁ
Ja pierdole
Odepchnąłem Szajna tak, że wpadł na sąsiednią ścianę.
- Będę na ciebie czekał w Piekle. Jak coś mów, że mnie znasz. - otworzyłem portal i do niego wskoczyłem.
- Na pewno przyjdę, mój kochaniutki diabełku!
W Piekle szybko wróciłem do mojej pół kozłowatej formy. Mimo tego dupa i tak mnie bolała. Podszedłem do tronu, na którym siedziała Never.
- Jak Ci poszło?
- Nie spotkałem Amadeusza, czuję się zawiedziony.
Never się roześmiała. Miałem właśnie jej powiedzieć, że ma schodzić, gdy wielka ręka szarpnęła mną do góry.
Znalazłem się w Niebku. Przede mną stał ON.
- Boguś?! - krzyknąłem.
- A kogo żeś się spodziewał? Sandałów Mojżesza?!
- Zaskoczyłeś mnie. Dlaczego wyciągasz mnie z Piekła do tego chujowego miejsca.
- Nie przeklinaj, aniołku. Pomyślałem, że zrobię Ci Walentynkę...
Zacząłem łączyć fakty.
Never dobra.
Boguś i Walentynki.
Boguś musiał pozbyć się mnie na chwilę z Piekła, by zrobić mi Walentynkę, a ja nie miałem czasu na podejrzenia.
Never to po prostu przyprawiła. Została wysłana z przysługą do wykonania.
Czy ja kurwa tylko dla jakiejś durnej walentynki miałem schodzić niżej niż Piekło?!
Boguś wyjął zza pleców czarną kartkę z białym serduszkiem.
Wziąłem to od niego i otworzyłem. W środku Boguś narysował patyczaki z krzyżykami zamiast oczu i z dołu trochę podpalił kartkę.
- Pomyślałem, że ci się spodoba i no..
- Dzięki. - odpowiedziałem mu. - Ale wolałbym przeruchać twój tyłeczek.
- Baka! - zrobił się czerwony i zepchnął mnie spowrotem do Piekła.
Dzięki Boguś, że upadłem na Never. Nadal boli mnie dupa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro