Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak po cichu mogę nazwać miłość?

203 postaci w haremie...
I to wcale nie byle jakich, jest tu Misa z Death Note'a, dziewiąta z Mirai Nikki, Jeff the killer z creepypasty i nawet Benito Mussolini!
Ale i tak jest tam pusto bez ciebie...
Prince of Crime, The Joker.
Psycholu kiedy w końcu dołączysz do mojego wspaniałego haremu???

A więc pomyślałem sobie, że jak mi wypadnie Joker w rollowaniu waifu/husbandów na discordzie (mogę wam dać linka do serwera, tylko napiszcie w komentarzu albo na pv), a i pomyślałem, że jak to się stanie to napiszę rozdział.
Dlatego teraz wysyłajcie mi pozytywną energię, abym miał większe szanse na trafienie ojca Rejrej.

ROZDZIAŁ

PROLOG

-Eh eh eh. - kurde nie wytrzymam, co jest z nią chyba piła jakąś potke z minecrafta, znowu dostałem zadyszki.

Bieganie za nią naprawdę mnie męczy, a odkąd wbiegła do TEGO budynku, ani razu się nie zatrzymała. Tylko mówi szybkie "o popatrz ten ma jakieś gówno na ryju", wykręcając tym dzieciom głowy, żebym mógł się bliżej przyjrzeć.

Nie mogłem nawet do niej powiedzieć, żeby się zatrzymała bo ciągle dostawałem zadyszki.

Zatrzymała się.

Nie mam pojęcia czy to dobry znak.

Sapałem patrząc tylko w podłogę zgarbiony i trzymałem się własnych kolan.

- Patrz na tego jaki pocieszny. - delikatnie zacząłem podnosić głowę, aby moje oczy mogły ujrzeć to co ona chciała mi pokazać.

Zobaczyłem przez otwarte drzwi (prawdopodobnie izolatki, były pancerne i miały kraty, ale cholera wie, jak ona je otworzyła) potężny nastolatek z udami umięśnionymi jak u Amadeusza nawalał swoimi ogromnymi pięściami po głowie bezbronnego, małego, leżącego pod nim chłopca. Przykry był ten widok, moja nerwica żołądka dała o sobie znać i zwymiotowałem na podłogę.

- Mięso przyszło. - ogromna pani w kuchennym fartuszku prowadząc dziewczynkę za rękę miała zamiar wrzucić ją do pomieszczenia razem z tym strasznym potworem.

Kurde, zaraz zemdleję. Ale muszę jej to powiedzieć, bo inaczej możemy mieć spory problem.

Zobaczyłem jak pani w fartuszku stawia garnek przy wejściu potężnego nastolatka i odchodzi z dziewczynką. Ufff, przynajmniej tu nie żywią się krwią dziewic.

- Rej... - odwróciła się głową w moją stronę i rad, że zdobyłem jej atencję, jednakże również delikatnie przez to onieśmielony kontynuowałem - To jest poprawczak, a nie dom dziecka.

Padłem zmęczony na podłogę.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Obudziłem się w akademiowej piwnicy. Ah jak przyjemnie. Nie ma to jak świeży powiew samotno-

No tak, czego? Przecież ona stoi nad moją głową. Mogłem nie otwierać oczu. Kurcze, mimo że ostatnio nie odstępuje mnie na krok, ja nadal mam problem ze spojrzeniem jej w oczy, a nawet wymówieniem jej imienia we własnych myślach.

- Pizdusiu, czy już się wyspałeś? - klepnęła mnie we święte miejsce, więc obróciłem się na bok i zwymiotowałem.

- Ehh, przyniosłam ci trochę soli do zmywarki, więc wyraź mi swoją wdzięczność na kolanach i całuj waginę.

Tym razem nie miałem już czym wymiotować. Nie bardzo jeszcze ogarniałem rzeczywistość, ale zacząłem klękać, ale nagle bum dostałem pięścią w twarz i upadłem do tyłu.

- TO BYŁ ŻART ZBOCZEŃCU!!!

Uh... Żeby to MNIE nazywać zboczeńcem? Stwierdziłem, że pójdę spać bo tylko wtedy nie jestem skazany na patrzenie na jej białą twarz umazaną keczupem i pokrytą kupą liści. Zabiłaby mnie za powiedzenie tego na głos. Dodam sobie +100 do charyzmy, za to, że w ogóle odważyłem się tak pomyśleć.

CZĘŚĆ DRUGA

Śniła mi się.

Byliśmy na jakiejś łódce i nagle mówi:

- Tak naprawdę jestem córką aligatorów, Zenonie. Pochodzę z głębin atlantydy i jestem syrenką. - wyskoczyła za burtę zmieniając się w pół aligatora. Wyglądało to całkiem zabawnie.

Tym razem obudziłem się w kuchni. Z głową na stole, siedziałem na krześle. Ona musiała mnie tak ułożyć.

- Cipcia znowu powróciła z zaświatów. Właśnie robię kastrację!

- Chciałaś powiedzieć kolację?

- Yyy tak.

Po mieszkaniu z nią przez tydzień każdy by się domyślił. Chwila nie.

- CZ-CZEEE-MUUU T-TT-TTUUU JJ-JEE-SST PPPP-PPYYY-TTT-TTONG A-AAA-AAAMAAA-DD-DDEU-SZA??? - prawdopodobnie dostałem ataku serca patrząc na coś wielkiego, grubego i podłużnego, stojącego dumnie na talerzu, który prawie pękał pod jego ciężarem.

- Hahahahahahaha, wiedziałam, że jest idealny! - podskoczyła do góry z tasakiem i przecięła wzdłuż amadeuszową potęgę, ale zamiast krwi ukazało się ciasto.

Dziewczyna przybiła żółwika z Hänslem. W rogu zauważyłem Atlasa przywiązanego do krzesła. Aha. Czyli musiała mi zrobić pranka zmuszając razem z kumplem tego biednego pana kucharza do zrobienia najbardziej wspaniałomyślnego ciasta we wszystkich uniwersach.

Jakaś gałąź wybiła szybę w oknie. Kurde.

Rzuciłem się na pomoc dziewczynie. Objąłem ją i ograniczając jej wszelkie możliwe ruchy, powaliłem na podłogę.
Kurwa, ja jej miałem pomóc.

AJAJAJJAJAJAJAJAJJJ CO JA ZROBIŁEM??? JA DDDDOTTTKNĄŁEM DZIIIDZZIIEWCZYNNNĘ...

Dostałem padaczki. Zastanawiam się ile jeszcze nagłych chorób dzisiaj zaliczę.

Gałązka zrzuciła mnie obok dziewczyny, bo trochę na niej leżałem, byłem cały roztrzęsiony.

Więcej gałązek zaczęło oplatać dziewczyne. Ja dygotałem w ataku na podłodze.

- Nieźle tańczysz te bregdensy. - zielonowłosa rzuciła w moją stronę i zobaczyłem jak sięga po coś do płaszcza. Kurcze znowu będą wybuchy... A mówiłem jej ostatnio, żeby pooglądała sobie jakieś nagrania z eksplozji w Hiroszimie, to może będzie ją to uspokajać. Zamiast tego zaczęła tyrać jakieś dzieci w robloxie...

Wybuchło coś, cholera wie co. Znalazłem się w jej rękach, biegła. Dobra, niech się wybiega to potem będzie spać jak człowiek.

Znowu byłem tak blisko niej. To było bardzo miłe uczucie, ale jednocześnie bałem się tego tak samo jak tej dziewczyny. Nigdy nie wiesz czy może za chwilę nie zmieni zdania i rzuci cię na podłogę.

- Wyglądasz jak kupa. - powiedziała na mnie nie patrząc. Mogłem stwierdzić, że był to komplement, pewnie miała na myśli coś w stylu "uroczo", ale obydwoje nigdy się nie przyznamy do tego co naprawdę myślimy. A normalnie pewnie powiedziałaby "gówno", kupa to takiej złagodzenie i wcale nie musi brzmieć negatywnie.

- C-co niesiesz? - na rękach niosła mnie, ale spostrzegłem, że ma dwie reklamówki przy ręce. Trochę mnie zaniepokoiło to, iż z reklamówek wydobywały się niezidentyfikowane dzwięki.

- Nasze dzieci. - CO KURŁA - Pożyczyłam od Vincenta, ale zapomniałam mu o tym powiedzieć.

Zemdlałem. Tak, ponownie.

Jak się obudziłem te dwa bachory chodziły po moim ciele. Czemu ona by się nie mogła z nimi pobawić?

- Birzemy ślub? - zapytała się mnie zielonowłosa. Dopiero wstałem, więc nie miałem pojęcia o co chodzi i tym bardziej jak ja mam jej odpowiedzieć.

- Eeeee. Co z tymi dziećmi? Chyba jedno zrobiło w pieluchę.

- CO?! To dzieci srają? Kurwa, ale gówno i to jeszcze w pieluchę, ciekawe czy ich stary też tego używa. - wzięła jedno z dzieci i zaczęła mu się przyglądać.

- Może je oddamy? Możemy zaadoptować zwierzątko... - szepnąłem cichutko.

- Nie będę niańczyć Blitza, pizdusiu.

Włożyłem dzieci do reklamówki i zaniosłem do Vincenta. Zapukałem i szybko uciekłem, ale się przewróciłem i spadły mi okulary, nie jestem pewny, ale chyba ktoś podstawił mi nogę.

A nie, chwila. Potknąłem się o Summer liżącego jakąś poduszkę z obrazkiem białowłosej dziewczyny. Kurde, to musi być ta ostatnia faza, w której nie odróżniasz, która waifu jest w rzeczywistości. Biedny kocur.

Hmm. Wziąłem lizaka z kuchni i poszedłem do pokoju i dałem lizaczka zielonowłosej, pomyślałem, że się ucieszy. Oczywiście nie dałem jej tego i powiedziałem "masz", tylko cichaczem podrzuciłem do jej płaszcza.

Niestety nie był to dobry pomysł, bo gdy biła się z drzewem wycelowała w nie lizakiem i zaczęła udawać magiczną dziewczynke. Chyba powinienem się cieszyć... ale no, o wiele więcej emocji wzbudzała we mnie jako pokurwiony żartowniś. Jako magiczna dziewczynka nie miała w sobie tego czegoś...

Zabrałem więc jej tego lizaka no i dostałem wpierdol, ale było warto dla tej prawdziwej zielonowłosej, a nie jakiejś maho szodżo.

EPILOG

Następnego dnia po lekkostrawnym śniadaniu wyruszyliśmy akademiowym korytarzem w poszukiwaniu demonów. Zielonowłosa powiedziała, że mam to traktować jak grę w Dooma, tylko że ona będzie strzelać jako Doomguy, a ja mogę sobie popatrzeć i ewentualnie być jej plecami.

- Partnerka brzmi o wiele lepiej niż żona, prawda? - powiedziała do mnie uśmiechając się pewnie.

- T-tak.

Gdybym nie był sobą pewnie odpowiedziałbym przynajmniej dwu sylabowym wyrazem. Ale miała absolutną rację, nadal się jej boję ale nazywanie siebie jej partnerem... To dodało mi odwagi.

Potknąłem się i upadłem, gdy akurat strzelała do Victora.

- Uważaj jak leziesz głupia pizdo!

To prawdopodobnie miało znaczyć "uważaj na siebie". Ale i tak dostałem ataku nerwicy żołądka i zwymiotowałem na jej płaszcz.

Cholera znowu zacząłem biec. Tylko tym razem to ona goniła mnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro