Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Akademia vibes

Autor w październiku: e tam w listopadzie jest 27 do urodzinek akademii, coś na pewno się wyrobię

Autor w weekend (24.11): FUCK nie wyrobie sie!!!

Autor 26.11: Potrzymaj mój marcepan

A co z plakatem nia bio,  charakterystyką na polski, geografią, działalnością gospodarczą i podstawami przedsiębiorczości?

Autor: Potrzymaj też barszczyk

KOCHANI JA WAS KOCHAM I JA KOCHAM AKADEMIE BO JA PRZEZ NIĄ ZYSKAŁEM PRZYJACIÓŁ ❤ ORAZ ROZWINĄŁEM MOJE SKILLE W PISANIU WIĘC SIĘ CIESZĘ, ŻE TO JUŻ TRZY LATA!!! DZISIEJSZE URODZINKI ŚWIETUJMY RADOŚCIĄ I SZCZĘŚCIEM SERIO JA JESTEM MEGA HAPPY WIĘC W RYTMIE TEJ NOWEJ PIOSENKI Z JUNIOR EUROWIZJI ZATAŃCZMY WSZYSCY!1!1!1!1!1 (JESTEM DUMNY Z WAS I Z SIEBIE) AMEBA MIAŁA SWE GOLDEN TAJMY I FAJNIE SE JE PRZYPOMNIEĆ ALE NIE TRUĆ DUPY O TO NOSTALGIĄ COŚ SIĘ KOŃCZY COŚ ZACZYNA TRZEBA SIĘ CIESZYĆ Z TEGO CO JEST TERAZ A JA SIĘ CIESZĘ ŻE TO JUŻ 3 LATA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

ROZDZIAŁ:

"Histeria oczami autora. Zapomniałem, w którym miejscu należy postawić ukośnik, dlatego ta historia nie ma sensu. Tytuł to jedyne co jest tu dobrego"

Biegłem
chociaż może biegnąłem? Nie jestem do końca pewny.

Dobra.

Bardzo szybko szedłem, nie mogąc na niczym się skupić, aktualnie gonił mnie jakiś zjeb z siekierą krzycząc coś o moim odbycie. Oszczędziłem sobie jak mogłem słuchania go i słyszałem tylko swój głośny oddech.

Minąłem wiele drzew... Czy ten las nie ma końca?! Byłem naładowany adrenaliną, nic dziwnego, że nawet gdy wpadłem do basenu i przepłynąłem jak kaszubski śledzik, to woda niewiele ze mnie wyciągnęła.

Niestety, nie spodziewałem się, że pierwsze kogo przyjdzie mi spotkać to Toby, jestem dosyć wiotki, więc nie miałem z nich żadnych szans. Jedyne co mi zostało to spierdalać jak najszybciej w kierunku akademii. Długo to trwało, aż ubrania zdąrzyły mi wyschnąć.

Jest.

Oto i ona.

W swojej najdoskonalszej formie.

Z daleka błyszczała do mnie swoją lśniącą bielą i złotymi wykończeniami, czarny napis i wymalowane symbole różnych bohaterów na ścianach. Lepsza być nie mogła, wielka jak pałac, elegancko wyglądające schody, które prowadzą do ozdobnych, pancernych drzwi, na wszelki wypadek, gdyby komuś strzeliło do łba, żeby wysadzić akademię, to chociaż drzwi pozostaną.

Odetchnąłem z ulgą wpatrując się w nią. Chyba zgubiłem Toby'iego. Właściwie nie za wiele mnie to obchodziło, mógłby mnie nawet zgwałcić przy tym dziele, a ja i tak czułbym się jak w siódmym niebie. Naprawdę, patrząc na to co stworzyłem, miałem ochotę zwalić sobie konia, i co się dziwić, że Shine taki niewyżyty.

Coś mnie uderzyło w głowę i upadłem. Nawet nie zdążyłem krzyknąć. Było małe grono postaci, które podejrzewałem o przywalenie komuś na przywitanie w łeb. Dlatego bardzo się zdziwiłem, gdy nade mną stał rudzielec wraz z jakąś czarnowłosą... Racja, z jego żoną.

Pierwsze co mi przyszło na myśl, to to, że może rzucali dziećmi.
Chwila.
W sensie, że dzieci czymś rzucały i może przez jakieś wiedźmińskie chromosomy rzucił we mnie Leoś lub Klarcia czymś przypadkowo mocno.

Mikaela trzymała dwójkę dzieciaków na rękach, a Vincent machał mi dłonią przed twarzą. Szybko się podniosłem oraz otrzepałem. Specjalnie ubrałem dzisiaj różową marynarkę, by trochę bardziej przypominać Shine'a, w końcu okazja by tu przybyć nie zdarza się tak często, a ja chciałem podkreślić to, że jednak coś mnie z tym miejscem łączy. Miałem również krawat w kształcie antychrystowskiego krzyża, a na nim wyszyty zwykły, połamany krzyż to miało symbolizować Thaddeusa i Ruti. Ubrałem również białe polo z małym obrazkiem termita i pszczółki, krótkie spodenki z naszytą swastyką na jednym boku oraz kartą jokera na drugim. Buty to sobie takie dowaliłem, że by mi nawet Nemezis pozazdrościła, czarne takie trochę glany, ale lepsze.

Vincent przyglądał mi się z podejrzliwością, to normalne zachowanie gdy samiec określa czy jego potomstwo jest w zagrożeniu. Mikaela patrzyła na mnie jak na Shine'a, który przymierza się do wysmarowania kremem pupy jej męża. Ja nie miałem takich zamiarów.

– Eeem, przepraszam, ale co mnie uderzyło w głowę? – Zapytałem grzecznie i uśmiechnąłem się do małżeństwa.

– Czemu niby mielibyśmy ci mówić? – Rudzielec nadal nie był do mnie przekonany. – Nawet cię nie znamy.

– Właśnie! Może ty jesteś tym gościem, o którym mówiła Ruti? – Tym razem Mikaela wycofała się przede mną, tak jakby chciała chronić swoje dzieci, rozumiem ją to zwykły matczyny instynkt, a nie odraza do mnie... Zacząłem myśleć po asurowemu.

– Eem, o co chodzi? – Nic nie rozumiałem z tego co mówili, Vincent objął Mikę dbając o jej bezpieczeństwo, byłem trochę zdziwiony, że nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Tak się zamyśliłem, że nie usłyszałem nic co mówił rudy, uchwyciłem tylko jego ruch ręką, którym kogoś do siebie wzywał, a potem wskazał na mnie.

Na moje nieszczęście był to inkwizytor. Fuck, chciałem na początku go uniknąć. Związał mnie łańcuchami i zaczął nieść jak worek ziemniaków do akademii. No nie powiem, wielkie wejście, tylko zabrakło mi jakiejś limuzyny i czerwonego dywanu. W głębi duszy miałem nadzieję, że Thaddeus mnie nie rozpoznał, bo inaczej byłbym trupem. Na początku nie miałem pewności dokąd mnie zabiera, ale sądząc po korytarzach, to miejsce, do którego się kierował było mi bardzo znane.

Biuro Szajna. Wiedziałem.

Złapał już za klamkę, gdy nagle zorientował się, że trzyma mnie za pośladki. Zostałem boleśnie zrzucony na podłogę i aż syknąłem z bólu, związany łańcuchami spojrzałem na inkwizytora z niezadowoloną miną, ale zaraz potem przypomniałem sobie, że lepiej dla mnie nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego.

Zza rogu wyszła Wolfie. Spodziewałem się bardziej Ruti niż Pięknisi, ale z drugiej strony zastanawiałem się, czy to że niczego nie ogarniam nie jest przypadkiem normalne. Dziewczyna spojrzała na klęczącego Thaddeusa, który odmawiał jakieś modlitwy w pokucie za to, że trzymał mój tyłeczek, następnie spojrzała na mnie. Byłem blondwłosym, przystojnym nastoletnim mężczyzną, związanym łańcuchami i leżącym na podłodze bezwładnie, wpatrując się w Wolfie. Która kobieta by się nie podnieciła?

Podeszła do mnie i westchęła.

– Czy naprawdę tylko przez to, że dyrektor wymyślił sobie jakiś głupi atak na Bibistan, przez który teraz jesteśmy atakowani, będziemy musieli przesłuchiwać każdego nowego, który tu się pojawi? – Klęknęła przy mnie na jednym kolanie, nie wyobrażałem sobie jej aż tak pięknej. Prawdziwia córka Afrodyty i z tego co zrozumiałem, chyba nawet martwiła się o mnie.

– Rozumiem, że jest to dla ciebie trudne, Wolfie... – raczył się odezwać pan tajemniczy emo biorący inspirację z biskupa – Jednakże dyrektor musi przeprowadzić odpowiednie procedury, by jeniec mógł zostać uwolniony. – Podniósł się z kolan, a Pięknisia wzdychając i kiwając przecząco głową odeszła. Szkoda, przy niej się czułem bezpieczniej, a same myśli o dyrektorskich procedurach powodowały we mnie mieszane odczucia.

To co jednak było dla mnie największą zagadką to poszanowanie dla Shine'a. To wywarło na mnie największe zdumnienie, po prostu nie mogłem pojąć tego, że inkwizytor bez żadnych oporów zanosi mnie do gabinetu... Chyba, że...

Nie, nie miałem ochoty nawet myśleć o tym, że głupia Error siedzi za biurkiem. Właściwie to podejrzewałem Ruti, bo rudzielec wcześniej coś o niej wspominał, tylko co by w takim razie robił Thaddeus niosąc mnie do biura?

Przekonałem się gdy tylko otworzył drzwi i nie grzesząc siłą rzucił mnie na biurko, znowu syknęłem z bólu. Takie rzucanie moją osobą nie było dla mnie zbyt miłym uczuciem.

Spojrzałem na kogoś kto siedział na krześle dyrektora. To była Ruti, tylko że ubrana w jaskrawe, indiańskie łachmany, aureolą nad głową i połamanym krzyżem wymalowanym na czole.

Thaddeus klęknął przed nią, a mi było przykro, że nie mogłem na samym początku spotkać kogoś milszego albo chociaż względnie normalniejszego, na przykład taka Tori lub Solen... Ewentualnie Zenon, z Gabi bym się chyba nawet mocniej cieszył.

– Jestem głosem bożym dającym ułaskawienie grzesznikom oraz jasnowidzem jasno widzącym przyszłość. – Ruti powiedziała, a jej oczy zaświeciły się na złoto. – Jestem również Aniołem Stróżem Thaddeusa Johana Madderdina.

Co kurwa.

– Moim obowiązkiem jest wyplenić nasienia bezbożności takie jak ty! – Wstała i kopnęła o dziwo nie mnie, ale inkwizytora, a następnie wbiła mu kilka sztyletów w żebra bo czemu nie. Thaddeus przyjął to jak grzeczny piesek, bo uznał to za jakąś metodę rozgrzeszenia.

Wszystko fajnie i niech się dzieje co się dzieje, ale chciałem sobie iść już stamtąd, więc rozejrzałem się po biurze i ujrzałem uśmiechniętego Shine'a masturbującego się do mojego widoku.

– Ej rozwiążesz mnie? – zapytałem się go, a on mi przytaknął i mnie uwolnił.

Jak najszybciej ulotniłem się z gabinetu, a w mojej głowie działy się starszne myśli. Otóż zapomniałem po co tu tak naprawdę przyszedłem. Ta boska Ruti była bardzo dziwna, ale może udawała bo chciała zrobić pranka przyszłemu mężowi. Nie wiem.

Wyszedłem z akademii nie chcąc być ponownie narażonym na śmierć, gwałt i inne tym podobne.

Jak sobie tak teraz pomyślę, to nawet już idąc do niej popędzał mnie jakiś szatan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro