A Szajn nadal w wojsku...
Długo płakałem wtulony w Lily. Ona w końcu też zaczęła płakać. Ja zmęczony tym wszystkim zemdlałem, a mała musiała wołać pielęgniarkę.
Obudziłem się na dobrze mi znanym szpitalnym łóżku, a z boku siedząc na wysokim krześle spoglądała na mnie Lily. Była smutna i widać było, że z jej oczu jeszcze niedawno lały się łzy. Trzęsła się trochę, a w jej oczach widać było strach oraz smutek. Uśmiechnąłem się blado, bo nie chciałem żeby było jej smutno. Też się do mnie delikatnie uśmiechnęła.
- Obudził się! Obudził! - wykrzyczała radosna i zeskoczyła z krzesełka - Pielęgniarko, on się obudził!!! - pociągnęła ją za fartuch lekarski.
- Wow - Harley spojrzała na mnie z serdecznym uśmiechem - No chłopie, w końcu... Leżałeś tu tydzień, a młoda przychodziła o ile tylko mogła, był tu jeszcze jakiś inny typ i kazał ci to dać - wręczyła mi małe pudełeczko, a ja je otworzyłem. Znajdowała się w nim seksowna bielizna damska, której używa się w celu większego podniecenia partnera.
W tym pudełku był też liścik, o takiej treści:
Jak przyjdę, to lepiej, żebyś miał to na sobie.
Tym razem byłem mądry i nie przeczytałem nic na głos. Szybko zamknąłem pudełko i odstawiłem na półeczkę.
- Czemu tydzień? - zapytałem się zdziwiony, że tak długo tu leżałem.
Harley usiadła na krześle, posadziła Lily na swoich kolanach i zaczęła mówić:
- Jakby ci to powiedzieć, miodku... Dostałeś zawał. Raczej pierwszy w swoim życiu. Musieliśmy wzywać profesjonalnego lekarza, bo jak straciłeś przytomność to musiałeś nieźle upaść, bo potrzaskałeś sobie czaszkę...
Zamurowało mnie. Wiedziałem, że jest źle, ale żeby aż tak?
- Dobrze, że nic ci nie jest Shine - powiedziała Lily - Ale nie wolno ci się przemęczać - ziewnęła w tym momencie.
- Ty też się nie przemęczaj...
- Dobrze, Shine! - zasalutowała mi i wyszła z pokoju informując, że idzie spać.
- Tobie też przyda się odpoczynek - Harley przykryła mnie kołdrą (dopiero wtedy skapnąłem się, że leżę w samych bokserkach), wyszła i zgasiła światło.
Nie było aż tak ciemno. Zdjąłem więc bokserki i ubrałem na siebie seksowną bieliznę z pudełka. Nie czułem się w niej dobrze, zwłaszcza, że nie wiedziałem co znów mój cudowny kolega kombinował.
Gdy tylko się w to ubrałem, usłyszałem ciche stąpanie, aż w końcu Sky zapalił światło.
- Masz to co ci dałem? - zapytał sucho, a ja nieśmiało pokiwałem głową twierdząco - Naprawdę? Pokaż!
Powoli odsłoniłem ciałko z pod kołdry. Pupka bolała mnie już na sam widok tego chłopaka.
- Spokojnie, Shy - Sky zaczął coś gadać i wlazł mi do łóżka - dobrze wiesz, że nie byłoby tak nieprzyjemnie gdybyś posłał jakiś liścik po tę dziwkę... - zaczął głaskać mnie po włosach - Jesteś naprawdę uroczy i chętnie kochałbym się z Tobą delikatniej, ale niestety, dopóki nie dostanę w ręce tej błazenki, dopóty jak najbardziej będę się starał, abyś ją tu jakoś przywołał... - zaczął bawić się gumką od stringów, tak że trochę bolało. - Czemu nic nie powiesz? Odkąd pamiętam zawsze byłeś taki uroczy i słodki... No powiedz, nie chciałbyś żyć normalnie? Możesz tak przecież, ale tylko sprowadź do mnie dziewczynę. Mogę załatwić ci wyjście z tego wojska! - położył się na mnie okrakiem i chyba przypadkowo pchnął kolanem moje krocze - TYLKO DAJ MI TĄ DZIEWCZYNĘ!
Przestraszyłem się, bo on serio ma jakąś manię na jej punkcie. Widziałem w jego oczach tą wielką chęć wyrządzenia jej jakiejkolwiek krzywdy. Bałem się bardzo. Ale nie należę do tych co wydają przyjaciół dla własnego dobra. Poza tym chyba z jakiegoś powodu jeszcze żyję i zawał mnie nie uśmiercił, co?
Sky po ogłoszeniu swojej jakże cudownej mowy o tym, że chce Rejoke zaczął się do mnie dobierać... Myślę, że możecie się domyślać jak to się skończyło.
Leżałem nagi w spermie Sky'a. Gdy wyszedł umyłem się szybko i poszedłem spać. Nie jestem pewny czy moja pupa to wszystko wytrzyma.
- Hej... - poczułem szarpnięcie za rękę - Spokojnie, nic ci nie zrobię.
Z mojej dedukcji wynikało, iż jest noc, a więc Harley u Jokera, Lily śpi, a Sky nie byłby delikatny. Obróciłem się i zobaczyłem blondyna, który życzył mi tego, abym wrócił na sylwestra do domu.
- Musi być ci trudno... - odezwał się - Nie chcę cię skrzywdzić, ani nic podobnego. Przyszłam tylko pogadać i cię pocieszyć.
Zaraz
Coś mi nie pasowało.
W jego wypowiedzi.
Jego?
Powiedział "Przyszłam".
- Przyszłam? - wstałem i ogarnąłem, że jestem nagi, więc zasłoniłem się kołdrą i położyłem na nowo.
- Tak, przyszłam. To ja jestem kobietą, podającą się za mężczyznę - muszę przyznać, że się tego nie spodziewałem, bo była o wiele bardziej męska ode mnie - Ale myślę, że nikomu o tym nie powiesz.
- Oczywiście. Będę milczeć.
- Ty bardzo często milczysz - zaśmiała się, wyjęła ukryte pod mundurem, bardzo długie włosy (jak Roszpunki!) i rozpięła mundur - Wybacz, że robię to przy tobie... - przebrała się w sukienkę, którą chowała też gdzieś pod mundurem - Ale lubię czasem być sobą.
- Lubisz sukienki? - zapytałem i to chyba było jedno z najbardziej bezsensownych pytań jakie komukolwiek zadałem.
- Bardzo lubię. Ty pewnie tęsknisz za jakimś eleganckim garniturem - dotknęła mojej twarzy, bardzo delikatnie - albo po prostu wygodnymi rzeczami, prawda?
- Mundur chyba jednak nie jest dla mnie...
- A powiedz mi proszę... Jak się tu znalazłeś? - widać było, że jest bardzo ciekawa tej informacji.
- Za karę... - zawstydziłem się.
- Nie wieżę, że tak uroczy gentelmen jak ty, mógł zrobić coś złego!
- A widzisz... Za dużo się puszczałem i za dużo zdradzałem...
- Ale tu jakoś nie sprawia ci to przyjemności... Więc o co chodzi?
- No widzisz, czasem się czegoś chce, czasem nie... Ale najważniejszy jest partner.
- A żałujesz, że zdradzałeś?
- Teraz żałuję, bardzo żałuję...
- Masz to ode mnie, napisz coś na szybko... - wręczyła mi kartkę i ołówek, a ja napisałem wiersz...
Jak ten pies skomlący wieczorem
Wołam do księżyca
Męczony własnym wytworem
W sercu śnieżyca
Nie pocieszają mnie pieniądze
Chcę do przyjaciół
Ich mam w najcejniejszej skarbonce
Chcę domowy rosół
Niewiele mi potrzeba
Dolary, euro czy inne franki
Z każdej strony Seba
Gdzie są koledzy i koleżanki?
Na nowo chcę na imperezy chodzić
Być jak każdy normalny
Beztrosko nic nie robić
Żeby mi wycofali ten proces karalny...
Dama w sukience odczytała go na głos. Wyglądała jak prawdziwy brylant, prawdziwy skarb... Olśniewające, blond włosy do podłogi, czerwona sukienka balowa i szare oczy wyglądały przepięknie...
- Twój wiersz jest bardzo ładny - powiedziała swoim równie pięknym, jak ona sama głosem, ale wiadomo, że przecież aby poznać prawdziwe piękno człowieka trzeba go bliżej poznać - Inni chłopcy napisaliby swój numer telefonu lub komplement dla tak ślicznej damy jak ja... A Ty napisałeś wiersz pełny tęsknoty... To bardzo urocze. Chciałbyś się ze mną stąd wyrwać? Wróciłbyś do bram, za którymi tęsknisz.
- Nie mogę...
- Dlaczego?
- Nie wiem, nie wiem, w którą stronę to jest, bo zasnąłem gdy kierowca mnie tu wiózł...
- Są mapy, na pewno się znajdziesz!
- A jak niby mielbyśmy stąd uciec?
- Zwyczajnie. Widziałam, że młoda cię lubi... Poprosisz ją o wyjście, a ona na pewno ci pozwoli!
- No nie wiem... Nie jest to przypadkiem wykorzystywanie młodych osób?
- TYPIE! Masz szansę, żeby się uwolnić!
- Nie krzycz... p-proszę
- Przepraszam... Jeśli chcesz tylko to pamiętej, że możesz liczyć na mnie - mrugnęła do mnie - Może teraz jest coś co bym mogła dla ciebie zrobić?
- Wyjaw mi swoje imię, proszę... Wyjaw.
- Angelica Morténso. Co ci się marzy?
- Marzy mi się... Mieć kogoś kto mnie pokocha... To chyba moje największe marzenie, bo nie ma innego żadnego tak niemożliwego...
- Uważasz, że marzenia są niemożliwe do spełnienia?
- Tak.
- A Ty jak się nazywasz?
- Shine.
- A nazwisko?
- Nie mam.
- Naprawdę? Oj, czuję nutkę kłamstwa...
- Okay, Shine Dent.
Angelica zaczęła tańczyć. Robiła to tak ślicznie i zgrabnie. Cudowna dama. Zachęcała do tańca. Na pewno wstałbym, gdybym nie był nagi i zmęczony. Boję, naprawdę boję się kolejnych dni w tym wojsku. Nawet mając przed sobą śliczną damę w tańcu, nie mogłem zapomnieć i tym, jak bardzo boli mnie pupa.
- Shine... A powiedz mi proszę, dlaczego Sky tak się uwziął na ciebie?
- Bo znam kogoś, kogo on nie lubi. - ugryzłem się w język żeby nie powiedzieć "na punkcie kogo ma manię i grzmoci mnie codziennie, żebym nie zapomniał jak to jest".
- Um.. Yhmm... - usiadła przy mnie i zaczęła nucić miłą dla ucha melodię.
- Chcę do przyjaciół... - polało się ze mnie kilka łez - Kiedy będę mógł wrócić? Kiedy?...
- Może ja już pójdę... Jak coś mogę być twoją nową przyjaciółką. - po tych słowach wyszła.
- Ale nie zostawię chyba wszystkich tak samych w akademii, prawda? Raczej nie rzucę tego tak nagle, ogłaszając, że wszystko skończone... Prawda? - mówiłem do siebie w panice.
Aż tu nagle ktoś przysiadł na moim łóżku. Cofnąłem się przestraszony.
- Wyluzuj troszkę, Alex jestem. Jestem duchem. Przyszedłem dać ci coś czego ci brakuje.
- Emm, dzień dobry.
- Jak masz na imię, stary? - duch wydawał się być bardzo wyluzowany.
- Moje imię to Shine.
- Więc będę ci mówił Shine. Słuchaj, mam do ciebie trzy takie pytanka. Mogę ci je zadać?
- Oczywiście, ale nie gwarantuję, że będę znał odpowiedź.
- Luz. Wyluzuj się Shine, spięty strasznie jesteś... Dobra, pierwsze pytanko: Wiesz kim jesteś?
- Eee... Dyrektorem Akademii Młodych Bohaterów, synem Barbie, chłopakiem, który lubi gotować i ścigać się szybkimi samochodami.
- Tolerujesz takiego siebie?
- Tak. Jednak chciałbym być lepszy.
- Więc nie pozwól nikomu zniechęcić cię do samego siebie. - duch wypił wodę z plastkiowego kubeczka - Jeśli uważasz, że to wojsko pomoże ci jakkolwiek być lepszym, to zostań w nim. Nie masz tu jednak wielu przyjaciół, za to możesz ich zdobyć. Dziewczyna proponuje ci ucieczkę, więc radzę się zastanowić. Jeśli zaś tu zostajesz... Może postaraj się tak bardzo nie ulegać Sky'owi...
- Dzięki za rady... Jesteś moim dobrym duchem?
- No, czymś w tym stylu... Ale pamiętaj, że ja nic ci nie sugeruję, tylko chcę abyś to przemyślał oraz postawił na swoim.
- Mówiłeś, że masz do mnie trzy pytania... Zadałeś dwa.
- Racja. To co teraz, ha? - i zniknął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro