I
- To co tam u ciebie? Nie widzieliśmy się od podstawówki, czyli jakieś... pięć lat? Kurczę, ale minęło. No w każdym razie na bank masz coś do opowiedzenia dawnemu kumplowi, nie? - brunet uśmiechnął się i wziął duży łyk z kufla, a ja tylko oparłem się o stół i westchnąłem.
- Szczerze mówiąc nie mam ci wiele do opowiedzenia. Prawie wcale się przez ten czas nie zmieniłem. No może oprócz tego, że teraz przynajmniej potrafię wyrwać jakąś fajną laskę - zaśmiałem się i również napiłem się ze swojego kufla.
Niby nie jestem pełnoletni, ale Shane to już prawny obywatel i powiedzmy, że przy okazji skorzystałem z jego przywilejów.
- Czyli rozumiem, że wyrosłeś z tekstów typu „Chodźmy do mnie, mała. I nie mów, że mała to jest moja pała, bo jak tylko ujrzysz tego ogiera, to od razu będziesz chciała brać u mnie lekcje jazdy" - powiedział Shane, udając mój dziecinny głos z podstawówki i patrząc na mnie zalotnym wzrokiem.
Nagle usłyszeliśmy cichy śmiech i obróciłem się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Niedaleko przy stoliku siedziały dwie dziewczyny. Wyglądały na starsze i widać było, że rozbawiła ich imitacja autorstwa mojego kumpla. Brunet siedzący naprzeciwko mnie również na nie spojrzał i uśmiechnął się miło. W tym samym momencie obie wstały i zaczęły iść w naszą stronę.
- Hej, jestem Mia - przedstawiła się brunetka i wyciągnęła rękę do Shane'a, który natychmiast ją ucałował - A to Lizzy - pokazała na stojącą obok niej uśmiechniętą rudowłosą, na co tamta tylko kiwnęła głową - Niezły z ciebie aktor. Chyba, że naprawdę używasz tych tekstów do podrywu - zaśmiała się.
- Nie, nie. Wzorowałem się na tym oto panu - pokazał na mnie, na co zakryłem dłonią twarz.
- To nie tak - odpowiedziałem natychmiast - Mówiłem tak, jak byłem w podstawówce.
Shane od zawsze był podrywaczem. Umiał zagadać do dziewczyny i w ciągu pięciu minut sprawić, żeby chciała się z nim jak najszybciej umówić. Ja byłem typowym outsiderem. Dopiero w gimnazjum przemogłem się i zacząłem rozmawiać z ludźmi, a szczególnie z dziewczynami. Pytałem je o wszystko. Co lubią u facetów, jakie prezenty lubią dostawać. Byłem typowym pupilkiem dziewczyn. Tak często spędzałem z nimi czas, że chłopaki ze szkoły zaczęli podejrzewać, że jestem gejem, ale moja pierwsza dziewczyna rozwiała ich podejrzenia.
- Pewnie każda dziewczyna na ciebie leciała - zaśmiała się brunetka i szturchnęła lekko Lizzy, jednak widać było, że dziewczyna nie jest tak bardzo towarzyska jak jej przyjaciółka.
- Może spotkamy się kiedyś we czwórkę i pogadamy na temat podbojów mojego kumpla - zaproponował Shane z uśmiechem.
- Bardzo dobry pomysł - krzyknęła Mia i klasnęła w dłonie.
Spojrzałem na rudowłosą stojącą obok i uśmiechnąłem się, na co dziewczyna zaczerwieniła się, lecz odpowiedziała tym samym. Nie rozumiałem dlaczego jest taka nieśmiała. Była naprawdę ładna. Jej falowane rudawe włosy sięgały jej do połowy pleców. Lekki makijaż i zwiewna zielonkawa sukienka sprawiały, że wyglądała naturalnie.
Nagle rozległy się pierwsze dźwięki „Havana" Camili Cabello. Mia sięgnęła do swojej torebki i wyjęła dzwoniący telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać - przeprosiła nas brunetka i odeszła w stronę drzwi.
Shane zwrócił się w stronę Lizzy i uśmiechnął się miło.
- Jak się bawisz, Lizzy?
- Em... Dobrze - uśmiechnęła się nieśmiało dziewczyna i cała poczerwieniała.
- Nie musisz być taka nieśmiała - uśmiechnął się Shane i złapał rudowłosą za rękę, na co dziewczyna spuściła nerwowo głowę.
- Shane, puść ją - powiedziałem ostrzegawczo, a chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Wyluzuj, stary - zaśmiał się brunet i puścił dziewczynę - Przecież nic nie zrobiłem.
- Dotknąłeś jej bez jej zgody - zauważyłem.
- Dotknąłem jej ręki, a nie... Nie wypada o tym mówić przy kobiecie - zaśmiał się nerwowo.
W tym momencie podeszła do nas Mia ze smutnym wyrazem twarzy. Trzymała w ręce telefon i spojrzała smutno na swoją przyjaciółkę.
- Przepraszam... Dzwoniła moja mama i powiedziała, że wie gdzie jesteśmy, i że jeśli natychmiast nie przyjdziemy do domu, to powie wszystko rodzicom Lizzy.
Uśmiechnąłem się ciepło i napiłem się piwa. Spojrzałem na dziewczyny i odłożyłem kufel.
- Nic się nie stało. Jeszcze będzie okazja, żeby się spotkać - mrugnąłem.
- Mam taką nadzieję - odezwała się nagle rudowłosa i spojrzała na mnie, na co wszyscy zareagowali lekkim zdziwieniem, a zwłaszcza Mia.
- Em... W każdym razie musimy już iść - powiedziała szybko brunetka, wzięła serwetkę z naszego stolika i zaczęła bazgrać coś na niej swoją szminką - Tu masz mój numer. Dzwoń jak tylko będziesz chciał się spotkać - mrugnęła dziewczyna.
Mia złapała szybko za rękę swoją towarzyszkę i wybiegła z nią z baru bez żadnego pożegnania.
- Ta brunetka była zajebista - mruknął nagle mój kumpel - Szkoda, że już poszła. Chętnie bym z nią pogadał na różne tematy - spojrzał na mnie zalotnie.
- Mi podobała się ta ruda. Była naturalna, a nie plastikowa jak te laski, z którymi się kiedyś umawiałeś - mruknąłem - Dalej się z takimi umawiasz? - prychnąłem.
- Coś ty. Przejrzałem już na oczy - zaśmiał się Shane.
- Skoro tak mówisz...
- Dobra. Nieważne. Wróćmy do ciebie. Mówiłeś coś, że teraz potrafisz wyrwać jakąś laskę. Masz jakąś na oku? - pochylił się w moją stronę i uśmiechnął się jak jakiś zboczeniec.
- Nie, po tym jak jedna zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem.
- Ajjj... Widzę, że nieźle się działo - skrzywił się i spojrzał na barmankę za ladą - Ale hej! Zawsze możesz spróbować podbić do tamtej chikity. Chociaż wątpię, że uda ci się cokolwiek od niej wyciągnąć. Wygląda na niedostępną - uśmiechnął się lubieżnie.
Obróciłem się i zeskanowałem wzrokiem szatynkę, po czym z powrotem popatrzyłem na Shane'a.
- Założymy się? - przybrałem minę zwycięzcy - Zaraz ci pokaże jak to robi profesjonalista. Jeden numer już załatwiłem.
- Poprawka. Ja załatwiłem
Wstałem i mrugnąłem do bruneta, po czym poprawiłem koszulę i sprawdziłem czy wszystko dobrze na mnie leży. Oj, leżało. Jak zwykle zresztą.
- No to idę - mruknąłem i ruszyłem w stronę lady, przy której siedziało kilku facetów.
Usiadłem na jednym ze stołków i położyłem ręce na blacie. Podniosłem jedną z nich i po chwili podeszła do mnie barmanka.
- W czym mogę pomóc? - oparła się o ladę uśmiechnęła się i spojrzała mi w oczy.
- Podobam jej się. Punkt dla mnie - pomyślałem i uśmiechnąłem się tak miło, jak tylko się dało.
- Poproszę sok porzeczkowy z wódką i ciebie do towarzystwa - poszerzyłem uśmiech, ukazując swoje zęby.
Dziewczyna zrobiła to samo i wystawiła rękę w moją stronę.
- Dokumenciki poproszę.
Wyciągnąłem z kieszeni swój dowód i wręczyłem go szatynce, która zaczęła go oglądać.
- Widzę, że osiemnastkę to ty będziesz miał za kilka miesięcy - pomachała dokumentem i podparła głowę na ręce - Przykro mi, nie sprzedam ci alkoholu, mój drogi - puściła mi oczko, rzuciła dowód na blat i zaczęła się cofać.
- Ej, ej. Zlituj się... Em... - zaciąłem się.
- Emma.
- Emmo - dokończyłem - To była wymówka, żeby tu podejść i z tobą porozmawiać, bo wydajesz mi się naprawdę interesującą i inteligentną dziewczyną.
Przez te lata nauczyłem się, że przy takich sytuacjach najważniejsza jest szczerość, bo dziewczyna widzi wtedy na czym stoi.
Emma zatrzymała się i popatrzyła na mnie chwilę.
- Można prosić?! - krzyknął jakiś nawalony facet niedaleko nas, na co szatynka szybko wyciągnęła karteczkę i długopis spod blatu i zaczęła coś na niej pisać.
- Zgadamy się jutro - powiedziała, położyła kartkę na ladzie i ruszyła w stronę klienta - Już idę!
Wziąłem papierek i odwróciłem go. Widniał na nim jej numer i emotka puszczająca oczko. Uśmiechnąłem się zwycięsko, schowałem dowód, zeskoczyłem ze stołka i ruszyłem z powrotem w stronę Shane'a. Rzuciłem mu świstek na stolik i położyłem ręce na biodrach.
- Muszę ci... - zaczął, ale mu przerwałem.
- Sprawdź.
- Ty szujo... - szepnął, kiedy spojrzał na kartkę.
- Mówiłem, że dam radę - zaśmiałem się - Co chciałeś powiedzieć tak w ogóle? - zapytałem.
- A, tak - brunet dopił ostatni łyk piwa i postawił kufel na blacie - Muszę już iść. Kumpel z pracy dzwonił do mnie i powiedział, że jakaś szycha przyjechała na firmę i na hali musi być jak najwięcej ludzi - westchnął - Chciałbym zostać dłużej, ale nie mogę stracić tej pracy.
- Spoko, rozumiem.
Shane pracuje w znanej firmie produkującej części do samochodów. Teraz ma szansę na awans i nie może popełnić żadnego błędu, bo inaczej jego plany związane z podwyżką szlag trafi.
- Dobrze było cię zobaczyć, Ethan. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie znowu się spotkamy. Narka - powiedział na odchodne, poklepał mnie po ramieniu i położył banknot dwudziestodolarowy na stoliku.
Stałem jeszcze chwilę, po czym ponownie usiadłem. Podparłem głowę na ręce i westchnąłem. Zacząłem myśleć o swoim życiu. Uczę się w zwykłej szkole, mam przeciętne oceny, zwykłych rodziców, zdradziła mnie dziewczyna. Ja to mam życie, nie ma co... Chciałbym, żeby było ciekawsze, no ale co ja poradzę? Wszyscy moi znajomi zadawali się ze mną tylko dlatego, że mam twarz i umiem poderwać laski. Odzywali się do mnie tylko jak mieli jakieś interesy. Miałem już tego dość, więc po prostu zacząłem ich ignorować i przestałem się do nich odzywać. Można się domyślić, że nie zareagowali na to najlepiej. Zaczęli mnie obgadywać i rozpuszczać o mnie ohydne plotki, jaki to ja jestem psychiczny i powalony. Można powiedzieć, że to mnie trochę umocniło. Stałem się pewniejszy siebie i przestałem przejmować się tym, co inni o mnie mówili. Chciałem po prostu mieć święty spokój.
Po dwudziestu minutach siedzenia i użalania się nad sobą w końcu wstałem i poszedłem zapłacić rachunek. Wyszedłem z baru i rozejrzałem się po ulicy. Było już ciemno, a najbliższa lampa była kilkanaście metrów ode mnie. Spojrzałem na niebo i ujrzałem miliardy gwiazd, co było rzadkim zjawiskiem, jeśli chodzi o Nowy Jork. Bar znajdował się w bocznych uliczkach, dzięki czemu nie było tu wielu aut i było dość cicho, nie licząc gwaru w budynku, z którego dopiero wyszedłem. Zegarek na moim nadgarstku wskazywał 00.24. Sięgnąłem do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnąłem paczkę papierosów i zapalniczkę, którą dostałem od taty na piętnaste urodziny.
Może to dziwny prezent, ale była to ostatnia rzecz, którą od niego dostałem. Dwa miesiące później umarł w wypadku, który spowodował pijany kierowca. Sąd skazał sprawcę tylko na dwa lata więzienia. Pisali w gazetach, że wyrok jest za niski, ponieważ w wypadku była ofiara śmiertelna, ale nikt z tym nic nie zrobił. Podejrzewano nawet, że sędzia wziął łapówkę, ale niczego nie udowodniono.
Przejechałem palcem po wygrawerowanym na zapalniczce cytacie. „Piekło jest puste. Wszystkie diabły są tutaj." Kiedy byłem młodszy, często zastanawiałem się dlaczego mój ojciec ma wygrawerowane akurat to. W końcu stwierdziłem, że przejrzał na oczy i zobaczył jak wygląda prawdziwy świat. Był prawdziwym optymistą.
Wyciągnąłem papierosa z paczki, odpaliłem go i głęboko się zaciągnąłem. Spojrzałem ostatni raz na gwiazdy, westchnąłem, jednocześnie wypuszczając dym i ruszyłem ciemną uliczką. Zamiast iść prosto do domu skręciłem w lewo w stronę parku. Po chwili ujrzałem oświetloną ulicę i zielone drzewa parku po drugiej stronie. Z racji tego, że była to cicha okolica, na ulicy nie było żadnych aut. Przeszedłem więc powoli przez ulicę i udałem się do szerokiej bramy. Po kilku minutach znajdowałem się już w najciemniejszej części, gdzie co druga lampa była zepsuta przez okolicznych wandali.
Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Tak, jakby ktoś stłukł butelkę. Lekko się przestraszyłem, ale ciekawość zwyciężyła i ruszyłem w kierunku, z którego dobiegł odgłos. Kolejna butelka. Ręce zaczęły mi drżeć, jednak nieustępliwie szedłem dalej. Dotarłem do małej polanki w centrum parku i ujrzałem stos butelek, słoików i innych szklanych przedmiotów. Wokół sterty krzątała się jakaś ciemna, przygarbiona postać. Sapała ciężko jakby ze zmęczenia i rozrzucała butelki na wszystkie strony. Wydawało się, że czegoś szuka.
- Gdzie to jest?! - ryknęła zachrypniętym głosem postać, rzucając za siebie kolejne szkło.
Głos wydawał się męski, jednak sylwetka nie wyglądała na ludzką. W momencie, kiedy zacząłem zastanawiać się co dokładnie się przede mną znajduje, chmury się rozstąpiły i księżyc oświetlił polankę. Moim oczom ukazała się na pierwszy rzut wydłużona, o ostrych zarysach szczęka. Oczy stworzenia błyszczały, odbijając nocne światło i powodując dreszcze na mojej skórze. Jego niską postać przysłaniał czarny płaszcz ze zdjętym kapturem.
Wciągnąłem powietrze z zaskoczenia i cofnąłem się, co było bardzo złym pomysłem. Przypadkowo nadepnąłem na leżącą za mną gałązkę i po okolicy rozległ się cichy trzask. W tym samym momencie monstrum odwróciło się w moją stronę, dzięki czemu mogłem się mu dokładniej przyjrzeć. Gniewne teraz oczy patrzyły centralnie na mnie. Potwór zaczął się kierować ku mnie, jednak nagle zerwał się silny wiatr. Stwór zatrzymał się i ryknął głośno, ukazując przy tym swoje ostre zęby. Wiatr wiał coraz mocniej, przez co musiałem zakryć oczy ręką. W jednej sekundzie wszystko ucichło. Usłyszałem tylko cichy szelest i odsłoniłem swój wzrok.
Przez chwilę stałem w kompletnym szoku i nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie stało. Przede mną rozciągał się zielony plac. Czysta polana. Stos butelek zniknął wraz z krzątającą się wcześniej przy nim postacią. Było tak cicho, że słyszałem każde uderzenie swojego serca.
Przykucnąłem i przeczesałem swoje włosy. Starałem się uspokoić i zwolnić swój oddech, żeby zrozumieć co się właśnie stało.
- Czy to przez alkohol? - pomyślałem, jednak od razu wyrzuciłem to z głowy - To niemożliwe. Wypiłem tylko jedno piwo. Aż takiej słabej głowy nie mam, żeby mieć jakieś pieprzone halucynacje po jednym piwie.
Uspokoiłem oddech i powoli się podniosłem. Odetchnąłem głęboko i sięgnąłem do tylnej kieszeni swoich spodni aby wyjąć moją ukochaną paczkę. Wyjąłem również zapalniczkę i odpaliłem kolejnego papierosa. Zaciągnąłem się i spojrzałem w stronę miejsca, gdzie jeszcze kilka minut temu znajdował się niski, przygarbiony stwór. Zamknąłem oczy, zaciągnąłem się kolejny raz i ruszyłem w stronę oświetlonej alejki, a stamtąd już do domu.
Przez całą drogę myślałem o tym, co się stało i nie mogłem wymyślić teorii, która by to wyjaśniła. Jednym słowem, mój mózg to była jedna, wielka breja. Cokolwiek to było, nie było normalne.
W końcu moim oczom ukazał się podniszczony i stary blok. Świeciło się tylko w jednym mieszkaniu, z którego dobiegała również muzyka.
- Widzę, że u nich jak zwykle impreza. Jebani studenci - mruknąłem i ruszyłem w stronę klatki.
Wpisałem kod i otworzyłem drzwi, kiedy rozległ się sygnał. Zmęczony ziewnąłem i złapałem się poręczy. Zacząłem wlec się po schodach i mogłem się założyć, że w tamtym momencie wyglądałem jak jakieś zombie, pragnące ludzkiego mózgu. Jednak marzyłem tylko o łóżku i spokojnym śnie.
- Dlaczego muszę mieszkać na piątym piętrze, no ludzie.
Na klatce było słychać tylko cichą muzykę, co sprawiało, że każdy mój krok wydawał się tak głośny, że bałem się, że mogę kogoś obudzić. Nie zwracałem jednak na to uwagi, ponieważ myślałem tylko o moim ciepłym łóżku. Kiedy już stanąłem przy drewnianych drzwiach, zacząłem przeszukiwać swoją kurtkę w poszukiwaniu kluczy. Znalazłem zapałki, telefon, ulotkę z pizzerii, a nawet okulary, ale kluczy nie było. Przestraszony zacząłem przeszukiwać kieszenie spodni. W przedniej znalazłem to, czego szukałem. Czułem się tak, jakbym wygrał na loterii. Włożyłem klucz do zamka, przekręciłem i wszedłem do mojego kochanego mieszkanka. Zamknąłem za sobą drzwi i zacząłem się rozbierać. Powiesiłem kurtkę na wieszaku i położyłem buty na podłodze. Ruszyłem do swojego pokoju, wziąłem czystą bieliznę i poszedłem do łazienki. Jak tylko wszedłem pod prysznic, poczułem, że każdy mój mięsień się rozluźnia. Wykąpałem się, ubrałem i wycierając głowę ręcznikiem, udałem się do salonu. Włączyłem światło i to, co ujrzałem totalnie wytrąciło mnie z równowagi.
- Kurwa, znowu?! A było już tak pięknie do jasnej cholery! - krzyknąłem i rzuciłem ręcznik na ziemię.
Przede mną na mojej kanapie leżał rozwalony jakiś mężczyzna, który przez mój krzyk obudził się i patrzył teraz prosto na mnie. Nieznajomy przeczesał włosy i uśmiechnął się.
- Nie spinaj się tak. Szczerze mówiąc liczyłem na lepsze przywitanie - powiedział brunet i wstał, wzdychając przy tym. Mężczyzna był ode mnie trochę wyższy, przez co trochę się zaniepokoiłem i cofnąłem - Co za ciota... Spokojnie, człowieku.
Spiąłem się i spojrzałem na niego gniewnie. Jak on śmiał mi mówić, żebym był spokojny? To chyba wiadome, że jestem wkurwiony. Kto by na moim miejscu nie był? Nie dość, że miałem jakieś powalone zwidy w parku, to jeszcze jakiś gościu włamał mi się do mieszkania i każe mi się uspokoić.
- Jakie "spokojnie"? Co robisz w moim mieszkaniu?! - krzyknąłem wściekły i zbliżyłem się pewnym krokiem do włamywacza - Masz stąd natychmiast wyjść, bo wezwę policję i już nie będzie tak kolorowo.
- Luzuj, dziewczynko. Radzę ci rozluźnić te stringi, bo chyba już nie wyrabiasz - zaśmiał się mężczyzna i wystawił rękę w moją stronę - Siema, Azazel jestem - przedstawił się.
- Ćpałeś coś? Co to w ogóle za imię? - prychnąłem i zamiast podać mu rękę, skrzyżowałem ręce na piersi.
- Ekhem... Powiedzmy, że to taki pseudonim artystyczny - opuścił rękę - Jestem Adam.
- Wszystko fajnie i w ogóle, ale mógłbyś mi, do cholery, powiedzieć co tu robisz?
- Spałem jak już zdążyłeś zauważyć - prychnął.
- Nie wkurwiaj mnie nawet, tylko mów co tu robisz - warknąłem - Jak ty się tu w ogóle dostałeś? Drzwi były zamknięte.
- Przez balkon oczywiście. Najszybszy sposób, żeby dostać się do czyjegoś mieszkania - nieznajomy uśmiechnął się i wskazał na otwarte drzwi prowadzące na balkon w rogu pokoju - Dobra, nieważne. Miło się gadało, Ethanie, ale robotę zadaną trzeba wykonać - powiedział Adam, sięgnął do tyłu i wyjął sztylet z posrebrzaną rękojeścią.
Stanąłem w miejscu i momentalnie przestałem oddychać. W momencie, w którym ujrzałem sztylet, całe powietrze przestało dla mnie istnieć. Patrzyłem to na sztylet, to na twarz Adama rozciągniętą w złowieszczym uśmiechu.
- Wow, chwila, kolego - powiedziałem cicho i zacząłem się nerwowo śmiać - Spokojnie, nie tak nerwowo - wyciągnąłem rękę przed siebie.
- Ależ ja przecież jestem spokojny, dziewczynko - mężczyzna uśmiechnął się miło i westchnął, po czym podniósł sztylet i zaczął badać jego ostrze wzrokiem - Wcale nie chcę cię zabijać, ale co ja poradzę? Taka robota i tyle.
Cofnąłem się i zacząłem patrzeć na Adama w zupełnie inny sposób. Z przerażeniem. Każdy włos stanął mi dęba i dreszcze ogarnęły moje ciało. Zacząłem drżeć i oczy mi się zaszkliły. Może i jestem facetem, ale w obliczu śmierci nie czułem się już taki męski i odważny, jak wcześniej.
- Bierz co chcesz, tylko mnie nie zabijaj. Proszę... - szepnąłem, jednak brunet zaczął się tylko głośno śmiać i wytarł nieistniejącą łzę.
- Rozjebałeś system, kolego. Niczego od ciebie nie chcę... - przerwał i udawał, że się zastanawia - ...no może oprócz twojego życia - zachichotał - Kurwa, ale ze mnie śmieszek. Dobra, powaga - odetchnął - Poczujesz tylko lekkie szczypanie - puścił oczko.
Zacząłem się szybko cofać, jednak w tym samym momencie Adam podniósł rękę, w której trzymał sztylet, zamachnął się i rzucił nim prosto w moją pierś. Otwarłem szeroko oczy, zachwiałem się i spojrzałem z niedowierzaniem na swoją klatkę piersiową, z której wystawała teraz tylko posrebrzana rękojeść. Złapałem za nią i momentalnie z moich oczu popłynęły łzy. Cofnąłem się prosto na ścianę i zjechałem po niej, zostawiając na białej farbie gigantyczną czerwoną smugę. Próbowałem wyciągnąć ostrze, jednak nie traciłem siły i nie mogłem już nawet unieść rąk. Spojrzałem z rezygnacją na nieznajomego idącego teraz w moją stronę. Kiedy już był tuż przy mnie, pochylił się i zbliżył usta do mojego ucha.
- Miłej podróży, dziewczynko.
><><><><><><><><
Jest i pierwszy rozdział! Od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się kolejny. Na razie chciałabym usłyszeć wasze opinie na temat tego rozdziału. ;) Dajcie znać jak wam się podoba i co zmienić, żeby mógł być lepszy. <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro