6- To znaczy, że to nie ON?
Erza po powrocie do domu zawołała Ayano i razem wyszły nie zważając na deszcz. Nie zaszczyciła Jellala nawet jednym spojrzeniem, a na do widzenia powiedziała po prostu „cześć". Był zaskoczony reakcją dziewczyny. Czyżby, aż tak się speszyła tym pocałunkiem? Ale także był zły na brata za wcześniejsze zachowanie. W momencie w którym drzwi za nimi się zamknęły Jellal od razu naskoczył na młodszego.
- Co to w ogóle miało znaczyć?! Nie mieliście co robić?! Tylko podglądać starszych?!
- Wyluzuj starszy bracie, to przecież nic wielkiego. Swoją drogą nie sądziłem,że tak szybko się za nią zabierzesz. Szybki jesteś.
- Nie denerwuj mnie młody, nie widziałeś jak szybko wyszły?
- Faktycznie mogłyby posiedzieć dłużej, ale przecież mówiły, że mają coś do załatwienia, nie?- spojrzał na niego z kompletnym brakiem zrozumienia
- Wierzysz w to?
- Teraz jak o tym wspomniałeś to Ayano faktycznie zaczęła się jakoś dziwnie zachowywać. Ale ładna jest przyznaj, nie?- natychmiast zmienił temat na bardziej interesujący.
- Ładna to za mało powiedziane, jest jedną z najpopularniejszych dziewczyn w mojej szkole.
- Taak- mruknął z rozmarzeniem- zaraz... w twojej szkole?
- Tak.
- Czekaj o kim ty mówisz?
- O Erzie rzecz jasna a ty?
- O Ayano... chwila ta Erza wpadła ci w oko, co?- puścił do niego oczko
- No, tobie na młoda również- odgryzł się starszy brat
- Ayano jest wyjątkowa.
- Jak widać u nich to rodzinne- tym akcentem zakończyli rozmowę.
***
Lucy wpadła do domu cała roztrzęsiona. Cały czas się trzęsła zarówno w zimna, jak i z nerwów. Nie mogła uwierzyć w to co wydarzyło się na cmentarzu. Przez lata szukała winowajcy, a teraz okazuje się, że przez jakiś czas miała go tuż pod nosem. Może to i dziwne,ale sądziła, że kiedy w końcu go zobaczy to wyczuje, że to ON. A teraz okazuje się, że jednak się nie zorientowała. Podejrzewałaby Natsu o praktycznie wszystko, ale nie o to, że był sprawcą wypadku.
Po podjechaniu autobusem nie wróciła od razu do domu, gdyż obawiała się tego, że może zastać w nim tatę. Co prawda z reguły nie zwracał na nią uwagi, ale sądziła, że gdyby zobaczył ją w takim stanie mógłby jednak zainteresować się tym co się stało, a w tym stanie nie potrafiłaby wyrzucić na twarz swojego wypracowanego uśmiechu i udawać, że wszystko jest w porządku, tak jak robiła to na co dzień. Wiedziała, że po osiemnastej Heartfilia ma jakieś spotkanie biznesowe dlatego do tego czasu tułała się po pobliskim parku.
Z czasem nieźle się rozpadało, dlatego też była całkowicie przemoczona. Miała to szczęście, że nikogo nie napotkała na swej drodze. Wolała sobie nawet nie wyobrażać tego, co by się stało, gdyby spotkała znajomych ze szkoły. To byłby szok dla wszystkich, że wiecznie szczęśliwa i uśmiechnięta Lucy ma jakiś problem.
Wbiegła do pokoju, ściągnęła z siebie mokre ubranie i rzuciła na podłogę, a torebkę na łóżko. Weszła do łazienki, pod prysznic i puściła gorącą wodę. Przyjemne ciepło rozchodziło się po całym jej ciele dając ukojenie. Marzyła jedynie o tym by wszystkie zmartwienia i troski spłynęły do kanału wraz z wodą.
Po chwili udało jej się trochę uspokoić. Wykąpała się, umyła włosy i wyszła z łazienki zawijając włosy w turban. Nie była typem bałaganiary, lecz widząc porozrzucane ubrania na podłodze postanowiła zabrać je później. Teraz była zbyt wykończona, by zajmować się czymkolwiek. Usiadła na łóżku i wyjęła z torebki komórkę. Na wyświetlaczu zobaczyła piętnaście nieodebranych połączeń, pięć od Greya i dziesięć od jakiegoś nieznanego numeru. Postanowiła nie oddzwaniać do Greya, gdyż po jej głosie od razu zorientowałby się, że coś jest nie tak i pomimo tego, że bardzo potrzebowała, żeby ją teraz przytulił nie zamierzała wplątywać go w tą całą sytuacje, dopóki sama jakoś tego wszystkiego nie ogarnie. Napisała mu więc sms
Cześć Kochanie, przepraszam, że nie odbierałam, ale byłam na cmentarzu, więc wyciszyłam telefon, a potem zapomniałam z powrotem włączyć dźwięk. Wiesz co, nie czuje się najlepiej, więc nie dzwoń już dzisiaj, bo zamierzać położyć się spać. Jak było na meczu? Mam nadzieję, że wygraliście ;-). Kocham cie :* Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Jezu Lu, jak dobrze, że nic Ci nie jest. Wydzwaniam cały dzień, nie masz pojęcia, jak bardzo się martwiłem!Nigdy więcej mi tak nie rób! Skoro nie czujesz się najlepiej to faktycznie się trochę prześpij i odpocznij, zadzwonię jutro, też Cie kocham, śpij dobrze.
Po chwili wybrała nieznany numer. Pomyślała,że to mógł dzwonić jej tata. Telefon mógł mu paść i dlatego pożyczył telefon od znajomego. Po trzech sygnałach odezwał się głos, który zmroził jej krew w żyłach.
- Halo?- Po chwili znów
- Halo? Jest tam kto?
- Lucy? Lucy jeśli to ty to proszę cie spotkaj się ze mną. Wszystko ci wyjaśnię, to nie tak jak myślisz ja naprawdę nie....- rozłączyła się. Nie miała pojęcia dlaczego w ogóle nie zrobiła tego od razu, ale kiedy usłyszała jego głos po drugiej stronie całkowicie zamarła. Znów zaczął dzwonić, więc odrzuciła połączenie. Z powrotem wyciszyła telefon i weszła pod kołdrę. Skąd on w ogóle ma mój numer? Po tej myśli sen porwał ją w swoje objęcia.
Następnego dnia rano obudziła się o siódmej, jak zawsze. Zaskoczyło ją to, że nie obudziła się wcześniej oraz, że przespała całą noc. Musiała być naprawdę wykończona, żeby spać przez dwanaście godzin bez przerwy. Sięgnęła po komórkę leżącą na szafce nocnej i sprawdziła połączenia. Dwadzieścia nieodebranych połączeń od nieznanego, już znanego numeru. Wydzwaniał do niej do godz. 22:00. Jak to miło z jego strony,że pomyślał iż później mogłam iść spać- pomyślała ironicznie. Zapisała go w kontaktach jako „Namolny", żeby wiedzieć od kogo nie odbierać.
Ubrała się i uczesała, była wdzięczna za to, że posiadała taki gatunek włosów, iż słowo „kołtun" był dla niej zupełnie obcy. Poranna toaleta zajęła jej z jakieś pół godziny, po czym zeszła na dół zrobić śniadanie. Jej taty już nie było, albo jeszcze, nie była pewna. Postanowiła zrobić sobie owsiankę z truskawkami, korzystając z tego, że miała dziś więcej czasu. Od momentu otworzenia oczu odwlekała ten moment, ale teraz, kiedy krzątała się po kuchni pozwoliła sobie na zastanowienie się nad wczorajszym odkryciem.
Wciąż nie była pewna co powinna zrobić. Jeśli pójdzie z tym na policje to nie ma żadnych dowodów, by udowodnić winę chłopaka. Gdyby powiedziała o tym tacie to z pewnością natychmiast powziąłby jakieś kroki prawne,a sytuacja z dowodami by się nie zmieniła. Chciała się z kimś tym podzielić, chociażby z Greyem, czy Levy, ale obawiała się tego, że w ten sposób ich narazi.
Grey z pewnością nie zachowałby tego dla siebie, pierwszą rzeczą jaką by zrobił do rzucenie się na Dragneela, a Leviś może i zachowałaby tajemnice, ale z pewnością nie potrafiłaby zachowywać się przy Natsu zwyczajnie, gdyż nigdy nie była dobra w kłamaniu lub ukrywaniu czegokolwiek, a Salamander z pewnością by się zorientował. Muszę jakoś sprytnie wyciągnąć z niego te informacje, ale tak, żeby się nie zorientował. Nie specjalnie podobał jej się ten pomysł, gdyż oznaczało to, że będzie musiała spędzić z chłopakiem trochę więcej czasu, poznać go i zdobyć jego zaufanie.
To nie będzie proste zadanie, ponieważ będzie musiała być dla niego na tyle tolerancyjna by myślał, że go lubi. Jak mam być miła dla mordercy mojej mamy? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie, lecz postanowiła spróbować. W sumie to nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania. Wystarczyłoby jakoś chytrze wyciągnąć od niego nazwiska znajomych,którzy coś wiedzą na ten temat, a później już z górki. Starała się myśleć optymistycznie.
Po śniadaniu wsadziła naczynia do zmywarki i postanowiła poczytać lekturę. Zajęło jej to z jakieś półtorej godziny, ale i tak nie specjalnie udało jej się skupić na książce. Postanowiła więc pójść na siłownię, która mieściła się niedaleko. Jak pobiegam trochę na bieżni to może będę w stanie szybciej zebrać myśli i obmyślić jakiś plan. Poszła na górę, przebrała się z dres, zabrała ze sobą potrzebne rzeczy i wyszła z domu. Postanowiła, że zamiast pojechać autobusem przebiegnie się trochę w formie rozgrzewki.
Po pół godzinie była już na miejscu. Ćwiczenia rozpoczęła od robienia brzuszków, potem szybka przejażdżka na rowerku, następnie na stepie, a na koniec bieżnia. Od razu włączyła średnią prędkość i zaczęła ćwiczyć. Nie minęło nawet dziesięć minut, a usłyszała, że ktoś ją woła, ale uznała, że musiała się przesłyszeć, gdyż Grey o tej godzinie trenował, a jej przyjaciółki raczej omijały tego typu miejsca.
- Lucy- znów usłyszała. Uznała, że chyba tak źle jeszcze z nią nie jest, aby słyszeć nieistniejące głosy, więc obróciła się przez ramię i zobaczyła, jak niecałe dwa metry od niej Natsu podnosi ciężary. Był bez koszulki, mokry od potu, a jego mięśnie brzucha były idealnie wyeksponowane. Bicepsy i tricepsy uwydatniały się przy każdym jego ruchu. Mimo woli zauważyła jak kilka dziewczyn wzdychało na jego widok i chichotało. Od niechcenia przypomniała sobie całkiem wyraźnie jak sama dotykała tych mięśni, kiedy podwoził ją do domu.
Obróciła się z powrotem i włączyła szybsze tempo, zupełnie jakby to miało pomóc jej od niego uciec. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń, aż się wzdrygnęła i pisnęła. Zeszła z bieżni i rozejrzała się w okół. Wszyscy teraz przyglądali się tej dwójce. Natsu stał niecałe pół metra dalej z ręką, która zawisła mu w powietrzu zapewne ze zdziwienia reakcją dziewczyny.
- Lucy?- powiedział niepewnie i opuścił rękę
- Czego chcesz?!- warknęła
- Chce tylko porozmawiać- odpowiedział spokojnie. Wyglądał zupełnie tak, jakby usiłował uspokoić rozwścieczone zwierze, co wyprowadziło ją z równowagi jeszcze bardziej.
- Odebrałam chociażby jeden z twoich telefonów?!- zastanowił się przez chwile, po czym z lekkim uśmiechem odparł
- No w sumie to jeden tak.
- Bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ty!
- Lucy...
- Czy ja wyglądam na osobę, która chce z tobą gadać?!- cały jej plan wziął w łeb, ale nie potrafiła się opanować. Wybiegła z sali i z obawy, że mogłaby zostać zamknięta z nim w windzie wybrała schody. Nagle poczuła szarpnięcie do tyłu, nie było mocne, ale i tak omal się nie przewróciła.
- Czego chcesz?!
- Chce tylko wyjaśnić...- weszła mu w słowo
- Mam w nosie twoje wyjaśnienia nie rozumiesz?! Odebrałeś mi najważniejszą w życiu osobę!- czuła, że do oczu napływają jej łzy. Nie ma mowy, nie rozpłaczę się przy nim, nie dam mu tej satysfakcji! Przygryzła wargę i wyszarpnęła rękę z uścisku.
- Nie zabiłem jej!- krzyknął, a ona zatrzymała się w pół kroku, powoli obróciła się na pięcie i zmusiła się by na niego spojrzeć.
- Co?- zapytała tępo
- Naprawdę, nie zrobiłem tego- powiedział szczerze
- Nie wierzę ci.... W takim razie po co przyszedłeś na jej grób?- udało jej się zniżyć ton głosu do tego stopnia, by przestać krzyczeć
- Już ci mówiłem...czułem się winny.
- Teraz już kompletnie nic nie rozumiem- powiedziała zbita z pantałyku
- Byłem przy tym...widziałem wszystko...ale to nie ja prowadziłem- wyznał cicho
- Więc niby kto?
- Nie mogę ci powiedzieć, przepraszam- powiedział szczerze. A przynajmniej tak mogłaby uznać osoba, która go nie zna, ale ja się na to nie nabiorę! Gra, udaje, zupełnie jak farbowany lis. Zdecydowała jednak udawać, że ma pewne wątpliwości co do jego udziału w tym. Nie miała zamiaru się wydać z tym, że ani trochę mu nie wierzy.
- Słucham?
- Naprawdę nie mogę. To jest jedyna rzecz, której nie mogę ci powiedzieć.
- To po co w ogóle mi to mówisz, hm? Żeby się wybielić?
- Nie, ja tylko chciałem żebyś znała prawdę.
- Ta osoba zabrała mi kogoś najbliższego mojemu sercu, nie potrafisz tego pojąć?Może i to nie zbyt uczciwe zagranie, ale spróbuje go wziąć na litość.
- Rozumiem, ale ta osoba również jest mi bliska- tak do niczego nie dojdziemy- pomyślała
- Posłuchaj, muszę odkryć kto jest prawdziwym winowajcą. Jestem jej to winna i uda mi się, choćbym miała chodzić od drzwi do drzwi. Nie będę potrafiła ruszyć naprzód dopóki nie odkryje prawdy- dlaczego tak się przed nim uzewnętrzniam?- nie miała pojęcia,ale te słowa wyszły z niej same, praktycznie bez jej udziału. A on patrzył na nią i milczał. W oczach miał ten sam żal co wtedy na cmentarzu- jesteś naprawdę dobrym aktorem-pomyślała
- Cóż, jednak widzę, że ty mi w tym nie pomożesz- bez usłyszenia jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony obróciła się i wybiegła z budynku. Przebiegła dwie przecznice, dopiero po jakimś czasie odważyła się zerknąć czy za nią nie wybiegł. Zobaczyła jednak, że po za nią i panem wyprowadzającym psa, nie ma nikogo innego w pobliżu.
A więc to nie Natsu jest winny? W takim razie kto? A może różowowłosy kłamie? Czy Lucy odkryje prawdę, zanim będzie za późno?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro