Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4- Niespodziewane spotkanie

Po powrocie do domu dziewczyna wróciła do swojego pokoju, zamknęła się w nim i zabrała za lekcje i naukę. Przeczytała ładnych parę rozdziałów za dużo, żeby chodź na chwile oderwać się od wiecznie kłębiących się w jej głowie myśli.

Nie chciała się do tego przyznawać, ale mimo tego, że znała Natsu zaledwie kilka godzin, to z jakiegoś powodu zależało jej na jego opinii o niej. Nie mogła pogodzić się z tym, że ma ją za bogatą, zarozumiałą panienkę z bogatego domu, która jedyne co dostrzega to czubek własnego nosa- nawet mnie nie zna, jak śmie mnie oceniać?!- była zła, naprawdę zła. Nie zamierzała także tak tego zostawiać. Postanowiła, że udowodni mu, że się myli co do niej, a kiedy przyzna jej racje to zerwie tą znajomość.

To był plan, który miała zamiar zacząć realizować od przyszłego tygodnia. Jednak, aby trochę odizolować się od sprawy i za bardzo się nie zaangażować w jej „małą zemstę" postanowiła, że nie będzie o nim rozmyślać przez cały weekend. To będzie czas spokoju i relaksu. Może zaprosi przyjaciółki lub spędzi ten czas z Grey'em.

Zgłodniała, więc zeszła po schodach na dół i natknęła się na tatę siedzącego w jadalni. Jadł i sprawdzał coś na laptopie w międzyczasie.

- Cześć tato- przywitała się, mijając stół, podchodząc do kuchenki. W garnku była jeszcze zupa pomidorowa z poprzedniego dnia i leżące na patelni kotlety. Jude kiwnął do niej głową w odpowiedzi.

- Posłuchaj- zaczęła niepewnie dziewczyna- może wybrałbyś się ze mną dzisiaj do mamy?- Po przełknięciu tego, co miał w ustach powiedział swoim zwykłym „tonem rodzica".

- Lucy, dobrze wiesz, że pracuje, jestem zajęty, a po za tym zabierz te róże ze stołu, wiesz, że nie lubię tego zapachu- na potwierdzenie swoich słów przesunął wazon z kwiatami na drugi koniec stołu, jak najdalej od siebie. Już chciała powiedzieć- ale przecież mama kochała te kwiaty- ale ugryzła się w język.

Nie miała ochoty na kłótnie z nim. Poruszanie tematu Layli było dla niego na tyle ciężkie, że za każdym razem reagował gniewem. Heartfilia już o tym słyszała w szkole na psychologii- agresja przeniesiona- polega na tym, że człowiek wyładowuje negatywne emocje na otaczających go ludziach, o dziwo z reguły nie trafia na współpracowników, lecz na najbliższych do tego słabszych osobach- ja, więc jestem idealną kandydatką.

- W porządku, w takim razie sama pójdę- już zaczął otwierać usta by coś dopowiedzieć, więc odezwała się pierwsza- zabiorę kwiaty ze sobą, jestem pewna, że mama dużo bardziej ucieszy się z ich obecności niż ty- wypaliła, po czym pobiegła z powrotem do pokoju.

Zupełnie straciła apetyt, zadecydowała, więc, że poczeka na jego wyjście i dopiero wtedy poweźmie jakiekolwiek dalsze kroki. Korzystając z chwili czasu postanowiła wziąć gorący prysznic. Na samą myśl, że po raz kolejny musi odwiedzić mamę sama zrobiło jej się zimno od środka. Zastanawiała się, czy gorąca woda temu zaradzi.

Po długiej i odprężającej kąpieli ubrała się w zielony top, a do tego dżinsową spódniczkę i botki na obcasie, do tego pomarańczowy sweterek, który dostała od mamy i przypięła włosy spinkami w tym samym kolorze, tak by nie wpadały jej do oczu. Na cmentarzu zawsze marzła, więc narzuciła na siebie czarną skórzaną kurteczkę i zabrała torebkę pod kolor. Przeglądnęła się szybko w lustrze. Chciała wyglądać na jak najbardziej szczęśliwą tylko mogła, nie chciała by mama widziała ją smutną, czy zdołowaną.

Zgarnęła klucze i telefon komórkowy z szafki nocnej po czym zeszła na dół. Jak się domyśliła jej tata już wyszedł, na potwierdzenie tej myśli zostawił jej brudne naczynia w zlewie, ale podjęła decyzję, że później się tym zajmie. Jeszcze do niedawna mieli gosposię Aries, lecz jej tacie najwyraźniej nie bardzo odpowiadały jej uwagi na temat tego, jak wychowuje córkę. Poza tym jej syn,który wyprowadził się za granicę i niedawno założył rodzinę poprosił ją, aby zamieszkała z nimi w nowo urządzonym domu- całkiem to wygodne-pomyślała- babcia się zajmie dzieckiem, kiedy oni pójdą do pracy, dzięki czemu zaoszczędzą na niańce- Aries nawet dzwoniła kilka razy, aby dowiedzieć się, jak Lucy sobie radzi. Traktowała ją jak swoją wnuczkę, a blondynka, że nigdy nie miała babci, cieszyła się, że mogła mieć chodź przyszywaną, nawet jeśli nie trwało to długo.

Rodzice Layli zmarli jeszcze zanim się urodziła, więc nie zdążyła ich poznać, natomiast dziadkowie od strony ojca mieszkali za granicą i nie przejmowali się ani synem, ani wnuczką. Nie pojawili się nawet na pogrzebie jej mamy. Mieli żal do syna o to, że nie ożenił się z kandydacką, którą oni dla niego wybrali. Nigdy mu tego nie wybaczyli, a ta niechęć przeniosła się na resztę rodziny. Z resztą Lucy wcale nie miała ochoty poznawać kogoś komu na niej nie zależy. Bo po co jej taka rodzina?

Podeszła do stołu i pochyliła się nad nim, po raz kolejny wciągnęła zapach róż, wyciągnęła je ostrożnie, tak aby nie pokłuć sobie palców od kolców, zawinęła gałązki w papier i wyszła z domu.

Droga na cmentarz zajęła jej czterdzieści minut jady autobusem. W tę stronę nie jechało dużo ludzi, więc nawet udało jej się znaleźć miejsce siedzące.

Nekropolia znajdowała się na obrzeżach miasteczka. Zastanawiała się nad tym, czy jej tata kiedykolwiek przestanie reagować tak alergicznie na wspomnienie mamy. Zadawała sobie non stop kilka pytań- Czy może jeśliby poznał kogoś nowego i po raz kolejny się zakochał to to by się zmieniło? Czy możliwe, aby jeszcze kiedyś kogoś pokochał? Czy mógłby znowu być szczęśliwy? I czy ja byłabym w stanie zaakceptować kogoś nowego w swoim już ułożonym życiu?- Wiedziała, że żadna kobieta nie zastąpi jej mamy- ale może gdyby była odpowiednia, szczerze pokochała tatę i mnie to byłaby w stanie zwrócić nam chociaż namiastkę rodziny, którą straciliśmy?

Na cmentarzu także nie było wiele ludzi, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że praktycznie nikogo nie było, nie licząc dozorcy, który zamiatał alejkę.

Spojrzała na zegarek w telefonie- godzina siedemnasta, nic, więc dziwnego, że nikt nie odwiedza zmarłych- o tej porze większość ludzi albo siedziała jeszcze w pracy, albo w domu z rodziną.

Westchnęła i podążyła ścieżką w górę. Znała drogę na pamięć, nie musiała posiłkować się wiedzą, że grób mamy jest w tej samej alejce co pomnik anioła. Zanim dotarła na miejsce dostrzegła z oddali czyjąś sylwetkę, serce zabiło jej mocniej- to tata, jednak przyszedł!- ucieszona przyspieszyła kroku, lecz teraz będąc zaledwie parę metrów od stojącej tam osoby, mogła dostrzec, że na pewno nie był to jej ojciec.

Zdecydowanie była to męska sylwetka, więc nie podejrzewała Levy. Im bliżej podchodziła, tym więcej szczegółów była w stanie ujrzeć. Facet był wyższy od niej o jakiąś głowę, dobrze zbudowany, nosił czarną motocyklową kurtkę i co uderzyło ją najbardziej, miał różowe włosy. Nie znała nikogo innego o tak oryginalnym odcieniu włosów poza...

- Natsu- powiedziała podchodząc do niego od tyłu. Stała zaledwie pół metra dalej, więc nie umknęło jej uwadze to, że z całą pewnością nie spodziewał się jej tu spotkać.

- Lucy?- spytał zdezorientowany- co ty tu robisz?

- To bardzo ciekawe, bo właśnie miałam zapytać cie o to samo. Czemu przyszedłeś na grób mojej mamy? Przecież nawet jej nie znałeś- powiedziała i wskazała podbródkiem marmurową płytę. Początkowo dostrzegła na jego twarzy szok, zdumienie, a na koniec zrozumienie.

- Jak to dlaczego?- starał się mówić swobodnym tonem, ona jednak zauważyła, z jakim trudem mu to przychodziło- powiedziałaś mi, że dzisiaj jest jest rocznica śmierci, więc postanowiłem przynieść jej kwiaty- wskazał ręką na bukiet białych róż leżących na płycie- po za tym słyszałem o niej wiele dobrego, więc uznałem, że na to zasłużyła.

- Tak? Skoro wiedziałeś o tym, że to grób mojej mamy to dlaczego tak bardzo zaskoczył cie mój widok tutaj? Jej córki?

- Bo nie spodziewałem się, że przyjdziemy o tej samej porze, to wszystko.

- Wiesz co? Darowałbyś sobie te kłamstwa- powiedziała, po czym przeszła koło niego i ułożyła kwiaty starannie. Była tu zaledwie parę dni temu. Zostawiła butelkę z wodą, którą wlała teraz do flakonu, który był przymocowany do nagrobka i ścierkę, by przetrzeć kamień, aby nabrał trochę blasku.

Do tej pory była jedyną osobą, która tu przychodziła i dbała o to, żeby zawsze był porządek. Po przetarciu płyty, kucnęła obok i odbyła krótką rozmowę z mamą. Opowiedziała jej o tacie, o tym, że stał się istnym pracoholikiem pod jej nieobecność, o tym, że nie musi się o nią martwić, ponieważ sobie radzi, a przynajmniej się stara, pochwaliła się też tym, że po raz kolejny została wybrana na przewodniczącą klasy, zupełnie jak Leyla w jej wieku. Powiedziała jej także o tym, że nie pogorszyły jej się stopnie w szkole, a zakończyła na krótkim streszczeniu dzisiejszego dnia, w którym o ironio losu omal nie zginęła przez inny co prawda, ale także środek transportu.

Nagle przypomniawszy sobie o czymś spojrzała przez ramię i ujrzała Natsu, który patrzył na nią z jakimś wyjątkowo nieczytelnym wyrazem twarzy. Poczuła dreszcze na całym ciele, gdyż nie wróżyło to nic dobrego.

- Powiesz mi w końcu co tak naprawdę tu robisz?- chłopak widocznie chciał do niej podejść, widziała to po sposobie w jakim ułożył ciało, jakby do wykonania kroku, lecz najwyraźniej się powstrzymał.

- Można powiedzieć, że mam dług wobec twojej mamy- słowa „twojej mamy" ledwo przeszły mu przez gardło. Nie znała go co prawda długo, ale jakoś trudno było jej sobie wyobrazić, że kiedykolwiek brakuje mu słów, że jest mu ciężko cokolwiek powiedzieć, że kiedykolwiek zdarzają się takie sytuacje. Teraz jednak stał niecały metr od niej, a jedyne co była w stanie ujrzeć w jego oczach to ogromny żal, pomieszany z poczuciem winy. Z sercem w gardle postanowiła jednak drążyć ten temat, mimo, że już wiedziała, iż nie spodoba jej się to, co od niego usłyszy.

- Jaki dług? Co masz na myśli?

- Pamiętasz jak powiedziałaś mi, że twoja mama zginęła w wypadku?- wyksztusił w końcu, a ona poczuła, że nogi zaczynają się pod nią uginać. Nagle trafiło ją to jak piorun. Myśli eksplodowały w głowie, a jej mózg usiłował wszystko ze sobą połączyć- wypadek mamy, żal i poczucie winy widoczne na jego twarzy, zaskoczenie, że się tu pojawiła, przyjście tu właśnie w dniu rocznicy jej śmierci o której dowiedział się od niej, tylko dlaczego on tu jest?- myśli w mgnieniu oka skończyły się, jak taśma filmowa,która skończyła się przewijać, już rozumiała.

- Wy...wypadek?- wyjąkała- chcesz mi powiedzieć, że miałeś coś wspólnego z wypadkiem mojej mamy?!- krzyknęła ze łzami w oczach.

- Lucy- spróbował do niej podejść, lecz odskoczyła jak oparzona- posłuchaj, to nie tak jak myślisz, ja nie...

- Zabiłeś mojej mamy?! Tak? To właśnie chciałeś mi powiedzieć?!

- Posłuchaj...- lecz ona zbyt wściekła i roztrzęsiona nie dała mu dojść do słowa.

- Nie, to ty mnie posłuchasz! Poprzysięgłam sobie, że zemszczę się na osobie, która mi ją odebrała. Że ten ktoś pożałuje tego, że kiedykolwiek się urodził! Nie znasz mnie jeszcze od tej strony, ale ja nigdy nie rzucam słów na wiatr, zapłacisz mi za to! Odebrałeś mi najważniejszą osobę w całym moim życiu! Jak śmiesz w ogóle patrzeć mi w oczy! Aha no tak, teraz wszystko jasne, przyznaj się! Od samego początku wiedziałeś kim jestem! Chciałeś się do mnie zbliżyć, tylko po to bym zapomniała o zemście, albo chociaż po to, aby dowiedzieć się jak wiele wiem i co mam zamiar zrobić! Jesteś mordercą! Nienawidzę cie! – wykrzyczała na koniec i pobiegła płacząc.

Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Nawet, wtedy, gdy dowiedziała się, że jej rodzicielka nie żyje, ale odnaleźć jej mordercę to była zupełnie inna sprawa. Przystanęła i oparła się o drzewo, obawiając się tego, że zaraz straci przytomność. Zaczęło jej się kręcić w głowie, szloch wyrywał się z jej płuc bez przerwy, tak, że z trudnościami łapała hausty powietrza, zaczęła się trząść, opierając się o pień drzewa ześlizgnęła się do pozycji siedzącej i ukryła twarz w dłoniach. Całe jej ciało trzęsło się konwulsyjnie od ciągłego płaczu, łzy płynęły jej strumieniami rozmazując makijaż i mocząc kolana, na które spływały.

Siedziała tam chyba z jakieś piętnaście minut, zanim postanowiła wytrzeć oczy i rozejrzeć się dokoła. Przez myśl jej nawet przeszło, że teraz chłopak przyjdzie zabić ją, aby nie było żadnych świadków. Poza drzewami i pomnikiem anioła nikt nie usłyszał jego wyznania, jednak osoba najbardziej zainteresowana znała prawdę i nie zamierzała mu tak łatwo odpuścić. Powie o tym każdemu kto tylko zechce słuchać dopóki on nie wyląduje w więzieniu, gdzie jest jego miejsce.

Musiał wyjść inną furtką lub przechodząc obok niej całkowicie zignorować fakt, że właśnie zawalił się jej cały świat i to, że to właśnie on to spowodował.

Zaczęło padać. Wstała lekko chwiejnym krokiem. Przez chwile zastanawiała się czy nie powinna zadzwonić do Greya, aby zawiózł ją do domu, ale wiedziała, aż za dobrze, że gdy chłopak zobaczy ją w takim stanie to na pewno nie odpuści dopóki nie dowie się, co to spowodowało, albo kto?

Ona jednak potrzebowała teraz samotności i spokoju, sama najpierw musiała sobie to wszystko poukładać, zanim odważy się podzielić tą wiedzą z kimkolwiek innym. Skąd miała wiedzieć czy Natsu nie należał do jakiegoś gangu? Wyglądał jej na takiego. Jeśli jego kumple się dowiedzą, to może zrobić się nieprzyjemnie, a nawet niebezpiecznie. Nie miała zamiaru narażać na niebezpieczeństwo żadnego ze swoich bliskich.

Z mocnym postanowieniem,że musi wziąć się w garść opuściła miejsce spoczynku swojej matki.

***

Siedziała przy biurku i odrabiała zadanie domowe. Była zadowolona z tego powodu, że im dużo zadali, bo przynajmniej się nie nudziła. Jej pokoik był średniej wielkości, ale za to bardzo dobrze urządzony. Podwójne łóżko stało naprzeciwko drzwi. Obok niego stała szafka nocna z lampką i budzikiem. Ściany miały odcień ostrej pomarańczy, w tej właśnie kolorystyce został urządzony pokój. Biurko znajdowało się nieopodal szafki nocnej, stało pod oknem, dzięki czemu dziewczyna najczęściej starała się uczyć, zanim się ściemni, gdyż wolała korzystać z naturalnego światła.

Po drugiej stronie pomieszczenia była pokaźniej wielkości toaletka z różnego rodzaju kosmetykami i urządzeniami do stylizacji włosów, jak lokówki, prostownica i karbownica. Kiedyś korzystała z nich znacznie częściej, ale teraz nie miała specjalnego powodu do tego by się stroić i starać jak najlepiej wyglądać, odkąd Akuri, jej obiekt westchnień zmienił szkołę z powodu przeprowadzki do innego miasta, zaczęła spędzać przed lustrem przynajmniej o połowę mniej czasu.

Po lewej stronie stał regał z książkami a za nim szafa, zajmowała połowę ściany, gdyż była też to swojego rodzaju mini garderoba. Rzadko z niej korzystała, gdyż nie przepadała za przebieraniem się po ciemku, a odkąd żarówka się spaliła, było tam tak ciemno, że trzymając dłoń kilka centymetrów od twarzy i tak nie byłaby w stanie jej zobaczyć.

Ich rodzice wyjechali półtora tygodnia temu i wrócą dopiero za około miesiąc. Erza miała już dziewiętnaście lat, więc nie był to dla niej żaden problem, tym bardziej, że już zdążyła przywyknąć do tego, że ciągle ich nie ma. Pierwszy raz wyjechali na dłużej, kiedy miała dziesięć lat, wynajęli wtedy gosposię i nianie, co prawda druga kobieta więcej czasu poświęcała Ayano, niż jej samej.

Erza od praktycznie zawsze była bardzo odpowiedzialna i dojrzała. Nie tylko potrafiła perfekcyjnie zorganizować sobie czas, aby zdążyć ze wszystkimi obowiązkami zarówno szkolnymi, jak i domowymi, ale także aby zająć się siostrą. Młodsza Scarlet gorzej znosiła nieobecność rodziców. Zamykała się nie tylko w swoim pokoju, ale też w sobie. Co prawda w szkole radziła sobie naprawdę bardzo dobrze, co chyba zawdzięczała tylko i wyłącznie wysokiej inteligencji, gdyż nad książkami nie spędzała więcej czasu, niż było do konieczne, aby odrobić pracę domową.

Zeszła na dół do kuchni, aby podgrzać obiad, ona zjadła zaraz po powrocie, lecz wiedziała iż Ayano najprawdopodobniej siedzi głodna, bo sama rzecz jasna nie wpadnie na to, żeby sobie coś wziąć. Erza podgrzała drugie danie, po czym zapukała do siostry.

- Proszę- usłyszała, więc weszła do środka. Pokój Ayano przypominał sypialnię starszej dziewczyny. Z tą różnicą, że ściany miały różowy kolor, a zamiast szafy z garderobą na połowę ściany miała zwykłą wąską szafę i komodę. Siedziała przed komputerem i oglądała jakiś film.

- Weź sobie obiad, jest już podgrzany.

- A co jest do jedzenia?- zapytała od niechcenia.

- Rosół, a na drugie danie ryba.

- Ok, wezmę za jakąś godzinę.

- Za godzinę będzie już zimny, więc sama będziesz musiała go sobie podgrzać- ten argument przeważył sytuację.

- No dobra, już schodzę- powiedziała, po czym przeszła w drzwiach koło Scarlet.

Postanowiła wybrać się do biblioteki. W mieście od niedawna otwarli taką, w której jest i czytelnia. Erza lubiła się uczyć właśnie tam, nawet bardziej niż w domu. Łatwiej było jej się skupić na zadaniu w takiej scenerii.

Była ładna pogoda, słońce wyszło po deszczu, więc postanowiła pójść na nogach. Zajęło jej to około piętnastu minut, ale dzięki temu miała dużo czasu, aby przemyśleć to czym się dzisiaj zajmie.

Musiała napisać wypracowanie z polskiego, co prawda miała na oddanie go jeszcze dwa tygodnie, ale nie lubiła zostawiać takich rzeczy na ostatnią chwilę.

Kiedy dotarła na miejsce wjechała windą na trzecie piętro, gdzie znajdowały się pomoce naukowe z pracownią komputerową, przywitała się z bibliotekarką, którą znała już z widzenia z powodu częstych odwiedzin tego miejsca.

Usiadła na swoim ulubionym miejscu obok jednego z regałów. Otworzyła swojego laptopa i poszukała tytułów książek, które mogłyby jej pomóc. Znalazła kilka ciekawych egzemplarzy ,więc udała się po pomoce naukowe. Nie szukała ich długo, gdyż była obeznana z ułożeniu książek.

Kilka metrów w lewo od siebie dostrzegła niebieskowłosego chłopaka, który najwyraźniej czegoś szukał. Po jego minie dostrzegła, że chyba nie bardzo mu to wychodzi, więc postanowiła mu pomóc. Gdy podchodziła do niego mimowolnie zauważyła, że chłopak jest całkiem przystojny. Był wyższy od niej o głowę, a biorąc pod uwagę to, że ona była wysoka nie było to takim łatwym zadaniem. Jego niebieskie włosy były nieco nastroszone i okalały jego miodową skórę.

- Hej, może mogę Ci jakoś pomóc?

Chłopak obrócił się zaskoczony. Jego kocie, nieco roztargnione oczy rozszerzyły się trochę, kiedy ją ujrzał. Dopiero teraz dostrzegła kto przed nią stoi. Jest to kolega z jej rocznika Jellal Fernandes. Widocznie on także ją rozpoznał, chociaż pewności co do tego nie miała.

- Cześć, tak, szukam książki na historię, ale jak sama widzisz w ogóle mi to wychodzi –uśmiechnął się przepraszająco –jestem tu pierwszy raz, więc nie za bardzo wiem, gdzie co leży. Chodzę koło tych regałów już piętnaście minut, ale wciąż nie mogę jej znaleźć.

- Powiedz mi tytuł tej książki -zaproponowała.

- "Historia to nasza przeszłość" wyrecytował

- Poważnie?- zaśmiała się- ciekawy tytuł, niech zgadnę prof. Mikuła?

- Taa. Niech on się lepiej skupi na przyszłości, nie przeszłości, bo inaczej połowa maturzystów nie napisze historii. Chociaż jemu przyszłości do emerytury dużo nie zostało –puścił jej oczko.

- Obyś miał rację- zachichotała

- A ty co tu robisz? Zgaduje, że jesteś częstą bywalczynią, bo inaczej nie byłabyś tak obeznana.

- Tak, powiedzmy, że tutaj prędzej potrafię się skupić.

- Niech zgadnę, rodzeństwo?

- Do tego młodsze, siostra- teraz to on się roześmiał.

- Skąd ja to znam? Mam młodszego brata, więc mam to na co dzień. Miło jest poznać kogoś kto potrafi to zrozumieć –uśmiechnął się.

- Tak, to prawda- Zdjęła książkę z półki i podała mu ją-to może przysiądziesz się do mnie? -zaproponowała –usiadłam zaraz obok wejścia, tam po prawej stronie- wskazała palcem.

- Chętnie -odpowiedział, po czym poszedł za nią. Przez chwile obserwowała jak Jellal rozkłada wszystko. Wyjął z plecaka kilka książek, jakiś zeszyt i laptopa, po czym popatrzył na nią. Zauważyła, że kąciki jego ust lekko się uniosły i zaczęła się zastanawiać nad tym dlaczego. Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że przez cały ten czas gapiła się na niego zamiast zająć się własnymi sprawami. Spaliła buraka, wyjęła komputer i udawała, że właśnie w tym momencie koniecznie musi coś znaleźć.

Po napisaniu kilku linijek tekstu zaryzykowała kolejne spojrzenie ponad ekranem. Chłopak patrzył na nią z nie przeniknionym wyrazem twarzy. Odchrząknęła po czym zapytała.

- Czy coś się stało?

- Głupio mi trochę cię o to prosić, ale z tego co kojarzę to jesteś dobrą uczennicą, może mogłabyś mi trochę pomóc? Przyznaję, że historia to nie mój przedmiot dużo lepiej idzie mi biologia, czy chemia, a już nawet polski.

- Jasne, jaki masz temat?

- "Historia to nasze życie", szczerze mówiąc to nie za bardzo rozumiem znaczenie tego tematu. O co mu w ogóle chodzi?

- Myślę, że o to, iż przeszłość ma wpływ na teraźniejszość, oraz przyszłość, innymi słowy nasze życie- po zobaczeniu jego zaskoczonej miny dodała- przecież ja też musiałam ją napisać.

- Aaa no tak racja- powiedział zakłopotany- no ale przecież mamy jeszcze dwa tygodnie na oddanie jej, a Ty już skończyłaś? Wiesz, ja też zazwyczaj piszę takie rzeczy na bieżąco, nie zostawiam nigdy na ostatnią chwilę, ale ostatnio mieliśmy całkiem sporo kolokwium i do tego wywiady, wypracowania, po prostu jeszcze nie zdążyłem się za to zabrać.

- W porządku, przecież nie musisz mi się tłumaczyć- spojrzała zaskoczona jego reakcją- przecież nie oskarżyłam go o to, że nie wykonuje zadań domowych, więc o co mu chodzi? Po co się tłumaczy?- chcąc zmienić temat powiedziała.

- Jeżeli chcesz to mogę Ci podać kilka tytułów z których korzystałam, tam znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz.

- Będę wdzięczny.

Wyciągnęła kartkę i zapisała na niej kilka tytułów, które udało jej się zapamiętać. Przez chwile zastanawiała się, czy nie napisać mu na kartce swojego numeru telefonu, w ramach, gdyby potrzebował jeszcze jej pomocy, oczywiście, ale szybko porzuciła ten pomysł, nie miała na tyle odwagi- Może i chodzimy do jednej szkoły, ale przecież w życiu z nim nie gadałam, co on sobie o mnie pomyśli?- zgięła kartkę na pół i podała mu ją, po czym spakowała wszystkie swoje rzeczy z powrotem do torby- w tych warunkach nie dam rady się skupić- serce biło jej niemiarowo po raz pierwszy reagując w ten sposób na płeć przeciwną.

Biło tak głośno, iż miała wrażenie, że siedząc tak blisko, za chwile go usłyszy.

- Już wychodzisz Erza?- zapytał spoglądając na nią. Obróciła się zaskoczona, gdy usłyszała swoje imię- nie przypominam sobie, bym mu się przedstawiała.

- A skąd ty znasz moje imię?

- Jak to skąd? Przecież chodzimy do tej samej szkoły, na dodatek jesteśmy z tego samego rocznika, po za tym z tego, co mi wiadomo to jesteś wiceprzewodniczącą, mam racje?- Stała jak wryta i patrzyła na niego- Głupia! No oczywiście, że mnie kojarzy- nie miała pojęcia, jak zareagować. Czy wyjść bez słowa, czy coś odpowiedzieć. Po raz pierwszy przy jakimkolwiek chłopaku odebrało jej mowę.

- A po za tym twoje włosy odznaczają się w tłumie- dodał już trochę bardziej speszony.

I w tym momencie moja twarz chyba właśnie nabrała ich koloru- była tego pewna, po chwili udało jej się odzyskać mowę, postanowiła, więc skorzystać z tej okazji.

- Miło było cie poznać, niestety muszę już iść, do zobaczenia- powiedziała, po czym nie czekając na jego odpowiedź szybkim krokiem opuściła pomieszczenie i weszła do windy. Przystanęła i odetchnęła głęboko, aby uspokoić galopujący puls. Spojrzała w lustro i dostrzegła, że jej oczy dziwnie się świecą, a policzki nabrały mocno różowego koloru.

- Co się ze mną dzieje?- zapytała, odpowiedziała jej jedynie cisza pustej windy.

Lucy sądzi, iż poznała osobę odpowiedzialną za całe nieszczęście jakie ją spotkało. Czy dziewczyna zrobi coś z tą wiedzą? A może wpadnie na inny pomysł? Przekonajcie się sami w kolejnym rozdziale, zapraszam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro