Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32- Tragedia sprzed siedmiu lat

Na zajęciach z biologii czas mu się dłużył jak jeszcze nigdy. Co chwila spoglądał na duży zegar wiszący nad tablicą i miał wrażenie, że jego wskazówki w ogóle nie przesuwają się do przodu.

Wykładowca stwierdził, że wypuści ich pięć minut przed dzwonkiem, a przez pozostały czas oceni ich prace.

Grey podszedł do biurka przy którym już stała Juvia. Uśmiechnęła się do niego na przywitanie, po czym podała teczkę nauczycielowi. Ten jedynie pobieżnie przejrzał ich notatki, po czym ze znudzonym wyrazem twarzy wpisał ich dwójce po piątce.

Fullbuster nie spodziewał się innej oceny, więc nie zaskoczyło go to. Natomiast oczy dziewczyny błyszczały z podekscytowania. Kiedy opuścili salę lekcyjną usłyszał za sobą śpiewny głos

- Grey-sama! Dziękuje, to wszystko dzięki tobie!- powiedziała Juvia radośnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Mimowolnie stwierdził, że było jej z nim do twarzy.

- Grey...sama?- powtórzył unosząc jedną brew do góry. W życiu nie słyszał, by ktoś w ten sposób zwracał się do swojego rówieśnika...no chyba, że pochodził z innej epoki.

- Juvia w ten sposób chciała pokazać paniczowi swój szacunek i wdzięczność.

Paniczowi?

- Juvia chciała zaprosić cię po lekcjach na kawę w formie podziękowania!- oznajmiła jeszcze bardziej entuzjastycznie. Aż głupio było mu odmawiać.

- Wybacz, ale dziś nie dam rady. Mam trening- to nie było kłamstwo. Jednak to zajmie go jedynie na dwie godziny. Późnym popołudniem był wolny, jednak naprawdę potrzebował spotkać się z blondynką. Czuł, że jeśli to zrobi, wszystko się ułoży.

- Juvia rozumie- nie mógł nie słyszeć zawodu w jej głosie dlatego dodał

- Innym razem?- na co wyraźnie się rozpromieniła

- Tak, innym razem.


Porządny wysiłek fizyczny zazwyczaj był dla niego lekarstwem, lecz dzisiejszego dnia nie mógł się w ogóle skupić na poleceniach trenera. Nie zrozumcie źle, wykonywał je jak należało, z tym, że robił to automatycznie. Działał na „autopilocie" czego nie mógł nie dostrzec jego przyjaciel.

- Stary, zapieprzałeś jak cholerny robot!- zawołał za nim Dreyar praktycznie pozbawiony tchu- ale grałeś cholernie egoistycznie. Trzeba było częściej podawać piłkę koledze. Przez ciebie wyszedłem na kompletnego lenia- powiedział półżartem blondyn. Lecz Fullbuster ledwie rejestrował co się działo wokół niego- Jedź już do niej- Laxus machnął lekceważąco dłonią- zanim ktoś cie spierdoli za tę cholerną ignorancję.


Grey stał przed drzwiami domu blondynki znacznie dłużej, niż zazwyczaj. Lucy z natury jest bardzo gościnna, więc nie każe przybyłym czekać w progu. Zadzwonił dzwonkiem po raz trzeci.

Czyżby wyszła?

Zastanawiał się czy najpierw nie spróbować do niej zadzwonić, ale po chwili namysłu sięgnął po klamkę i otworzył drzwi. Przeszedł przez korytarz do kuchni, lecz nie znalazł jej tam. Już miał kierować swoje kroki w stronę jej pokoju na górze, kiedy usłyszał głosy

- Masz jakiś znajomych w mieście poza tymi ze szkoły?

- Nie, jeden mój kumpel kiedyś tu mieszkał, ale się przeprowadził.

- A z tym, nazwijmy go roboczo „przyjacielem" nadal utrzymujesz kontakt?

- Nie, Sasuke i ja zerwaliśmy kontakt jakiś rok temu.

Fullbuster obserwował przez chwilę scenę rozgrywającą się między tą dwójką. Pomimo tego, że ich rozmowa mogła wydawać się zwyczajną wymianą zdań na jeden z najnormalniejszych tematów na świecie. Coś w sposobie w jaki na siebie spoglądali mu się nie podobało.

Różowowłosy patrzył na blondynkę z taką samą mimiką twarzy jak aplikanci jego matki kiedy okazało się, że zapomnieli skserować jakiejś strony pisma, które przyszło z sądu.

Ktoś by pomyślał, że to taka błahostka, co nie? Z tym, że dla Ur Fullbuster był to wręcz kardynalny błąd!

Heartfilia natomiast spoglądała na niego spod rzęs wyraźnie zaintrygowana. Jak gdyby w końcu dowiedziała się czegoś przydatnego. Czegoś co chciała wiedzieć od dawna.

Dlaczego tak ją ciekawi co ten nowy ma jej do powiedzenia?

Kiedy ta myśl przemknęła mu przez głowę, zirytował się jeszcze bardziej. Postanowił jak najszybciej zniszczyć tę dziwną aurę, która wytworzyła się między nimi.

- Lucy?

Teraźniejszość

Kiedy skończył opowiadać Lucy swój dzień, dziewczyna bez słowa przysunęła się na kanapie bliżej niego, po czym objęła go swoimi drobnymi, jednak ramionami, które dodawały mu tak dużo siły.

Natychmiast odwzajemnił uścisk przyciągając ją bliżej siebie. Schował twarz w zagłębieniu pomiędzy jej szyją, a ramieniem, przymknął oczy i delektował się jej cudownym, różanym zapachem.

Oddychał głęboko, jak gdyby ta woń była dla niego tak niezbędnym tlenem. Po chwili czuł jak całe napięcie opuszcza jego ciało, a on uspokaja swoje do tej pory biegnące ciągle myśli. Liczyło się dla niego tylko tu i teraz.

Ciepło jej ciała sprawiało, iż czuł, że mógłby roztopić się w jej ramionach. To było wręcz niewiarygodne jak bardzo sama jej obecność była niczym balsam na jego zranioną duszę.

- Chcesz go odwiedzić?- usłyszał jej cichy, niepewny szept

- A pójdziesz ze mną?

- Oczywiście- odpowiedziała spokojnie wyswobadzając się z jego uścisku. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Jej brązowe oczy wyrażały troskę i biło z nich tak wiele ciepła. Ciepła, którego nie doświadczył od żadnego z członków swojej rodziny od lat, z wyjątkiem Haru.

Jechali w całkowitej ciszy, lecz nie była ona niezręczna, lecz niezbędna. Fullbuster był jej wdzięczny za to, że jak zwykle odczytywała jego uczucia bez pytania o cokolwiek. Potrafiła dostosować się do jego nastroju, instynktownie wyczuwając czego w danej chwili potrzebował. To była jedna z cech, które kochał w niej najbardziej.

Kiedy zaparkował samochód przed bramą, odezwała się po raz pierwszy.

- Gotowy?- wyciągnęła do niego dłoń, a on ujął ją potakując. Nie mógł wykrztusić słowa.

Komuś może się to wydawać dziwne, że pomimo upływu lat ten dzień jest dla niego tak samo trudny co roku. Zupełnie jak by wszystkie negatywne uczucia kumulowały się w nim przez dwanaście miesięcy, tylko po to by tama, która zazwyczaj je trzyma pękła właśnie dzisiaj.

28 listopada

Dwójka nastolatków zbliżała się do ogromnego, granitowego kamienia. Grey instynktownie ścisnął drobną dłoń mocniej, a jego kroki stawały się wolniejsze i mniej pewne. 

Pamiętał jak by to było wczoraj. Dzień wypadku. Leon od samego rana szykował się do najważniejszego meczu w sezonie. Swoim podekscytowaniem postawił na nogi cały dom. Grey pamiętał jak dumny był ze swojego brata za to, że doszedł tak daleko. Sam dopiero rozpoczynał swoją „karierę" koszykarza i mógł jedynie zazdrościć bratu wrodzonego talentu. Tego samego dnia sam grał w turnieju, a Leon nie przejmując się swoim meczem zaproponował, że chętnie zobaczyłby swojego młodszego brata w akcji. Młodszy Fullbuster kategorycznie zabronił mu to zrobić pragnąc, by Leon zdobył puchar międzynarodowy. Przez połowę poprzedniego dnia namawiał go, by poleciał twierdząc, iż dzięki temu zwycięstwu będzie mógł się przed wszystkimi przechwalać, że jego bratem jest najprawdziwsza legenda koszykówki. W rzeczywistości nie bardzo go to obchodziło. Nie chciał jednak by jego idol zrezygnował z życiowej szansy z powodu tak błahego jak jego mecz. Gdyby tylko wiedział.

Tego dnia była straszna burza śnieżna. Wzięła się praktycznie znikąd, żadne prognozy nie mogły tego przewidzieć. Leon wraz ze wszystkimi pasażerami samolotu zginął na miejscu.

Grey od zawsze obwiniał się za to jak bardzo namawiał swojego krewnego, by tamten wziął udział z meczu. Gdyby postąpił inaczej, gdyby pozwolił Leonowi zostać...nic złego by go nie spotkało.

Kiedy stanęli przed nagrobkiem w myślach przeczytał wyryty w kamieniu srebrny napis.

Dla ukochanego brata i syna. Mamy nadzieję, że tam gdzie jesteś złote puchary nie mieszczą Ci się na pułkach.

Leon Fullbuster

Data urodzenia: 4 stycznia 1993r.

Data śmierci: 28 listopada 2009r.


Poczuł gulę w gardle i mimo, że bardzo chciał móc coś powiedzieć, nie był w stanie.

- Zostawić was samych?- usłyszał jej cichy głos i natychmiast zaprzeczył ruchem głowy. Sądził, że bez niej nie będzie miał tyle odwagi by nadal tutaj stać. Przełknął ślinę i odezwał się niepewnym, cichym, niewyraźnym głosem

- Cześć, bracie. Wybacz, że tak rzadko cie odwiedzam, ale....to trudne- z każdym wypowiadanym słowem jego niepewność znikała, a jego głos stawał się bardziej stanowczy i wyraźny- Wiem, że na moim miejscu zachowałbyś się inaczej. Ty zawsze wiedziałeś co jest słuszne i tak postępowałeś, ja tak nie potrafię. Czasami żałuje, że nie możemy zamienić się miejscami. Jestem pewien, że lepiej ode mnie zająłbyś się Haru. Staram się być przykładnym, starszym bratem, ale nigdy nie będę w stanie zastąpić mu ciebie. Po tym jak odszedłeś rodzice...rodzice nie są tacy jak wcześniej. Nic nie jest takie samo. O siebie się nie martwię, ale Młody ich potrzebuje. A oni zachowują się praktycznie tak jakby nas nie było. Jak by tylko praca się dla nich liczyła! Wiem, że każdy radzi sobie ze stratą w inny sposób, a oni wybrali zakopanie się w pracy. A przecież minęło już siedem lat! Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że czas leczy rany...wiem to po sobie, ale nie sądzisz, że powinni chociaż spróbować ruszyć naprzód? A oni mimo tego, iż nadal żyją, to wewnętrznie już dawno umarli. Nie wiem co robić. Jak do nich dotrzeć. W ogóle nie chcą mnie słuchać. Kiedy tylko rozpoczynam ten temat, zamykają go w jednej chwili. Doszło nawet do tego, iż wypowiadanie Twojego imienia stało się zakazane w naszym domu, a pamięć o Tobie, mimo, że cały czas wisi w powietrzu, nie jest w żaden sposób celebrowana. Sam widzisz, że nawet Cię nie odwiedzają, tak jakby odrzucali przyjęcie tej okrutnej prawdy, że już nigdy do nas nie wrócisz. Tak jakby ciągłe zaprzeczanie temu miało cokolwiek zmienić! Zamiast tego wszystkie ambicje i nadzieje jakie z Tobą wiązali zrzucili na mnie i naszego młodszego brata. Ja sobie poradzę, ale nie mogę patrzeć na to jak oni próbują zniszczyć dzieciństwo Haru kładąc mu do głosy setki zasad prawidłowego postępowania. Jak by tego było mało dostaje od nich reprymendy nawet za najmniejsze przewinienie. Za to, że od czasu do czasu pragnie się zachowywać tak jak na jego wiek przystało: wyjść z przyjaciółmi, pograć w gry, czy obejrzeć film. Powiedz mi co mam zrobić, by otworzyć im oczy? Jak ich powstrzymać, zanim Haru stanie się ich marionetką?- nawet się nie zorientował, że gorzkie zły frustracji i bezsilności wypłynęły z jego oczu, dopóki obraz przez nim stał się zamazany. Zawsze tak to wyglądało. Co roku przychodził tutaj i niczym idiota żalił się płycie wykonanej z kamienia. Zadawał pytania, na które nigdy nie pozna odpowiedzi i pogrążał się w rozpaczy coraz bardziej zastanawiając się jak długo będzie w stanie to jeszcze znosić.

Był w pełni świadomy tego,że do dzisiejszego dnia wytrzymywał to wszystko tylko i wyłącznie z powodu Haru. W innym wypadku już dawno odszedłby z domu. Lecz nie mógł tego zrobić.Wiedział bowiem, że jest jedynym sojusznikiem młodszego brata i że musiał zastąpić mu nie tylko Leona, ale także matkę i ojca.



A tutaj macie zdjęcie Leona na tych, którzy nie wiedzą jak wyglądał.


Przypuszczenia niektórych spełniły się. Teraz już wiemy na pewno co tak bardzo wpłynęło na nastrój Greya. Kto by pomyślał, że najpopularniejszy chłopak w szkole, którego wszyscy lubią i szanują zmaga się z takim ciężarem każdego dnia? Jak widać nie wszystko jest takie jakim się wydaje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro