28- Nie mogę powiedzieć, że się nie boję
Cześć Misiaki :D
Mam nadzieję, że macie sporo czasu, bo z racji tego, że przez jakiś czas miałam przerwę od publikowania nowych rozdziałów, dziś przychodzę do Was z "tasiemcem" xd Dobrej zabawy! :P
Tak jak Levy się spodziewała film wystraszył ją nie na żarty. Przez większość czasu miała zamknięte oczy, ale odgłosy dobywające się z głośników momentami były jeszcze bardziej przerażające, kiedy nie widziała obrazu, więc zerkała na ekran co jakiś czas.
Miała ochotę wtulić się w Gajeela wiedząc, że wtedy niczego by się nie bała, ale nie mogła tego zrobić z dwóch powodów: po pierwsze swojej nieśmiałości, a po drugie była naprawdę na niego zła.
Co to w ogóle miało znaczyć, że nie powinnam przejmować się wyglądem skoro w sali jest ciemno? Jak mógł powiedzieć mi coś takiego?! Głupi Gajeel! On nic nie rozumie. A ja jak jakaś idiotka myślałam, że to jest randka!
A tym zajmowała się chwilami, kiedy akcja filmu stawała się na tyle spokojna, że mogła sobie przemyśleć to i owo.
Gdzieś w głębi serca wiedziała, że Redfox widzi w niej tylko koleżankę, którą lubi drażnić i nic poza tym. Lecz usłyszenie tego od niego było bolesne. Nic nie mogła na to poradzić. Czuła się zraniona i w pewien sposób oszukana. Niepotrzebnie tak długo się szykowała. Mogła równie dobrze ten czas poświęcić na przeczytanie całego rozdziału notatek od ojca. Ale nie! Zależało jej na tym by jak najlepiej wyglądać. Dla niego. Tylko, że jego to nie obchodziło. Wcale!
To wszystko wina Lu! Wmówiła mi, że Gajeel może coś do mnie czuć. Po tym jak świetnie bawiliśmy się razem na imprezie urodzinowej Erzy, niemal sama zaczęłam w to wierzyć. Po co przetańczył ze mną cały wieczór skoro twierdzi, że nie lubi takiej formy aktywności? Dlaczego przez całą imprezę nie napił się nawet grama alkoholu twierdząc, że chce mnie odwieźć pod sam dom? KAŻDY mógłby mylnie zrozumieć jego zachowanie, prawda?
McGarden obserwowała go kątem oka. Nie mogła się nadziwić jak chłopak mógł szczerzyć się przez cały seans, zwłaszcza podczas tych najbardziej brutalnych i krwawych scen. Dla niej to było nie do pomyślenia. Momentami mogłaby przysiąc, że oświetlany jedynie przez nikłe światło ekranu z tym wyrazem twarzy wyglądał niczym psychopata.
Kiedy film dobiegł końca i wszyscy zaczęli tłumnie wychodzić z pomieszczenia zanim się zorientowała została popchnięta przez jakiegoś postawnego mężczyznę, który najwyraźniej jej nie zauważył i ległaby jak długa na schodach, gdyby Redfox w porę nie chwycił jej za ramię zapobiegając rychłemu upadkowi. Następnie pociągnął ją w szczelinę w ścianie pozwalając by najpierw wyszli ci, którym najbardziej się spieszyło.
Przyciągnął ją bliżej siebie, aby nikt jej nie staranował i wydał z siebie ten charakterystyczny dla niego dźwięk.
- Gihi, jak udało ci się przeżyć tyle lat na tym świecie karzełku? Gdyby nie ja tamten olbrzym zgniótłby cie niczym mrówkę.
W półcieniu nie widziała jego twarzy, lecz mogła się założyć o własne imię, że szczerzył się w tym momencie. Rozzłoszczona uderzyła go piąstką w klatę, a on zaśmiał się jeszcze głośniej. Czuła wibracje jego śmiechu na własnym ciele. Znajdowała się tak blisko. Czuła jego męski, ostry zapach, który sprawiał, że zaszumiało jej w głowie. Czuła się tak samo jak po wypiciu dwóch kieliszków wina na imprezie.
Pomimo warstw ubrań, które mieli na sobie wyraźnie wyczuwała ciepło jakim emanował. Zaczęła szybciej i płycej oddychać i nie słyszała niczego poza dudniącym tętnem w jej uszach.
Nawet się nie zorientowała kiedy została ponownie przez niego pociągnięta w stronę wyjścia. Lampa przymocowana do ściany musiała się spalić, ponieważ w tej części było naprawdę ciemno. Ale mimo wszystko byli jedynymi osobami opuszczającymi pomieszczenie, więc nie musiała się obawiać powtórki.
Była przekonana, że Gajeel puści ją, gdy tylko wyjdą przez główne wejście, lecz on jedynie mruknął pod nosem
- Jest ciemno- po czym zacieśnił uchwyt na jej nadgarstku. Zaskoczyło ją to, lecz nic nie powiedziała, bo nawet, gdyby chciała, nie mogła. W ustach jej zaschło, a wypicie napoju było pierwszą rzeczą, którą zrobiła po rozpoczęciu horroru. Przynajmniej częściowo rozpraszało to jej uwagę od terroru na ekranie.
Kiedy wychodzili z przyciemnionego korytarza do jasno oświetlonej galerii, na chwile zmrużyła oczy przechodząc przez próg. Nie dostrzegła małego schodka i potknęła się o niego. Na szczęście wpadła na czyjeś szerokie, umięśnione plecy, więc nic jej się nie stało, lecz i tak przeklęła koturny.
Koniec! Oficjalnie nienawidzę tych butów! Przysięgam, że już nigdy więcej ich nie założę!
- Uważaj mikrusie!- zawołał chłopak pomagając jej ponownie stanąć na nogach. Czuła się jeszcze bardziej zażenowana, niż jeszcze chwile temu. Nie ma to jak wywalić się bez żadnej przyczyny. Teraz nie mogła już zrzucić winy na jakiegoś palanta, który ją popchnął. Czuła gorąco na policzkach i uparcie unikała jego wzroku. Była tak bardzo na siebie zła za zrobienie z siebie pośmiewiska już któryś raz tego samego dnia.
Jakie to ma teraz znaczenie czy to randka czy zwykle spotkanie towarzyskie? Ośmieszyłam się!
- Mam pewną propozycję- usłyszała jego spokojny głos, w którym nie było słychać grama sarkazmu czy też drwiny, która jest u niego tak częsta, dlatego odważyła się spojrzeć mu w twarz. Jego mina wyrażała, że rozmyślał nad czymś intensywnie, po dłuższej chwili powiedział- zmieńmy lokal.
- Masz coś konkretnego na myśli?- spytała szczęśliwa, że temat zszedł na coś innego, niż jej niezdarność
- Myślę, że każde miejsce będzie dobre...każde gdzie nie ma schodów- dodał po chwili ze złośliwym uśmieszkiem czającym się w kącikach jego ust
Nabrała powietrza w płuca, bo spodziewała się, że dla odmiany przestał sobie z niej żartować. Nadęła policzki i zgromiła go wzrokiem.
Za naiwność trzeba płacić.
- Zatem proponuje park.
- Może być. Świeże powietrze dobrze ci zrobi- oznajmił uważnie ją lustrując, przez co zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie miała pojęcia o co mu chodziło, więc spojrzała na niego oczekując wyjaśnień, więc dodał
- Jesteś cała czerwona, strasznie się zgrzałaś- po tych słowach niemal poczuła jak temperatura jej ciała podniosła się o kolejne trzy stopnie. Fuknęła na tę uwagę, lecz nic więcej nie powiedziała.
Ruszyła przed nim starając się prosto i stanowczo stawiać stopy.
Krok za krokiem. Właśnie tak.
Pochwaliła samą siebie, kiedy udało jej się opuścić galerię. Bez kolejnej wywrotki. Redfox z początku szedł nieco za nią, po czym zrównał się z nią krokiem. Widziała, że szedł dużo wolniej, niż zazwyczaj, by dotrzymać jej kroku. Wcześniej to ona leciała za nim w jego tempie i wiadomo jak się to skończyło. Doceniała ten gest, lecz nic nie powiedziała.
- Lubię rześkie powietrze- powiedziała zaciągając się nim- po deszczu wydaje się takie świeże i czyste.
Kałuże na chodnikach i ulicach świadczyły o tym, że podczas seansu musiała być burza. Mieli szczęście, że przestało padać, ponieważ żadne z nich nie wzięło parasolki.
Levy już od jakiegoś czasu nie była w parku, dlatego teraz rozglądała się wokół z nieskrywaną ciekawością.
Po ich prawej stronie mieścił się dość pokaźnej wielkości plac zabaw. Rozbrykane dzieci biegały z piłką lub bawiły się w berka. Nawet z takiej odległości mogła słyszeć ich śmiechy, a na ich podstawie wyobrazić sobie roześmiane buzie.
Ich mamy oraz nianie siedziały nieopodal na ławkach i rozmawiały z koleżankami albo czytały książkę. Całość była zadaszona wielkim szklanym zadaszeniem, więc deszcz nie był nikomu straszny. Z zewnątrz przypominało to wielkie akwarium.
Nagle poczuła ucisk na swojej dłoni i z zaskoczeniem spojrzała w jej kierunku. Chłopak bez wcześniejszego uprzedzenia chwycił ją za rękę i zerkając na nią zaledwie kątem oka oznajmił
- I patrz, znowu schody gihi. Nie chcemy karzełku żebyś coś sobie złamała- dodał po czym pociągnął ją za sobą.
Trzymając go za rękę Levy czuła się bardziej stabilnie mimo tego, że kolana zrobiły jej się jak z waty. Wiedziała bowiem, iż nastolatek bez trudu ją złapie.
Ponownie rzuciła spojrzeniem na wcześniej znienawidzone obuwie.
Kto by pomyślał, że jednak pokocham te buty!
Jak to mówią, żadna wymówka nie jest zła. A ona sama zaczęła się zastanawiać dla którego z nich było to bardziej wygodne.
Spodziewała się, że po pokonaniu tej przeszkody Gajeel puści jej dłoń podobnie jak wcześniej. Lecz nie zrobił tego. Rzuciła mu długie spojrzenie, którego nie mógł nie zauważyć. A on jedynie ścisnął jej dłoń mocniej, kiedy przeprowadzał ją obok jednej z większej kałuży rzucając mimochodem
- Jest ślisko- prawdopodobnie sądząc, iż to jedno zdanie wyjaśni jego postępowanie.
McGarden już sama nie była pewna, która opcja bardziej jej odpowiada. Tak, w której chłopak trzyma ją za rękę, ponieważ sam tego chce czy dlatego, że zwyczajnie troszczy się o jej bezpieczeństwo i mając go na względzie woli ją asekurować.
Jak by nie patrzeć oba wyjścia pokazywały, że Redfox o niej myśli. Nie miała zamiaru psuć sobie nastroju zastanawiając się w jakiej kategorii ją postrzega. Naprawdę chciała jedynie cieszyć się jego towarzystwem.
Usiedli na jednej z zadaszonych ławek. Rozmawiali tak swobodnie jak gdyby to nie było ich pierwsze spotkanie sam na sam tylko jakby robili to codziennie. Gajeel opowiedział jej trochę o swoim guście muzycznym oraz czasie, gdy grał z kapeli. Dziewczyna słuchała go z żywym zainteresowaniem zadając trafne pytania co wyraźnie mu się podobało.
Kiedy wracali na parking, gdzie nastolatek zaparkował samochód, Gejeel nagle zatrzymał się w pół kroku wyraźnie coś dostrzegając. Mało brakowało, a Levy ponownie by na niego wpadła.
Wciąż trzymał ją za rękę, więc wyraźnie wyczuła, że cały się spiął. Zagryzł szczękę i zacisnął pięści mocniej, niż powinien. Niebieskowłosa poczuła bolesny ścisk niczym w imadle, lecz nie wydała z siebie grama protestu. Zaniepokoiło ją jego nagłe zachowanie. Nigdy go takiego nie widziała.
- Gajeel- wyszeptała cichutko, delikatnie kładąc mu dłoń na ramieniu. Teraz jeszcze wyraźniej dostrzegła napięcie mięśni na jego placach i karku. Ale to nie to zaskoczyło jej najbardziej.
- Gajeel- wspięła się na palcach, by móc spojrzeć mu w oczy, a on zachowywał się jak by dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej obecności. Wyraźnie próbował ukryć przed nią swój poprzedni stan, lecz zanim zdążył zamrugać i odgonić tłoczące się w jego czerwonych tęczówkach emocje, Levy zdążyła dostrzec w nich tę, która uwydatniała się najbardziej- przerażenie.
Bardzo wyraźnie widziała, iż chłopak był bardziej przerażony, niż ona oglądając horror i mogła sobie jedynie wyobrażać jaki terror musiał przed chwilą rozegrać się przez jego oczami.
Droga powrotna mijała im w całkowitej ciszy. McGarden nie należała do wścibskich osób, które muszą wszystko wiedzieć, tym bardziej, że atmosfera w samochodzie zdecydowanie nie sprzyjała nawet zwykłej, luźniej pogawędce.
Nastolatek puścił jakąś głośną niemal raniącą uszy Levy muzykę po raz pierwszy nie pytając ją o zdanie w tej kwestii. Wyraźnie potrzebował oderwać myśli od czegoś co go dręczyło, a ona nie zamierzała utrudniać mu zadania. Dlatego siedziała w ciszy co jakiś czas po kryjomu zerkając na jego profil. W tym momencie wyglądał na jeszcze bardziej niebezpiecznego, niż zazwyczaj. Jego czerwone oczy jarzyły się wściekłością, a pięści zacisnął na kierownicy tak mocno, że zbielały mu kłykcie.
Zanim Levy zdążyła się zorientować, Redfox nacisnął pedał gazu i zaczął pędzić z taką prędkością, że dziewczyna została wciśnięta w fotel. Niebieskowłosa spojrzała przez okno, lecz nie mogła dostrzec żadnych rysów postaci czy budynków. Wszystko było rozmazane.
Mimo, że tego nie widziała, mogła sobie niemal wyobrazić, że jedynie głośna muzyka chroniła ich przed wysłuchaniem salw przekleństw, którymi z całą pewnością częstowali ich pozostali uczestnicy ruchu drogowego.
Jej serce podeszło do gardła, bo z powodu tej prędkości nie była nawet w stanie poprawić się na fotelu. Zaczęła do niego krzyczeć, lecz jej głos nie mógł przezwyciężyć ciężkiej i głośnej muzyki dochodzącej z głośników.
Próbowała sięgnąć do odtwarzacza i wyłączyć urządzenie, lecz kiedy jej dłoń znajdowała się na tyle blisko, iż udałoby jej się to zrobić, chłopak gwałtownie skręcił, jej palce lekko otarły się o wyłącznik, po czym z impetem wylądowała na szybie.
Poczuła ostry ból głowy i ujrzała mroczki przed oczami. Złapała się za bolące miejsce i po omacku odnalazła rączkę przymocowaną do dachu samochodu drugą dłonią. Znów poczuła szarpnięcie i zamknęła oczy. Uderzyła biodrem o drzwi samochodu po czym z całej siły chwyciła za rączkę obiema dłońmi. Ścisnęła ją kurczowo, na tyle mocno, że gdy samochód znowu skręcał po raz pierwszy nie poleciała do przodu.
Nie była pewna kiedy zaczęła płakać, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że jej policzki są mokre od łez, kiedy kilka z nich spadło na jej ramię.
Wiedziała, że jeśli chłopak natychmiast się nie zatrzyma, to za chwile spowoduje wypadek, a jadąc z taką prędkością oni zapewne zginą. W duchu modliła się gorąco by wreszcie się opamiętał. Wyglądał jak najprawdziwszy szaleniec, który kompletnie stracił panowanie nad sobą, a ona dopiero teraz zrozumiała jak bardzo niebezpieczny w rzeczywistości był.
Łatwo było jej mówić, że się go nie boi dopóki nie zrobił czegoś co ją zraniło, lecz teraz w tej sytuacji marzyła jedynie o tym by oboje wyszli z tego cało. Dotarło do niej to czego nie akceptowała przez cały ten czas. Tego, że chłopak koło niej był groźny, w prawdziwym tego słowa znaczeniu.
Serce pękało jej na samą myśl o tym, ponieważ naprawdę jej na nim zależało. A teraz martwiła się nie tylko o siebie, lecz również o niego. Wiedziała, że musi coś zrobić. Jej myśli pędziły jak szalone. Z jej piersi wyrwał się ponowny szloch, zanim nie wpadła na chyba najbardziej ryzykowny pomysł na jaki było ją stać.
Zanim zdążyła to przemyśleć odpięła pas bezpieczeństwa i z całej siły odbiła się od uchwytu przy suficie, tak by wpaść na niego. Jej drobne ciałko poleciało w bok z takim impetem, że boleśnie zderzyła się z jego muskularnym ramieniem. Wszystko trwało zaledwie ułamki sekund, a ona zarejestrowała jedynie, że kiedy odbiła się od niego poczuła, iż jest w stanie nieważkości kiedy Gajeel mocno pociągnął za hamulec ręczny, a samochód zaczął robić okrążania wokół własnej osi próbując wyhamować. Levy ponownie poleciała na drzwi od strony pasażera, lecz tym razem bez asekuracji pasów uderzenie było bardziej dotkliwe, niż wszystkie poprzednie. Poczuła krew na języku, przeszywający ból głowy i jej zawroty. Pojazd wreszcie się zatrzymał z piskiem opon, a ona nie mogła ruszyć się nawet o milimetr. Muzyka nagle ucichła, a do jej uszu dotarł donośny wrzask chłopaka
- Levy!- po chwili poczuła, że drzwi od strony pasażera zostały otworzone, bo jej mokrą od potu i łez twarz owiał wiatr. Oczy wciąż miała zamknięte i czuła jedynie, że nastolatek obniżył fotel, tak by dziewczyna znalazła się w pozycji leżącej. Cały czas coś do niej krzyczał, lecz ona nie była w stanie rozróżnić pojedynczych słów, tym bardziej zrozumieć kontekst wypowiedzi.
Czuła jak rękami dotykał jej głowy, ramion, pleców upewniając się, że rany nie są poważne. Miała tak ogromne zawroty głowy, jak gdyby właśnie zeszła z karuzeli na której kręciła się bite godziny. Promieniujący ból głowy powoli ustawał, a ona walczyła z tym, by ponownie otworzyć oczy.
Podniosła powieki nieznacznie, a za kurtyną swoich niebieskich włosów dostrzegła czerwone tęczówki wpatrujące się w nią z żywą troską i trwogą. Nagle poczuła gwałtowny skurcz żołądka i usiadła gwałtownie co jedynie wzmocniło jej ból oraz zawroty. Wypadła na trawę i opróżniła zawartość żołądka. Czuła jak Gajeel przez cały czas gładził ją delikatnie po plecach upewniając się, że z nią wszystko w porządku.
Nie była pewna jak dużo czasu minęło, lecz siedziała na ziemi do momentu w którym zawroty głowy niemal całkowicie ustały, a ból głowy stał się bardziej znośny. Wyprostowała plecy i spojrzała na niego.
Jego wyraz twarzy nie zmienił się ani trochę od kiedy widziała go po raz ostatni. Martwił się o nią w takim samym stopniu jak wtedy, gdy układał ją w pozycji leżącej w samochodzie.
Levy długo walczyła by odnaleźć swój głos. Gdy się odezwała miała słyszalną chrypkę i mówiła bardzo cicho i niewyraźnie
- Czy tty ch..cesz na...s za..bić?- w jej tonie nie było oskarżenia, nie miała na to siły. Nie była nawet pewna dlaczego zapytała właśnie o coś takiego. Ale z jakiegoś powodu to było jedyne zdanie krążące teraz w jej otumanionej głowie i najwyraźniej chciało znaleźć ujście.
Oczy chłopaka rozszerzyły się, gdy dotarł do niego sens jej słów, pochylił się i sięgnął ręką w jej kierunku, lecz ona zadrżała i cofnęła się automatycznie. Kiedy dostrzegła grymas bólu na jego twarzy pożałowała swojej reakcji, lecz nic nie mogła na to poradzić. Prawda była taka, że się go bała. Po raz pierwszy w życiu ktoś wystraszył ją tak bardzo, iż zdawała sobie sprawę z tego, że nie byłaby w stanie znieść teraz jego dotyku.
- Levy, tak bardzo cie przepraszam....naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło.... to co zobaczyłem...wyzwoliło we mnie coś innego...coś czego nie mogłem powstrzymać...nie mogłem przed tym uciec...straciłem panowanie...straciłem kontrole, nie chciałem, żeby tak się stało, nie chciałem cie ranić- zaczął tłumaczyć się bez ładu czy składu, a ona nie była pewna czy nie jest w stanie go zrozumieć przez obecny stan czy powodem było co innego.
Jej brązowe tęczówki śledziły każdy jego gest, każdy jego grymas. Widziała jak bardzo był zdenerwowany i jak bardzo żałował tego co zrobił. Była też pewna tego, że nie zrobił tego celowo, lecz to nie zmieniało faktu, iż przez niego otarła się o śmierć, a takie doświadczenia zakorzeniają się głęboko w psychice człowieka. Sprawiają, że myślenie takiej osoby się zmienia, zaczyna inaczej wszystko spostrzegać.
Nie wierzyła w to, iż wyjdzie z tego cało. To był cud, że skończyło się jedynie na kilku siniakach. Wydawało jej się, że wstrząśnienia mózgu również nie miała, ponieważ objawy temu towarzyszące nie pojawiły się u niej.
Przyjrzała mu się dokładniej i dostrzegła, że tak naprawdę jemu nic nie dolegało. Nic mu się nie stało. W duszy odetchnęła z ulgą, lecz nie powiedziała ani słowa. W normalnej sytuacji zapytałaby go o jego samopoczucie nawet jeśli ze zwykłej grzeczności. Z tym, że to zdecydowanie normalna sytuacja nie była. Teraz nie mogła się nawet na to zdobyć.
- Levy, tak bardzo mi przykro- powtórzył spoglądając na nią ze szczerym żalem. Wiedziała, że było mu przykro i wierzyła, gdy zapewniał ją, że nie chciał jej skrzywdzić. Wcześniej jego słowa jej wystarczały, lecz horror, który przed chwilą przeżyła kazał jej się dwa razy zastanowić zanim ponownie mu zaufa.
- Pojedziemy do szpitala- zaproponował nagle i wyciągnął dłoń, by pomóc jej wstać, lecz ona jedynie pokręciła głową.
Jej stan nie był tak zły, by wymagało to pomocy specjalisty. Gdyby coś później działo jej się w domu wiedziała, że w każdej chwili może wezwać prywatnego lekarza, który zajmował się nią od lat. Miała też świadomość, iż jeśli ktoś zobaczy jej obrażenia i dowie się co się wydarzyło z pewnością zostanie w to zaangażowana policja i bardziej, niż pewne było to, iż Gajeel straci prawo jazdy.
Pamiętała jak by to było wczoraj jak opowiadał jej, że zdobycie go kosztowało go nie lada wysiłku. Zamykając oczy widziała jak jego oczy błyszczały od dumy i ekscytacji. Mimo tego co uczynił, nie potrafiła mu tego odebrać.
Ponadto wiedziała, że dla chłopaka to nie byłby pierwszy kontakt z policją. Nie miała pojęcia co zrobił w przeszłości, lecz miała świadomość tego, że na upomnieniu się nie skończy. Mogliby go nawet aresztować albo wyrzucić ze szkoły i zamknąć w zakładzie poprawczym. Nie chciała nawet sobie tego wyobrażać. Wizje chłopaka, który ceni niezależność i wolność ponad wszystko zamkniętego gdzieś w czterech ścianach, raniła jej serce.
Chwyciła jego dłoń, ale tylko po to, by móc ponownie stanąć na nogach, po czym szybko puściła ją i oparła się o maskę samochodu.
Zawroty głowy ustały całkowicie, a ona miała wreszcie szanse na to by się rozejrzeć. Szybko okazało się, iż znajdowali się przed granicą wyjazdu z miasteczka. Wokół były jedynie łąki, więc nikt nie widział tego co się wydarzyło. Poza nią i gwiazdami na niebie nie było innych świadków.
- Levy, ktoś powinien cie zbadać- nalegał stając teraz przed nią. Nie była pewna czy nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji wykroczenia czy uznał, że jej bezpieczeństwo jest ważniejsze. Nie miała siły się nad tym zastanawiać.
- Nic mi nie jest, chce jechać do domu- jej głosik nadal wydawał się cichy, lecz już nie był zachrypnięty, ani niepewny.
- Zawiozę cię- zaproponował chyba się za bardzo nad tym nie zastanawiając, po czym szybko dodał- obiecuje ci, że będę jechać bardzo wolno.
Niebieskowłosa szybko pokręciła głową w geście protestu. Nawet jej wyrozumiałość miała jakieś granice. Jedna sprawa, że nie chciała by chłopak musiał słono zapłacić za to co zrobił, ale żadna siła nie mogłaby jej zmusić by ponownie wsiąść do samochodu, którego on był kierowcą.
- Nie, pojadę taksówką- oznajmiła głosem nieznoszącym sprzeciwu, a on przytaknął ulegle.
- Zamówię ci jedną- zaproponował wyciągając telefon z kieszeni i nie słysząc słowa sprzeciwu wybrał odpowiedni numer.
Dopiero teraz adrenalina krążąca w żyłach dziewczyny stopniowo zaczęła ustępować, a ona poczucia, że ma kolana jak z waty. Gdyby nie opierała się o maskę auta z pewnością już leżałaby na ziemi. Poczuła się nagle tak niezwykle zmęczona i osłabiona. Jedyne o czym marzyła to gorący prysznic i długi, spokojny sen.
Gajeel wrócił po paru minutach. Czuła na sobie jego wzrok. Obserwował ją w ciszy, do przyjazdu taksówki. Otworzył jej drzwi od strony pasażera i od razu wcisnął kierowcy kilka banknotów.
- Odwiozę cię, potem wrócę po samochód- oznajmił praktycznie wchodząc do pojazdu, lecz ona zatrzymała go gestem dłoni
- Poradzę sobie sama- nastolatek zawahał się. Wyraźnie nie podobała mu się wizja zostawienia jej teraz samej, lecz nie miał w tym temacie nic do gadania. Levy spojrzała mu pewnie w oczy, jak nigdy dotąd. Z uporem uniosła podbródek i w duchu modliła się by wyglądała na bardziej pewną, niż w rzeczywistości czuła.
Gajeel niechętnie skinął głową i zanim zamknął za nią drzwi poprosił
- Daj mi znać jak dojedziesz.
Taksówka ruszyła, a z jej gardła wyrwał się cichy szloch. Przytknęła szybko dłoń do ust nie chcąc wystraszyć kierowcy. Emocje ją przytłoczyły, łzy spływały wodospadem po jej twarzy mocząc kurteczkę. Gula w jej gardle, która rosła od momentu wyjścia z samochodu Gajeela, teraz powoli zaczęła się zmniejszać. Jednak ciężar w jej piersi był tak samo przytłaczający jak wtedy, gdy znajdowała się na miejscu pasażera. Nie zmniejszył się nawet odrobinę.
Jej prawda, której była pewna jak swojego imienia rozsypała się dzisiaj wokół niej, niczym piasek rzucony na wiatr. Była przekonana o tym, że przy Gajeelu jest tak bezpieczna jak przy nikim innym. Że on jedyny nigdy jej nie skrzywdzi. Czy można było się bardziej pomylić?
Jak mam mu teraz ponownie zaufać? Jak spojrzeć mu w oczy?
Levy nie znała odpowiedzi na te pytania. Nie wyobrażała sobie, że miałaby od teraz zaczął go unikać, ale też żadna inna alternatywa nie wchodziła w grę. Wcześniej, w czasach, kiedy w ogóle się go nie obawiała, mogła pewnie stać przy jego boku, niewzruszona tymi wszystkimi plotkami krążącymi na jego temat po całej szkole. Mogła patrzeć mu w oczy i zapewniać, że nie ma o nim takiego zdania, ale teraz? Jak miała tego dokonać?
Jak mogła bez cienia wątpliwości zaprzeczać tym wszystkim pogłoskom, kiedy sama na własnej skórze przekonała się jak bardzo nieobliczalny bywał? Jak mogła nadal zapewniać go, iż się go nie boi kiedy w środku drżała na samą myśl o tym do czego mógł być zdolny?
Zamknęła oczy i wróciła wspomnieniami do minionego popołudnia. Popołudnia, które według niej na swój specyficzny sposób było idealne. Od roku czasu nie marzyła o niczym innym jak o możliwości spędzenia z nim czasu bez towarzystwa reszty znajomych. Pragnęła go poznać, dowiedzieć o nim wszystkiego czym skłonny był się z nią podzielić. Chciała by otworzył się przed nią. Zrzucił tę ochronną skorupę, którą otaczał się będąc w szkole.
Mogłaby wtedy dostrzec człowieka ukrywającego się pod nią. Chłopaka o dobrym, troskliwym sercu z jakiegoś powodu bojącego się tego okazać. Miałaby możliwość częściej oglądać ten szczery, promienny uśmiech, który tak sporadycznie pojawiał się na jego twarzy. Słyszeć jego śmieć, nawet jeśli nabijałby się z niej. Jedyne czego pragnęła to być przy nim.
Jak mam teraz zmusić serce, by z niego zrezygnowało?
Kiedy Levy dojechała do domu szybko pobiegła na górę do swojego pokoju z obawy, że ktoś mógłby zobaczyć w jak opłakanym stanie się znalazła.
Zamknęła się w łazience i szybko zrzuciła z siebie ubranie. Podeszła do ogromnego lustra wiszącego na ścianie i zaczęła dokładniej przyglądać się swoim obrażeniom.
Na jej delikatnej, jasnej skórze fioletowe sińce wydawały się bardzo wyraźne. Najbardziej odznaczały się te na jej biodrze oraz ramieniu. Na całe szczęście nie były to miejsca, których nie dało się ukryć pod ubraniem. Kilka drobnych siniaków na rękach i nogach nie były tak duże. Najgorzej chyba wyglądała jej pęknięta warga oraz zaschnięta krew w kącikach ust.
Przeczesała palcami dłoni głowę z prawej strony i aż się skrzywiła, gdy natrafiła w bolące miejsce. Siniak był spory i wypukły, lecz krwiak nie wyglądał na bardzo rozległy kiedy uważniej przyjrzała mu się w lustrze. Odetchnęła z ulgą, gdy uświadomiła sobie, że nie będzie musiała wzywać doktora Russo.
Weszła pod gorącą wodę. Na początku bolące miejsca piekły jeszcze bardziej od wysokiej temperatury, lecz szybko przyzwyczaiła się do tego. Czuła jak jej napięte mięśnie stopniowo zaczęły się rozluźniać, a niepokój ją opuszczać.
Kiedy wyszła z kabiny i ponownie przejrzała się w lustrze uznała, że wygląda już dużo lepiej. Zaróżowione od ciepła policzki nadawały jej drobnej twarzyczce zdrowego wyglądu. A kiedy skóra nie była tak blada, siniaki także przestały być tak wyraźne.
Kiedy wyszła z łazienki kłóciła się chwile sama ze sobą, lecz sięgnęła po telefon i siadając na łóżku napisała krótkiego sms'a.
Jestem już w domu. Nic mi nie jest, nie martw się. Dziękuje za dzisiaj.
Po chwili poczuła przemożną ochotę uderzenia się otwartą dłonią w czoło. Z trudem się powstrzymała.
A za co konkretnie chcesz mu podziękować, co? Za to, że dzisiaj mało nie zginęłaś? Za te „piękne" fioletowe oznaczenia, które długo nie pozwolą ci o sobie zapomnieć, a może za traumę wsiadania do samochodu z rówieśnikami?
Z natury nie była sarkastyczna, ale coś się w niej zmieniło. Nie była tylko jeszcze pewna co. Szybko usunęła ostatnie zdanie po czym wysłała wiadomość.
Odłożyła komórkę na stolik nocny, po czym położyła się na łóżku i przykryła kołdrą. Siniak po prawej stronie jej głowy dość boleśnie o sobie przypomniał dlatego obróciła się na drugi bok. Usłyszała dźwięk otrzymania wiadomości i była niemal pewna, że znała nadawce. Była bardzo ciekawa tego co jej odpisał i musiała wykrzesać z siebie całą siłę woli by nie spojrzeć na ekran.
Zamknęła oczy i zamierzała policzyć do dziesięciu. Nie była jednak pewna, na której cyfrze skończyła, bo już po chwili zapadła w głęboki sen.
Co wstąpiło w Gajeela? O czym tak strasznym mógł sobie przypomnieć, by spowodowało to u niego taką zmianę? Co wywołało jego demony?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro