Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24- Co oni ci zrobili?

Hej Misiaki,

Rozdzialik krótki, tam wiem, ale wierzcie mi, że naprawdę bardzo ciężko jest mi obecnie znaleźć czas na pisanie. Nie mogłam jednak pozostawić Was w niewiedzy przez tak długi czas dlatego napisałam tyle ile zdążyłam.



To co zobaczyła zmroziło krew w jej żyłach. Czuła jak cała złość na niego momentalnie z niej wyparowała.

Natsu stał oddalony od niej o dwa metry z zaciśniętą szczęką i pięściami. Świdrował rozszalałym spojrzeniem niechcianego intruza, który śmiał zakłócić jego spokój. Nie przejmowała się tym jednak. Bo jedyna rzecz na jaką zwróciła uwagę była jego krwawiąca pięść. Ciemna ciesz spływała z jego dłoni tworząc dość rozległą kałuże wokół jego stóp.

A przyczyna jego zranienia znajdowała się na ścianie naprzeciw niego. Ogromne lustro, które wcześniej tak jej się spodobało było roztrzaskane. Kawałki szkła odprysnęły, a teraz leżały na podłodze. Gdzieniegdzie skapywała krew tworząc na nierównej powierzchni bordowe smugi. Wyglądało to zupełnie tak jak gdyby lustro płakało, lecz nie zwykłymi, a krwawymi łzami.

Chwile zajęło jej zanim zanalizowała sytuacje, po czym wyszła z osłupienia.

- Co ty wyprawiasz?- chciała na niego krzyknąć, warknąć, lecz jej głos był tak łagodny, że sama się sobie dziwiła.

Podeszła do niego po czym bez chwili wahania zsunęła ze swojej szyi biały szal i owinęła nim nadgarstek chłopaka. Na delikatnym materiale już po kilku sekundach pojawiła się plama, która z każdą chwilą powiększała się.

Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Przypomniała sobie zasady udzielania pierwszej pomocy i wiedziała, że najważniejsze jest zatrzymanie krwawienia w jak najkrótszym czasie.

Podeszła do jego boku i zaczęła go prowadzić w stronę jego łóżka. Nie opierał się, a już po chwili usiadł na materacu.

- Gdzie jest apteczka?- zapytała niemal widząc w głowie kolejny krok postępowania w takich sytuacjach.

Nastolatek nic nie odpowiedział. W ciszy wpatrywał się w swój krwawiący nadgarstek, a jego wzrok sugerował, że nie miał pojęcia jakim sposobem to się stało. Kiedy on był w takim stanie wiedziała, że musiała zachować zimną krew i przejąć inicjatywę.

Kucnęła przed nim i położyła dłoń na jego policzku. Delikatnym gestem skłoniła go, by na nią spojrzał. Gdy ich spojrzenia się spotkały powiedziała pewniejszym głosem, niż w rzeczywistości czuła.

- Natsu, gdzie jest apteczka? Musimy zdezynfekować ranę i upewnić się, że nie zostało tam szkło. Następnie zrobić prowizoryczny opatrunek, później pojedziemy do szpitala- wyjaśniła mu najspokojniej i najpewniej jak mogła, kciukiem delikatnie gładząc jego policzek próbując go w ten sposób uspokoić.

- W kuchni- wyszeptał niewyraźnie, lecz ona zrozumiała.

- Zaraz wrócę- zapewniła go, po czym popędziła na dół.

Na jej szczęście pani Kushina była bardzo przezorną kobietą i najwyraźniej dobrze znając swojego syna napisała na jednej z szafek przy oknie. APTECZKA PIERWSZEJ POMOCY. Lucy wyciągnęła to co było jej potrzebne po czym wróciła na górę.

Zastała Natsu w takiej samej pozycji w jakiej go zostawiła. Położyła apteczkę obok i poszła do łazienki. Nalała do miednicy zimnej wody i szybko ściągnęła w kaloryfera ściereczkę.

Obawiała się tego, że proces regeneracyjny się rozpoczął tworząc strupek, a krew zaczęła krzepnąć. Wiedziała, że nie powinna na nowo otwierać rany, ale obawiała się, że odłamki szkła mogły nadal się w niej znajdować. Jeśli są na tyle małe, że dostaną się żył, a tą drogą popłyną w stronę jego serca.

Nie waż się nawet o tym myśleć!

Wymierzyła sobie mentalny policzek za to, że jej przypuszczenia okazały się prawdziwe, a ona odwiązując szal uszkodziła ranę wznawiając krwawienie, jednak wcześniej spanikowała. Nie wiedziała co robić. Zdawała sobie sprawę z tego, że priorytetem było nie dopuszczenie, by się wykrwawił. Przecież nie mogła zostawić go z otwartą, krwawiącą raną i lecieć szukać apteczki.

Najdelikatniej jak potrafiła zwilżoną ściereczką zmoczyła biały materiał do momentu, aż mogła go rozwiązać w jak najmniejszym stopniu uszkadzając ranę.

Podczas trwania tego zabiegu chłopak kilka razy syknął z bólu, lecz nie ruszył się ani o jotę. Nie była pewna, czy nadal nie wyszedł z szoku, czy ufał jej na tyle by teraz całkowicie oddać się w jej ręce.

Po zdezynfekowaniu rozcięcia, tego najgłębszego. Stwierdziła, że mniejszymi skaleczeniami zajmie się później. Wyciągnęła ze swojej torebki pęsetę, zdezynfekowała ją i najdelikatniej jak można było, wyciągnęła kawałki szkła. Na jej szczęście były tylko dwa, a wyjęcie ich nie uszkodziło rany w poważny sposób. Ponownie przemyła cały nadgarstek wodą utlenioną i upewniwszy się, że nic nie zostało, na największym skaleczeniu położyła gazę po czym owinęła całą jego dłoń bandażem elastycznym.

Kiedy skończyła ponownie na niego spojrzała. Odwzajemnił spojrzenie. Wyglądało na to, że nieco się uspokoił.

- Zrobiłam ile mogłam, ale powinniśmy pojechać do szpitala.

- Nic mi nie jest- powiedział, a ona wkurzyła się słysząc jego beznamiętny ton.

- To NIC jest dość duże i krwawi- zripostowała.

- To nie pierwsza taka rana i nie ostatnia. Wychodziłem z poważniejszych obrażeń bez szwanku- powiedział tak odległym głosem, a ona zwróciła szczególną uwagę na dwa słowa.

Poważne obrażenia

- Co masz przez to na myśli?- zapytała spoglądając na niego. Nie spodziewała się, że jej odpowie. Uśmiechnął się do niej krzywo po czym podniósł zdrową dłoń i wskazał swoje włosy.

- Powiedzmy, że to zaczęło przynosić profity dopiero w późniejszym okresie mojego życia współgrając z moją przystojną twarzą. Wcześniej-zawahał się, wyraźnie to usłyszała- wcześniej nikt nie traktował poważnie chłopca z różowymi włosami- posłał jej uśmiech pełen żalu, a jej ścisnęło się serce.

Wyobraziła sobie małego chłopca o różowych włosach i czarnych jak węgielki oczach. Posyłał jej krzywy uśmiech, a ona wiedziała, że nawet jako dziecko był typem rozrabiaki. Jego oczy błyszczały radością i ekscytacją kiedy szczerzył swoje piękne, białe ząbki w uśmiechu.

Następnie wyobraziła sobie tego samego chłopca, lecz tym razem nie uśmiechał się. Był osowiały i spoglądał na nią ze strachem i obawą. Gdzieś zniknęła jego radość z życia i energia, a została jedynie podobizna tamtego dziecka.

Do jej oczu napłynęły łzy, więc odwróciła głowę udając, że zaczęła sprzątać. Mruganiem próbowała odpędzić słone krople, bo obawiała się, że on mylnie zinterpretuje je jako przejaw litości. To był pierwszy raz kiedy się przed nią otworzył i niech ją piekło pochłonie jeśli spieprzy to teraz w ten sposób!

Co oni ci zrobili?

Pytała siebie z myślach nie mogąc wyrzucić z głowy wyrazu twarzy Natsu pełnej żalu i pogardy. Nie miała pojęcia kim ci ONI byli, lecz wiedziona intuicją domyślała się co mogło się wydarzyć. Miała jednak obawy, że cokolwiek nie podsunęłaby jej wyobraźnia w rzeczywistości było znacznie gorzej.

Dopiero teraz w niewielkim stopniu zaczynała rozumieć dlaczego nosił wokół siebie niewidzialną zbroję. Zakładał maskę, by nikt nie mógł nawet domyśleć się do działo się w środku. To była jego metoda zapobiegająca zranieniu. Bo jednego była pewna, to nie rany fizyczne były powodem takiego jego zachowania. To jego psychika ucierpiała na tym najmocniej.

Spojrzała na miednice z wodą stojącą obok i uświadomiła sobie, że musiał stracić więcej krwi, niż na początku myślała, bo woda była cała bordowa. Zrobiło jej się niedobrze, ale nie z powodu tego widoku, a przez obawy, które nią targały. Martwiła się o niego. O to, że może zasłabnąć, a jego mamy nie ma nawet w domu.

Kiedy udało jej się względnie opanować, tak by się za chwile nie rozpłakać zwróciła się do niego.

- Natsu, proszę cie, pojeźdźmy do szpitala. Upewnimy się czy wszystko jest w porządku. Straciłeś naprawdę sporo krwi- powiedziała błagalnym głosem. Naprawdę się bała. Słysząc to Dragneel uśmiechnął się do niej łagodnie, po czym położył zdrową dłoń na jej głowie i powiedział.

- Nic mi nie będzie.

Dla niej to nie brzmiało jak zapewnienie. Nie mógł mieć pewności. Wstała natychmiast na równe nogi napięta jak struna i spojrzała na niego z góry z grymasem na twarzy.

Uparciuch!

Chciała wykrzyczeć mu w twarz, ale się powstrzymała przygryzając wnętrze policzka. Po chwili westchnęła z rezygnacją, bo zdała sobie sprawę, że nic nie wskóra.

- Nie ruszaj się z łóżka, bo możesz mieć zawroty głowy- ostrzegła.

- Jeśli chcesz mnie zatrzymać w łóżku to są na to lepsze sposoby- powiedział i uśmiechnął się do niej zawadiacko.

Spojrzała na niego karcąco jak matka na niegrzeczne dziecko. Nie mogła nawet znaleźć słów na lekkomyślność chłopaka. Ponownie westchnęła potrząsając głową. Zaczęła odchodzić z zamiarem uprzątnięcia tego bajzlu, który narobił, lecz po zrobieniu jednego kroku poczuła ucisk na ręce. Spojrzała na przyczynę tego doznania i zobaczyła jak Natsu mocniej ścisnął jej rękę w nadgarstku. Zdrową ręką, rzecz jasna. Spojrzała na niego.

Z jego twarzy zniknęły ślady uśmiechu i jakiegokolwiek rozbawienia. Malowała się na niej kompletna powaga, natomiast jego oczy wyrażały czystą wdzięczność.

- Dziękuje- wyszeptał nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Nie była pewna jak zareagować. Nie przywykła do takiego widoku Natsu. Uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie zbagatelizowanie jej „wyczynu" i próba rozluźnienia atmosfery.

- To nic takiego- zbyła go machnięciem ręki- ciesz się, że miałam kurs pierwszej pomocy- posłała mu szeroki uśmiech, a on niechętnie puścił jej dłoń- od tego ma się przyjaciół..przepraszam znajomych- natychmiast się poprawiła - Pójdę po zmiotkę i szufelkę, by posprzątać ten bałagan, którego narobiłeś, a ty masz się stąd nie ruszać- powiedziała stanowczo i zanim zdążył jej odpowiedzieć wyszła z pokoju.


Hejo,

Kto z Was spodziewał się takiego obrotu wydarzeń łapka w górę. Dzięki tej sytuacji dowiedzieliśmy się o tym tajemniczym chłopaku czegoś nowego. Czy było warto? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie.

Przypuszczam, że większość z Was jest ciekawa co teraz siedzi w głowie tego naszego kochanego buntownika. Na to pytanie odpowiem w następnym rozdziale ^^

Trzymajcie się!

- Lu-chan :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro