Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1- "Idealne" życie

 Witajcie!

Polecam zajrzeć na stronę poniżej. Dzięki czemu szybciej i łatwiej się połapiecie co i jak ;) Znajduje się tam cała lista postaci występujących w opowiadaniu. 

 Jak by co TO jest w "linku zewnętrznym" na dole, przy komentarzach po prawej stronie oraz w nazwijmy to rozdziale 0 XD. 

Pomimo tego, że budzik jeszcze nie zadzwonił Lucy otwarła oczy. Przeciągnęła się leniwie po czym ziewnęła. Spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej obok łóżka i przetarła oczy. Właśnie wybiła siódma. Dziewczynę zawsze dziwiło to, że budziła się dokładnie pół godziny przed alarmem budzika.

 Tak było zawsze, odkąd pamiętała. Zastanowiła się przez chwilę czy może to mieć jakiś związek z tym, że jej życie jest tak dokładnie zaplanowane. Każda godzina w jej bytowaniu ma swoje przeznaczenie, więc i jej organizm najwyraźniej się do tego przyzwyczaił. Alarm ustawiała w ten sposób tylko i wyłącznie na wszelki wypadek, pomimo tego, że jeszcze nigdy nie udało jej się zaspać. W jej idealnym życiu wszystko miało swoje miejsce, nic nigdy się nie zmieniało, dlatego też Heartfilia nie musiała się obawiać żadnych niespodzianek. 

Wstała i podeszła do okna, aby odsunąć rolety, uchyliła okno i wyjrzała na zewnątrz. Zapowiadał się piękny dzień z idealną pogodą. Pomimo tak wcześniej godziny słońce już się pokazało i oświetlało łagodnymi promykami jej twarz. Spojrzała w dół, na ogród, który rozciągał się tuż przed nią. 

Poczuła zapach róż i uśmiechnęła się automatycznie. Jej mama je posadziła kilka lat temu zanim umarła. Zginęła w wypadku samochodowym wracając z pracy pewnego felernego wieczoru. Paru nieodpowiedzialnych nastolatków którzy wracali z imprezy nie należeli do najtrzeźwiejszych. Pora roku także zrobiła swoje, pamiętała, że była piękna zima w połowie Listopada. Wpadli w poślizg i zderzyli się z jedną z ulicznych lamp.

 Lucy nie mogła przeboleć tego, że ani kierowcy,ani pasażerom praktycznie nic się nie stało, ona natomiast straciła mamę. Przez głupotę jakichś nieodpowiedzialnych idiotów. Nigdy nie nienawidziła tak nikogo, jak tamtego kierowcę. Przed wypadkiem mogła śmiało powiedzieć, że takich emocji względem kogoś nie odczuwała nigdy. Nie znała nawet znaczenia tego słowa w praktyce. W duchu poprzysięgła sobie, że kiedyś go odnajdzie i on zapłaci za wszystkie krzywdy jakie wyrządził jej i jej ojcu.

 Normalnie starała się o tym nie rozmyślać, lecz dzisiaj była rocznica śmierci jej matki. Na tę myśl łzy napłynęły dziewczynie do oczu, więc zaczęła gwałtownie mrugać, aby je odgonić. Od śmierci mamy nigdy nie płakała. Starała się być silna, właśnie dla niej. Jej niezawodnym sposobem na pozbycie się łez był przyklejony do twarzy uśmiech. Sztuczka, którą opanowała do perfekcji.

 Nie lubiła, gdy ktoś się nad nią użalał. Wiedziała, że to jej w niczym nie pomoże, a tylko przysporzy większego cierpienia. Bo w końcu na tym to polega, kiedy ktoś zaczyna ci współczuć ty uświadamiasz sobie w jak dennej sytuacji się znalazłeś. Odetchnęła głęboko, aby trochę się uspokoić, wdychając przy okazji przyjemną woń kwiatów. Nie miała zamiaru psuć sobie dnia, a już zwłaszcza dzisiejszego.

 Podeszła do szafy i wyjęła z niej niebieską sukienkę, po czym zrobiła kilka kroków w stronę lustra przy toaletce, aby zobaczyć czy prezentuję się odpowiednio. Pomalowała się i rozczesała włosy, postanowiła ich dzisiaj nie upinać i zostawić rozpuszczone.Przyjrzała się sobie dokładnie, uśmiechnęła do swojego odbicia, po czym stwierdziła,że wygląda lepiej niż się czuła.

 Zeszła na dół po schodkach do kuchni, po czym zorientowała się, że trzydzieści minut uciekło jej przez palce. Musiałam sterczeć przy tym oknie znacznie dłużej niż przypuszczałam na początku-pomyślała i westchnęła.

 Z braku czasu postanowiła zjeść szybkie śniadanie. Zrobiła sobie kanapki z dżemem malinowym, a do popicia nalała mleka.Jej tata wyszedł do pracy, więc postanowiła umyć talerzyk i kubek także po nim, ponieważ najwidoczniej spieszył się tak bardzo, że nawet nie zdążył tego zrobić. 

Była już spakowana z poprzedniego dnia. Stwierdziwszy, że ma jeszcze chwilkę wyszła do ogrodu. Kucnęła przy kwiatach, pochyliła się i wciągnęła przyjemny zapach. Zerwała kilka róż uważając na kolce i zaniosła do kuchni. Nalała wody do wazonu i postawiła na stole w jadalni. W tym momencie usłyszała sygnał sms.

Hej Skarbie, jakby co jestem już w szkole. Mieliśmy trening z chłopakami z samego rana. Czekam na ciebie i całuje. 

Po przeczytaniu wiadomości uśmiechnęła się, tym razem naprawdę. To miłe ze strony Grey'a, że zawsze informował ją o wydarzeniach ze swojego życia i wszystkich nowościach, dlatego też  była na bieżąco, zwłaszcza, gdy chodziło o sukcesy sportowe w koszykówce.

 Zostało jej pięć minut do wyjścia, pobiegła do pokoju wzięła torbę na ramie, klucze z szafki nocnej i powędrowała do drzwi. Z wieszaka ściągnęła jeszcze różowy sweterek, gdyż podejrzewała, że wróci do domu późnym popołudniem. Wyszła z domu, a w drzwiach było słychać odgłos zamykanego zamka.

Lucy nie musiała długo czekać na przystanku autobusowym, gdyż przyjechał punktualnie jak zawsze. Miała szczęście, że nie miała do niego daleko, gdyż znajdował się parę metrów od jej domu. W momencie w którym wsiadła usłyszała czyjeś wołanie

- Tutaj tutaj-  podniosła głowę i ujrzała swoją najlepszą przyjaciółkę, która machała do niej z drugiego końca pojazdu. 

- No chodź, zajęłam ci miejsce.

- Cześć Levy- odpowiedziała, po czym usiadła na siedzeniu obok. 

Levy McGarden była najlepszą przyjaciółką Heartfili od zawsze. Znają się od dziecka i traktują jak siostry. Ich mamy bardzo się przyjaźniły, gdyż chodziły razem do szkoły, a po za tym tak jak teraz dziewczyny, tak i one były sąsiadkami.

 Dom Levy mieścił się po prawej stronie od domu blondynki, tak naprawdę to dzieliło je jedynie ogrodzenie. Nie raz, gdy wychodziły na taras ze swoich pokoi mogły rozmawiać godzinami, bez przejmowania się rachunkami za telefon, gdyż ich balkony dzieliło może, z półtora metra. A biorąc pod uwagę, że obie miały pokoje na poddaszu to często korzystały z tej metody, kiedy były jeszcze małe i nie miały telefonów komórkowych. To właśnie jej przyjaciółka pomagała jej radzić sobie z samotnością po odejściu mamy co chwile wymyślając jakieś nowe metody, byle tylko nie miała czasu myśleć nad tym co się stało. 

Jude Heartfilia był prezesem największej w mieście firmy odzieżowej. Przywoził je z całego świata, dlatego ciągle wyjeżdżał na jakieś delegacje. Rzadko kiedy bywa w domu. Nawet, gdy zostawał w mieście to przesiadywał w tym swoim biurze dostateczną ilość czasu, aby skrupulatnie mijać się z córką, i w ten oto prosty sposób wykręcać się od obowiązków rodzicielskich.

- Jakie masz plany na dzisiaj?- spytała blondynka mimochodem. 

- A no wiesz,prof. Haring na dzisiaj kazał przynieść wszystkim wywiady, które mieliśmy zrobić z poszczególnymi pracownikami różnych warstw społecznych. Muszę  przyznać, że to zadanie było ciekawe. To pierwszy z jego dobrych pomysłów od początku roku- powiedziała i puściła jej oczko niebieskowłosa. 

Blondynka wiedziała, którą prace domową jej przyjaciółka miała na myśli. Sama sporo się namęczyła przy tym wywiadzie, zwłaszcza w tej części w której zrobiła wywiad z tatą. O dziwo udało mu się jednak znaleźć dla córki chwile. Wiedziała jednak doskonale, że nie miało to nic wspólnego z ojcowską miłością, czy też zainteresowaniem. 

Jej rodzic przykładał wielką wagę do jej edukacji. Pokładał w niej wielkie nadzieje, dlatego gdy chodziło o szkołę zawsze potrafił wcisnąć ją w swój grafik.

Właśnie uświadomiła sobie, że musiała pogrążyć się w myślach na dłużej, gdyż przez szybkę w autobusie zobaczyła szkołę.

- A powiedz mi co słychać u Gajeel'a,hm?- zaczęła temat blondynka, targana wyrzutami sumienia, że tak całkowicie się wyłączyła i wcale nie słuchała Levy.

- A no wiesz, jak to jest. Byłam wczoraj u niego...

- Cooo?

- Ej, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego- odpowiedziała niebieskowłosa i dała kuksańca przyjaciółce.

- Dobrze, już dobrze- uniosła ręce do góry na znak, że nie zamierza się jej więcej wcinać.

- Wiesz przecież, że daje mu korki z matmy, nic wielkiego. 

- Yhm i to także jest przypadek, że kiedy Morin zapytał: "Kto mógłby pomóc Gajeel'owi w nauce?" Zgłosiłaś się właśnie ty, co?- spytała z powątpiewaniem.

- O rany no lubię go, zadowolona?- odparła Levy rumieniąc się lekko

- Powiedz mi coś czego nie wiem.

- Hah odezwała się najpopularniejsza dziewczyna w szkole z idealnym chłopakiem- odgryzła się niższa.

 Gdyby ktoś inny powiedział coś takiego, Lucy mogłoby zrobić się trochę przykro z tego powodu, ale że powiedziała to Levy w żartach wiedziała, żeby nie brać tego na poważnie. Jakby nie patrzeć została szkolną „gwiazdką" tylko dlatego, że jej mama, która kiedyś chodziła do tego samego liceum była przewodniczącą klasy, kapitanem chearlederek i ogólnie zawsze się udzielała w szkolnych wydarzeniach.

 Wiedząc to nauczyciele przełożyli całą tą sympatię na córkę Layli, a ona aby sprostać powierzonym w niej nadziejom przejęła pałeczkę. Wiedziała, że jest osobą lubianą w szkole. Kiedy przechodziła przez korytarz zawsze wszyscy się do niej uśmiechali, pytali co u niej słychać, pomimo tego, że w ogóle ich to nie obchodziło. To była taka sztuczna atmosfera, a Lucy doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że większość uczniów tak naprawdę jej nie zna. Dlatego też dla „obopólnego" dobra będąc w szkole nakładała „maskę Layli" jak lubiła ją nazywać, wymuszała uśmiech, prostowała się i szła pewnym krokiem. 

Jednak po śmierci mamy stało się to dużo trudniejsze. Czasami miała wrażenie, że ciągle się tak zachowuje, gdyż grając swoją rodzicielkę przed innymi w pewien sposób zachowywała w sobie jej cząstkę. Tak bardzo za nią tęskniła.

- Ta najpopularniejsza- odparła blondynka od niechcenia

- Hej Lu, wszystko w porządku?- spytała McGardem podchodząc bliżej przyjaciółki i patrząc jej w oczy- wiem,że to musi być dla ciebie trudne zwłaszcza dzisiaj- powiedziała, po czym przytuliła dziewczynę opiekuńczo.

- Pamiętałaś- wzruszyła się Heartfilia 

- Kochana, jak mogłabym zapomnieć? –zapytała niebieskowłosa puszczając ją i patrząc na nią z lekkim uśmiechem- posłuchaj, po szkole zrobimy coś, aby uczcić jej pamięć, co ty na to?  

- Jestem za- uśmiechnęła się- ej czy to nie przypadkiem Gajeel tam idzie?- zapytała zmieniając temat ,wskazując ręką uczniowski parking po prawej stronie, aby odgonić przykre myśli.

- Gdzie?- obejrzała się momentalnie dziewczyna, widocznie zainteresowana- myślisz, że powinnam się przywitać?- zapytała przygryzając wargę z nerwów.

- No jasne, że tak.

- Ale co mam mu powiedzieć? Przecież nie podejdę do niego, nie powiem "cześć", a potem będę szła obok w milczeniu jak jakaś ofiara.

- Ej Leviś! Nie jesteś żadną ofiarą, rozumiesz? To normalne, że dziewczyna denerwuje się, przy chłopaku którego lubi.

- Taa ty się jakoś nigdy nie denerwujesz przy Grey'u- odpowiedziała z powątpiewaniem.

- Tak ci się tylko wydaje, na początku też się denerwowałam- skłamała.

- Yhm jasne- spojrzała na nią wzrokiem, który mówił „nie wierze ci"

- Ok. w porządku masz rację, nie denerwowałam się, ale to pewnie wynika z tego, że z Grey'em znamy się od zawsze. Już od przedszkola. Zawsze byliśmy przyjaciółmi i czuliśmy się swobodnie w swoim towarzystwie, dlatego kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić nic się nie zmieniło. 

- Czyli co? Chcesz mi powiedzieć, że gdyby spodobał ci się jakiś inny chłopak to też byś się przy nim stresowała, tak? 

- Inny chłopak- zaczęła blondynka- Leviś dobrze wiesz, że....

- Czysto hipotetycznie- dodała szybko

- Myślę, że tak-odpowiedziała niezbyt przekonująco- no ale wiesz, mi to nie grozi. Nie interesuje mnie nikt inny po za Grey'em. 

- Tak wiem, wiem, tak tylko cie sprawdzałam- puściła jej oczko

- Dobrze. idź już lepiej, zanim Gajeel wejdzie do szkoły. 

- Ale co mam mu powiedzieć?

- Wiem, zapytaj o to jak mu poszło na ostatnim sprawdzianie z matmy- widząc minę przyjaciółki dodała- poważnie, w końcu mu pomagałaś, prawda? Masz chyba prawo wiedzieć na ile ta nauka się przydała.

- W sumie to masz rację Lu, widzimy się na zajęciach z dziennikarstwa, tak?- upewniała się. Lucy pokiwała głową, a później obserwowała jak jej przyjaciółka przeciska się, pomiędzy samochodami. Sama idąc na przód wyjęła z kieszeni telefon i napisała szybkiego sms

Już jestem, zobaczymy się na lunchu :*

Nie zdążyła jednak nacisnąć wyślij, gdyż ktoś o mało co jej nie potrącił. Na moment całe życie przeleciało jej przed oczami, a jakaś nieznośna myśl w jej podświadomości dodała-czyż to nie ironia losu, że mało co nie zginęłam podobnie jak mama? Otrząsnęła się jednak szybko i spojrzała w kierunku motoru. Siedział na nim chłopak w czarnym kasku i skórzanej kurtce, takiej typowej motocyklowej. Przez chwile patrzyła na niego oczekując, że ją przeprosi.

- Jak ty chodzisz?!- krzyknął chłopak zeskakując z motoru.

- Co?- po chwili szoku dodała- Jak ja chodzę?! To twoja wina, mało mnie nie zabiłeś!

- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego ile dałem za to cacko?- zaczął okrążać pojazd i przyglądać mu się dokładnie.

- Słucham?!

- Przez ciebie musiałem szybko zahamować i mało brakowało, a wpadłbym w samochód.

- Nie, no nie wierzę! To jest jedyna rzecz, która cie martwi?!- zapytała z irytacją- o mało nie potrąciłeś człowieka, a przejmujesz  się jedynie  tą kupę złomu?!- symbolicznie kopnęła w przednie koło pojazdu.

- Co ty wyprawiasz?!- wydarł się na nią

- Co ja wyprawiam?! Nie wiesz, że na parkingu nie jeździ się z taką prędkością?! Rozejrzyj się!

- Skoro potrafisz tak ładnie się wydzierać, wnioskuje, że nic ci nie jest- powiedział chłopak już normalnym tonem.

- Na twoje szczęście- odparła zirytowana na odchodne, podniosła z ziemi telefon, który jej wypadł, po czym przebiegła resztę parkingu i wbiegła do szkoły nawet się za sobą nie oglądając.

I co myślicie? Ujdzie? hehe :D  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro