Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.2 (po korekcie)

Po zakończeniu lekcji Scarlett uśmiechnęła się do Sorena i razem zebrali się do wyjścia. Postanowiła wyjść z klasy z podniesioną głową i nawet nie spojrzeć na Ethana.

-Nie wie co traci- zadarła nos, zżymając się w duchu na jego obojętność. -Może faktycznie powinnam dać sobie z nim spokój? W końcu nie jest jedynym dobrze wyglądającym chłopcem w tej szkole...

-Gratuluję najlepszego wyniku- odezwał się ciepłym barytonem. -Kiedy spojrzała w jego zielone oczy poczuła, że cała złość na niego jej przechodzi.

-Dziękuję- odpowiedziała z gracją. Uśmiechnęła się lekko, starając się użyć na nim swojego uroku osobistego. Spojrzenie Ethana lekko się zamgliło.

W tym momencie kolba z granatową cieczą przewróciła się i oblała jej sukienkę.

-Och, wybacz, nie chciałam- Brett uśmiechnęła się paskudnie, wyminęła ich i wyszła z Sali, a koleżanki za nią.

Scarlett przerażona patrzyła jak gęste paskudztwo niszczy jej ubranie. Nie mogła uwierzyć, że Vesperianka zrujnowała jej pierwszy moment, kiedy Ethan do niej podszedł. Łzy stanęły jej w oczach.

-Chodź, odprowadzę Cię- Soren złapał ją za ramię i wyprowadził z klasy. Z jednej strony była mu wdzięczna, a z drugiej zastanawiała się, czy teraz Ethan przypadkiem nie pomyśli, że coś ich łączy.

Przed kolacją wypróbowała wszystkie klasyczne metody spierania ciężkich plam, ale na próżno. Na szczęście Mirabella przywiozła ze sobą z domu płyn, którego etykieta twierdziła, że radzi sobie z magicznymi cieczami.

-Co za małpa- stwierdziła blondynka, kiedy usłyszała całą historię. -Dobrze, że chociaż Soren z Tobą był.

Nie mówiła tego przyjaciółce, ale potajemnie liczyła, że między nią, a Sylvarianem coś się rozwinie. Ethan jako najprzystojniejszy wojownik na roku był zbyt popularny jak na jej gust. Z obserwacji wiedziała, że tacy chłopcy nie śpieszą się ustatkować z jedną dziewczyną. Soren za to jako przyjaciel Aethera byłby według niej idealną partią dla Scarlett.

-Taak- szatynka westchnęła i zamyśliła się. -Ale przynajmniej wiem co muszę zrobić, żeby Ethan się ze mną umówił- uśmiechnęła się triumfalnie. -Uroki!

-Chyba nie zamierzasz stosować na nim magii?- oburzyła się Mirabella. Bardziej niż omamieniem chłopca przejmowała się złamaniem zasad w Akademii. W końcu nie wolno im było używać czarów w celach innych niż naukowych.

-Niee, bez przesady- szatynka wzruszyła ramionami. -Ale już wiem, co on widzi w Eryndoriance i tej reszcie. Musi lubić ambitne dziewczyny, które rywalizują na równi z chłopcami! W końcu podszedł do mnie, kiedy się wykazałam u Williama. Więc jeżeli będę najlepsza na Alchemii i Urokach...

Jeżeli Ethan faktycznie był taki nowoczesny, to Mirabella tym bardziej uważała go za kiepską partię. Powstrzymała się jednak od komentarza. Wiedziała, że w tej chwili nic nie przekona Scarlett do zmiany zdania. Kiedy już ktoś jej się spodobał to z zasady nie widziała świata poza nim.

-W takim razie dzisiaj też siedzimy się z chłopakami w bibliotece- zdecydowała Mirabella. Uznała, że przynajmniej ta nagła pilność do nauki u Scarlett może pomóc jej z ocenami.

Szatynce po raz pierwszy w życiu zaczęło zależeć na byciu prymuską. Przynajmniej z tych dwóch przedmiotów, bo na Biologii i Uzdrawianiu zamierzała bezczelnie ściągać i korzystać z pomocy mądrzejszych osób, żeby tylko nie oblać pierwszego semestru.

Tym razem w bibliotece dołączyła do nich również Isolde. Soren za to był bardzo uprzejmy i zaproponował Scarlett, że w weekend może podszkolić ją do testu z Uzdrawiania, a ona z chęcią przyjęła jego pomoc.

-Słyszeliście, że jutro przyjeżdżają wyższe roczniki?- wtrąciła Sylvarianka. -Dzisiaj mija nasz ostatni dzień adaptacyjny.

-Zrobi się tłoczniej- zawyrokował Soren. -Chociaż z drugiej strony teraz było trochę pusto przy jednym roczniku na tak dużą Akademię. Dwa piętra są przez nas całkowicie nieużywane.

Scarlett co prawda zupełnie przeoczyła ten fakt, ale zgodnie z resztą kiwała głową. Przez ostatnie trzy dni była tak zaaferowana Ethanem, że nie do końca zwracała uwagę na cokolwiek innego.

-Czwarty rocznik i tak ma dużo praktyk poza Akademią, więc nie będą tutaj cały czas- powiedział Aether.

-Słuchajcie, ale...- Scarlett nie wiedziała jak zadać to pytanie, żeby nie wyjść na kompletną ignorantkę. -Skąd Wy właściwie wiecie takie rzeczy? Mnie i Mirabelli rodzice nie powiedzieli praktycznie nic o tej szkole.

-Chyba nie sprawdzasz aplikacji z ogłoszeniami- Isolde zakryła usta, żeby się nie roześmiać. -Ale masz rację. Ja też nic nie wiedziałam jak tu przyjechałam. A moja mama zachowuje się dziwnie za każdym razem jak do niej dzwonię i nie chce mi nic powiedzieć.

-U mnie to samo- przytaknął Soren. -Tak jakby podpisali jakąś umowę, że nic nam nie zdradzą.

Zapadła niezręczna cisza. Wszyscy zaczęli analizować w głowie jego ostatnie zdanie.

-Możesz mieć rację- odpowiedziała Mirabella. Blondynka od samego początku zauważyła pewne specyficzne szczegóły, po prostu nie uważała wcześniej za istotne się nimi dzielić. -Jesteśmy odcięci od świata zewnętrznego, mediów i od wszystkich ludzi jakich znaliśmy. -Rodzice przysłali nas tutaj, nie mówiąc nic o szkole i wciąż nie chcą nic powiedzieć. Rozłożyła ręce w bezradnym geście. -Wygląda mi to na celowe działanie Akademii, żebyśmy przystosowali się do nowych warunków, nie wiedząc co nas czeka i zintegrowali się wewnątrz.

-Tylko po co?- Scarlett nie była w stanie zrozumieć celu takiego zabiegu.

Mirabella zbyła pytanie wzruszeniem ramion, bo pewne podejrzenie chciała zostawić dla siebie. Uważała, że nie bez powodu wszystkie małżeństwa klasy z najwyższym rodowodem magicznym były zawierane prawie wyłącznie między uczniami Akademii. W końcu byli tu ze sobą cztery lata i nie mieli jak poznawać innych ludzi w swoim wieku. Teoretycznie były możliwe wakacyjne romanse, ale który związek na odległość przetrwa bez stałego kontaktu?

Blondynka była prawie pewna, że to celowy zabieg rządowy, żeby nie rozrzedzać cennego wysokiego stężenia magii we krwi przez małżeństwa między klasowe. W ten sposób następne pokolenia również miały wysoki rodowód magiczny i kwalifikowały się do Akademii Czarów. Ktoś inny mógłby to uznać za bezduszny precedens, ale w lubiącym porządek i zasady umyśle Mirabelli takie działanie miało głęboki sens. Pewnie sama by zaprojektowała podobny system, będąc u władzy.

Scarlett nie była pewna, czy powinna wierzyć w tą teorię spiskową, więc postanowiła od razu to sprawdzić po powrocie do pokoju. Wybrała numer Celeste i czekała na sygnał.

-Cześć mamo!- zawołała do tabletu.

-Dobrze, że dzwonisz kochanie- kobieta przełączyła tryb na wideo, żeby mogły się widzieć. -Jak Ci się podoba Akademia?

-Jest bardzo fajnie- Scarlett uśmiechnęła się. -Dostałam wysokie procenty w predyspozycjach.

-To świetnie- szatynka mogła przysiąc, że uśmiech matki nie jest szczery. -Widziała w jej oczach zawahanie i jakby... strach?

-Uroki 96, Walka i Obrona 91 i Alchemia 75- pochwaliła się, czekając na reakcję.

-Ale chyba odrzuciłaś Walkę i Obronę, prawda?- wyrwało się Celeste. -To znaczy... To raczej nie jest dla Ciebie.

-Taak, Mirabella mi to wyperswadowała z głowy- pokiwała Scarlett z uśmiechem, chociaż poczuła lekkie ukłucie buntu. Za każdym razem jak słyszała, że nie nadaje się do tego przedmiotu, miała ochotę tupnąć nogą. Oczywiście, że sama o tym wiedziała, ale usłyszeć coś takiego od bliskich osób to co innego.

-To bardzo rozsądna dziewczyna- szatynka zauważyła, że Celeste rozluźnia ramiona. -A czy... było coś jeszcze ciekawego w tym mailu?

Scarlett już wiedziała, że Mirabella ma rację, a jej matka coś przed nią ukrywa. Skąd wiedziała o dopisku o grupie W i dlaczego się tym martwiła?

-Poinformowano mnie, że jestem w grupie W- odpowiedziała, patrząc Celeste prosto w oczy. -A pielęgniarka pytała się mnie, czy mam korzenie w Arcanisie i powiedziała, że mam dużą moc. Zastanawiam się po kim mogłam odziedziczyć te predyspozycje, bo chyba nie po tacie.

Jej mama zacisnęła usta w wąską kreskę, nie odpowiadając na tą aluzję.

-Słuchaj kochanie- zaczęła, nie patrząc w jej oczy. -Z mojego doświadczenia w szkole...- zamilkła jakby nie chciała powiedzieć za dużo. -Czasami nauczyciele proponują jakieś zajęcia dodatkowe, czy grupy dla zaawansowanych. Jeżeli dostałabyś taką propozycję to moim zdaniem powinnaś odmówić. Profesorowie lubią zamęczać pupilków, a będziesz i tak miała wystarczająco trudno na pierwszym roku.

Scarlett pokiwała głową, ale uważała, że Celeste wciska jej jeden wielki kit. Porozmawiały jeszcze o jakichś błahych sprawach zanim się rozłączyły.

Krezynka uznała, że argument o przemęczeniu się zajęciami dodatkowymi jest kompletnie niewiarygodny. Jej matka zawsze nakłaniała ją do większego przykładania się nauki, a teraz każe jej odmówić? I właściwie odmówić czego? Dlaczego uważała, że jakiś nauczyciel będzie chciał akurat Scarlett zaprosić do grupy dla zaawansowanych?

Zaczęła ją gnębić również inna rzecz. Czy jej matka miała kiedyś romans? Bo niby skąd ona ma w sobie tak dużo magii i jeszcze niesamowicie wysoką predyspozycję do Walki i Obrony? Czy Henry na pewno jest jej biologicznym ojcem? W końcu z wyglądu w ogóle go nie przypomina.

-Mamo, nie mów mi, że Ty taki wzór wszelkich cnót i powściągliwości byłabyś zdolna do czegoś takiego- pomyślała tuż przed zaśnięciem.

                                 ***

Jesteście team Sorenlett czy Ethanlett? :D

A tutaj biblioteka:


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro