Rozdział 40.2
Scarlett zdrętwiała przyglądała się dogorywającym Sprawiedliwym. Przez sposób w jaki umarli nie widać było nawet za wiele krwi- tylko nieruchome ciała obrócone twarzą do dołu. Dziewczyna opadła z sił i usiadła na trawie. Minusem Grozy było to nieszczęsne wyczerpanie organizmu.
Na szczęście wciąż zostało jej wystarczająco mocy, żeby utrzymywać barierę fizyczną, gdyby znowu ktoś miał ją zaatakować. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Spędziła kilka minut w jednej pozycji zanim usłyszała jak wołają jej imię. Nie miała siły odkrzyknąć, więc po prostu dalej siedziała nieruchomo.
Pierwszy dobiegł do niej Ethan. Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem i nawet do głowy jej nie przyszło, żeby opuścić bariery. Szatyn przebił się przez nie swoją magią, uklęknął i objął ją ramionami.
-Jesteś cała?- wyszeptał jej do ucha.
-Uhm- pokiwała głową. Wolała się nie rozglądać i nie patrzeć na ciała leżące na poszyciu leśnym.
Arcan podniósł ją na ręce dokładnie w momencie, kiedy przybiegli do nich Nathaniel i Blade. Brunet wyciągnął ręce po Scarlett jakby od razu chciał ją przejąć, ale Ethan tylko mocniej ją złapał. Jego postawa mówiła: byłem pierwszy.
-Ja ją wezmę- powiedział drugoroczny, lustrując ją wzrokiem i szukając ran.
-Scarlett, mogę zanieść Cię do naszej bazy?- Ethan zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny.
Kiedy szatynka przytaknęła, ten posłał zwycięski uśmiech Nathanielowi i odwrócił się na pięcie.
-Moja kolej debilu- pomyślał zadowolony Arcan, kierując się z nią w stronę chatki. Mieli dwie godziny do przebycia, ale uznał, że z przerwami na spokojnie ją zaniesie. Zdecydowanie nie zamierzał dzielić się tym przywilejem z Nathanielem. Ucieszył się, że będzie miał kilkanaście minut przewagi, bo tamci muszą zająć się sprzątnięciem ciał.
-Co się stało z resztą?- Scarlett słabo zapytała go po chwili.
-Nie chcieli rozmawiać- odpowiedział krótko Ethan. -Z tego co wiem Nathaniel i Blade załatwili tamtą czwórkę, Sprawiedliwi do nich strzelali, a z dwójką, którzy uciekli w las sama wiesz co się stało. -Czego użyłaś?
-Grozy- Scarlett westchnęła zawiedziona swoją decyzją. -Głupio zrobiłam, trzeba było zaatakować metodami Arthura, to nie byłabym teraz tak zmęczona... Zadziałałam impulsywnie.
-Ale dzięki temu mogę Cię teraz nieść jak prawdziwy rycerz z dawnych czasów- stwierdził Arcan z uśmiechem na twarzy.
-Fakt- Scarlett roześmiała się słabo. Mimo wyczerpania była więcej niż zadowolona, że Ethan przejął inicjatywę. -Mam nadzieję, że na jakiś czas dadzą nam spokój z tymi misjami... Jedna w miesiącu to dla mnie za dużo.
-Ja bym jeszcze na jakąś pojechał, ale to była moja pierwsza- stwierdził Arcan pogodnie. -Masz ochotę coś zjeść?
Usiedli na trawie, urządzając sobie prowizoryczny piknik. Cała sytuacja zdawała się Scarlett surrealistyczna. Przed chwilą kogoś zabiła a teraz zajada się batonami proteinowymi ze swoim crushem.
-Jak myślisz, dlaczego nie chcieli paktować?- zapytała chłopaka. Promienie słoneczne prześwitujące przez gałęzie sprawiały, że mogła jeszcze dokładniej podziwiać jego piękne odcienie koloru włosów i oczu.
-Pamiętaj, że mamy do czynienia z terrorystami- Ethan wzruszył ramionami. -Może nie spodziewali się zbyt dobrego potraktowania ze strony rządu, który próbują obalić.
-Cóż, ich strata- stwierdziła Scarlett, szybko pozbywając się wyrzutów sumienia. W końcu wcale nie musieli się na nią rzucać ze sztyletami- zadziałała w obronie własnej.
Kalorie pomogły jej się trochę zregenerować i zaproponowała, że może już powoli iść, wspierając się na jego ramieniu. Po kilku minutach Ethan zatrzymał się i obrócił ich twarzą do siebie.
-Scarlett- spojrzał jej prosto w oczy, na co serce jej mocniej zabiło. -Czy umówisz się ze mną na randkę?- zapytał oficjalnym tonem, na co zmiękły jej kolana.
-Tak- odpowiedziała, czując rozpierające szczęście. Oczywiście właśnie ten moment wybrała sobie czwórka wojowników, żeby ich dogonić.
Nathaniel zmrużył oczy, widząc jak blisko siebie stali. Scarlett natychmiast zrobiła pół kroku w tył i zarumieniona spojrzała w bok.
-Dzielimy się na dwójki, Ethan i Blade na przód- powiedział grobowym głosem.
Szatyn posłał mu zwycięskie spojrzenie. Na misji mógł sobie dyrygować, ale jak tylko wrócą do Akademii, to on będzie miał Scarlett tylko dla siebie.
Nathaniel zaborczo objął ją ramieniem i poczekał aż reszta się od nich oddali. Dopiero potem ruszyli powolnym tempem.
-Użyłaś Grozy, prawda?- zapytał delikatnie prowadząc ją między wystającymi konarami i kamieniami.
-Tak- przytaknęła. Obecność bruneta ją uspokoiła. Pod jego przywództwem czuła, że nic im nie grozi.
-Cóż, dosłownie wystraszyłaś ich na śmierć- poinformował ją. -Jak tylko wkroczyliśmy na ich teren, zaczęli do nas strzelać. Oczywiście pociski odbijały się od naszych barier. Powaliliśmy czwórkę, tamtych dwóch pobiegło na Ciebie. Nie planowałem ich zabijać, ale nie chcieli współpracować.
Scarlett tylko potaknęła głową. Ethan przybliżył jej podobną wersję wydarzeń.
-Wszystko w porządku?- obrócił ją do siebie aż ich spojrzenia się spotkały. -Miałem nadzieję, że nie wylądujesz na pierwszej linii, ale mieliśmy pecha.
-Myślę, że tak- dziewczyna lekko się zawahała. -To wszystko wydaje się nierealne. -Ale to oni jako pierwsi się na mnie rzucili. Widziałam, że chcą mnie zabić i zadziałałam automatycznie.
-Chciałem Ci oszczędzić tego wszystkiego- powiedział cicho Nathaniel.
-Wiem- westchnęła Scarlett. -Chciałabym cofnąć się w czasie. -Nie wiem, chyba za bardzo mnie irytowały te komentarze, że jestem mało ambitna i chciałam coś udowodnić wszystkim w Akademii...
-Niepotrzebnie- Nathaniel mocniej ją objął. -Ci ludzie to idioci.
-Mogę Cię o coś zapytać?- Krezynka postanowiła poruszyć temat, który od dawna ją ciekawił.
Brunet przyzwalająco kiwnął głową.
-Czy to prawda, że na pierwszym roku Twoja była dziewczyna odeszła przez Ciebie z W?- spojrzała na niego badawczo.
-Zrezygnowała, bo presja tych misji za bardzo ją przygniotła- wyjaśnił Nathaniel. -I tak, właśnie w tym okresie zerwaliśmy, ale nie chodziło tylko o W. Ciągle się kłóciliśmy i chyba uważała, że jestem hmm zbyt kontrolujący.
-No co Tyyy- Scarlett popatrzyła na niego rozbawiona. -Ty, kontrolujący? Pierwsze słyszę.
Nathaniel posłał jej urażone spojrzenie na co tylko się roześmiała.
-Skoro mowa o moim kontrolowaniu...- zaczął z lekkim uśmieszkiem. -Musisz się dzisiaj dobrze najeść i wyspać po tych wszystkich miksturach. -Co powiesz na masaż stóp i pleców?
-Wszystko mnie tak boli, że uważaj, bo jeszcze się zgodzę- mruknęła łapiąc się za plecy.
-Cóż, jeżeli chcesz poczekać do momentu aż będziemy oficjalnie parą to potrafię być cierpliwy- rzucił nonszalancko. -Poprzestanę na razie na zrobieniu ci kanapki, bo obawiam się, że więcej nie potrafię.
-Oj Nathaniel, Ty się naprawdę nie poddajesz- odpowiedziała rozbawiona. Musiała przyznać sama przed sobą, że jego nieustanne próby mile łechtały jej ego.
-Nie chciałem na Ciebie naciskać tuż przed misją albo po niej, ale widzę, że pewien imbecyl nie jest takim dżentelmenem jak ja i mnie wyprzedził- Scarlett słysząc to uciekła wzrokiem w bok. Szybko się skubany domyślił. -Dlatego żądam, żebyś się ze mną umówiła.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. On był naprawdę niereformowalny.
-Chcieć to Ty sobie możesz- odpowiedziała mu z wyższością. "Żąda", dobre sobie.
-Ostrzegam, że jeżeli mi odmówisz to zostaniesz porwana- Nathaniel zmrużył oczy. -A wszyscy moi konkurenci przez przypadek obudzą się związani na tratwie na środku Czarnego Zwierciadła.
-No dobrze, niech Ci będzie- wywróciła oczami. -Ale tylko jedna!
-Taak- brunet przeciągnął sylabę, sygnalizując, że na jednej to się raczej nie skończy.
Scarlett głęboko odetchnęła, czując jak adrenalina po misji powoli z niej schodzi. Uciekinierzy zostali pokonani a ją czeka powolny spacerek do chatki. Mniej więcej po pół godziny do niej dotarło, że przez przypadek umówiła się z dwoma Arcanami tego samego dnia.
-Ehh, głupia adrenalina i impulsywne podejmowanie decyzji- pomyślała skonfundowana. -I jak to teraz odkręcić?
Kiedy dotarli do chatki, Nathaniel wysłał Ethana i Blade'a na zwiad (chłopcy przez dwie godziny zobaczyli tylko uciekające przed nimi wiewiórki), a sam opiekował się Scarlett. Po tym jak zjadła kanapkę, już trzeci raz musiała mu tłumaczyć, że pod żadnym pozorem nie zgadza się na żaden masaż.
W końcu pozwoliła mu na rozmasowanie dłoni, co okazało się dość przyjemne. Dosłownie wyobraziła sobie głos Anabelle, przemawiający jej do rozsądku:
-"Będzie robił wszystko co chcesz, bierz i się nie zastanawiaj"
Gdyby to tylko było takie proste...
***
Powrót zajął im trochę krócej niż pierwsze podejście, ponieważ tym razem przynajmniej schodzili w dół zamiast się wspinać. Niestety oznaczało to, że zamiast ud, uruchomiły się mięśnie łydek.
-Nigdy. Więcej. Wysokich. Gór!- Scarlett wymruczała do siebie, gdy w końcu padła na siedzenie w Pyłkowej Kolei. Była niesamowicie zadowolona, że ma już z głowy wycieczkę z piekła rodem.
-Nuudy- Brett odezwała się w odpowiedzi. -Ty przynajmniej dostajesz ciekawe role a ja na pierwszej misji stoję jak kołek pod barem a na drugiej to samo, tylko że w jakichś krzakach.
-O bardzo przepraszam, że chcieli zabić akurat mnie- Scarlett wywróciła oczami. -Może na następnej wybiorą Ciebie, nie miałabym nic przeciwko.
Krezynka uznała, że za to co ona przeżyła w tym lesie to należy jej się jakiś mega drogi prezent (z własnej premii oczywiście). Albo nawet kilka. Już widziała te wielkie brylanty na swoich palcach i nadgarstkach. Czy w którymś landzie można kupić buty z brylantami?
-Co powiesz na przyszłą sobotę?- z jej marzeń o wannie z diamentów wyrwał ją głos Ethana. No tak, przecież poobiecywała im te randki.
-Uhm, jasne- (a może wanna z diamentów wypełniona brylantami?)- może być...
W drzwiach Akademii Nathaniel bezceremonialnie przytrzymał ją za ramię.
-W takim razie niedziela- wyszeptał jej do ucha. Oj, chyba mocno się wkopała.
***
Dzisiaj trochę krócej, ale musiałam dokończyć wątek i nie chciałam zaczynać nowego.
Co do maratonu: coś ruszyłyście dzięki nowym czytelniczkom, ale dalej brakuje 740... Dacie radę się wyrobić w tydzień? :PP
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro