Rozdział 40
Scarlett pov
Scarlett błogo wtulała się w swoje pluszaki, zachwycając się jak jest ciepło i miło. Zaraz chwila. Dlaczego króliczek nagle zrobił się o 99 procent mniej włochaty i grzeje jak kaloryfer?
-Aaaaaa- wrzasnęła na cały głos, prosto do ucha Nathaniela, który zerwał się jak poparzony. Zaczęła z całej siły okładać go pięściami po głowie i ramionach.
Brunet złapał ją za nadgarstki i unieruchomił.
-Proszę nie bić swojego mentora!- zawołał. -Mogę to wyjaśnić!
-Zboczeniec!- krzyknęła próbując się wyrwać. Z lekką ulgą zarejestrowała, że przynajmniej ona jest ubrana w kombinezon z wczoraj w przeciwieństwie do Nathaniela, który był bez koszulki.
Mimo sytuacji w której się znalazła, od razu zauważyła, że mógł się pochwalić naprawdę świetną muskulaturą. Już wcześniej widziała u niego silne ramiona, ale ta klatka piersiowa...
-Puść mnie- przestała się wyrywać, żeby nie dawać mu pretekstu do przytrzymywania jej.
-Już- puścił jej nadgarstki. -Od razu mówię, że do niczego nie doszło.
-Po pierwsze, dlaczego spaliśmy w jednym łóżku a po drugie jak śmiałeś się do mnie przytulać?!- zawołała.
-Brett wybrała inny pokój, więc zostałem z Tobą a objąłem Cię bo zabierałaś mi całą kołdrę- Nathaniel próbował się tłumaczyć.
-Chcesz powiedzieć, że wszystkie pokoje mają tylko łóżka małżeńskie?- spojrzała na niego z wściekłością.
-Cóż... Tylko nasz- chłopak podrapał się po głowie z przepraszającym uśmiechem.
-Argh!- Scarlett wydała z siebie niezidentyfikowany dźwięk i znowu zaczęła go bić na co ten zasłonił się rękami.
W końcu zerwała się z łóżka (bicie ludzi okazało się zbyt energochłonne) i poszła po swoją kosmetyczkę, klapki i ręcznik. Jak on może mieć taki tupet! I jeszcze udaje, że nic się nie stało!
Biorąc prysznic, mruczała pod nosem przekleństwa, będąc obrażona na cały świat. Dlaczego nikt mu nie wybił tego pomysłu z głowy! Przeklęty Ethan, który nie umie mu się postawić i przeklęta Brett, której brakuje solidarności jajników!
Szybko przebrała się w ocieplaną swetrową sukienkę do ziemi i wciąż poirytowana wyszła z łazienki. W kuchni akurat wpadła na Vesperiankę, która smażyła sobie jajecznicę z lekko przeterminowanych produktów, które znalazła w lodówce.
-Nie wiem co jest z Tobą nie tak, ale dzisiejszej nocy dzielisz ze mną pokój- syknęła do niej bezceremonialnie, nawet się nie witając. -Tylko spróbuj się sprzeciwić, to Cię zabiję.
-Bogowie, no dobra- Brett spojrzała na nią jak na wariatkę. -Zresztą miałam pokój z Ethanem a on jest prawie jak kobieta, ale jak chcesz.
Scarlett przez pół dnia maszerowała z żądzą mordu wypisaną na twarzy, konsekwentnie ignorując Nathaniela, który próbował się do niej przymilać. Specjalnie też sto procent swojej uwagi poświęcała Ethanowi, żeby wkurzyć tego impertynenta.
Złość płynąca w jej żyłach sprawiła, że do pory obiadowej nie potrzebowała korzystać z mikstury energetycznej. Dopiero jak podniosła się z trawy i poczuła palący ból wyczerpanych mięśni, złamała się i ją zażyła. Nie mogła się doczekać aż ta głupia misja się skończy.
-Wybacz, że skazaliśmy Cię na pokój z Nathanielem- Ethan próbował się jej niezręcznie wytłumaczyć. -Wiesz, mimo wszystko on jest naszym szefem.
Scarlett spojrzała na niego oceniająco. W tym momencie atrakcyjność szatyna spadła dla niej o dobrych kilka punktów. Jej przyszły mąż na pewno by nie pozwolił na coś takiego... Nathaniel co prawda co chwila przeginał, ale przynajmniej przed nikim nie tchórzył.
Następna chatka wyglądała identycznie jak pierwsza. Krezynka rzuciła mordercze spojrzenie Brett na co ta wzruszyła ramionami i od razu zadekowały się w jednym pokoju, zostawiając chłopaków samym sobie.
Scarlett rzuciła się pod prysznic, dokładnie wyliczając sobie o której godzinie mikstura prawdopodobnie przestanie działać. Na szczęście miała jeszcze trochę czasu. Gdy wyszła z łazienki w turbanie na mokrych włosach wszyscy już na nią czekali w kuchni.
-Omawiamy plan na jutro- Nathaniel podsunął jej krzesło. -Nasza akcja nie będzie zbyt skomplikowana. -Ja i Blade udamy się we dwóch do ich obozu porozmawiać i przedstawić im jakie mają opcje. Jeżeli nie będą chcieli współpracować, użyjemy siły.
-Tylko Was dwóch?- Ethan uniósł brwi. -Czy to nie za mało?
-Po pierwsze wątpię, żeby wszyscy byli w obozie, mogą wystawić jakieś czujki albo czuć się na tyle bezpiecznie, żeby się rozdzielić- odpowiedział brunet. -Wasza czwórka będzie rozstawiona wokół obozu z każdej strony świata. -Ktoś się Wam zaplącze albo zacznie uciekać prosto na Was? Pojmujecie go.
-Czy to nie jest zbyt ryzykowne?- wtrącił Archer. -Może faktycznie powinniśmy po nich pójść wszyscy i zostawić na przykład jedną osobę z tyłu- niby przypadkiem utkwił oczy w Scarlett.
-I ta jedna osoba ma pojmać wszystkich, którzy będą biec w różnych kierunkach?- Nathaniel uniósł brwi. -Jeżeli pójdziemy na nich całą grupą to nikt nie zapyta kim jesteśmy tylko od razu wyjmą broń i zaczną strzelać. -Dwie osoby za to pokazują: mamy propozycję i chcemy paktować.
-No dobra- przyznał mu Archer. I on i Ethan zerkali z przemieszaniem zazdrości i wahania na Blade'a. Niewiadomo kiedy i dlaczego, ale ich kolega stał się prawą ręką Nathaniela na misjach.
-Pobudka o 8- zarządził brunet. Scarlett zerwała się od stołu jako pierwsza, żeby nie musieć już z nikim rozmawiać i pognała do pokoju.
Niestety Brett chyba po prostu lubiła denerwować ludzi przed snem.
-Kłótnia w związku?- zapytała akurat w momencie, kiedy Krezynka zamykała oczy.
-Jakim związku?- westchnęła poirytowana w odpowiedzi.
-Gdybyście się nie pokłócili to byś z nim znowu spała- powiedziała wojowniczka dwuznacznym tonem.
-A Tobie który stąd się najbardziej podoba?- Scarlett odbiła pałeczkę.
-Chyba Cię pogrzało- fuknęła blondynka. -Te laleczki? -Wolałabym umrzeć. Ale Ty baw się dobrze z własnym szefem.
-Bogini, on nie jest naszym szefem tylko Elowen- Scarlett przewróciła oczami. -Wcale nie ma więcej władzy od nas, po prostu ma rok więcej doświadczenia.
-Jak chcesz to sobie to wmawiaj- mruknęła Vesperianka.
-No to który Ci się podoba?- Scarlett postanowiła, że tym razem jej nie odpuści. -Chociaż z wyglądu. -Może Blade?
-Jesteś niepoczytalna- mruknęła Brett, obracając się do niej plecami. Scarlett uniosła kącik ust. -I po problemie.
***
-Księżniczko pobudka- Scarlett uchyliła powieki, żeby zobaczyć nachylającego się nad nią Nathaniela. -Wstajemyy.
-Umrzyj- dziewczyna mruknęła pod nosem.
-No juuuż, nie bocz się na mnie- brunet zrobił minę urażonego szczeniaczka. -Im szybciej wyjdziemy tym szybciej ukończymy misję.
-Przekonałeś mnie- Scarlett ziewnęła. Miała już serdecznie dość tej poranionej wycieczki.
Obecna chatka mieściła się wysoko w górach, przez co podejścia były trudniejsze, temperatura na zewnątrz niższa, a chłodny wiatr nie zagrzewał do walki. Krezynka pomyślała, że na miejscu Sprawiedliwych schowałaby się w jednej z obecnie niezamieszkanych baz należących do W, ale pewnie za bardzo bali się alarmu antywłamaniowego.
Założyła ocieplany kombinezon i wypiła gorącą kawę. Brr, od razu lepiej. Zażyła też miksturę Sen 2+, żeby dodać sobie energii życiowej przed czekającą ją walką. Nie do końca podobało jej się, że się rozdzielają. Co jeżeli ktoś ucieknie właśnie przez jej nieuwagę?
Cała ich szóstka maszerowała w milczeniu. Atmosfera była ciężka i pierwszoroczniacy mieli nerwy napięte jak postronki. W poprzedniej misji w Windrowe to oni mieli przewagę liczebną. W tej chwili było jeden do jednego.
Scarlett stąpała ostrożnie, żeby nie daj Bogini nie skręcić sobie kostki na wybojach. Według zdjęć z dronów przysyłanych im przez Elowen, Sprawiedliwi nie zmienili swojego położenia w przeciągu ostatnich kilku dni. Ich namioty znajdywały się na małej polance ukrytej wśród drzew.
-Rozdzielamy się- zarządził Nathaniel po dwóch godzinach marszu, kiedy byli już blisko wrogiego obozu. Arcan specjalnie wybrał wczesną godzinę, licząc, że uciekinierzy nie są jeszcze wszyscy rozproszeni po lesie. -Pamiętajcie o swoich zadaniach i bez paniki. -Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, nie będziecie nawet musieli ingerować.
Nathaniel popędził innych na pozycje, dopóki nie zostali tylko on, Scarlett i Blade. Podszedł do szatynki i zamknął ją w uścisku. Tym razem dziewczyna nie wyrywała się. W sytuacji zagrożenia ich dziecinne przekomarzania odeszły na bok.
-Po prostu utrzymuj mocne fizyczne bariery- wyszeptał jej do ucha. -W razie czego nikt nie będzie Cię obwiniał, jeżeli kogoś przepuścisz. -Najważniejsze żebyś była bezpieczna.
-Jasne- Scarlett uśmiechnęła się do niego słabo. Czuła ogarniający ją lęk ściskający w piersi. Kiedy chłopcy zniknęli między drzewami, dłonie zaczęły jej się lekko trząść ze stresu.
Wokół niej zaległa niepokojąca cisza. Nawet odgłosy lasu wydawały się jakieś przytłumione. Założyła silne bariery i czekała na jakikolwiek ruch wśród drzew. Modliła się do Bogini, żeby Nathaniel i Blade dali radę przekonać Sprawiedliwych do współpracy, zanim rozpocznie się krwawa jatka.
Nastawiła się psychicznie na użycie ataku ciśnieniowo-dźwiękowego, żeby ogłuszyć i otumanić przeciwnika. Wtedy po prostu poczeka na resztę a chłopcy ich przesłuchają. Niespodziewanie usłyszała dźwięk broni palnej i zrozumiała, że nici z ich pokojowej misji. Ktoś wrzasnął, ktoś inny znowu strzelił.
Scarlett zamarła na swojej pozycji. Instynkt kazał jej się ruszyć- nieważne w jakim kierunku, ale pamiętała, że nie wolno jej opuścić stanowiska. Paranoicznie sprawdziła czy na pewno bariery fizyczne się trzymają jak powinny. Miała ochotę zużyć całą magię na obronę, ale powtarzała sobie, że jako członek misji musi również atakować.
Nagle o zgrozo zobaczyła ruch wśród drzew kilkanaście metrów od siebie. Jak w ogóle ma szansę wycelować w takich warunkach? Ktoś biegł na skos od niej, może więcej niż jedna osoba. Bogini, pomocy!
W tym momencie złapała kontakt wzrokowy z wysokim blondynem koło trzydziestki, którego rozpoznała ze zdjęć od Elowen. Zamarła na sekundę. Jak w zwolnionym tempie patrzyła jak mężczyzna zmienia kierunek i razem z drugim Vesperianem zaczyna biec prosto na nią. Obaj trzymali zakrzywione sztylety.
W tej chwili zupełnie zapomniała o tym, co wcześniej planowała. W jej głowie kołatała się tylko jedna myśl: bardziej opłacało im się nie przerywać ucieczki, ale woleli stracić cenne sekundy, żeby ją zabić. Z ich perspektywy pewnie wydawała się bezbronna: miała tylko jeden pistolet przytroczony do pasa, w dodatku niewyjęty i nie wyglądała na groźnego wojownika.
Pierwszy z mężczyzn uśmiechnął się do niej z błyskiem okrucieństwa. Scarlett zorientowała się, że chce ją zabić tylko dlatego, że może. I właśnie to przelało czarę.
Zapomniała o finezyjnych technikach Walki i zaczerpnęła potężny ułamek mocy z jednej z najbardziej pierwotnych dziedzin magii. Oblekła się w czystą Grozę. Jej włosy wyglądały jak gniazdo ciemnoszarych węży o błyszczących pomarańczowych oczach, język był rozwidlony a zęby zamieniły się w kły ociekające krwią. W jej żyłach płynęła czysta adrenalina.
Vesperianie natychmiast upuścili sztylety. Jeden z nich złapał się za serce i upadł na kolana a drugi zleciał na ziemię jak papierowa kartka, nabijając się na własną broń. Scarlett jak w transie przyglądała się jak obaj umierają na zawał.
***
Call me Polsat XD Wgl pisałam ten rozdział o 4 nocy i tak się stresowałam akcją Scarlett, że musiałam się obstawić prawdziwym Mefim, Rożkiem i Króliczkiem XD (tak, mam 22 lata i śpię z bandą pluszaków)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro