Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Dwa tygodnie w Krezyni minęły jak mrugnięcie okiem. Scarlett starała się jak najwięcej czasu spędzić na rozmowie z rodzicami, ale frustrowało ją, że wciąż jej się wydawało, że dużo przed nią ukrywają o szkole. Z tego powodu odpłaciła im tą samą monetą, zatajając swój program indywidualny i kandydaturę do W.

Szatynka mieszkając z nadopiekuńczymi rodzicami, nauczyła się bardzo dobrze kłamać i ukrywać swoje poczynania od najmłodszych lat. Z jej doświadczenia najlepiej działało operowanie półprawdami: przyznała się więc do wyboru Walki i Obrony, ale tylko tej grupowej a zataiła całą resztę.

Kiedy Celeste zapytała ją o W, zdawkowo odpowiedziała, że ktoś z jej znajomych dostał się na listę wstępną, ale udawała, że cały temat niewiele ją interesuje. Trzeciego dnia się złamała i opowiedziała historię z Ethanem- a przynajmniej te fragmenty, które uznała za odpowiednie dla uszu swojej mamy. Rodzicielka kategorycznie dezaprobowała Arcana, tłumacząc że jeżeli wybrał inną to nie ma sobie co nim głowy zawracać: tego kwiatu jest pół światu.

O Nathanielu też pobieżnie wspomniała jednak przedstawiła go tylko jako kolegę z którym flirtowała- nie miała ochoty głębiej wchodzić w ten temat. Celeste słuchając historii szkolnych, wychwalała rozsądek Mirabelli pod niebiosa i koniecznie chciała zobaczyć zdjęcie chłopaka, którego sobie wybrała. Miło było spędzić czas z mamą, chociaż tajemnice znacznie je od siebie oddaliły.

Po kilku dniach Scarlett stwierdziła, że po prostu musi delikatnie poruszyć temat predyspozycji, które odziedziczyła po rodzicach.

-Mamo, jakie naprawdę Ty i tata macie predyspozycje?- zapytała piątego wieczoru od przyjazdu. -Uroki mam po Tobie a Alchemię po nim, ale któreś z Was albo moi dziadkowie musicie mieć talent do Walki i Obrony. Nie uwierzę, że ta moc wzięła się znikąd.

-Prawdopodobnie odziedziczyłaś to z mojej strony- odpowiedziała ostrożnie Celeste. -Nie przykładam do tego wielkiej wagi, bo tylko przez chwilę uczęszczałam na ten przedmiot. Wiem, że w Twoim pokoleniu chodzi na niego coraz więcej kobiet, ale za moich czasów było to uważane za co najmniej ekstrawaganckie lub po prostu w złym guście. Nie lubiłam u siebie tej predyspozycji, więc mało osób o niej wie.

-Uff, czyli nie zdradziłaś taty- pomyślała Scarlett, ale zachowała tą myśl dla siebie.

-A pamiętasz jeszcze coś z tego?- zapytała zamiast tego. -Chciałabym poćwiczyć bariery i ataki.

-Bardzo mało. Ale skoro już i tak chodzisz na ten przedmiot to może faktycznie lepiej, żebyś potrenowała ze mną- westchnęła Celeste. -Tylko bez przeginania, nie chcę potem wymieniać naszych mebli w salonie.

Mama dość niechętnie pokazała jej kilka ataków, których Arthur dopiero zaczynał ich uczyć. Scarlett od razu pomyślała, że jej rodzicielka potężnie zmyśla, bo zdawała się pamiętać wszystko z najdrobniejszymi szczegółami i wcale nie wyglądała przy tym na amatorkę.

Skupiły się na atakach wysokiego lub niskiego ciśnienia oraz na dźwiękowych i świetlnych, ponieważ przy nich było prawie zerowe prawdopodobieństwo zniszczenia salonu; w przeciwieństwie do takiego ognia, strzał czy tornado. Bariery Celeste były bezbłędne podczas gdy Scarlett została już dwukrotnie ogłuszona. Jej mama okazała się równie dobrym nauczycielem jak Margaret czy Arthur. Szatynka nie miała pojęcia, gdzie jej rodzicielka chowała pokłady charyzmy i profesjonalizmu przez tyle lat wychowywania jej. Na pewno nigdy wcześniej nie widziała jej od tej strony.

Celeste aż zdawała się odmłodnieć, kiedy w oczach zabłyszczały jej zadziorne ogniki. W drugim tygodniu ferii nawet sama zaproponowała, żeby przenieść ich ćwiczenia do ogrodu, gdzie mogą popróbować ataków bardziej inwazyjnych dla otoczenia. Ogniem celowały w miejsca obok siebie, żeby przypadkiem nie zwęglić sobie nawzajem ubrań. Scarlett okazała się mieć silne predyspozycje do ataków świetlnych, podczas gdy jej mama wolała te dźwiękowe i ciśnieniowe.

Henry tylko trochę narzekał, że przez ich głupie pomysły będzie musiał zaraz wzywać lekarza, bo on sam zaliczył tylko pierwszy semestr Uzdrawiania i to lata temu, ale Celeste była znacznie ostrożniejsza w prowadzeniu lekcji niż Arthur z Nathanielem, więc taka potrzeba nie nadeszła. Zapytana o atak niszczący tkanki pokazała Scarlett ten rodzaj magii na ich trawie w ogródku.

-Lepiej nie stosować tego nigdy na człowieku, bo będzie natychmiast potrzebny dobry Uzdrowiciel- ostrzegła ją. Szatynka wykonała jej instrukcje i sama sprawiła, że kilka ździebeł trawy zgniło.

Przez całe ferie Scarlett miała na końcu języka: dlaczego. Dlaczego Celeste zrezygnowała z Walki i Obrony, skoro jak widać sprawiało jej to dużą przyjemność i dlaczego nigdy więcej nie chciała używać tej dziedziny magii. Dziewczyna jednak ostatecznie nie zadała tego pytania: w końcu sama ukrywała kilka kluczowych spraw.

Święto przesilenia zimowego spędzili we trójkę przy eleganckiej kolacji. Rodzina Scarlett nie była zbyt wierząca, ale praktykowali najważniejsze tradycyjne obrzędy w krezyńskiej i zenefijskiej religii. 

Ciężko jej było opuszczać dom i jechać na Eryndor, kiedy padało na nią widmo styczniowych egzaminów i konfrontacji z pewnymi osobami. Przynajmniej nie obawiała się niezdania z Uroków i Walki i Obrony, ale na przykład powinna jeszcze poćwiczyć Zaklinanie Pogody, jeżeli chce dostać dobrą ocenę.

W niedzielę poprzedzającą powrót do szkoły była umówiona z Mirabellą na peronie. Padał lekki puszysty śnieg i skrywały swoje fryzury pod szerokimi kapturami. Mocno uścisnęła rodziców na pożegnanie, wiedząc że prawdopodobnie zobaczy się z nimi dopiero w wakacje. Czas było jechać do jej nowego drugiego domu.

-Dlaczego nie możemy mieć jeszcze chociaż tygodnia wolnego- jęknęła blondynka, kiedy już siedziały razem w przedziale.

-Dla mnie to nawet jeszcze dwa by się przydały- Scarlett przyznała jej rację. -Uczyłaś się trochę do egzaminów? Ja odrobinkę.

-Ja tak średnio- westchnęła jej przyjaciółka. -Rodzice ciągle tylko chcieli rozmawiać o Aetherze. Dosłownie chyba opowiedziałam im jego cały życiorys oraz całej jego rodziny.

-Przynajmniej Ci kibicują- szatynka roześmiała się. -Ja nie wiem jak my to zdamy.

-Jak będę miała drugi termin z Biologii to uciekam się schować w Szmaragdowym Zagajniku- mruknęła blondynka.

-Ooo, możemy tam zbudować jakiś szałas!- podsunęła jej Scarlett. -Chociaż nie, nie wytrzymałabym w lesie nawet jednego dnia. Za dużo robali.

-Przecież jest zima- zauważyła Mirabella.

-No to jednak śniegu za dużo. Na jedno wychodzi, musimy zdać- szatynka przeciągnęła się i poprawiła na swoim fotelu. -Nie ma nic gorszego niż sesja egzaminacyjna- ziewnęła zakrywając usta.

                     ***

Nie tylko Scarlett ziewa bo u mnie 3 w nocy XD nie rozumiem dlaczego wena zawsze jest najlepsza o nieludzkich godzinach

Wyróżnienia dla komentujących:

Emoji princess (challenge z Instagrama): JuliaZyskowska0 ex equo z Nulii

Emotional intelligence queen: Mslthonia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro