Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.3 (po korekcie)

Gdy tylko opuściły Pyłkową Kolej, oślepiło ich południowe słońce. Scarlett ze zgrozą przypomniała sobie, że nie posmarowała się filtrem słonecznym Eliksir Blasku w pociągu przez to całe zamieszanie.

-Muszę jak najszybciej schować się w Akademii- pomyślała niezadowolona. Po szampańskim humorze, który dopisywał jej na początku podróży, nie został nawet ślad. Z Pyłkowej Kolei wylewały się dziesiątki nowych uczniów z całego Wschodniego Kontynentu. Ktoś popchnął ją ramieniem, a inny nastąpił jej na stopę.

-Moje sandałki!- pisnęła, a Mirabella ruszyła jej z pomocą. Sama też nie wyglądała na specjalnie zrelaksowaną. Dziewczyny złapały się za ręce, starając się jak najbardziej zejść z drogi wysiadającym, co było trudne, zważając na ogromny tłum.

-Proszę o zachowanie spokoju- rozległ się magicznie wzmocniony kobiecy głos. -Wasze bagaże zostaną osobno przewiezione do Waszych nowych pokojów. Czeka na Was sto osiemdziesiąt pojazdów, które dwójkami zawiozą Was do Akademii Czarów. Proszę się nie przepychać i spokojnie czekać na swoją kolej. Jej ton głosu przypominał mówiącego robota.

-Jeżeli macie preferencję dotyczącą współlokatora, proszę przekazać tą informację kierowcy pojazdu, który wyśle wiadomość do pracowników szkoły. Jeżeli nie macie takowej preferencji, Wasz współlokator zostanie przydzielony losowo- kontynuowała znudzonym, monotonnym tonem.

-Idealnie- wyszeptała Mirabella. -Możemy jechać tylko we dwie- tłum pociągnął je jak rzeka w kierunku oczekujących Automobili.

Napełnione magią taksówki potrafiły latać na krótkie dystanse, co wykorzystywano przy parkowaniu, zmienianiu pasów startowych oraz przy transporcie na peryferia miasta lub na wieś, gdzie kończyły się utwardzone drogi.

Eleganckie pojazdy napędzane silnikami pyłkowymi błyszczały w słońcu aż trzeba było mrużyć oczy. Ich złoty kolor oraz opływowe, zaokrąglone kształty stanowiły symbol luksusu dużych miast- przynajmniej tak twierdziła reklama w telewizji.

Bez namysłu, natychmiast wskoczyły do pierwszego wolnego pojazdu. Scarlett odetchnęła z ulgą, kiedy kierowca wystartował i uniósł ich w powietrze.

Mężczyzna sprawnie wylądował na jezdni i włączył się do ruchu drogowego.

Mirabella od razu przekazała ich dane i prośbę o umieszczenie w jednym pokoju. Scarlett wyciągnęła swój filtr przeciwsłoneczny i szczotkę, starając doprowadzić się do porządku. Blondynka poszła w jej ślady i poprawiła rozmazane kreski na oczach.

-Cofam wszystkie pozytywne rzeczy, które mówiłam o Vesperii- powiedziała cierpkim tonem. -Teraz to już na pewno zrezygnuję z przedmiotu dla Wojowników. Wyobrażasz sobie walkę z kimś takim?

-Brr, nigdy w życiu- szatynka aż się wzdrygnęła. -To Zgłębianie Umysłów też brzmi jakoś nieprzyjemnie. Nie mam ochoty zwariować... -Najważniejsze to ustalić, ile przedmiotów można odpuścić na wstępie, bo robi już mi się z tego lista. Chyba nawet przeboleję Technologię, jeżeli będzie to oznaczało, że Brett nie spuści mi łomotu.

-A ja mogę kroić żabę- odpowiedziała Mirabella i obie się roześmiały.

Ani się obejrzały, a Automobil z powrotem poderwał się do lotu i po kilkunastu minutach wylądował na parkingu przed Akademią. Gdy wysiadły, z zaskoczeniem zauważyły, że szkoła jest jedynym dużym budynkiem w okolicy. Otaczały ją błonia, jezioro i rozległy las. Sama Akademia była wysoką, gotycką budowlą, która w niczym nie przypominała nowoczesnych budynków w dużych miastach. Z wysokimi wieżyczkami i ciemnozieloną, porysowaną cegłą wyglądała jak zameczek z dawnych czasów.

-Yyy, czy Twoi rodzice mówili Ci, że wysyłają nas na odludzie?- zapytała skonfundowana Scarlett.

Mirabella przecząco pokręciła głową. W milczeniu poczekały na służbę, a potem skierowały się do ogromnej otwartej bramy, podążając za mniejszymi grupkami osób. Scarlett cieszyła się, że zabrała swoje trzy walizki i niczego nie będzie jej brakować, ale i tak czuła się niewyraźnie, myśląc o swoim nadchodzącym odcięciu od świata.

Jej poprzednia Szkoła Podstawowego Wykształcenia znajdowała się w centrum miasta i otaczały ją parki, restauracje i urocze kawiarenki. Po zajęciach chodziło się do okolicznych sklepików i większych galerii. Tutaj wydawało się, że jedynym sposobem dotarcia do cywilizacji było zamówienie Automobilu i przejechanie autostradą do centrum najbliższego miasta na Eryndorze- czyli w tym przypadku stolicy.

-Ile by mnie kosztowały nawet cotygodniowe wycieczki do miasta?- pomyślała ze zgrozą. Automobile nie były specjalnie drogie, ale biorąc pod uwagę konieczność jeżdżenia nimi w każdy weekend w dwie strony...- wolała tego nawet nie kalkulować.

Przy bramie czekało następnych kilkunastu pracowników Akademii Czarów, którzy wydawali klucze do pokojów i każdemu wiązali ciemnozielony rzemyk na nadgarstku ze złotym grawerem "pierwszy semestr".

-Mam nadzieję, że nie będziemy musiały tego nosić cały czas- odezwała się Mirabella, a Scarlett przyznała jej rację. Zostały przekierowane do wielkiej sali jadalnej i usadzone przy jednym z długich stołów.

Ogromne pomieszczenie zaprojektowano tak, aby pomieścić wszystkich uczniów z czterech roczników, ale teraz większość miejsc pozostawała pusta. Starsi czarodzieje najwyraźniej jeszcze nie przyjechali. Gdy Scarlett rozejrzała się wokół, dostrzegła, że ktoś zadbał o każdy szczegół, aby odzwierciedlić gotycki klimat szkoły. Eleganckie, ciemnozielone obrusy, srebrna zastawa, wielki żyrandol o misternych ornamentach- jakimś cudem rzucający wyraźne światło mimo wąskich okien (na pewno stała za tym jakaś sztuczka Magicznej Technologii)- wszystko to podkreślało atmosferę przepychu. Wysokie krzesła obite ciemnozielonym welurem, tu i ówdzie postawione świeczniki oraz portrety dawnych dyrektorów, spoglądające ze ścian, nadawały jadalni aurę tajemniczości.

W końcu szatynka miała trochę czasu, żeby przyjrzeć się nowym uczniom. Wszyscy Lunethianie mieli skośne oczy, ale żaden z nich nie mógł się pochwalić srebrzystymi włosów jak u Sylvii. Metheorianie byli w większości czarnoskórzy, za to wielu z Draconian odznaczało się latynoską urodą południowców. Kilkunastu Sylvarian zaskoczyło Scarlett swoimi białymi włosami, brwiami, a nawet rzęsami i sprawili na niej wrażenie duchów, z których wyciekł cały kolor oprócz z ich fiołkowych tęczówek.

Mirabella lekko szturchnęła przyjaciółkę, wskazując Brett, która weszła do sali ze zblazowaną miną, w towarzystwie dwóch równie umięśnionych i krótko obciętych koleżanek.

-Widać wilki chodzą w sforze- mruknęła złośliwie Scarlett, a blondynka zachichotała.

Za nimi w końcu pojawiły się osoby, których dziewczyny oczekiwały od samego wyjazdu z Krezynii. Przez drzwi przeszło kilku przystojnych, wysokich i dobrze zbudowanych chłopców.

-Arcanis- rozległy się szepty wśród damskich grupek, które zaczęły tęsknie spoglądać w ich kierunku.

W tej chwili prawie każda marzyła, żeby któryś z przyszłych wojowników zwrócił na nią uwagę. Po co wiązać się z jakimś bladym Sylvarianem albo mdłym Zenefijczykiem, skoro istnieją tacy chłopcy jak Arcanie? Zdawało się, że tylko Vesperianki są odporne na ich męski urok, bo nawet Sylvia straciła trochę ze swojej wyniosłości i również szeptała z koleżankami.

Jeden Arcan szczególnie przykuwał uwagę wszystkich uczennic. Wysoki, zielonooki szatyn o kręconych włosach wyglądał jak wyjęty z baśni o rycerzach i księżniczkach.

Scarlett patrzyła na niego jak urzeczona i postanowiła, że już żaden chłopiec się nie liczy, bo ona chce tylko tego jednego. W tej chwili nawet rozważała, czy by nie uczęszczać na przedmiot dla wojowników, żeby zwiększyć swoje szanse na wspólny plan zajęć.

Ku jej rozczarowaniu, grupka Arcan skierowała się do dalszego stołu, za to obok niej i Mirabelli usiadło kilku niskich Draconów.

-Jestem Oliver- przedstawił się uprzejmie brunet o latynoskiej urodzie i brązowych oczach. -A Ty jesteś?

-Scarlett- westchnęła szatynka, ubolewając nad swoim pechem. -Pochodzę z Krezynii.

-Krezynki to są najładniejsze dziewczyny- Oliver błysnął białymi zębami, a Scarlett miała ochotę wylać na niego swoją szklankę z sokiem. To nie tak, że był bardzo brzydki (tylko niski), ale po pierwsze upatrzyła sobie kogoś innego, a po drugie był to beznadziejny tekst na podryw.

-A z czego słyną Draconie?- zapytała głosem zdradzającym brak zainteresowania.

-Jesteśmy najlepszymi Alchemikami i Biologami- dumnie wypiął pierś. -To o wiele ważniejsze profesje niż np.: wojownicy, szczególnie że prawdziwej wojny nie było od lat.

Scarlett zachowała swoje opinie o tych kierunkach dla siebie. Doskonale wiedziała, jak wygląda taka praca, w końcu jej własny ojciec i tata Mirabelli się tym zajmowali. Chciała go spławić i powrócić do rozmowy z przyjaciółką, ale ona też była właśnie atakowana przez jakiegoś dziarskiego Dracona.

-Cudownie- pomyślała zirytowana. Zerknęła tęsknie w kierunku swojego przyszłego wojownika oraz męża i z satysfakcją zauważyła, że jest otoczony chłopcami, więc żadna dziewczyna z nim teraz nie flirtuje. Uznała, że mądrze będzie porozmawiać trochę z nieszczęsnym Oliverem, żeby jej książę zobaczył jak bardzo inni chłopcy do niej lgną.

Pozachwycała się więc Alchemią i Biologią, które miała w głębokim poważaniu i odgrywała swoją rolę do momentu, kiedy jeden z nauczycieli stanął u szczytu stołu, żeby wygłosić pierwsze przemówienie.

                                                                                       ***

Automobil

Oliver 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro