Rozdział 19
Ethan natychmiast zerwał się do pozycji stojącej gotowy rzucić się na bruneta, ale powstrzymał go Arthur wyczarowując wokół niego barierę fizyczną.
-Wystarczy!- wrzasnął swoim basem. -Ethan, uspokój się w tej chwili!
Szatyn patrzył na Nathaniela z żądzą mordu i zaciskał pięści. Scarlett mimo wszystko była pod wrażeniem- sama na pewno nie miałaby odwagi, żeby spróbować uderzyć tego impertynenta.
Ethan wziął krótki oddech i rozluźnił ramiona.
-Już w porządku- zwrócił się do nauczyciela z wymuszonym uśmiechem.
-Nathaniel, co się stało?- zapytał Arthur i uniósł swoje wielkie krzaczaste brwi.
-Cóż, muszę Cię zmartwić, ale Twoi pierwszoroczniacy nie są zbyt skupieni na swojej edukacji- chłopak uniósł kącik ust, przyglądając się im po kolei. -Wszystkim się roją jakieś romanse w głowach i pewnie dlatego reagują tak emocjonalnie. Dużo pracy przed Tobą.
-Ehh, co roku to samo- westchnął Arthur. -No dobrze, koniec na dzisiaj. Ale na następnych zajęciach cały czas zajmujemy się obroną umysłu, więc radzę poćwiczyć. Jesteście wolni, a Ty Nathaniel zostań ze mną.
Pierwszoroczniacy wymaszerowali z oburzonymi minami. Dawno nikt ich tak nie upokorzył. Scarlett była ciekawa, co takiego brunet zobaczył w głowach innych osób. Chociaż skoro brunet wspominał o romansach to była pewna, że Lyra myślała o Ethanie, a znowu Duncan, James i Archer o ciemnowłosej Eryndoriance. Ale kto podoba się Brett albo Blade'owi?
-Zabiję gnoja- warknął Archer, kiedy cała ósemka wracała korytarzem. -Jak tylko nauczę się ataków magicznych to zmażę mu ten uśmieszek z twarzy- strzelił knykciami.
-Walić magię, osobiście przefasonuję mu buźkę moimi pięściami- zawtórował mu Duncan. -Piekielny goguś.
-Dopiszcie mnie do listy- Brett chyba po raz pierwszy odezwała się przy nich bez prawienia złośliwości.
Chyba jeszcze przez 15 minut wszyscy przeklinali Nathaniela i planowali, co zrobią kiedy go w końcu dopadną. Kiedy się rozeszli po raz pierwszy można było poczuć między nimi minimalne poczucie wspólnoty- jak widać nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg.
Ethan rycersko zaproponował, że ją odprowadzi, bo pewnie nie czuje się najlepiej. Scarlett stwierdziła w duchu, że chyba raczej oboje nie czują się zbyt dobrze, ale nie protestowała. Patrzyła na niego kątem oka i widziała jaki jest spięty. Co prawda postanowiła sobie wczoraj, że da sobie z nim spokój, ale nic nie mogła poradzić na to, że przy nim jej bicie serca przyśpieszało. Żeby trochę się opanować wyobraziła sobie, że Nathaniel zobaczył w myślach szatyna Lyrę i to od razu ją trochę ostudziło.
Kiedy dotarli do jej pokoju oboje zatrzymali się w milczeniu. Scarlett popatrzyła na niego, czując melancholijny nastrój.
-Szkoda, że nie chcesz ze mną być- przemknęło jej przez głowę, kiedy wpatrywała się w niego okrągłymi ze smutku oczami.
-Ja..- Ethan zaczął zdanie, ale natychmiast pokręcił głową. -Do zobaczenia- powiedział i oddalił się korytarzem.
Scarlett weszła do pokoju i oparła się plecami o drzwi. Łzy stanęły jej w oczach. Wiedziała, że zna go krótko, ale mimo wszystko czuła, że się w nim zakochała. Teoretycznie mogłaby użyć oczarowania, żeby go zdobyć, ale zdecydowała się tego nie robić. Chciała, żeby zakochał się w niej naturalnie tak jak ona w nim, ale intuicja mówiła jej, że chłopak nie odwzajemnia jej uczuć.
Otarła łzy, wytarła zasmarkany nos, przebrała się w piżamę i zakopała się pod kołdrą. W tej chwili nic już nie miało dla niej znaczenia. Ani W, ani wojna z Nathanielem, ani zajęcia szkolne. Następnego dnia dowiedziała się z samego rana przy śniadaniu, że Ethan i Lyra z pierwszego roku oficjalnie zostali parą.
***
Mirabella, Isolde i Anabelle wszystkie ją pocieszały, zdając sobie sprawę z uczuć szatynki. Scarlett przyjmowała słowa otuchy, ale myślami była całkowicie nieobecna. Na lekcjach wpatrywała się tępo w przestrzeń i mało co do niej docierało. Na Walce i Obronie u Arthura nie chciało jej się nawet celować, więc pudłowała raz za razem.
Lyra była oczywiście uwieszona na ramieniu Ethana, który dzisiaj nawet nie spojrzał w stronę Krezynki, tak samo jego koledzy, którzy jeszcze wczoraj okazywali jej jako taką uprzejmość.
-Twój chłoptaś wybrał inną?- usłyszała niski głos Brett, która podeszła do stanowiska obok niej. -Wyglądasz jak gówno.
-Wzajemnie- odpowiedziała jej monotonnym głosem. -Przyszłaś się ponabijać to proszę bardzo. Mam to w dupie- przytłaczające poczucie starty sprawiło, że Scarlett odpuściła sobie dobre maniery. Miała po prostu wszystkiego dość.
-Wiesz, że to było oczywiste, że oni się spikną?- Brett zignorowała jej komentarz. -Wszyscy to widzieli oprócz Ciebie.
-A w Twojej głowie kogo zobaczył Nathaniel, że się tak wkurzyłaś?- zapytała Scarlett złośliwie. Postanowiła, że nie odpuści pola.
-Na pewno nie lalusiowatego Ethana- wiedźma odgryzła się. -Lepiej Ci będzie bez niego, może w końcu zaczniesz trafiać.
Krezynka nawet nie miała siły się na nią zezłościć, bo była zbyt przytłoczona dzisiejszymi okropnymi wiadomościami. Skrzywiła się tylko i wymierzyła celną salwę, kompletnie ignorując Brett. Wszystkie pociski zaczęły trafiać w okolice środka tarczy.
W następnym tygodniu im więcej razy widziała Lyrę i Ethana wymieniających buziaczki albo trzymających się za ręce, tym bardziej skupiała się na nauce i zajęciach, żeby tylko o nich nie myśleć. Mirabella zauważyła, że jej przyjaciółka postawiła emocjonalną tarczę wokół siebie i zachowuje się niesamowicie zgorzkniale, ale zrzuciła to na karb świeżej rany.
Soren bardzo chętnie próbował służyć Scarlett ramieniem do wypłakania, ale ona nie zamierzała się na nim opierać. Nie miała ochoty, żeby jakikolwiek chłopak wkradał się w jej łaski, wykorzystując jej nieszczęście- już wolała zupełnie zamknąć się w sobie.
Margaret również zauważyła paskudny humor Krezynki, kiedy wszystkie jej iluzje zamiast zwykłej pogodnej aury wydawały się przygaszone i nieprzyjazne dla oka.
-Co się dzieje?- zapytała ją, używając własnej, niewyczuwalnej dla amatorki magii perswazji.
-Ethan i Lyra są parą- burknęła Scarlett od razu przechodząc do sedna. -Od początku nie miałam szans z tą żmiją, okręciła go sobie wokół palca!
-Żałujesz, że nie zrobiłaś tego jako pierwsza?- dopytała nauczycielka. Wykreślenie Ethana z listy priorytetów dziewczyny mogło wpłynąć na jej decyzję odnośnie starania się o grupę W.
-Nie, mam ich oboje w nosie- Krezynka zabrzmiała jakby sama naprawdę zaczynała wierzyć w swoje kłamstwo. -Najchętniej bym ich wystrzeliła oboje rakietą w kosmos. Idioci.
-Skoro nie jesteś w nastroju to spróbujemy dzisiaj czegoś innego- Margaret podjęła błyskawiczną decyzję. Wiesz co jest przeciwwagą dla oczarowania w naszej dziedzinie? Groza.
-Ktoś robi coś przeciwnego niż mu każesz?- zapytała Scarlett z przekąsem.
-Nie, ucieka przed Tobą ze strachu- odpowiedziała nauczycielka a Krezynka natychmiast nadstawiła uszu. Była w niezwykle bojowym nastroju- chciała walki.
-Tak samo jak oczarowanie sprawia, że włosy i oczy błyszczą, zapach zwala z nóg słodyczą a głos brzmi jak najpiękniejsza muzyka w przypadku grozy Twoja powierzchowność również się zmienia- nauczycielka zaczęła wykład a Scarlett notowała.
-Przeciwnikowi może się wydawać, że masz węże we włosach, szpony zamiast paznokci a tęczówki zamieniają się w białka, poza tym zaczyna zżerać go strach. Jest to jedna z najniebezpieczniejszych technik Uroków i może doprowadzić do tragedii, ale w przypadku zapędzenia w kąt uratuje Ci życie- Margaret spojrzała na nią poważnie. -Nie będziemy tego trenować na Garethcie, bo nie ma odpowiedniego przeszkolenia. Będziesz próbować na osobach, które znają się na rzeczy. Zaczynając ode mnie.
Nauczycielka zaczęła po kolei opisywać w jaki sposób powinna skupić swoją złość i przekuć ją w Grozę. Scarlett praktycznie spijała jej słowa z ust, podekscytowana nowymi możliwościami.
-Po co mi właściwie ta cała Walka i Obrona skoro mogłabym używać do tego samego samych Uroków- przemknęło jej przez głowę. -Nie musiałabym już więcej znosić zakochanej parki.
W końcu zanotowała wszystkie wskazówki i przeszły z Margaret do praktyki. Scarlett zazwyczaj chciała być odbierana przez społeczeństwo jako słodka i niegroźna, ale teraz obserwowała ją tylko jej nauczycielka i miała ochotę spróbować czegoś innego.
Spojrzała jej w oczy i zaczęła uwalniać magię. Uczucie było niesamowite. Nigdy wcześniej nie czuła takiej potęgi i sprawczości. Zatracenie się w tych emocjach było niezwykle kuszące.
Margaret nie odwróciła wzroku.
-Określiłabym to jako poziom czwarty- odezwała się spokojnie. Lata treningu pomagały jej przezwyciężać sztucznie kreowany lęk. Zwiększ moc.
Krezynka zaczerpnęła jeszcze więcej. Adrenalina buzowała jej w żyłach. Zerknęła na swoje ręce i zobaczyła wielkie zakrzywione pazury jak u drapieżnego ptaka.
Margaret zawahała się. Wskoczenie na poziom szósty przy pierwszej próbie było niesamowite. Scarlett po prostu urodziła się do stosowania Oczarowania i Grozy.
-Stop- powiedziała i dla bezpieczeństwa zamontowała wokół siebie bariery ochronne. Nie chciała przegiąć i pozwolić, żeby strach przejął nad nią władzę.
Scarlett posłusznie puściła swoje czary i od razu ze zmęczenia usiadła na podłodze. Spadek adrenaliny był przytłaczający.
-Groza ma to do siebie, że wykańcza fizycznie- Margaret do niej podeszła i pomogła jej wstać. -Kiedy będziemy ją ćwiczyć Twoje lekcje będą krótsze. Zawołam Garetha to odprowadzi Cię do pokoju.
Rudzielec złapał ją pod ramię i poprowadził do skrzydła mieszkalnego. Scarett była mu wdzięczna i naprawdę bardzo go ostatnio polubiła. Był przyjemną odskocznią od zwykłej surowości Margaret.
Po drodze kilka osób ich zapytało czy wszystko w porządku, ale Gareth tłumaczył za nich oboje, że to tylko zmęczenie spowodowane zajęciami. Kiedy musieli wchodzić po schodach zrobiło się trochę ciężej. Krezynka oparła się na chwilę o poręcz i przymknęła oczy. Kiedy je otworzyła zobaczyła Nathaniela, który wyrósł jak spod ziemi.
-Co się stało?- zapytał a rudzielec odpowiedział mu to samo co wszystkim. Brunet bezceremonialnie strącił jego rękę z dziewczyny i jednym płynnym ruchem wziął ją na ręce. Gareth widząc jego minę nawet bardzo nie protestował.
-Wiesz, że nic nie ważysz?- powiedział jej do ucha. Scarlett musiała przyznać, że miło jest być niesioną przez tak silne ramiona. Jednakże wciąż miała ochotę skręcić mu kark po tym jak przeczesywał jej umysł.
-Postaw mnie, Gareth mnie odprowadza a nie Ty- odpowiedziała nadąsanym tonem. -Nikt Cię nie prosił o pomoc.
-Sam się poprosiłem- jego niski głos był wręcz przytłaczający. Żeby nie zachwycać się jego sylwetką Scarlett natychmiast przypomniała sobie jego wszystkie złośliwe słowa i nastroszyła się jak sowa. Jeden miły gest nie wymaże kilkunastu paskudnych. Jego niedoczekanie.
Przymknęła oczy i poczekała aż podejdą do jej pokoju. Czekała aż ją postawi i sobie pójdzie, ale po prostu przeszedł przez otwarte drzwi i zamknął je Garethowi przed nosem.
-Muszę bardziej pilnować zamykania na klucz- Scarlett poczuła frustrację na swoje zapominalstwo. Czuła się niezręcznie z tym dupkiem sam na sam i aż zezłościła się na rudzielca, że bardziej się nie stawiał, żeby wejść razem z nimi.
Nathaniel położył ją do łóżka, zdjął jej buty i okrył kołdrą. Krezynka poczuła się traktowana jak pięciolatek i najchętniej by się bardziej rzucała, ale była zbyt zmęczona.
-Idź już sobie, to mój pokój- powiedziała słabo.
-Przyniosę Ci jakieś jedzenie- odpowiedział chłopak i zniknął. Przymknęła oczy i praktycznie od razu odleciała w sen.
***
Moja muzyka dla każdego shipu:
Sorenlett - "Voilà" Barbara Pravi
Ethanlett - "La Valse d'Amélie" Yann Tiersen
Nathanlett - "Belle" Patrick Fiori, Garou, Daniel Lavoie
Napiszcie, która Wam się najbardziej podoba i czy pasuje Wam do Waszego ulubionego shipu ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro