Rozdział 17
Następne dwa miesiące ze względu na nawał nauki praktycznie zlały jej się w jedno. Na Alchemii ważyli coraz bardziej skomplikowane mikstury a William ich nie oszczędzał, Margaret za to zachowywała się jakby chciała nauczyć Scarlett czteroletniego programu w jeden rok. Dodatkowe zajęcia u Arthura wysysały z niej energię a znowu regularna Walka i Obrona w grupie odbierała jej chęć do życia.
Momentami Krezynka naprawdę żałowała, że nie podjęła innej decyzji w gabinecie Wicedyrektor. Ethan był wobec niej przekochany, ale mimo wszystko dzielił swoją uwagę między nią a Lyrę, przez co na ich wspólnych lekcjach często zostawała sama jak palec, nie mając się do kogo odezwać. Grupa przy tym nie ułatwiała jej życia, wciąż traktując ją jak trędowatą i nie odzywając się do niej nawet słowem. Scarlett poddała się, kiedy następna osoba na jej pytanie po prosto odwróciła się do niej plecami i udawała, że jej nie słyszy. Koledzy Ethana i Lyra byli co prawda dla niej uprzejmi, ale tylko kiedy szatyn stał tuż obok, w innym wypadku głównie ją ignorowali.
Czasami nawet aż tak nie dziwiła się ich nienawiści, kiedy oni dostawali do ćwiczeń miecze, topory i sztylety, za to jej Arthur wręczył magiczny scyzoryk i przykazał nauczyć się nim obsługiwać do otwierania zamków. Kiedy w listopadzie zaczęli przygodę z bronią palną wcale nie zrobiło się lepiej. Oni dostali cięższe i bardziej zabójcze karabiny i broń krótką a ona tak zwane lekkie pistolety dla kobiet.
Scarlett sama była zaskoczona, odkrywając że przy tak lekkiej broni ma naprawdę dobrego cela i robi błyskawiczne postępy. Ucieszony nauczyciel od razu ją za to pochwalił co rozpoczęło wzmożone obgadywanie jej w grupie, że to niesprawiedliwe, że dostała broń łatwiejszą w obsłudze. Krezynka w odpowiedzi specjalnie zaczęła trochę pudłować na zajęciach, żeby Arthur przypadkiem jej za bardzo nie wyróżniał.
W tej chwili jej ulubionymi kierunkami były Uroki i Czary Użytkowe. Z Margaret świetnie się dogadywała na indywidualnych lekcjach za to w klasie pełnej podobnych do siebie dziewcząt czuła się jak ryba w wodzie. Na babskich niedocenianych przedmiotach panowała tysiąc razy mniej toksyczna atmosfera niż na tych bardzie ambitnych. Po dwóch miesiącach ona, Mirabella, Anabelle i Isolde tworzyły we cztery bardzo zgraną grupkę.
Nauczycielka Uroków w październiku zaczęła ją uczyć sprowadzania snu i wywoływania konkretnych marzeń sennych a w listopadzie zarządziła wprowadzanie do hipnozy.
-Tak jak już dobrze wiesz, oczarowanie działa bardzo dobrze w danym momencie a potem się ulatnia- Margaret dyktowała a Scarlett robiła notatki. -Za to jeżeli oprócz sprowadzenia zwykłego snu zahipnotyzujesz kogoś, to po obudzeniu wykona komendy, które w nim zaszczepiłaś.
-Wymaga to jednak odpowiednich warunków i pewnego nabytego zaufania ze strony tej osoby. Jeżeli byś podeszła do przypadkowego człowieka i chciała go z marszu zahipnotyzować to nic z tego nie wyjdzie. Potrzebujesz ciszy, spokoju i znalezienia się z tym kimś sam na sam.
-Może podkradnę się do pokoju Ethana w nocy i zahipnotyzuję go, żeby zaczął olewać Lyrę- Scarlett uśmiechnęła się do swoich szalonych myśli.
Asystent Margaret, który był dość przystojnym rudzielcem często służył im jako królik doświadczalny. Twierdził, że dzięki Scarlett przynajmniej dodatkowo się wysypia w ciągu dnia. Krezynce aż oczy mocniej błyszczały, kiedy odkrywała coraz bardziej zaawansowane tajniki Uroków. Hipnoza wydawała jej się równie potężna jak oczarowanie. Myśl, że możesz komuś wydać polecenia wieczorem, żeby wykonywał je przez następne kilka dni... Dawało to ekscytujące możliwości.
Nauczycielka taktownie nie wspominała, że oprócz pięknych snów można zsyłać koszmary, które wielokrotnie powtarzane są w stanie wywołać u ofiary stany lękowe, PTSD i ciągłe oglądanie się przez ramię oraz że hipnoza często bywa wykorzystywana przez żony na mężach do podporządkowania ich swojej woli. Dopóki mogła, wolała ukrywać ciemne strony tej dziedziny magii przed swoją uczennicą.
Na Zaklinaniu Pogody Saria wprowadziła już sprowadzanie deszczu i śniegu, stawiając ogromny nacisk na tą umiejętność.
-Zwiększenie nasłonecznienia, wiatru lub zachmurzenia jest ważne, ale to deszcz wielokrotnie ratował życie magom w zamierzchłych czasach. Bez wody nie ma plonów a bez plonów ludzie głodują- powtarzała im wielokrotnie.
Scarlett mimo wszystko wolałaby mieć te lekcje w semestrze wiosennym, bo stanie przy 5 stopniach nad jeziorem w płaszczu, dygotanie z zimna i wywoływanie deszczu nie należało do jej listy ulubionych czynności.
-Chodźcie pod parasol- zawołał Zack do niej i Mirabelli pewnego poniedziałku. Chłopak trzymał parasolkę trzy razy większą niż normalna.
-Skąd ją wytrzasnąłeś?- zapytała Scarlett szczękając zębami, kiedy wracali do Akademii po tym jak uczniowie wspólnymi siłami wywołali ulewę stulecia.
-W Metheorii często pada i sprzedają takie olbrzymy- roześmiał się chłopak. -Magia odpycha krople deszczu a z góry macie dmuchawę ciepła. Przydatne cacko. Rodzice mi wysłali jak tylko usłyszeli o naszych lekcjach nad jeziorem.
-Potrzebuję taką kupić- westchnęła Mirabella. -Ostatnio rzadziej rozmawiały z Zackiem i Liamem, których prawdopodobnie zniechęcała ciągła obecność Aethera i Sorena.
-A co tam u Waszych chłopaków?- zapytał Metheorianin obojętnym tonem.
-U kogo?- zapytała szatynka. -Chyba o czymś nie wiem.
-Yhm.. Sylvarianie, którzy są zawsze z Wami?- Zack nie zamierzał dać się tak łatwo zbyć.
-Aether to praktycznie już mąż Mirabelli, ale ja jestem singielką- palnęła Scarlett na co blondynka od razu zaprzeczyła, że wcale żaden przyszły mąż i na razie się tylko spotykają.
-Okay- odpowiedział niebieskowłosy, ale nie brzmiał na przekonanego.
Rozdzielili się w holu i dziewczyny pobiegły do pokoju się przebrać.
-Przestań opowiadać ludziom, że Aether jest moim mężem, bo jeszcze on się o tym dowie!- Mirabella zganiła przyjaciółkę.
-A kiedy w końcu zgodzisz się być jego dziewczyną?- Scarlett zaczęła narzekać. -Ile mam czekać aż mnie ktoś poprosi o błogosławieństwo? Trzy miesiące już razem chodzicie, spędzacie każdy weekend ze sobą, a w tygodniu się razem uczycie, mogłabyś mieć osobną szufladę na prezenty od niego a tu dalej żadnego całowania ani nic...
-A Ty znowu swoje- Mirabella zarumieniła się. -Myślę, że już niedługo będziemy o tym myśleć.
-No oby, bo Aether na serio zaraz wyskoczy z jakimś pierścionkiem od prababci, żeby tylko się przelizać...- szatynka zrobiła unik, żeby nie dostać poduszką.
-A w ogóle jak Wam idzie na Uzdrawianiu? Saria przynosi kolejne flaki na lekcje?
-Powinnaś żałować, że zamieniłaś ten przedmiot na Walkę i Obronę- odpowiedziała Mirabella. -Ćwiczymy już na małych zwierzątkach w lesie i to naprawdę niesamowite uczucie móc kogoś uleczyć!
-Błagam powiedz, że Saria nie rani wiewiórek żebyście mieli na czym ćwiczyć- skrzywiła się szatynka. -Bo jeżeli tak robi to jest walniętą sadystką.
-Asystenci je nam przynoszą, ale uwierz, w Szmaragdowym Zagajniku jest wystarczająco dużo chorych lub rannych zwierząt- powiedziała blondynka, chociaż wierzyła w to raczej dla spokoju ducha niż dzięki solidnym faktom.
-Uff a Biologia?- dopytała z ciekawości.
-Tam akurat straszne nudy- Mirabella ziewnęła. -Wciąż nie mogę się przekonać do tego przedmiotu... Całe szczęście, że mam go tylko do końca stycznia.
-Nawet nie mów mi o drugim semestrze- Scarlett potarła skronie. -Lubię Czary Użytkowe tysiąc razy bardziej niż Walkę i Obronę, ale przez swoje predyspozycje mam mało do gadania. Margaret mi ostatnio wspomniała, że jeżeli dostanę się do W to pewnie będę rozszerzać Uroki, Alchemię oraz Walkę i Obronę.
-Wiesz, że w każdej chwili możesz się wycofać?- blondynka przekrzywiła głowę. -Nie wepchną Cię do W na siłę.
-Niby tak, ale...- Scarlett westchnęła. -Jak Ethan pójdzie do W a ja nie to nie będziemy mieli już razem wspólnych zajęć. A jak Lyra tam trafi to na mur beton się zejdą. Poza tym irytują mnie Ci ludzie z grupy. Jeżeli odpuszczę przez ich złośliwości to tak jakbym z nimi przegrała.
-Nie wiem czy warto się tak męczyć, żeby komuś coś udowodnić- powiedziała Mirabella łagodnie. -Sama wiesz, że nie chcesz zostać wojowniczką w przyszłości a tracisz na to nerwy. I po co Ci to?
-Sama już nie wiem, Ethan wysyła mi sprzeczne sygnały- Scarlett cierpko się uśmiechnęła. -Często uczymy się razem, ale zawsze jest tam Lyra i jego dwulicowi koledzy, do dodatkowych zajęć u Arthura też Elowen wepchnęła tych wszystkich Arcan nieszczęsnych i Brett w pakiecie. -Nie mam z nim momentów sam na sam. Wtedy kiedy była ta akcja z Nathanielem to po raz pierwszy i ostatni zrobił się trochę zaborczy a teraz znowu zachowuje się jak przyjaciel.
-Scarlett przecież to są oczywiste objawy, że po prostu nie jest Tobą aż tak zainteresowany- Mirabella postanowiła w końcu postawić wszystko na jedną kartę. -Daj sobie z nim spokój albo przywiążemy Cię z dziewczynami do kaloryfera aż zmądrzejesz. Już naprawdę nie wypada tak za kimś szaleć trzy miesiące bez wzajemności.
-Wiesz co, chyba naprawdę sobie odpuszczę- oglądanie Ethana noszącego Lyrę na barana podczas Walki i Obrony sprawiło, że Scarlett miała coraz bardziej dość tego trójkąta, w który się wplątała. -Ile można się bawić w kotka i myszkę. Nie zaprosił mnie na randkę tyle czasu i pozwala się kleić do siebie innym, czyli sprawa zamknięta.
-Błagam, powiedz, że mówisz poważnie- Mirabella zamrugała dwukrotnie. -Masz mi się trzymać tego postanowienia.
-Będę i jutro moja sukienka zrobi debiut- Scarlett przeciągnęła się jak kot. -Przez tą naukę zajęła mi cztery razy dłużej niż zwykle. Niech sobie Lyra biega w kombinezonach i wskakuje Ethanowi na plecy, wisi mi to i powiewa.
Szatynka czuła, że jej cierpliwość osiągnęła punkt krytyczny. Jeżeli Arcan oczekuje, że będzie się o niego bić z Eryndorianką to się grubo myli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro