Rozdział 5.2 (po korekcie)
Na obiad udały się razem z Zackiem i jego kolegą Liamem o dredach koloru dojrzałej czereśni. Była to zdecydowanie lepsza obstawa niż podczas ich wczorajszego posiłku powitalnego. Obaj chłopcy odziedziczyli predyspozycje do Zaklinania Pogody po swoich rodzicach. Mirabella sceptycznie podchodziła do ich kolorowych fryzur, ale Scarlett uznała, że specyficzni uczniowie to po prostu część folkloru multi kulturowej Akademii.
-Wszyscy chodziliście do jednej Szkoły Podstawowego Wykształcenia?- zapytała blondynka. -Ze Sierrą i tym.. no. W zielonych włosach?
-Z Gavinem- podpowiedział jej Zack. -Tak, i nawet nasi rodzice nam załatwili, że byliśmy w jednej klasie. I to jako jedyni na roczniku z biletem do Akademii.
-To tak samo jak my- odpowiedziała Scarlett. Była trochę rozkojarzona, bo próbowała obmyślić najlepszy plan jakby tu usiąść w pobliżu Ethana.
Zack i Liam wymienili za plecami dziewczyn znaczące spojrzenia. Skoro nie przyjechały z chłopcami z Krezynii, to mogli bezpiecznie założyć, że są singielkami.
-Wpadniecie dzisiaj do nas po kolacji?- zaproponował niebieskowłosy. -Sierra i Gavin też będą. -Do wieczora powinna się przestać boczyć, że byłem od niej lepszy. Chłopcy roześmiali się. -Strasznie lubi rywalizację, ale jest w porządku.
Scarlett spojrzała tylko na Mirabellę i uniosła lekko brwi. Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że Sierra nie lubi innych dziewczyn, ale chłopcy byli często kompletnie ślepi na tak oczywiste sygnały. Każdy zna ten typ: głośne, udowadniające na każdym kroku, że są na równi z silniejszą płcią, wykluczające innych z grupy. Obie przyjaciółki unikały takich koleżanek jak ognia.
-Jasne, wpadniemy- zdecydowała szatynka. Przebywanie w jednym pomieszczeniu ze Sierrą nie było szczytem jej marzeń, ale Zack i Liam wydawali się sympatyczni. W dodatku w nowej szkole warto poznać jak najwięcej osób.
Gdy tylko usiedli w sali jadalnej, zaczęła wypatrywać Ethana. Uznała, że poczeka aż sam się z nią przywita, żeby odzyskać trochę godności utraconej dnia poprzedniego. Znowu był otoczony wianuszkiem kolegów, a za nimi podążały stada dziewczyn. Scarlett nie winiła ich za to- gdyby nie lekcje dobrego wychowania i postępowania z chłopcami od Celeste też pewnie zachowywałaby się podobnie.
Podczas obiadu zerkała na niego od czasu do czasu, czekając czy on też na nią spojrzy. Niestety nie wyglądało na to, żeby w ogóle ją zauważył. W końcu wciągnęła się trochę w rozmowę z Zackiem i Liamem, żeby oderwać się od ponurych myśli. Wspólnie we trójkę starali się wytłumaczyć Mirabelli w jaki sposób wyczarowali swoje chmurki i skroplili parę wodną. Każde z nich myślało wtedy o czymś innym, a blondynka obiecała spróbować każdej ze strategii na następnych zajęciach.
Po sprawdzeniu planów zajęć okazało się, że wszyscy mają lekcje w innych salach. Kiedy Scarlett zauważyła, że Ethan i jego koledzy podnoszą się do wyjścia, szybko złapała Mirabellę za ramię, żeby spróbować przejść koło nich.
Jej przyjaciółka była przyzwyczajona do takich pomysłów, więc od razu ruszyła za szatynką, machając tylko chłopakom na pożegnanie. Obie przyjęły miny niewiniątek, niby przypadkiem kierując się tam gdzie Arcanie. Ethan w końcu je zauważył i skinął im głową na powitanie. Scarlett rozpromieniła się i pomachała mu, ale jej uśmiech szybko zszedł z twarzy, kiedy zrozumiała, że chłopak nie zamierza się zatrzymać, żeby z nimi porozmawiać. Razem z kolegami minął je, jak gdyby nigdy nic.
-Nie przejmuj się- Mirabella poklepała ją po ramieniu. -Gdyby był sam, na pewno by zagadał.
-No nie wiem- Scarlett spuściła nos na kwintę. -Chyba pogrzebałam swoje szanse, będąc na haju po odblokowaniu magii. Pewnie myśli, że jestem stuknięta, czy coś.
Mirabella zaczęła ją zapewniać, że to na pewno nie prawda i będą jeszcze inne okazje do porozmawiania z nim. Co prawda sama nie rozumiała fiksacji przyjaciółki na punkcie chłopaka, z którym rozmawiała tylko raz i to nie do końca przytomna umysłowo. Nie znała nawet jego charakteru ani zachowania, a już uwierzyła w wykreowaną w głowie fantazję. Blondynka stwierdziła w duchu, że jak Scarlett pozna innego wojownika, to Ethan zaraz wyleci jej z głowy.
Rozdzieliły się na półpiętrze i poszły na Uroki do innych sal. Mirabella podpowiedziała, żeby zapytały nauczycieli, czy by nie mogli umieścić ich w jednej grupie, a szatynka jej przytaknęła.
Nauczycielką okazała się surową kobietą w średnim wieku, która patrzyła na nie niechętnym wzrokiem. Jej brązowe włosy zostały upięte w ciasny kok, a na nosie miała kwadratowe, niemodne okulary. Na sali nie dało się zauważyć ani jednego chłopca. Widocznie Uroki były naprawdę uważane za babski przedmiot. Scarlett nie zdziwiło, że wokół widzi w większości Zenefijki i Krezynki. Ani jednej Metheorianki i Vesperianki, co również miało sens, kiedy już poznało się Brett i Sierrę. Dziewczyny z tych landów okazały się chyba najbardziej ambitne i nastawione na rywalizację na męskich kierunkach. Prawie przewróciła oczami na widok Sylvi dzielącej ławkę z jakąś inną Lunethianką. Specjalnie usiadła jak najdalej od nich, żeby nie słyszeć jej pretensjonalnego tonu głosu.
Jej nowa koleżanka z ławki, ubrana w skromną sukienkę do ziemi była do niej trochę sceptycznie nastawiona, dopóki Scarlett nie powiedziała, że jej mama też jest z Zenefii, za to ojciec z Krezynii. Wtedy od razu zrobiła się bardziej otwarta. Nazywała się Anabelle, miała trójkątną, delikatną twarz porcelanowej lalki, kruczoczarne włosy uczesane w dwa grube warkocze i szare oczy, w których widać było spokój i rozwagę ponad jej wiek.
Scarlett za to coraz bardziej zwracała uwagę jak bardzo klasistowscy są uczniowie Akademii. Chłopcy z Draconii nie lubią tych z Arcanisa, Zenefia i Krezynia trzymają się razem, za to Vesperianki nie lubią ani jednych, ani drugich i dodatkowo gardzą Lunethiankami.
-Albo Krezynia jest wyjątkowo tolerancyjna, albo to ja do tej pory żyłam w jakiejś bańce- pomyślała dość przytomnie.
-Cisza- odezwała się nauczycielka surowym głosem. -Nazywam się Margaret i będę Was uczyć Uroków.
Dziewczyny natychmiast ucichły. Coś im mówiło, że z tą kobietą lepiej nie zadzierać.
-Wiem, że są tutaj osoby z wyższymi predyspozycjami w tym kierunku, ale u mnie na pierwszą ławkę trzeba sobie zasłużyć- zmierzyła je wzrokiem. -Dopiero jak pokażecie na co Was stać, możecie zostać wyróżnione.
Scarlett po raz pierwszy w życiu poczuła, że chce być jedną z lepszych w klasie. Do tej pory nigdy nie przejmowała się szkołą, ale po przeczytaniu maila z wynikami i wyczarowaniu różowej chmurki, coś w niej drgnęło. Jeżeli Uroki miały polegać na upiększaniu rzeczywistości, to był to kierunek idealny dla niej.
-Uroki to potężna i pradawna magia, która była praktykowana wiele wieków przed narodzinami znacznie młodszych dziedzin takich jak Magiczna Technologia, Biologia czy Zgłębianie Umysłów- rzekła z powagą nauczycielka. -Kiedyś w tej Akademii uczono tylko 4 przedmiotów: Walki i Obrony, Zaklinania Pogody, Uzdrawiania i właśnie Uroków. Niestety, wraz z rozwojem innych kierunków status tej dziedziny znacznie spadł i zaczął być niesłusznie uważany za zwykłą zabawę, tak jak Czary Użytkowe- westchnęła z żalem.
-Co roku przychodzą do mnie mało ambitne dziewczyny, lub takie, które trafiły tutaj drogą eliminacji innych przedmiotów, na które nie miały ochoty chodzić- spojrzała na nie z przyganą.
Nagle wszystkie uczennice zaczęły przyglądać się ścianom lub blatom ławek. Margaret trafiła w punkt. Scarlett chyba nawet była w stanie na oko ocenić, że Arcanki i Eryndorianki siedzące na samym końcu są tymi, które uznały ten przedmiot za mniejsze zło, za to Krezynki i Zenefijki kwalifikują się do tych mało ambitnych, które wybrały damski kierunek za namową swoich matek. Uroki w końcu nie dawały konkretnego zawodu, tak samo jak Czary Użytkowe.
Celeste często zabawiała córkę sztuczkami, których nauczyła się w Akademii. Potrafiła sprowadzać przyjemne sny, z których aż żal było się budzić, zaczarowywała zwykłe przedmioty, że wydawały się tak magnetyczne, że nie można było oderwać od nich wzroku. Kiedy Scarlett była mała, matka tworzyła iluzje przesłodkich zwierzątek albo gwiazd na nieboskłonie, które skrzyły się w ciemności. Z tego powodu szatynka postrzegała Uroki jako dobrą zabawę, a nie pradawną magię, o której mówiła Margaret.
Dziewczyna z satysfakcją zauważyła, że Sylvia zrobiła się czerwona jak burak po słowach nauczycielki.
-Ciekawe których przedmiotów tak nie lubi, skoro jednak wybrała Uroki, mimo wyśmiewania ich w pociągu- pomyślała ze złośliwym uśmieszkiem.
-Przez cały wrzesień skupimy się na sztuce iluzji- nauczycielka kontynuowała swój wywód. -Dzisiaj chcę, żeby każdej z Was udało się wyczarować cokolwiek. Inaczej dostaniecie dodatkowe zadania domowe, żeby nadrobić swoje braki. Nie lubię oblewać uczennic, ale zawsze zdarza się to kilka razy pod koniec semestru.
A Scarlett myślała, że to Saria jest niezbyt sympatyczna.
***
Chyba nikt się tak nie chichra i nie ma takiego fun na wattpadzie jak ja opisująca lekcję magicznego przedmiotu XD
A oto nasz Ethan:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro