Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43.2

Piosenki do słuchania: 1. Cravin' Stileto, Kendyle Paige 2. Jerome Zella Day 3.the World Nightmare- trzy gwiazdki oznaczają zmianę muzyki.

Jeden z nieznanych Scarlett Zbierających głośno odchrząknął. Lunethianin podszedł do ich dwójki i położył Ethanowi rękę na ramieniu.

-Wybacz, ale musimy jak najszybciej zebrać informacje. Opowiedz po kolei o wszystkim co się stało.

Ethan powoli skinął głową. Scarlett z niechęcią go puściła i wróciła na swoje miejsce. Uważała, że skoro dom był obstawiony to można było poczekać z przesłuchaniem i dać szatynowi odetchnąć ze względu na jego stan, ale niestety nie miała nic do gadania.

Nathaniel podszedł do niej i próbował ją objąć, ale ostentacyjnie złapała jego nadgarstek między kciuk a palec wskazujący i zrzuciła z siebie jego rękę. Miała ochotę mu nieźle zakopać w tej chwili. 

-Ethan usiadł u szczytu stołu, mając po swojej prawej dwoje Lunethianinów z siatki i wziął głęboki wdech.

-Siedziałem w barze, gdzie miałem się rozejrzeć a oni po prostu nagle wpadli do środka i mnie wyciągnęli- patrzył się cały czas w blat stołu. -Zresztą wszyscy w barze okazali się podstawieni albo przekupieni, żeby nie reagować. Założyli mi opaskę i wciągnęli do Automobilu.

-Ilu ich było?- wtrącił Nathaniel. Mimo otrącenia jego ręki wciąż stał za plecami Scarlett niczym pies obronny.

-Chyba kilkunastu- odpowiedział szatyn.

-Powinieneś sobie poradzić z taką ilością- mruknął Nathaniel pod nosem, ale tak żeby reszta usłyszała. Scarlett nie mogła uwierzyć, że nawet w takiej sytuacji musi mu dogryzać.

-I co dalej?- zachęcił go Lunethianin w okularach.

-Wciągnęli mnie na pierwsze piętro tego domu, z którego mnie zabraliście- powiedział cicho Ethan. -Zadawali pytania, głównie o siatkę w Eryndorze, ale i tak nie wiedziałem jak wyglądacie a Amarę i Archera już zobaczyli, kiedy planowali pułapkę na jedno z nas.

-Kto z Was został sczytany?- Lunethianin przyjrzał się po kolei całej trójce. -I dlaczego nie zgłosiliście wcześniej ataku?

Zapadła cisza. Amara po chwili się odezwała, prawdopodobnie czując się odpowiedzialna za ten błąd.

-Ja.. nie wiem- przyznała ze wstydem. -Nie poczułam pajęczyny odkąd przyjechaliśmy.

-Ja też nie- Archer pokręcił głową. 

-Któreś z Was musi być beznadziejne w bariery mentalne skoro daliście się tak załatwić- powiedział ten Lunethianin w okularach. -I chyba wiem kto, skoro jego bariery fizyczne puściły pod naporem kilkunastu słabych magów- spojrzał z niechęcią na Ethana.

Scarlett poczuła się oburzona w imieniu szatyna. Przecież chodziła z nim na zajęcia i we trójkę z Blade'm mieli zawsze podobne wyniki a Arthur bardzo chwalił ich wysoki poziom. Może Sprawiedliwi w jakiś inny sposób ich rozpoznali niż przez Zgłębianie Myśli? To wcale nie musiała być wina Arcana.

-Ile im powiedziałeś?- Lunethianin drążył temat. -I dlaczego zostawili Cię kompletnie samego a sami zwiali? I czemu nie zacząłeś wtedy sam uciekać?

-Odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie, byłem wyczerpany magicznie, wciąż mnie atakowali podczas przesłuchania- odpowiedział mu Ethan. -Zostawili mnie pewnie dlatego, że nie wiedziałem niczego istotnego czego już sami nie wiedzieli. 

-A co takiego już wiedzieli?- Scarlett była zirytowana na Lunethianina, który traktował to wszystko jak jakieś przesłuchanie więźnia. Ethan powinien przede wszystkim odpocząć.

-Wiedzą o istnieniu siatki, o tym, że ja Archer i Amara jesteśmy z W, że wszyscy rekrutujemy się z najzdolniejszych z Akademii Czarów- Ethan potarł skronie palcami. -Dowiedzieli się od tych z Windrowe o zabójstwie Karla, Bjorna i reszty uciekinierów. -Nie byłem im zbyt przydatny,

Scarlett zauważyła, że Caelum i dwójka Lunethianinów wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Nie wyglądali na usatysfakcjonowanych odpowiedziami pierwszorocznego.

-No dobrze, a teraz za Twoją zgodą chciałbym sczytać powierzchownie Twoje myśli, żeby obejrzeć wszystkie szczegóły- brunet palcem wskazującym poprawił swoje wąskie, kwadratowe okulary.

Ethan zamarł na chwilę i widać było, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

-Ja... czy moglibyśmy to zrobić jutro?- spojrzał po twarzach wszystkich Zbierających. -Jestem naprawdę wykończony...

Lunethianin otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Scarlett była szybsza.

-No bez przesady- pisnęła. -Ethan musi odpocząć a Wy nie chcecie dać mu chwili spokoju! -Jutro też możecie to zrobić. Do widzenia!

Nathaniel położył jej rękę na ramieniu.

-Ja i Caelum go jutro sczytamy Kazuto- zwrócił się bezpośrednio do Lunethianina. -Wasza robota jest tutaj skończona.

Mężczyzna skinął głową i razem z tą drugą kobietą pożegnali się i wyszli.

***

Teraz Blade, Archer i Amara obskoczyli Ethana, pytając go jak się czuje, na co zapewniał, że wszystko w porządku. Nathaniel objął Scarlett jedną ręką, wciąż stojąc za jej krzesłem i wyszeptał jej do ucha:

-Wybacz, myślałem, że tak będzie najlepiej.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Po tym jak wstawił się za jej pomysłem, odsyłając Zbierających z siatki, jej złość na niego trochę zmalała. Zalało ją też uczucie ulgi i wdzięczności po tym jak dowiedziała się od Ethana, że Sprawiedliwi nie zrobili chłopakowi żadnej krzywdy.

-Jestem padnięty- usłyszała stłumiony głos szatyna. -Będziemy tu wszyscy spać?

-Tak, ten domek to same małe sypialnie dwuosobowe- Amara wyglądała jakby wielki kamień spadł jej z serca. Eryndorianka spojrzała na Nathaniela obejmującego Scarlett jedną ręką i od razu podjęła decyzję.

-Brett, chodź ze mną- blondynka z jakiegoś powodu akurat wobec niej nie była ani trochę złośliwa czy kąśliwa i posłusznie podniosła swój plecak. Może ją też ta dzisiejsza sytuacja przytłoczyła.

Ethan i Blade wybrali pierwszy z brzegu pokój i od razu zaryglowali drzwi. Scarlett poszła za Nathanielem, który wniósł jej walizkę po schodach.

-Wybrałem ten z prywatną łazienką- dziewczyna była mu wdzięczna, że pomyślał o czymś takim. Od razu wskoczyła pod prysznic, żeby zrelaksować się w gorącej wodzie. Dochodziła północ a adrenalina schodząca z organizmu powodowała ogromną senność.

Wychodząc zasłoniła swoją piżamę ręcznikiem, trzymając go przed sobą jak kotarę. Napotkała spojrzenie Nathaniela, który właśnie w tym momencie zsuwał dwa pojedyncze łóżka w jedno podwójne. A ten zawsze myśli tylko o jednym.

-Mamy dwie kołdry- powiedział mijając ją i zamknął drzwi łazienki. Scarlett od razu odrzuciła ręcznik na krzesło i wskoczyła do łóżka. Zawinęła się w swoją kołdrę jak we wrapa, tworząc prowizoryczną zbroję anty Nathanielową. Ciekawe czy właśnie w tym momencie Brett dręczy swoim gadaniem Amarę, doprowadzając ją do szału jak to ma w zwyczaju na wyjazdach.

Chłopak wrócił oczywiście że w samych spodenkach. Scarlett stwierdziła, że ta siłownia w szkole musi być naprawdę niezła, skoro daje takie efekty. Zatrzymała wzrok na jego umięśnionych ramionach i przełknęła ślinę. Może lepiej w nocy odwrócić się w głową do ściany?

-Chodź tu do mnie Ty mój naleśniku- brunet roześmiał się i przyciągnął ją do siebie. -Dobranoc- pocałował ją najpierw w usta a potem w czoło. -To był ciężki dzień.

Scarlett pozwoliła mu się objąć i położyli się na łyżeczkę. Stwierdziła, że ten kaloryfer grzejący plecy jest całkiem całkiem przyjemny.

***

Dziewczyna obudziła się wtulona w wielki grzejnik. Delikatnie wyswobodziła się z ramion Nathaniela (nie powinien na razie widzieć jej rozczochranej rano i z nocnym oddechem). Schowała się w łazience, żeby zrobić ekspresowy makijaż i dopasowanie stroju- chciała jak najszybciej omówić z Ethanem to co się wczoraj wydarzyło, zanim jej zaborczy chłopak się obudzi i nie pozwoli na rozmowę sam na sam.

Na paluszkach zeszła na dół, mając ochotę na śniadanie i kawę. Przy stole kuchennym siedział Ethan, niecierpliwie rozglądając się na boki. Kiedy ją zobaczył aż podskoczył- jego ciemne wory pod oczami wskazywały, że chyba nie spał przez większość nocy.

-Wszystko okay?- podeszła i zapytała szeptem. Cisza panująca wokół wskazywała, że pozostali jeszcze spali.

-Tak, ale musimy porozmawiać- Ethan wyszeptał ochrypłym głosem. -I nie tutaj, to naprawdę ważne.

-Hmm, dobrze- Scarlett obawiała się, że szatyn mógł popaść w lekką paranoję po wczorajszej sytuacji. -Możemy wyjść na zewnątrz.

Wyciągnęła jogurt i mus owocowy z lodówki, włożyła buty i narzuciła zamszowy płaszczyk, mający chronić przed porannym chłodem.

-Polecimy Automobilem- poinformował ją szybko i zamówił przejazd.

-Czy naprawdę musimy..- urwała widząc jego rozgorączkowaną minę. -No dobra. Tylko napiszę Nathanielowi.

-Nie pisz, wrócimy zanim się obudzą- zapewnił ją Ethan. -Po prostu... Musisz to usłyszeć pierwsza.

Scarlett posłusznie wsiadła z nim do pojazdu. Z kontekstu wywnioskowała, że chłopak nie chciał wczoraj zdradzić pewnych szczegółów przy nieznajomych Lunethianinach i teraz wolał ją o tym poinformować jako pierwszą. Nie miała nic przeciwko, ale uciekanie z bazy wydało się jej przesadnie dramatyczne.

Kierowca na prośbę Ethana dodał gazu i piętnaście minut później wylądowali w jakimś szczerym polu.

-Zawiozłeś nas na przedmieścia?- Scarlett spojrzała na niego jak na wariata. -Po co tak daleko?

Nie tylko daleko, ale również pusto. Wokół nie było żywej duszy. Gdzieś z daleka słychać było tylko szczekanie psa.

-Muszę Ci powiedzieć, czego się wczoraj dowiedziałem- Ethan nerwowo rozejrzał się na boki. -I to jak najszybciej. -Więc nie przerywaj i słuchaj.

Scarlett westchnęła i odłożyła mus z jogurtem na trawę. Od tej jego nerwowości aż straciła apetyt i sama zaczęła się stresować.

-Wszystko co nam mówiła Elowen to kłamstwo- popatrzył jej prosto w oczy. -To nie my mamy rację tylko oni.

-Ethan..- Scarlett w tej chwili lekko obawiała się o jego poczytalność. Może wciąż był w szoku po wczoraj?

-Posłuchaj, całe to gadanie, że Sprawiedliwi to terroryści to jedna wielka ściema- zaczął przechadzać się nerwowo. -To są po prostu ludzie, którzy chcą sprawiedliwości w rządzie i równych szans. -Czy nie zdziwiło Cię, że obiecywano nam przeciwników o niskim rodowodzie magicznym a potrafią walczyć tak jak my?

-No... ale Karl i Bjorn byli słabi- Scarlett spróbowała przemówić mu do rozsądku. -Z tymi dwoma Vesperianami też sobie poradziłam.

-Ponieważ nawet w porównaniu do innych osób w Akademii Ty i ja mamy jedne z najsilniejszych mocy- odpowiedział wojownik. -Myślisz, że gorsze osoby z naszych zajęć by sobie z nimi tak łatwo poradziły?

-Nie wiem Ethan, to tylko podejrzenia, nie ma na to dowodów- powiedziała cicho. Z jego głową coś złego musiało się wczoraj wydarzyć.

-Blade zapewnia, że Bjorn miał wysoki rodowód a Nathaniel mu to potwierdził- pokręcił głową. -Jemu chyba wierzysz?

Cóż, teraz będzie musiała zapytać Nathaniela o co wtedy chodziło. Nie była zdzwiona, że to przed nią ukrył.

-Margaret mówiła, że czasami osoby z Akademii zdradzają i przechodzą na ich stronę- wzruszyła ramionami. -Może Bjorn do nich należał.

-Nie wydaje mi się- Ethan od razu zaprzeczył. -Ani on, ani Karl, ani Ci uciekinierzy nie chodzili nigdy do Akademii a jakoś zyskali swoje moce.

-Ethan, oni wczoraj próbowali Ci wyprać mózg- odezwała się, czując zbliżającą się panikę. -Najpierw Cię porwali a potem atakowali i próbowali obrócić przeciwko Twoim.

-Nie porwali mnie- chłopak spuścił głowę. -Poszedłem dobrowolnie.

-Że co?- spojrzała na niego z niedowierzaniem.

-Wśród nich był mój bliski przyjaciel, którego znałem ze szkoły i zgodziłem się na rozmowę z nimi- nie mógł spojrzeć jej w oczy. -Nikt mnie nie atakował, po prostu rozmawialiśmy. -Potem oni uciekli a ja odczekałem i pokazałem się w oknie, żeby znalazły mnie drony.

-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś- powiedziała słabo.

-Przedstawili mi dowody i teraz wszystko ma w końcu sens- Ethan zaczął się znowu przechadzać. -Badanie, które rodziny mają wysoki poziom magii zostało przeprowadzone 200 lat temu, rozumiesz? -A teraz po prostu ich dzieciom automatycznie przyznaje się wysoki rodowód. 

-Działa to tak długo, bo faktycznie w większości przypadków magia jest dziedziczna. Ale codziennie rodzi się mnóstwo dzieci w rodzinach z niższej klasy społecznej, które zostają sprzedawcami albo kierowcami, kiedy mogłyby być Uzdrowicielami! Wiesz ile nasz kontynent traci przez ten system? Ciągle brakuje prawdziwych Technologów, Alchemików, Biologów i Zaklinaczy Pogody a mogłoby ich być o wiele więcej!

-Ethan, ta historia jest nielogiczna- Scarlett w końcu mu przerwała. -Przecież magia w końcu uwolniłaby się sama. -Wielokrotnie zniszczyłam jakieś krzesło, bo się zezłościłam. A nic takiego się nie dzieje po odblokowaniu u osób z niższymi rodowodami.

-Ponieważ oni dostają inne serum- chłopak był wciąż strasznie blady. -Nam pielęgniarki odblokowują całą magię a im do pewnego poziomu mocy tak, żeby nawet jakby ktoś miał wyższy rodowód to ta moc pozostała związana.

-Nie wierzę w to- mimo, że pewne rzeczy brzmiały logicznie Scarlett nie miała zamiaru przyjmować do wiadomości, że cały kontynent żyje w niewiedzy i są oszukiwani przez rząd.

-Co najlepsze, wyprodukowanie naszego serum jest dość proste i zawsze można uwolnić magię w każdym wieku- powiedział Ethan. -Scarlett, ja widziałem nagrania jak im to wstrzykują, to dlatego niektórzy członkowie Sprawiedliwych, którzy nas atakują mają wyższe rodowody!

-Ethan, wciąż nie rozumiem po co rząd miałby blokować postęp i rozwój landów w ten sposób- próbowała przemówić mu do rozsądku. -I nawet gdyby była to prawda, to niby dlaczego jako pierwszemu Ci to wszystko powiedzieli? Ktoś z W już dawno by to odkrył!

-Scarlett, oni wiedzą- spojrzał na nią ze smutkiem. -Przynajmniej część, ale nie chcą z tym niczego robić, bo im wygodnie. -Są wywyższeni, dostają pieniądze, po co mieliby dołączać do rebeliantów, którzy są na przegranej pozycji?

-Margaret na pewno by mi powiedziała- dziewczyna się oburzyła. -W końcu siedzi w tym tyle lat. -Słuchaj, musimy wrócić do bazy, pokażesz swoje wspomnienia Nathanielowi i Caelumowi, cokolwiek widziałeś, to wszystko razem przeanalizujemy. -Moim zdaniem Sprawiedliwi Cię okłamali, ale jeżeli jest w tym chociaż ziarno prawdy to ją odkryjemy.

-Scarlett, ja nie wracam do bazy- popatrzył na nią z żalem. -Zobaczyłem wystarczająco dużo, żeby wiedzieć po czyjej stronie stoję. -I chcę, żebyś poszła ze mną.

-To szaleństwo- dziewczyna cofnęła się o krok. -Mówię Ci, że trzeba porozmawiać z resztą.

-Blade już o wszystkim wie, powiedziałem mu w nocy- Ethan złapał ją za rękę. -Dołączy do nas jak najszybciej, myślę że Archera też uda nam się przekonać. -Nasza czwórka ma tak wysoką moc, że naprawdę moglibyśmy dużo zdziałać... -Poza tym wiemy trochę o innych członkach W i Elowen.

-Muszę. Porozmawiać. Z Nathanielem- po każdym słowie zrobiła pauzę, cedząc słowa. Była gotowa zamknąć go barierami jak w klatce, żeby tylko nie pobiegł prosto w pułapkę wroga omamiony ich kłamstwami. Nie wiedziała, kto jest silniejszy: ona czy Ethan, ale może być za chwilę zmuszona się przekonać.

Usłyszeli krótki świst zwiastujący przylot Automobilu.

-O Bogini, a jeżeli Ethan właśnie tutaj umówił spotkanie ze Sprawiedliwymi?- Scarlett podskoczyła ze strachu. -Okay, w pojeździe jest tylko pięć miejsc, poradzi sobie z nimi, o ile szatyn owładnięty szaleństwem nie zwróci się przeciwko niej.

Ethan złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Jego zachowanie wskazywało, że też nie wiedział kto jest w środku.

Nathaniel i Blade wysiedli jednocześnie. Blondyn kierował- nic dziwnego skoro jego specjalizacją oprócz Walki i Obrony była Magiczna Technologia.

Ethan od razu wzniósł wokół siebie i niej bariery obronne. Chciała krzyczeć, żeby się uspokoił i wyjaśnić przybyłym, że to wszystko jakieś nieporozumienie, ale na widok miny swojego chłopaka głos zamarł jej w krtani. Wyglądał jakby razem z Blade'm szykowali się do ataku.

Ostatnie co zapamiętała to świst w uszach i upadek na miękką trawę.

***

La la la, to chyba najbardziej dramatyczny rozdział jak do tej pory :DDD Wierzymy Ethanowi czy coś mu się rzuciło na mózg? I kto ostatecznie zaatakował Scarlett?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro