Rozdział 37
-Wiesz, że Archer i Lyra są parą?- Anabelle konspiracyjnie wyszeptała Scarlett do ucha. -Spiknęli się na tym wyjeździe z W, niezłe co?
Krezynka dziwnie się poczuła na myśl, że jej dawna rywalka znalazła sobie kogoś innego niż Ethan. Do tej pory nie zauważyła, żeby Eryndorianka była w ten sposób zainteresowana Archerem- zamiast słodkich uśmiechów częściej posyłała mu zirytowane spojrzenia.
-Myślisz, że to miłość czy zastępstwo za Ethana?- zapytała, uznając że Anabelle lepiej się zna na takich sprawach.
-Zastępstwo lub próba wywołania zazdrości, lub jedno i drugie- odpowiedziała jednym tchem. -Ale jeżeli chodziło jej o zazdrość to nie wyszło, bo Ethan nie zwraca na nią uwagi!
-Hmm, a może po prostu chciała zacząć się umawiać z jakimś wojownikiem z W, ale Ci z wyższych roczników są sparowani albo nas unikają, za to Blade nie wchodzi w grę, bo jest bucem- Scarlett zastanawiała się na głos.
-Nathaniel Ciebie jakoś nie olewa- Anabelle zrobiła minę niewiniątka. -Planujesz zostać jego dziewczyną czy nie bardzo?
Scarlett czasami przerażało jak logiczne i rozsądne są wszystkie Krezynki i Zenefijki w kwestii związków. Dlaczego ona sama nie może taka być? Wybrać kogoś na podstawie wspólnych wartości i rozsądku a potem zaakceptować tą decyzję i nie oglądać się za tymi, do których naprawdę ją ciągnie? Jak one to robią? W tej chwili była pewna, że Celeste kierowała się właśnie takimi przesłankami, wychodząc za jej ojca.
-Ja chyba niczego nie planuję- przyznała koleżance. -Nie ufam mu, mam wrażenie, że cały czas coś przede mną ukrywa, ale z drugiej strony naprawdę mi pomógł odkąd dołączyłam do W, więc...
-To oczywiste, że coś ukrywa- Anabelle wzruszyła ramionami. -Tak samo jak Zephyr przede mną, nie mam pojęcia co Wy robicie w tej grupie, po prostu z nim o tym nie rozmawiam.
-A nie przeszkadza Ci to?- Scarlett spojrzała na nią z wahaniem. -Jak wejdziesz z nim w związek, dalej nie będzie Ci mógł nic powiedzieć.
-I bardzo dobrze, bo mnie to mało obchodzi- Anabelle uśmiechnęła się jak anioł. -On będzie często wyjeżdżał, ja w tym czasie będę wydawać jego pieniądze i spędzać czas z przyjaciółkami a potem z dziećmi. -A jeżeli by chociaż spojrzał na kogoś innego, to mam Ciebie i mi nakablujesz.
-Fakt- stwierdziła Scarlett. -Od razu bym Ci powiedziała. -Mogę Cię uspokoić, że nikt w W mu się nie podoba i pewnie spędza czas wolny na usychaniu z tęsknoty.
-I prawidłowo- Anabelle założyła nogę na nogę. -Powinnaś dać sygnał Nathanielowi, że jesteś otwarta na umówienie się z nim. -To oczywiste, że będzie miał tajemnice, w końcu ma ważniejszą funkcję w W niż Ty. Nie ma sensu się tym przejmować.
-Cóż, gdybym już musiała kogoś wybierać...- Krezynka zrobiła pauzę. -Nie wiem kogo bym wolała.
Tego dnia Scarlett zaczęła się zastanawiać czy nie potrzebuje listy za i przeciw na umówienie się z Nathanielem lub z Ethanem. Wzięła kartkę, różowy flamaster i zabrała się za tworzenie rozpiski.
Nathaniel; za: jest przystojny, wysoki, umięśniony, ma ładne oczy, dzieli z nią te same sekrety, jest starszy o rok, cały czas jej pomaga (mimo wątpliwych sposobów tej pomocy), jest wierny i opiekuńczy.
Przeciw: prowadzi podwójną grę między gronem nauczycielskim a nią, obu stronom mówiąc kompletnie co innego.
-Cóż, argumentów za jest zdecydowanie więcej- pomyślała z lekkim wahaniem. -Poza tym od początku miał rację, że grupa W jest niebezpieczna... A po akcji w Windrowe zamiast powiedzieć "A nie mówiłem", pomógł mi się po niej pozbierać.
Wizja związku z Nathanielem nie wydawała się taka znowu najgorsza. Prawdopodobnie tak samo spędzaliby czas jak dotychczas, dodać do tego randki. Za to w przypadku szatyna...
Ethan; za: z wyglądu również nie można mu niczego zarzucić, odkąd zerwał z Lyrą jego zachowanie znacznie się poprawiło.
Przeciw: mimo wszystko wciąż w pierwszej kolejności wybrał Eryndoriankę a to dużo mówi.
Niestety za Ethanem przemawiał najważniejszy argument czyli mocniejsze bicie serca i motylki w brzuchu. Czegoś takiego nie da się przebić nawet najbardziej logicznymi argumentami.
Scarlett postanowiła, że nie będzie nikomu niczego sygnalizować i po prostu zda się na los. Było to zdecydowanie bardziej w jej stylu.
Odblokowała tablet, żeby zobaczyć wiadomość od Ethana sprzed kilku sekund.
-Pamiętasz, że mamy dzisiaj z Williamem?
Oczywiście, że nie pamiętała, więc szybko sprawdziła numer sali i zmieniła kierunek. Nie jej wina, że plan W był ultra skomplikowany i jeszcze co chwila Elowen dodawała jakieś nowe zajęcia.
Wymamrotała krótkie przepraszam do Williama i do jakiegoś nowego nauczyciela, którego nigdy wcześniej nie widziała. Niski blondyn po swoim ubiorze wyglądał jakby pochodził z Zenefii, ewentualnie Krezynii.
-To już wszyscy?- obcy nauczyciel spojrzał na nią ostentacyjnie, więc szybko usiadła do ławki z Ethanem. Biurko było zagracone kilkoma przedmiotami a obok stał wózek ze sprzętem do warzenia mikstur.
-Świetnie- spojrzał na nich ze zblazowaną miną. W klasie siedzieli tylko ona, Ethan, Blade, Brett i Archer. -Jesteście tutaj, bo za jakiś czas wybierzecie się na kolejną misję i potrzebujecie specjalnego przygotowania. -Wasza wicedyrektor uważa Was jednakowoż za takie tępaki, że mam Wam zrobić wykład o korzystaniu z przedmiotów codziennego użytku.
-Kto to jest?- Scarlett wyszeptała do Ethana.
-Charles, uczy nas Magicznej Technologii- odpowiedział jej na ucho.
-Ekhm- nauczyciel zmierzył ich zirytowanym spojrzeniem. -Zamierzam stąd wyjść jak najszybciej, więc się skupcie, gdyż nie będę dwa razy powtarzać.
-Oto plecak jaki będziecie nosić- podniósł coś ogromnego ze stołu. -Możliwe, że dla tej tutaj- wskazał na Scarlett- znajdę jakąś wersję dla dzieci.
Brett parsknęła śmiechem a Charles z jakiegoś powodu nie zwrócił jej uwagi.
-Wydaje się bardzo duży, ale magiczna technologia zmniejsza ciężar jego wnętrza nawet o 80 procent- tłumaczył nauczyciel. -Dzięki temu będziecie wędrować z małym obciążeniem.
Scarlett miała ochotę go udusić za wzmiankę o wersji dla dzieci, ale z drugiej strony jeżeli miałby być mniejszy to tym lepiej dla niej. Chociaż właściwie po co im plecaki, jadą do lasu czy co?
-Tutaj macie nieprzepuszczalne termosy, które zachowają idealną temperaturę napoju, nawet po całym dniu- pokazał im niczym nie wyróżniający pojemnik. -A oto prezentacja- spojrzał każdemu po kolei prosto w oczy, odkręcając i zakręcając wieko w zwolnionym tempie.
-Odzież ocieplana- zaprezentował im męski kombinezon. -Napiszecie mi mailem swoje wymiary, żebym zamówił Wasze rozmiary. -Również nie jest to fizyka kwantowa, myślę, że dacie radę się obsłużyć sami.
-Będziemy mieć misję w lesie?- Blade przerwał mu wywód.
-Z tego co wiem to w górach- odpowiedział Charles. -Szczyty Wiecznego Świtu o ile się nie mylę. -Zimne tereny.
-To chyba moment na rezygnację- pomyślała Scarlett. -Udział w morderstwie to jedno, ale marznięcie i chodzenie po górach? -Mowy nie ma.
-Raczej będziecie nocować w chatkach, które należą do grupy W, ale w razie czego każdy z Was dostanie własny namiot- nauczyciel pokazał absurdalnie małe zawiniątko, żeby potem zaprezentować jak za jednym pociągnięciem sznurka przekształca się w pojemne schronienie dla jednej osoby.
Charles po kolei przedstawił im jak z małego opakowania stworzyć dmuchany materac bez konieczności dmuchania go oraz jak sprawić, żeby śpiwór zajmował jak najmniej miejsca. Scarlett te zajęcia niesamowicie nie przypadły do gustu, bo kojarzyły jej się ze spaniem w małym namiociku w lodowatej temperaturze.
-Myślę, że powinniście sobie poradzić- nauczyciel spojrzał na nich z politowaniem. -A, i nie zapomnijcie oprócz rozmiaru kombinezonu wysłać mi jeszcze numer buta.
William, który do tej pory się nie odzywał, posłał wszystkim uśmiech szalonego naukowca.
-Te przedmioty oczywiście Wam się przydadzą, ale najważniejsze są mikstury! Każdemu z Was zapakuję po kilka fiolek, ale istotne, żebyście umieli zrobić więcej z dostępnych składników.
-Bez sprzętu laboratoryjnego?- zapytał Archer z powątpieniem.
-Dlatego mówię, że to tylko na wszelki wypadek- William posłał im przepraszający uśmiech. -Zobaczcie co my to mamy!
Nauczyciel Alchemii zaprezentował im pierwszą fiolkę o kolorze neonowej żółci.
-Mikstura energetyczna, zadziała mocniej i dłużej niż kawa bez typowych skutków ubocznych jak przymulenie czy lękowość, przyda się gdybyście musieli uciekać. -Jednak po jakichś 6 godzinach w sekundę spadnie Wam energia i zaśniecie tam gdzie stoicie, więc uważajcie.
-Muszę się jakoś wymigać z tej wycieczki górskiej- pomyślała przytomnie Scarlett. -Bieganie z plecakiem? Po moim trupie.
-Mikstura ciepło-mix, do 12 godzin ogrzewania organizmu!- William z dumą pokazał im wściekle pomarańczową fiolkę. -W Górach Wiecznego Świtu potrafi być niesamowicie zimno, nawet w maju.
-I moja ulubiona, sen 2+, doda Waszemu ciału 2 godziny snu!- Scarlett uznała, że te wszystkie nazwy brzmią jak jakieś reklamy suplementów. -Jeżeli musielibyście obudzić się w środku nocy i zmienić położenie, ta mikstura może Wam bardzo dużo dać.
-Czyli każdy dostanie po fiolce każdej?- zapytał Archer.
-Dokładnie po trzy, bo ich również nie można nadużywać- odpowiedział William. -A teraz pokażę Wam jak uwarzyć miksturę w warunkach polowych!
Okazało się, że sam nauczyciel miałby problem z przeżyciem w lesie bez swoich wymyślnych naczyń. W połowie lekcji przeszli się do Czarnego Zwierciadła, żeby spróbować wytworzyć mikstury w trudniejszych warunkach i szło im absolutnie okropnie.
-Hmm, może jednak te fiolki Wam wystarczą- stwierdził po pół godziny męczarni. -Możemy już wracać.
Uczniowie z wdzięcznością powlekli się z powrotem do Akademii. Scarlett uznała, że jest to najlepszy moment, żeby poradzić się swojego ciemnowłosego nemezis w sprawie wyjazdu. W końcu kto jej bardziej pomoże niż osoba, która próbowała ją odciągnąć od misji od samego początku?
-Nathaniel, musisz coś dla mnie zrobić- wystukała na tablecie wiadomość specjalnie nadając jej prowokujący ton. To na pewno przyśpieszy jego reakcję.
-Maleństwo się za mną stęskniło ;* ?- odpowiedź przyszła w sekundę.
-Jak ja zaraz rzucę tym tabletem...- pomyślała bliska zrealizowania swojej groźby.
-Strasznie bardzo *-* - odpisała mrużąc oczy z irytacji. -Kawiarnia?
-Teraz tylko muszę mu wytłumaczyć, że tak naprawdę miał rację od samego początku, zniechęcając mnie do W, ale zrobić to w taki sposób, żeby się nie puszył z dumy jak jakaś kaczka- postanowiła.
Brunet już na nią czekał przy automacie z miną zwycięzcy i króla świata. Scarlett do tej pory nie mogła zrozumieć, dlaczego gatunek męski jest aż tak tępy. Jedna wiadomość na chacie z emotką i już biega cały w skowronkach.
-Moja księżniczka- owinął ją ramionami i podniósł do góry. Dziewczyna wciąż zastanawiała się skąd on bierze swoją pewność siebie. Można by nią obdzielić całą armię.
-Nie mów tak do mnie, nie jesteśmy parą- zadarła nos do góry i przybrała obrażoną minę, spoglądając na niego kątem oka.
-Nad czym ubolewam każdego dnia- jedną ręką wciąż ją przyciskał do siebie. -Cappuccino dla księżniczki?
-Tak- Scarlett westchnęła i wywróciła oczami. -Jeżeli ja jestem księżniczką, to Ty jesteś błaznem dworu lub moim służącym, wybieraj.
-Mogę być i jednym i drugim- Nathaniel wyglądał jakby przez chwilę rozważał swoje opcje. -Usiądźmy- zabrał obie kawy i wybrał kanapę na samym końcu. Kiedy usiadła obok niego, zachowując dystans, przygarnął ją jedną ręką do siebie z szerokim uśmiechem na ustach.
-Rozumiesz koncept przestrzeni osobistej?- zapytała z przekąsem.
-Nie, pierwsze słyszę- popatrzył na nią zadowolony. -Musiałem ominąć ten wykład, pewnie go przespałem.
-Z pewnością- westchnęła. -Chcę poważnie porozmawiać, więc się nie wygłupiaj chociaż przez chwilę.
-Oczywiście- Nathaniel spojrzał na nią z miną szczęśliwego pudla. -Mów.
-Przemyślałam to wszystko i chyba te misje jednak nie są dla mnie- upiła łyk swojej kawy. -Ostatnia w Windrowe strasznie mnie zestresowała a teraz jeszcze mamy jechać w jakieś góry, dasz wiarę?
-Tak, ponieważ to ja jadę z Wami- popatrzył jej głęboko w oczy. -Będziemy polować na uciekinierów.
-No widzisz, jeszcze gorzej niż w mieście- Scarlett wzdrygnęła się na samą myśl. -Pomógłbyś mi się z tego wymigać? Nawet rzucę to całe W, jeżeli tylko nie zobaczę więcej trupów...
-Scarlett, nie wiem czy to odpowiedni moment- Nathaniel zawahał się.
-Słucham, przecież cały czas mi kazałeś to rzucić!- spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-Owszem, ale to było zanim wzięłaś udział w pierwszej misji- brunet lekko się skrzywił. -Dopóki nikt ze Sprawiedliwych Cię nie znał, mogłaś jeszcze się wycofać, a teraz...
-Co teraz?- dziewczyna zaniepokoiła się nie na żarty.
-Wszyscy Sprawiedliwi z Windrowe mają Twój rysopis- spojrzał na nią poważnie. -Nie będziesz bezpieczna nigdzie na południe od Metheorii przez bardzo długi czas.
Scarlett poczuła, że jej usta zrobiły się spierzchnięte.
-Że co?- zamrugała dwukrotnie oczami. -Nie wolno mi wyściubić nosa samej na jakikolwiek land?
-W Krezynii będziesz bezpieczna, ale taki Eryndor...- Nathaniel zawahał się. -Dopóki zostaniesz w W, masz ochronę całej grupy, łącznie z osobami, które już dawno zostały absolwentami. Odcinając się od nich, stracisz tarczę, która Cię osłania a akcja w Windrowe jest bardzo świeża. -Musisz poczekać.
-Ile?- zapytała, wpatrując się tępo przed siebie.
-Tyle ile będzie trzeba- przytulił ją mocniej do siebie. -Razem wybierzemy dogodny moment.
Scarlett wzięła głęboki wdech. Tego się nie spodziewała. Czyli jednak wycieczka w góry aktualna. I Bogini wie ile innych misji.
-No cóż, jak trzeba to trzeba- podsumowała.
-O czym jeszcze chciałaś porozmawiać?- zapytał Nathaniel.
-Tylko o tym- spojrzała na niego ze zdziwieniem. -A czego się spodziewałeś?
-Nooo, po raz pierwszy do mnie napisałaś- popatrzył na nią jakby z urazą.
-Bo potrzebowałam pomocy?- Scarlett odpowiedziała pytaniem. -Myślałeś, że się z Tobą umówię?- spojrzała na niego z oburzeniem.
-A nie?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Przecież nawet mnie nie poprosiłeś- powiedziała przez zęby.
-Teraz proszę- spojrzał jej głęboko w oczy. -Kto Cię obroni lepiej niż ja?
-Moja grupa W, która jak się dowiedziałam dzisiaj, cała stoi po mojej stronie- odpowiedziała mu ze słodkim uśmiechem.
-Ale ja to zrobię lepiej- pochylił się, szepcząc jej do ucha. Kiedy lekko trącił ją nosem w ucho, poczuła ciarki schodzące od szyi wzdłuż kręgosłupa. Oj niedobrze!
-Yhm, zastanowię się- odpowiedziała szybko, czując wkradający się rumieniec na policzki. -Muszę lecieć, papa!- zerwała się jak oparzona i szybkim tempem opuściła kawiarnię. Co tu się właśnie wydarzyło?
***
Pisałam w środku nocy i co minutę musiałam robić przerwę na chichotanie przez ten dialog. Poproszę o gwiazdki za moje poświęcenie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro