Rozdział 36
Następny dzień wydawał się surrealistyczny. Scarlett siedziała na śniadaniu z Sylvarianami i Mirabellą, nie mogąc im powiedzieć nawet do jakiego landu ani miasta pojechała na misję. Jej znajomi rozmawiali o lekcjach i swoich planach na weekend, podczas gdy ona miała przed oczami mroźny krajobraz Windrowe.
Lakonicznie odpowiadała na zadawane pytania, orientując się, że przecież oni nawet się nie dowiedzą o morderstwie dwóch mężczyzn w Vesperii, ponieważ nie mają dostępu do mediów. Ta zasada w Akademii wydała jej się teraz bardziej niepokojąca niż kiedykolwiek.
-Co się dzieje?- zapytała ją Mirabella, kiedy wracały razem do pokoju. -Wracasz w środku nocy i wyglądasz jakby ktoś umarł.
-Jestem niewyspana, to wszystko- Scarlett gładko skłamała. Nie podobało jej się, że nie może się jej zwierzyć, ale miała związane ręce. -Poza tym skład wyjazdu pozostawał wiele do życzenia- ziewnęła. -Ciężko z niektórymi wytrzymać- wysiliła się na półprawdę.
-Ethan czy Nathaniel?- blondynka od razu przeszła do sedna.
-Nathaniel też tam był, ale akurat on nie sprawiał problemów- odpowiedziała wymijająco. -Dalej próbuje się spiknąć, ale nie ze mną te numery- dodała, żeby uwiarygodnić swoją historię.
-Scarlett, Ty go lubisz- Mirabella powiedziała jakby z wyrzutem.
-Co, zwariowałaś?- Scarlett popatrzyła na nią z niedowierzaniem. -Jest niewychowany i na mnie naciskał na balu, poza tym wykorzystał informacje wyciągnięte z naszych głów, żeby obrzydzić mi Ethana. Średnio rycerskie.
-Znam Cię i gdybyś go nie cierpiała to już dawno zdążyłabyś zwyzywać jego drzewo genealogiczne do siódmego pokolenia albo odwaliła jedną ze swoich nieobliczalnych akcji, żeby go do siebie zniechęcić- stwierdziła wszechwiedzącym głosem. -Przecież Ty kiedyś jakiegoś natręta prawie ze schodów zrzuciłaś, więc z Twoją magiczną mocą Nathaniel by leciał hen daleko.
-Po pierwsze prawie robi wielką różnicę- Scarlett uśmiechnęła się kącikiem ust. -Wpadł na ścianę a nie ze schodów, więc się nie liczy. -Po drugie spędzam więcej czasu z Nathanielem, bo jeździmy na te same wyjazdy, tylko tyle.
-Coś mi się w to nie chcę wierzyć- mruknęła Mirabella. -Pilnuj się przy nim.
-Tak, wiem, MAMO- odpowiedziała szatynka i rzuciła się na łóżko. Otworzyła aplikację bankową na telefonie, żeby sprawdzić ile wyniósł bonus za wczorajszą akcję. Zamrugała dwukrotnie, widząc sumę znacznie większą niż za misję w Silvermourne.
-Chcesz może pojechać ze mną na zakupy, wydać moje pieniądze?- zapytała.
-Dostajecie jakieś stypendium?- Mirabella odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Oficjalnie nie mogę Ci podać odpowiedzi- Scarlett posłała jej półuśmiech. -Nieoficjalnie możesz się sama domyślić. -Dzisiaj ja wszystko stawiam!
Krezynka stwierdziła, że skoro przez program, do którego wciągnęła ją wicedyrektor, musiała uciekać przed bandą terrorystów i dodatkowo groziło jej trafienie do rejestru kryminalistów, to należy jej się jakaś rekompensata w luksusie. Plan, który dla nich ułożyła to przedpołudniowy szał zakupowy w galerii z asystentami, nowe paznokcie, spa i masaż.
Kiedy lekkie marcowe słońce musnęło ich twarze, Scarlett od razu porównała Eryndor do stolicy Vesperii, w której była zaledwie wczoraj. Windrowe nie miało tak wysokich wieżowców ani rozwiniętej bazy turystycznej. Ze względu na położenie blisko oceanu i zimny prąd morski było też tam znacznie chłodniej o tej porze roku. Na Eryndorze śniegi już stopniały, odsłaniając suche, żółte źdźbła trawy.
Z jakiegoś powodu nie czuła się w mieście tak komfortowo jak zazwyczaj. Wszechobecność ludzi zdawała się przytłaczająca. Scarlett przyłapała się na tym, że przygląda się uważnie wszystkim przechodniom, na których normalnie nie zwracałaby uwagi.
Z niepokojem rejestrowała każdą osobę, która zbyt długo jej się przyglądała albo wyglądała na pochodzącą z Vesperii. Cały czas przychodziło jej do głowy, że przecież Eryndor roi się od Sprawiedliwych i muszą mieć przecież jakiś kontakt z tymi w Windrowe. Co jeżeli, któraś z osób w tamtym barze była w siatce i ją zapamiętała? A jej rysopis został przekazany do innych landów?
Zakupy w galerii przekształciły się w koszmar. Hałas, przepychający się ludzie i spojrzenia płynące ze wszystkich stron sprawiły, że Scarlett miała ochotę jak najszybciej uciekać. Mirabella zauważyła jej dziwne zachowanie, ale szatynka wymówiła się zmęczeniem, bo w końcu co miała powiedzieć? Że brała udział w likwidacji terrorystów i boi się ich zemsty?
Przymierzała tylko okrycia wierzchnie, żeby nie musieć sama wchodzić do przymierzalni, więc ostatecznie kupiła sobie bardzo drogi płaszcz ze sztucznym futerkiem (poprawiło jej to nastrój na kilka chwil). W spa i na masażu wreszcie się zrelaksowała, ale podczas robienia paznokci, cały czas skręcała szyję w stronę wyjścia, żeby obserwować wchodzących klientów i tych przechodzących ulicą.
Z ulgą powitała ich powrót do Akademii. Wyjazd zamiast ją uspokoić, sprawił, że miała ochotę zakopać się pod kołdrą i najlepiej nigdy nie wychodzić. W tej chwili po raz pierwszy pomyślała, że Nathaniel mógł mieć rację od samego początku, odradzając jej W. Pisała się na zwiedzanie kontynentu, Walkę i Obronę i więcej lekcji, a nie na pracę pod przykrywką dla partii.
-Margaret też próbowała mnie ostrzec- przypomniała sobie. -Wtedy, kiedy Elowen przekonała mnie na zapisanie się do Arthura napisała na chacie tą dziwną wiadomość, że to oni dostosują się do mnie a ja do nich nie muszę... -Ahh, dlaczego nie wyraziła się wtedy jakoś jaśniej...
I oczywiście jej mama też coś wiedziała. Tylko kto jej powiedział, że W może być niebezpieczne? Czyżby sama kiedyś do niego należała i podpisała umowę poufności? Scarlett ciężko było sobie wyobrazić Celeste uczestniczącą w misji z jej zamiłowaniem do przestrzegania zasad, ale z drugiej strony w ferie zimowe odkryła, że jej matka sporo przed nią ukrywała.
Tylko jak teraz uciec od tego całego bałaganu?
Margaret pov
-Jak idzie włączanie ich do siatki?- wicedyrektor spojrzała w stronę Caeluma. Tym razem nie było z nimi Amary, bo ekipa pierwszorocznych została wysłana w dwa miejsca.
-Lyra i Sylvia oczywiście robią furorę- Lunethianin wzruszył ramionami. -Podstawiliśmy je jako przynęty i od razu mężczyźni z W się zainteresowali. -Zephyra wprowadziłem ja.
-Idealnie- odpowiedziała Elowen. -Nathanielu, Twoja akcja za to przebiegła bezbłędnie.
-Owszem- brunet skinął głową. -Blade się wykazał i udowodnił lojalność. Reszta wykonała swoje role.
-Co z Ebonspire?- zapytał Caelum. -Wysyłamy większą grupę?
-Bliżej lata- odpowiedziała wicedyrektor. -Na razie Twoja trójka ma dalej aklimatyzować się w siatce a reszta wrócić na zajęcia. -Możecie odejść.
Drugoroczni opuścili gabinet, zostawiając Elowen z nauczycielami.
-Świetny nabór nam się trafił w tym roku- podsumowała wicedyrektor. -Byłam niepewna Scarlett i Ethana, ale na razie świetnie się spisują.
-Dziewczyna się sprawdziła, ale chłopak jeszcze musi się wykazać- wtrąciła Elysia. -On i Archer na razie nie byli tak naprawdę w terenie.
-Zgadzam się, że potrzebują szybkiego chrztu- Elowen pokiwała głową. -Planuję niedługo wysłać większą grupę na Szczyty Wiecznego Świtu. -Irytują mnie Ci świeży uciekinierzy z Windrowe.
Po tym jak ekipa Nathaniela zabiła Karla i Bjorna, kilkanaścioro Sprawiedliwych od razu uciekło i schroniło się w tych nieprzystępnych górach. Wicedyrektor tylko na to czekała. Łatwiej załatwić niedobitki odcięte od cywilizacji.
-Mamy czas, długo się stamtąd nie ruszą- stwierdził Arthur. -Dajmy dzieciakom ochłonąć.
-Scarlett i wycieczki górskie, a to dopiero- Margaret wyobraziła sobie Krezynkę, męczącą się przy trudnych podejściach, z których słynęły Szczyty Wiecznego Świtu.
-Mogą wrócić na zwykłe zajęcia ze swoich predyspozycji, na razie przystopuj ze swoim kursem Arthurze- nakazała wicedyrektor. -Możecie się rozejść.
Trójka nauczycieli opuściła gabinet. Margaret z niechęcią pomyślała, że dla dobra swojej podopiecznej powinna zacząć trochę więcej rozmawiać z pozostałą dwójką mentorów. Prywatnie za nimi nie przepadała, ale mieli najwięcej informacji o funkcjonowaniu W.
-Elowen ma rację, tegoroczny skład jest bezbłędny- powiedziała Elysia. -Wreszcie trafili mi się pojętni pierwszoroczni.
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca- Arthur przystopował ją. -Sama wiesz, co się tradycyjnie dzieje na drugim semestrze.
Margaret pytająco uniosła brwi. Wojownik widząc jej minę, rozwinął temat.
-Praktycznie co roku jeden pierwszoroczny przechodzi kryzys- wzruszył ramionami. -Niektórzy okazują się balastem w trakcie misji a potem się ogarniają i zostają, część odchodzi.
-W zeszłym roku odeszła ta..- Margaret próbowała sobie przypomnieć imię. -Avery?
-Zgadza się, dziewczyna Nathaniela- odpowiedział Arthur. -Próbował ją zatrzymać, ale nie wyszło.
Margaret uznała, że faktycznie warto było poświęcić na nich pięć minut czasu.
-Tak naprawdę nie wiadomo co się wtedy stało, Nathaniel załatwiał to z Elowen- wtrąciła Elysia. -Ale pamiętam, że Avery wykazywała oznaki załamania nerwowego.
-Ponieważ kobiety nie są wystarczająco twarde, żeby należeć do tej grupy, co wciąż powtarzam a nikt nie chce mi przyznać racji- mruknął Arthur.
Elysia zaczęła protestować, wdając się z nim w ich regularną sprzeczkę, na co Margaret dyskretnie się ulotniła. I tak dużo się dowiedziała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro