Rozdział 11 (po korekcie)
Na następnej lekcji Alchemii William nie stracił nic ze swojego ekscentryzmu. Zadał im pierwszą prostą miksturę do uwarzenia, dopowiadając, że jeżeli komuś wybuchnie kociołek, to chociaż będzie wesoło.
-Zależy dla kogo- mruknął Soren, a Scarlett zachichotała. Po niezręczności sobotniego incydentu nie został nawet ślad, a ich relacje wróciły do normy. Sylvarian tylko jeszcze bardziej przykładał się do pomagania Krezynce w korepetycjach z Uzdrawiania, żeby zatuszować swoją obciachową wpadkę z pocałunkiem.
Lyra oczywiście szeptała coś do ucha rozanielonemu Ethanowi. W takich sytuacjach Scarlett zastanawiała się, czy jednak nie mogłaby rzucić chociaż malutkiego zaklęcia Oczarowania na Arcana. Jednak ostrzeżenie Margaret weszło jej mocno do głowy i nie chciała ryzykować zrażeniem do siebie chłopaka. Mogła nie mieć takiego szczęścia jak z prostolinijnym Sorenem.
Przynajmniej William robił wokół siebie tak dużo zamieszania, że nie miała za dużo czasu, żeby obserwować parę przyszłych wojowników. Nauczyciel z jakiegoś powodu wybrał sobie za cel Brett, Sylvię, Ethana i Scarlett, co chwila do nich doskakując i oceniając na głos ich postępy. Było to o tyle dziwne, że Linden i Erytria z pierwszej ławki nie dostawali nawet połowy takiego zainteresowania, które należało im się ze względu na ich pozycję.
-Skupienie- właśnie wrzasnął do ucha Ethanowi, który aż się wyprostował jak struna z zaskoczenia. -Koleżankę z ławki możesz później zaprosić na randkę!
Soren parsknął śmiechem, a Arcan obrócił się do nich zakłopotany. Scarlett przewróciła oczami. Nawet William zauważył, że Lyra praktycznie wiesza się na Ethanie, podczas gdy sam Ethan jakoś nie mógł tego dostrzec.
Krezynka zauważyła z satysfakcją, że po tym komentarzu nauczyciela, trochę przestali do siebie świergotać jak papużki nierozłączki i skupili się na eliksirze.
-Dzisiejszy zwycięzca!- na koniec lekcji William wskazał Sylvię i dał jej dodatkową ocenę. Lunethianka wyglądała na tak zadowoloną z siebie jakby co najmniej sama wynalazła tą miksturę, a nie tylko ją uwarzyła.
-Chodźmy stąd- powiedziała Scarlett półgłosem do Sorena, nie chcąc oglądać nawet sekundy dłużej ani Sylvii, ani Lyry.
Przeszli razem zaledwie kilka kroków, kiedy dogonił ich Ethan.
-Możemy na chwilę porozmawiać?- zapytał Scarlett, zupełnie ignorując Sorena.
-Mmm, jasne- odpowiedziała zaskoczona dziewczyna. -Widzimy się na kolacji- zwróciła się do Sylvariana, który zacisnął szczękę, skinął głową i odszedł.
Oczywiście, że Soren już wcześniej zauważył, że Scarlett co chwila wpatruje się w Ethana jak w obrazek, szczególnie kiedy myśli, że nikt tego nie widzi. Odmiennie od Zacka i Olivera miał trochę więcej oleju w głowie i od razu zidentyfikował głównego rywala. Doskonale wiedział, że dopóki Ethan nie zniknie z radaru dziewczyny, to próba zaproszenia jej na randkę na pewno skończy się dostaniem kosza. Dlatego cierpliwie czekał aż Lyra, czy inna wojowniczka dopnie swego. Nie licząc tej głupiej wpadki w bibliotece- naprawdę nie miał pojęcia, co go wtedy podkusiło.
Ale jak widać Ethan grał na kilka frontów za co Soren miał ochotę urwać mu głowę.
-Przeklęci Arcanie- pomyślał sfrustrowany na odchodnym. W czasach kiedy był młodszy i mniej doświadczony myślał, że może bardziej wrażliwe i delikatne dziewczyny wolą Uzdrowicieli niż Wojowników, ale po przyjściu do Akademii szybko zorientował się, że dosłownie wszystkie przedkładają wielkie mięśnie i szczęki mogące łamać orzechy nad umiejętność leczenia ludzi. Co za prymitywizm!
Za to Scarlett nieświadoma rozterek Sorena przechadzała się po korytarzu z Ethanem. Dosłownie wszystkie oczy pierwszoroczniaków były skierowane na nich. Co chwila podchodził do nich jeden z jego kolegów, żeby się przywitać tak że nie mieli nawet sekundy na rozmowę sam na sam.
-Pójdziemy do biblioteki?- zapytał Arcan, a dziewczyna skinęła głową. Była tak zdzwiona jego inicjatywą, że aż nie wiedziała co ma o tym myśleć.
Kiedy w końcu usiedli zapadła między nimi niezręczna cisza.
-Chciałem tylko powiedzieć...- Ethan zawahał się. -Mam wrażenie, że mogłem ostatnio zabrzmieć jakbym uważał Twoje predyspozycje za gorsze, czy coś takiego, a wcale tak nie myślę- spojrzał na nią z miną zbitego szczeniaczka.
-No cóż, nie każdy może być wojownikiem- powiedziała dziewczyna z nutką ironii, której on jednak nie wyczuł.
-Oczywiście, że nie- potrząsnął głową. -Inne kierunki są nawet ważniejsze moim zdaniem.
Scarlett poczuła, że jej złość na niego znika jak bańka mydlana. Ciężko było się dłużej obrażać na takiego chłopaka jak Ethan.
-Twoi rodzice oboje są wojownikami?- zapytała, chociaż czuła, że już zna odpowiedź.
-Tak, tak samo cała moja dalsza rodzina- uśmiechnął się. -W Krezynii kobiety chyba nie walczą?
-Zdecydowanie nie- Scarlett roześmiała się. -Mój tata pracuje w Instytucie Alchemii, a mama prowadzi dom.
-Oo, to pewnie chcesz iść w ślady taty?- zapytał, a dziewczyna spojrzała na niego z nutką niedowierzania. Celeste zawsze mówiła, że chłopcy są trochę głupsi w pewnych sprawach i trzeba im to wybaczać, ale żeby aż tak niczego nie rozumieć?
-Jeszcze nie wiem co chcę robić- odpowiedziała dyplomatycznie, gdyż prawda brzmiała, że jej wymarzona praca to zostać jego żoną. -Na pewno chcę się skupić na Urokach. Margaret pokazuje mi, że to nie jest tylko zabawa tak jak mi się kiedyś wydawało.
Scarlett poczuła, że jest to idealny moment, żeby użyć Oczarowania. Wiedziała, że miała tego nie robić, ale aż szkoda było nie wykorzystać sytuacji, po tym jak widziała determinację Lyry na Alchemii. Oprócz tego, czym to się różniło od jej tanich sztuczek? Eryndorianka szeptała mu pewnie słodkie słówka jaki to jest dzielny i silny na Walce i Obronie i jak to sama chce zostać super wojowniczką i mechaniczką jednocześnie. Bzdury, chciała po prostu mieć Ethana dla siebie tak samo jak Scarlett.
Krezynka uznała, że będzie bardzo ostrożna i nie zmusi chłopaka do zaproszenia jej na randkę, czy czegoś takiego. Chciała po prostu wywrzeć jeszcze lepsze wrażenie, a potem go z nim zostawić, żeby o niej myślał cały wieczór.
Nałożyła na siebie lekką dawkę uroku, skupiając się na tym co chce osiągnąć, żeby Ethan przypadkiem nie zgłupiał tak jak Soren, czy Gareth- asystent Margaret.
-Myślisz, że przyjmą Cię do W?- zapytała głosem nasączonym Oczarowaniem. -W końcu wszyscy mówią, że dostałeś dodatkowe lekcje u Arthura?
Ethan natychmiast zrobił oczy jak największe monety na Wschodnim Kontynencie, ale urok musiał zostać rzucony poprawnie, bo dalej siedział nieruchomo.
-Odkąd usłyszałem czym jest W, wiedziałem, że jestem na wstępnej liście kandydatów- tym razem chłopak nie bawił się w zwykłe subtelności tylko mówił jej całą prawdę, co musiało być skutkiem czaru. -W mailu z predyspozycjami dostałem informację, że moja moc kwalifikuje się do W, tylko na początku nie wiedziałem co to oznacza. Moi koledzy Blade, Archer, James, Duncan no i Lyra też takie dostali. Kiedy policzyliśmy uczniów z grupy W, zauważyliśmy, że jest ich po 8 na rocznik, więc mało prawdopodobne, żeby cała nasza szóstka już się dostała. Od tej pory wszyscy przesiadują w bibliotece i dają z siebie wszystko na zajęciach, żeby zostać zauważeni przez nauczycieli.
Scarlett uniosła brwi ze zdziwienia, dowiadując się, że Arcanie błyskawicznie rozgryźli system, podczas gdy ona odkryła to samo powiązanie z nudów, podczas przeglądania maila. Uznała, że musi bardziej zwracać uwagę na takie szczegóły.
-Powiem Ci coś w sekrecie- uśmiechnęła się do niego i odpaliła swój tablet. Weszła w maila uczelnianego scrollując do momentu, gdzie była informacja o W, ale jeszcze nie widać predyspozycji, tak żeby Ethan nie zobaczył wyraźnego 91 przy Walce i Obronie.
-Łał, Ty też jesteś na liście wstępnej?- zapytał podekscytowany. -Nie miałem pojęcia. Powinnaś uczyć się razem z nami Alchemii! James i ja też mamy z niej wysoki procent!
-Świetny pomysł- spojrzała mu prosto w oczy, zwiększając na nich odrobinę Oczarowanie. -Napisz mi szczegóły- szybko wstała i zwycięskim krokiem wyszła z biblioteki, zanim Ethan zdążył cokolwiek powiedzieć.
-Scarlet 1, Lyra 0- pomyślała zadowolona, nie zwracając uwagi, że ktoś za nią idzie.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro