Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyjaśnienia

Miałam cudowny sen. W tym śnie Lumi i ja znów stanowiliśmy całość, nasze dusze ponownie zamieszkiwały jedno ciało. Nie czułam już przerażającej, obezwładniającej pustki, jak wtedy, gdy smok został siłą wyrwany ze swego mieszkania. Byłam szczęśliwa i spokojna. Chyba nawet uśmiechałam się przez sen, czując śpiącego w moim wnętrzu smoka.

Obudziłam się, gdy było ciemno. Początkowo miałam problem, aby otworzyć oczy, by unieść zmęczone powieki, ale się udało. Leżałam w pomieszczeniu pachnącym ziołami. Byłam przykryta kołdrą aż po szyję i nareszcie było mi ciepło. Przez wysokie okna wpadało białe światło księżyca. Padało na jasne włosy siedzącego przy moim łóżku ucznia. Ostrożnie przekręciłam głowę, żeby dojrzeć jego oblicze.

Tymczasem on, zaalarmowany tym ruchem, uniósł się, by popatrzeć na mnie.

Przez dłuższą chwilę żadne z nas nic nie mówiło. Wpatrywaliśmy się w siebie w komfortowym milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Atmosfera między nami była przyjemna niczym ciepły koc po spacerze w chłodny wieczór.

— Obudziłaś się — odezwał się pierwszy.

W odpowiedzi uniosłam lekko kąciki ust. Wysunęłam dłoń spod kołdry, a on ujął ją i ścisnął delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.

— Bałem się, że nie zdążę — wyznał z oczami błyszczącymi czymś innym niż magią.

— No, no — odezwałam się chrapliwym głosem, który brzmiał jak nie mój. — Kto by pomyślał, że mój arcywróg będzie ronił łzy z mojego powodu.

Roześmiał się cicho. Wyglądał na bardzo zmęczonego i wciąż miał na sobie ubrania z balu, choć obecnie były one poplamione, porozdzierane w wielu miejscach i nie nadawały się do niczego innego, jak wrzucenie ich do kosza.

— Kiedy się domyśliłaś? — spytał Drogomir.

— Późno. Obawiam się, że Akademia Ciemnogrodzka dostarczała zbyt wielu wrażeń, bym miała czas na to, żeby w odpowiedniej chwili połączyć wszystkie kropki. Dopiero kiedy ktoś całkiem dosłownie przykuł mnie do łóżka, zrozumiałam, jaka jest prawda.

Widziałam po nim, że się waha, ale w końcu odważył się zapytać:

— Teraz, kiedy już wiesz, kim jestem... — Urwał na moment. — Czy to coś zmienia?

— Tak — odparłam od razu.

— Och — wykrztusił tylko, a jego ciało aż się napięło.

Odniosłam wrażenie, że źle mnie zrozumiał, więc dodałam z uśmiechem:

— Teraz już nie będę próbowała wyrzucić cię przez okno. Chyba że bardzo mnie zdenerwujesz, to wtedy nie ręczę za siebie.

Roześmiał się cicho, z wyraźną ulgą.

— Myślę, że jakoś to przeżyję.

Znowu zamilkliśmy. Wciąż byłam zmęczona i pewnie zasnęłabym ponownie, gdyby Drogomir alias Midas alias złoty chłopiec nie spytał:

— Chcesz o tym porozmawiać? Czy wolisz nie wiedzieć?

— Powinieneś już znać mnie na tyle dobrze, aby mieć pewność, że zawsze wybiorę wiedzę — mruknęłam, walcząc z sennością.

— Najpierw muszę zadać ci jedno pytanie — zastrzegł chłopak. — Dlaczego w ogóle poszłaś za Cyrylem?

Ups. Miałam nadzieję, że nie zwróci uwagi na ten szczegół. Rumieniąc się, odparłam cichutko:

— Myślałam, że to ty. Klemens nałożył na niego iluzję, która mnie zwiodła. Teraz ja zadam ci pytanie. Jak mnie znaleźliście? Sama nie wiem, gdzie byłam.

Dostrzegłam, że tym razem on był zakłopotany, gdy mówił:

— Pamiętasz, jak przed wyprawą dałem ci złotą monetę?

Potaknęłam.

— Tak się składa, że to moneta z mojej kolekcji... czy też raczej: z mojego smoczego skarbu.

Smoki miały obsesję na punkcie swych skarbów. Potrafiły zlokalizować je nawet z ogromnej odległości i dla jednej jedynej monety wyprawiały się na inny kontynent. Kochały kosztowności, blichtr, bogactwo. Całkowicie różniły się w tym od smoczych magów, którzy nie czuli tak silnej więzi z posiadanymi przez nich przedmiotami, choćby były najcenniejsze na świecie.

Fakt, że Drogomir dał mi coś ze swojej kolekcji, znaczył więcej, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.

— Wytropiłeś ją — domyśliłam się. — To dlatego była taka ciepła. Używałeś smoczej magii, by ją znaleźć.

— Dokładnie tak. Dałem ci ją przed wprawą, aby wiedzieć, że jesteś cała i zdążysz wrócić do portalu. W ogóle, to chyba przez nią magia wyrzuciła nas razem w tym samym miejscu. Ty miałaś coś mojego, a Dalia ściskała twoją rękę. To było niezwykłe, ponieważ portale dyrektor Walewskiej działają w taki sposób, by każdy z nas wylądował gdzie indziej. W każdym razie.... — Wrócił do meritum. — Cieszę się, że założyłaś ją na bal. W przeciwnym razie nie dotarlibyśmy na czas. Nie wiadomo, czy w ogóle byśmy cię znaleźli. Profesor Oh mówi, że nawet on nie miał pojęcia o tamtych korytarzach, a nikt nie zna budynku Akademii tak dobrze, jak on.

— Klemens i Cyryl zadbali o wszystko — powiedziałam. — Przygotowali rytuał w takim miejscu, by nikt im nie przeszkodził. — Przypomniało mi się coś. — A co z rokitnikiem, który mnie zaatakował nad jeziorem? Jeśli dobrze zrozumiałam, to był trener.

Drogomir pokiwał głową.

— Znaleziono go. Jest nieźle pokiereszowany, ale wyjdzie z tego. Słyszałem, jak dyrektorka planowała zrobić mu z życia jesień średniowiecza za zaatakowanie uczennicy. Po podpisaniu umowy każdy nauczyciel składa magiczną przysięgę, że dobrowolnie nie skrzywdzi żadnego ucznia Akademii Ciemnogrodzkiej. Pani Walewska prawie oszalała, jak wyczuła, że jednocześnie aż dwoje jej pracowników złamało ową przysięgę. Zorganizowała dwie grupy poszukiwawcze. Jedna znalazła rannego trenera Milana, druga odnalazła Klemensa.

— Kto to był?

Chciałam wiedzieć, kto przybył mi na ratunek. Może to melodramatyczne, ale owa kwestia była dla mnie bardzo ważna.

— Oh, Żmijewska — na te słowa uniosłam brwi — Samarska, twoja wiła i ja.

Czyli Wiktora tam nie było. Nie wiedziałam, co sądzić na ten temat.

— Zanim pomyślisz sobie coś dziwnego — zastrzegł Drogomir, gładząc palcem wierzch mojej dłoni. — Inkub poleciał nad jezioro. Jako pierwszy zaczął cię szukać, ale mgła wszystko utrudniała. To on powiedział mi, że widział, jak za kimś idziesz, a potem wszystkich zaalarmował.

Uśmiechnęłam się, dziękując mu za te wyjaśnienia.

— Liwio... — zaczął poważnie Drogomir. — Bardzo cierpiałaś?

Wyglądał, jakby nie mógł przeżyć tego, że nie znalazł mnie wcześniej, że w ogóle dopuścił do tego, co się stało.

Jakby to była jego wina.

Głupek.

— Magia rytuału rozrywała mnie na strzępy — wyznałam cicho. Na samo wspomnienie niedawnych doświadczeń bolało mnie całe ciało. — Myślałam, że mój umysł pęknie niczym skorupka jajka. Ale tak się nie stało. Dzięki wam. Dzięki tobie — dokończyłam, patrząc w jego złote oczy.

Musiałam być totalnie zaślepiona, by nie zauważyć, że pomimo pionowych źrenic jego tęczówki mają taki sam kolor, jak oczy Midasa.

— Kiedy wpadliśmy do jaskini... — Drogomir wziął głęboki oddech, a wolną dłonią przeczesał opadające na brwi włosy. — Oh rzucił się na Klemensa, Dalia dopadła do ciebie, a ja walczyłem z Cyrylem. Bydlak jest niesłychanie silny jako pełnokrwisty wampir. — Zaśmiał się cicho z własnego żartu. Czułam, jak schodzi z niego napięcie. — Żmijewska i Samarska próbowały przerwać rytuał, ta druga jako cud-żar-ptak zniszczyła świece i nadwątliła magię kręgu, w którym uwięziono twojego smoka... Lumiego, tak? Dobrze pamiętam? — Kiedy potwierdziłam, kontynuował: — Gdy Klemens rzucił gumiho niczym starą zabawkę, do akcji wkroczyła Żmijewska. Słowo daję, boję się tej kobiety. Zarówno ona, jak i Oh daliby sobie radę ze zwykłym bibliotekarzem, ale Klemens był tak naćpany twoją magią, że nie mogli go pokonać. Gdy zauważyłem, że jego magia, twoja magia, jest lodowa, pomyślałem, że ogień może pomóc, więc...

Urwał, wyraźnie zakłopotany.

— Więc zamienił się w smoka, zajmując większość jaskini, ryknął, chuchnął, dmuchnął i przeciwstawił swoją magię twojej — dokończyła Dalia, która weszła właśnie do szpitala. — I uprzedzając wasze pytania: tak, podsłuchiwałam. Nie mogłam się oprzeć, gołąbeczki. Podsumowując, magia Drogusia i twoja się połączyły, tworząc biały płomień, Klemens nie wytrzymał obciążenia i eksplodował. Jako wiła wywodząca się ze słynnego rodu swatek dodam tylko, że patrząc na kompatybilność waszych mocy, jesteście dla siebie stworzeni.

Wiła podeszła do Drogomira, bezpardonowo zrzuciła go z krzesła i zajęła jego miejsce.

— Teraz ja sobie z nią pogadam, a ty idź wreszcie się umyć i przespać. Przyda ci się to.

Jej wypowiedź nasunęła mi jeszcze jedno pytanie.

— Ile czasu minęło od rytuału?

— Trzy dni. Ten tu obecny Droguś przez tyle czasu nie odstępował od twojego łóżka. Ale spokojnie, Dalia jest na warcie, możesz więc sobie iść — zwróciła się do niego.

Popatrzyłam na mojego złotego chłopca.

— Odpocznij — powiedziałam. — Musisz zebrać siły, abym mogła właściwie podziękować ci za ratunek.

W chwili, w której te słowa opuściły moje usta, zdałam sobie sprawę z tego, jak dwuznacznie można było je odebrać. Moi towarzysze również musieli tak pomyśleć, ponieważ Dalia wyszczerzyła się szeroko, a twarz Drogomira nabrała zaskakująco czerwonawego koloru.

— Jeszcze będą z ciebie ludzie, Liwio Dracca! — zawołała Dalia, zupełnie nie przejmując się tym, że jest w szpitalu.

Cała Dalia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro