Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tajemne przejście

Wparowałam z powrotem do sali lekcyjnej.

– Panie profesorze! – zawołałam, szukając go wzrokiem. – Panie profesorze, jest pan jeszcze tutaj?

Weszłam w głąb pomieszczenia. Rozglądałam się, szukając wzrokiem nauczyciela.

– Panno Liwio? – spytał tuż za moimi plecami.

Błyskawicznie okręciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z belfrem. Pan Oh nachylił się, więc nasze oczy znajdowały się teraz na jednym poziomie. Nie wiedziałam, jakim stworzeniem jest nauczyciel, ale coś błyszczącego przemknęło po jego tęczówkach, jakby koniecznie chciało się uwolnić.

– W czym mogę służyć, panno Liwio? – zapytał Oh.

Po co ja tu... a, już wiem!

Zebrałam się na odwagę i powiedziałam twardym głosem:

– Panie profesorze, dowiedziałam się o tym, że zostałam przypisana do całuśnej budki. – Ble, co za ohydna nazwa. – Nie wyraziłam zgody na podobne działania i nie zamierzam brać udziału w tego typu aktywnościach. Rozumiem – dodałam od razu – że jako uczennica muszę zdecydować się na jakieś koło zainteresowań, ale to na pewno nie będzie Klub Przyjaźni i nic, co jest z nim związane.

Mężczyzna przez chwilę przyglądał mi się tymi swoimi niesamowitymi, lekko skośnymi oczyma. Potem wyprostował się i skierował się ku tylnej ścianie sali.

– Proszę za mną, panno Dracca.

Popatrzyłam sceptycznie na jego plecy, ponieważ nawet nie pofatygował się, by się do mnie odwrócić. Mieliśmy wejść w... ścianę?

Nagle przed nauczycielem pojawiły się piękne drewniane drzwi zdobione wymyślnymi reliefami. Otworzyły się, a Oh śmiało przeszedł przez próg. Następnie drzwi powoli zaczęły się za nim zamykać. Rzuciłam się do przodu i w ostatniej chwili wskoczyłam do przejścia, nim się zatrzasnęło. Znajdowałam się w całkowitej ciemności, której nie przenikał nawet mój wzrok. Byłam skazana na słuch i węch, ale ten drugi chyba zawodził, bo poza wilgocią i ziemią czułam coś jakby... psa?

– Proszę za mną, panno Liwio – rozległ się niski szept tuż przy moim uchu. – Ten korytarz nie jest przeznaczony dla uczniów i lepiej, by nikt nie dowiedział się, że cię tu zabrałem.

Ktoś – nauczyciel – delikatnie ujął mnie za nadgarstek i poprowadził w sobie tylko wiadomym kierunku. Miałam gęsią skórkę. Nie bałam się ciemnych ani wąskich pomieszczeń, ale coś w atmosferze tego miejsca sprawiało, że wszystko w moim ciele aż drżało z niepewności i strachu. Zawzięłam się jednak i przypomniałam sobie, po co w ogóle zjawiłam się w tej przeklętej akademii. Jeśli ten nawiedzony facet może doprowadzić mnie do celu, to muszę za nim podążać.

Nie wiem, ile czasu tak szliśmy, jedno za drugim, z długimi, smukłymi palcami belfra zaciśniętymi na mojej ręce. Mijaliśmy kolejne odnogi korytarza, co jakiś czas przechodziliśmy też obok drzwi – wiem to, bo wolną ręką sunęłam po skalnej, wilgotnej ścianie, nie przejmując się tym, że się ubrudzę czy trafię na jakiegoś robaka – i ze zdumieniem odkryłam, że faktura materiałów, z których były wykonane, różniła się między sobą. Jedne drzwi były niewielkie, wykonane z miękkiego, nieolejowanego drewna, inne znów były ogromne, ale kamienne, inne jeszcze miały normalną wielkość, lecz wyczuwałam, że zrobione są litego, polerowanego drewna.

Przez jednymi przystanęłam. Te zrobiono z jakiegoś metalu, którego dotyk sprawiał mi lekki ból – niewielki, lecz sprawiający dyskomfort. Spod szpary pod drzwiami sączyło się zimne powietrze cuchnące śmiercią, zupełnie jakby w środku znajdował się jakiś grobowiec lub czaiło się coś złego. Stawiałam na drugą opcję, ponieważ nawet włoski na moim karku stanęły dęba, alarmując, iż oto znalazłam się w sytuacji zagrożenia.

Drgnęłam, słysząc dobiegające z tajemniczego pomieszczenia niskie dudnienie do złudzenia przypominające bicie serca.

Co, u licha, kryło się w środku?

– Chodźmy stąd – odezwał się pan Oh, lecz tym razem jego ton nie był miękki jak poprzednio, a twardszy, bardziej surowy, jakby i on nie chciał tu być. – To nie jest miejsce dla kogoś takiego jak ty.

Kogoś takiego jak ja?

Posłusznie ruszyłam dalej, uprzednio zaciągnąwszy się obrzydliwym aromatem zgnilizny i rozkładu. Może potem będę umiała trafić tu sama.

– Nareszcie – szepnął mężczyzna.

Drzwi same się przed nami otworzyły, a moim oczom ukazał się widok, który wydarł z mojej piersi głębokie, pełne zachwytu westchnienie.

Patrzyłam na bibliotekę.

Od podłogi aż po wysoki sklepiony sufit, który musiał znajdować się co najmniej dwa piętra nade mną, ciągnęły się regały pełne rozmaitych ksiąg. Pierwsze piętro ciągnęło się w nieskończoność, jakbyśmy nie znajdowali się w ograniczonym pomieszczeniu, lecz raczej wpadli do studni bez dna. Przy czym to nie była studnia, lecz najwspanialszy i największy księgozbiór, jaki widziałam w całym życiu. Rozejrzałam się po mahoniowych biurkach z magicznymi lampkami rzucających miękkie światło na blaty. Z zachwytem podążyłam wzrokiem wzdłuż ozdobnych kolumienek podtrzymujących balkony na drugim poziomie biblioteki. Tam także znajdowały się półki uginające się od pergaminów, grubych wolumenów, cienkich egzemplarzy i wszystkiego, co mogło przydać się w takim miejscu jak to.

Co dziwne, w korytarzach pomiędzy alejkami pełnymi wiedzy unosiły się efemeryczne, wielobarwne strugi magii. Patrzyłam na nie jak urzeczona.

– Tak właśnie myślałem, że ci się tu spodoba.

Teraz zauważyłam, że przy niektórych kolumnach stoją rzeźby ukazujące – w realnej skali – nadprzyrodzonych pogrążonych w uważnej lekturze. Domyśliłam się, że twarze, które zostały utrwalone w drewnie należały do absolwentów Akademii Ciemnogrodzkiej, gdy z ogromnym zdumieniem odkryłam, że jedna z nich do złudzenia przypomina moją matkę.

Z wrażenia aż otworzyłam buzię.

Pan Oh delikatnie jednym palcem uniósł mój podbródek, przypominając mi o konieczności zamknięcia ust. Jego dotyk byłby bardzo nie na miejscu, gdyby nie to, że prawie nie zwróciłam na niego uwagi, zajęta obejmowaniem wzrokiem bogatego księgozbioru i tajemniczych rzeźb.

Czy znajdę wśród nich twarz ojca?

Może jeśli będę tu wystarczająco często, uda mi się to zbadać. Jednak nawet to nie zdołało przyćmić mojego zachwytu. Mogłabym zostać tutaj na miesiąc i wciąż nie miałabym dość. Wyobraziłam sobie, jak pochłaniam jedną księgę za drugą, robię notatki przy ciemnych biurkach, przechadzam się wśród niekończących się alejek i wynajduję kolejne pozycje do przeczytania.

Czy tak wygląda raj?

– Ona nie przypomina szkolnej biblioteki, w której byłam – wyszeptałam z nabożną czcią, a mój głos został porwany przez niebieskawą strużkę magii i uniesiony pomiędzy półki uginające się od książek.

– Nowi uczniowie zostają zaprowadzeni do podstawowej biblioteki – wyjaśnił nauczyciel, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Nić magii wiążąca się z jego słowami była pomarańczowo-złota. – To jest zbiór przeznaczony wyłącznie dla kadry nauczycielskiej oraz wybitnie uzdolnionych uczniów.

Wreszcie popatrzyłam na mężczyznę.

– Ale, panie profesorze... – zaczęłam, czując, jak się rumienię. – Ja nie jestem wybitnie uzdolnioną uczennicą.

A przynajmniej bardzo starałam się nie wybijać na tle innych adeptów Akademii Ciemnogrodzkiej.

Oh w żaden sposób tego nie skomentował. Uśmiechnął się tylko i zapatrzył na opasłe wolumeny. Podszedł do najbliższego regału i z namaszczeniem wziął do rąk książkę oprawioną w ciemnozieloną okładkę. Pogładził ją palcami, po czym skinął na mnie, bym do niego podeszła. Podał mi tom do ręki.

Stworzenia tajemne i ich rytuały – odczytałam tytuł.

Moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Domyślił się? Jeśli tak, to co zrobi z ową wiedzą? Jeśli nie, to po co dawał mi tę książkę?

– Podejrzewam, że to pomoże ci wypełnić piąty punkt regulaminu, panno Liwio – powiedział nauczyciel z nutką rozbawienia w głosie. – Słyszałem, że coś za często pakujesz się w kłopoty. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał.

Powiedziawszy to, zostawił mnie samą i odszedł, nucąc coś pod nosem. Odprowadzałam go wzrokiem, dopóki nie znikł w ciemniejącym w oddali korytarzu.

Dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie zapadła żadna decyzja w sprawie całuśnej budki!

Z cichym jękiem opadłam na najbliższy fotel obity ciemnozielonym welurem.

Marzenie każdej książkary: znaleźć się w tajemnej bibliotece dostępnej jedynie dla wybranych! <3

Jak podoba Wam się rozwój akcji? Liwii nie udało się uniknąć zaangażowania w projekt pt. Całuśna Budka. Czy może spotkać ją coś gorszego?

I jak sądzicie, jakie intencje wobec Liwii może mieć ekscentryczny profesor Oh?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro