IV. Zapomniany smak wolności
Sasuke
Sakura spojrzała na mnie przelotnie, nalewając mi kolejną dawkę sake do kieliszka. Sama dziewczyna była już wstawiona, jednak dalej szła w zaparte. Popatrzyłem na nią z lekkim politowaniem, następnie sięgnąłem po naczynie i, w tym samym czasie co Haruno, opróżniłem jego zawartość. Kiedy chwyciła po raz kolejny butelkę, złapałem ją za nadgarstek.
— Wystarczy — mruknąłem chłodno, zerkając prosto w rozgniewane, zielone oczy.
— Nie znam takiego słowa — odburknęła, wyrywając dłoń i nalewając kolejną dawkę alkoholu.
— Jesteś irytująca.
— Słyszałam to już miliony razy. Kolejny raz nie robi mi wielkiej różnicy — wysyczała. — Nie nadajesz się na towarzysza do picia.
Zmroziłem ją spojrzeniem, jednak nic sobie z tego nie zrobiła i nadal piła, wykluczając mnie z gry.
Wykorzystując fakt, że Sakura była w stanie nietrzeźwości, zapytałem:
— O czym rozmawiałaś z Saiem?
Popatrzyła na mnie ukradkiem, a kącik jej ust poszedł nieznacznie do góry.
— A od kiedy, Uchiha, zrobiłeś się taki rozmowny? Pamiętaj jeszcze, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła — mruknęła, przykładając kieliszek do ust.
— Sakura — warknąłem chłodno, marszcząc brwi.
— Sasuke, musisz w końcu zrozumieć, że nie każdy będzie grał, tak jak mu zagrasz. Nie jesteś pieprzonym pępkiem świata.
Westchnąłem zrezygnowany.
— Coś przez ostatnie kilka lat język ci się wyostrzył — skomentowałem zachowanie dziewczyny.
— Jakoś trzeba sobie radzić w życiu. — Wzruszyła ramionami.
— Więc powiesz mi, o czym rozmawialiście? — zapytałem, patrząc na zapracowanego barmana.
— Uparty — mruknęła pod nosem jakby do siebie.
— Więc?
Westchnęła.
— W sumie o niczym istotnym. Zapytałam go o dokładną sytuację, również pytałam o to, czemu mnie wleczecie z sobą do wioski i... Powiedziałam, że jeśli mam to zrobić dobrowolnie, to nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
— Skoro nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, to dlaczego siedzisz tu razem ze mną?
Sakura poruszyła się nieznacznie na stołku, po czym mlasnęła zażenowana.
— Ponieważ nie chciałam sama pić.
— Alkoholiczka i masochistka w jednym — bąknąłem pod nosem, na co Haruno spiorunowała mnie wzrokiem.
— Jakiś problem? — wysyczała.
— Ależ żaden. Po prostu staczasz się, Sakura.
Kobieta zmarszczyła śmiesznie brwi, mruknęła coś niezrozumiałego, po czym przystąpiła do picia.
— Nie twój pieprzony interes. — Usłyszałem w końcu.
Nagle ni stąd ni zowąd wyparował czyiś głos.
— Sakura, Sasuke? Miałem przeczucie, że mogę was tu znaleźć. — Obok mnie usiadł Uzumaki.
— A ty, młotku, nie masz przypadkiem obowiązków? — skomentowałem oschle.
— Daj spokój, Sasuke! W końcu możemy spędzić chwilę czasu jako drużyna siódma, a ty już mnie odsyłasz na mój samobójczy stołek.
— Sam chciałeś zostać Hokage — skwitowałem, patrząc na niego z politowaniem.
— Piękne, dziecięce marzenia — mruknął pod nosem. — Sake poproszę! — powiedział do barmana.
— Nie powinieneś pić — syknęła cicho Haruno.
— Sakurcia, musimy uczcić twój powrót — sparował.
Westchnęła zrezygnowana, odkładając kieliszek na blat. Uzumaki wyszczerzył zęby w uśmiechu, jak to miał w zwyczaju, a jego oczy nagle rozbłysły.
— Za twój powrót, Sakurcia — wymamrotał pieszczotliwie, podnosząc naczynie z trunkiem w górę.
— Za powrót — powtórzyłem, opróżniając zawartość czarki.
Haruno popatrzyła na nas pobłażliwie, a jej kąciki ust uniosły się ku górze.
— Pamiętacie... Największą zagadkę dzieciństwa? — zapytała, a jej wzrok powędrował po naszych twarzach.
— Zagadkę dzieciństwa? — Naruto podrapał się po tyle głowy.
— Twarz Kakashiego — wybełkotała.
Uzumaki westchnął.
— To nawet teraz jest wielką tajemnicą.
— I chyba taką już pozostanie — skomentowałem. — Co cię tak wzięło na wspomnienia, Sakura?
Dziewczyna wzruszyła ramionami, kreśląc palcem po koniuszku kieliszka.
— Tak jakoś — mruknęła, zaszczycając mnie spojrzeniem. — Dawno nie mieliśmy okazji przebywać w trójkę.
— Masz rację, Sakurka, czas to nadrobić — powiedział Hokage. — Może by tak wypad na ramen? Zgarniemy jeszcze Kakashiego.
— Nie mam ochoty na żadne ramen — wycedziłem chłodno.
— Ale, Sasuke — wymamrotał, robiąc minę zbitego psa — nie pójdziesz na ramen ze starym przyjacielem?
— Nie.
— Nie masz serca — wybełkotał, udając obrażonego i polewając alkohol do kieliszków.
Obdarzyłem go chłodnym spojrzeniem. Mimo minionych lat i pewnych zmian w zachowaniu Uzumakiego, twierdziłem, że nadal brakowało mu piątej klepki. Wciąż miał jednak to samo, żywe spojrzenie, kiedy z nami przebywał oraz brak kultury, który przejawiał się w jego głupocie.
— A może by tak... — zaczął. — Wpadlibyście do mnie jutro na obiad, co? Hinata mi kiedyś wspomniała, że brak jej towarzystwa, oczywiście nie licząc naszej córki.
— Naruto, nie chcę być dla was problemem — powiedziała Sakura. — Już i tak wystarczająco dużo dla mnie robicie.
— Sakurcia — warknął. — Ty nigdy nie będziesz problemem. Jak Hokage zaprasza na obiad, to się nie odmawia.
— Niech ci będzie — odpowiedziała, bawiąc się różowym kosmykiem włosów.
— To jutro u mnie o czternastej. Wyślę po was kogoś, bo zapewne nie wiecie, gdzie teraz znajduje się mój dom.
Razem z Haruno przytaknęliśmy głową. W sumie poniekąd dla mnie ta sytuacja była na rękę, niby sam potrafiłem gotować, bo musiałem sobie jakoś radzić przez te wszystkie lata, jednak dawno nie jadłem domowego obiadu. Z drugiej strony za to nie miałem ochoty przebywać w licznym towarzystwie, nawet jeśli to rodzina Uzumakich i Sakura.
Powoli wstałem od baru, kierując kroki w stronę wyjścia. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny.
— A ty gdzie? — zapytał Naruto, odwracając się w moją stronę.
— Idę do domu. Na razie.
— Do zobaczenia.
Wyszedłem z baru i zaczerpnąłem świeżego powietrza. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a księżyc oświetlał dachy domów. Spojrzałem w ciemne niebo, gdzie zobaczyłem pas małych iskierek — gwiazd — których była nieskończona ilość.
Zrobiłem parę kroków w przód, po czym zniknąłem w czeluściach wioski. Na każdej z ulic stało kilka lamp, dzięki światłu, które dawały, orientowałem się, w jakiej części Liścia akurat przebywałem. Na dworze było już coraz mniej ludzi, wszyscy przesiadywali w swoich domach.
Westchnąłem po raz kolejny. Obok mnie z któregoś baru wyszło kilka dziewczyn ubranych w kimona. Śmiały się na głos, więc stwierdziłem, że pewnie są w stanie nietrzeźwości. Przeszły opodal, idąc w kierunku innego pubu. Czy coraz więcej kobiet dopadało upojenie alkoholowe?
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, skręciłem w inną, nieco ciemniejszą uliczkę. Przeszedłem kilka kroków, gdy nagle usłyszałem kogoś wołającego moje imię.
— Sasuke!
Obróciłem się na pięcie, zauważając dwie postacie, niestety, aby zobaczyć więcej, musiałem wytężyć wzrok.
Po posturach ciała rozpoznałem, że stali tam mężczyzna i kobieta mająca długie włosy. Postawiłem podejść nieco bliżej, gdyż para przemieściła się, przez co znaleźli się w polu zasięgu latarni. Wstrzymałem oddech, dostrzegając twarz dziewczyny, która jak na zawołanie odwróciła się w moją stronę.
— Sasuke! — Usłyszałem melodyjny głos, a jej ręka zawisła w powietrzu. Gestem dłoni przywoływała mnie do siebie.
Podszedłem bliżej, dostrzegając oblicze kompana kobiety, którego miałem okazję niedawno poznać.
— Widzę, że zadomowiłeś się w wiosce — napomknęła Inyoku, zakładając kosmyk za ucho.
Na sobie miała yukatę z szerokimi rękawami, z tego co dostrzegłem w tym świetle, była w kolorze granatu w jakieś kwiatowe wzory. Połowę włosów upięła, przyozdabiając je wielką klamrą, a kilka pasm pozostało rozpuszczonych.
Nabrałem powietrza w policzki, po czym głośno je wypuściłem.
— Nie twoja sprawa.
Inyoku zaśmiała się uroczo, jak to miała w zwyczaju i spojrzała na mnie roziskrzonymi oczami w kolorze nieba. Były znacznie ciemniejsze niż te u Naruto, pociągały swoją głębią, kojarzyły mi się z nieodkrytymi wodami oceanów. Kiedyś mogłem patrzeć w nie godzinami; przypominały o niebie nad ojczystą ziemią, wspólnych wieczorach z drużyną siódmą oraz o wszystkich uczuciach jakie mi wtedy towarzyszyły. I to wszystko przez ich niebywałą barwę.
— Jak zwykle oschły i oziębły — powiedziała, a słowo tak lekko wypłynęły z jej ust, że aż zacząłem wątpić, czy to naprawdę była ona.
Od jakiegoś czasu nie rozmawialiśmy wiele, właściwie to nie rozmawialiśmy wcale. Mieliśmy tylko wspólną przeszłość, teraźniejszość nas poróżniła. To nasze wybory spowodowały, że rozeszliśmy się, choć jeszcze kilka lat temu byliśmy nierozłączni. Teraz nie chciałem mieć nic wspólnego z tą kobietą, przypominała mi o wielu sprawach, o których chciałem zapomnieć.
— Może chciałbyś spędzić ten wieczór ze mną? — zapytała, nie przejmując się wcale kompanem — Neko, o ile dobrze pamiętałem.
Spojrzałem na nią spode łba, lecz ta kompletnie nie zwróciła na to uwagi i nadal miała pogodną minę. Kojarzyła mi się trochę w tej chwili z delikatnym motylem, którego aż strach dotknąć, aby go nie zranić.
— Wybacz, ale mam inne plany — rzekłem ozięble, chcąc ją wyminąć.
Zatrzymał mnie jednak subtelny dotyk na ramieniu, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Odwróciłem głowę, następnie spoglądając w niebieskie oczy pełne głębi, w której utonąłem. Inyoku po raz kolejny w moim życiu usidliła mnie jednym spojrzeniem. A tak bardzo chciałem od tego uciec.
— Piłeś — Bardziej stwierdziła, niż zapytała, a ja poczułem jej ciepły oddech na policzku. Była stanowczo za blisko.
— Nie twoja sprawa — fuknąłem, wyswobadzając rękę z uścisku i odchodząc, nawet nie żegnając się z rozmówczynią.
Przeszedłem kilka ulic, po czym wszedłem w dzielnicę, w której obecnie mieszkałem. Kiedy tylko znalazłem się pod odpowiednim budynkiem, otworzyłem furtkę, następnie kierując swoje kroki w stronę drzwi, po czym wparowałem do mieszkania.
Odetchnąłem; nie myśląc długo nad tym, co zrobić dalej, poszedłem na piętro do pokoju i położyłem się na łóżku. Przez kilka minut leżałem, nie myśląc zbyt wiele. Nawet nie wiedziałem, kiedy ogarnęła mnie senność.
Niestety błogi sen został przerwany głośnym waleniem do drzwi. Powoli wygramoliłem się z łóżka, wyklinając nieproszonego gościa. Osłupiałem, gdy spojrzałem na zegar, który wskazywał na kilka minut po trzeciej w nocy. Co za wariat przychodził o tej porze?
Jeszcze bardziej zły podążyłem do wejścia, a pukanie nasiliło się. Zamaszyście otworzyłem drzwi, w progu ujrzałem nikogo innego jak różowowłosą, irytującą pijaczkę, która na kilometr śmierdziała alkoholem.
— Czy ty sobie zdajesz sprawę, która jest godzina? — warknąłem ozięble, posyłając jej mordercze spojrzenie.
— Sasuuuuke! Nie cieszysz się, że przyszłam? — wybełkotała i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
— Oczywiście, że nie.
Popatrzyła na mnie spod byka, robiąc minę obrażonego dziecka. Pijana wydawała się bardziej wkurzająca niż zwykle. Zwłaszcza o trzeciej w nocy.
— Idź do siebie — mruknąłem. — Powinnaś się wyspać.
Haruno wydęła policzki i spojrzała na mnie zalotnie.
— Wpuścisz mnie? — zadała pytanie, kompletnie ignorując moją wypowiedź.
— Irytująca dziewucha — syknąłem pod nosem, po czym westchnąłem. Chyba nie miałem innego wyjścia, jak ją zaprosić. W innym wypadku nie dałaby mi żyć.
— Wchodź — burknąłem.
Ustąpiłem miejsca, aby ułatwić dziewczynie wejście. Szła chwiejnym krokiem, co chwila potykając się o własne nogi. Zmarszczyłem brwi, widząc jej poczynania, gdy postanowiła rozebrać buty. Po kilku minutach mocowania, ściągnęła obuwie i zadowolona z siebie ruszyła w stronę najbliższego pomieszczenia, jakim okazał się być salon.
Pokój został połączony z kuchnią. Zapaliłem światło, prowadząc Sakurę na beżową kanapę, a dziewczyna opadła na nią bezwładnie. Biel ścian idealnie kontrastowała się zresztą otoczenia.
Westchnąłem, słysząc śmiech dziewczyny.
— Siadaj, Sasuke! — zachichotała, klepiąc dłonią wolne miejsce obok siebie.
Popatrzyłem na nią zażenowany, po czym usadowiłem się na kanapie.
— Masz jakieś dobre sake? — zapytała.
Zmarszczyłem brwi.
— Nie będziemy pić.
Z wyrazu twarzy Sakury wywnioskowałem, że nie spodobała jej się moja reakcja. Fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem i skrzyżowała ręce pod biustem.
— Jakiś ty drętwy, Sasuke.
— A ty irytująca.
Syknęła, jeszcze bardziej się na mnie obrażając. To ja w tej sytuacji powinienem być zły, w końcu niecodziennie ma się gości w środku nocy, zwłaszcza tych pijanych.
— Czasem mógłbyś przystopować ze swoją gburowatością — skwitowała.
— A ty czasem mogłabyś siedzieć cicho — mruknąłem, posyłając jej wymowne spojrzenie.
— Gbur — Zarzuciła włosami do tyłu.
Nastała pomiędzy nami cisza. Wróciłem myślami do dawnych czasów, zanim opuściłem Konohę i odszedłem do Orochimaru. Sakura była wtedy zupełnie beztroską dziewczyną, co z lekka mnie irytowało. Latała za mną krok w krok, wykrzykując to swoje „Sasuke". Przez ostatnie kilka lat stoczyła się na samo dno. Z perspektywy czasu zdecydowanie wolałem jej wcześniejszą wersję, nawet jeśli mocno mnie wkurzała.
Chciałem ponownie zacząć rozmowę, ale usłyszałem ciche chrapanie. Odwróciłem głowę w lewą stronę i ujrzałem śpiącą Haruno. Zmarszczyłem nos oraz wstałem z kanapy, zabrawszy Sakurę na ręce. Udałem się na piętro, zanosząc ją do pokoju, położyłem jej bezwładne ciało na moje łóżko, przykrywszy dziewczynę kocem.
Zrezygnowany przysiadłem na parapecie, patrząc przez okno. Ta czynność wyjątkowo mnie uspakajała. Moje myśli wydawały się takie bez wyrazu, puste niczym próżnia. Przez ostatni czas nabrałem więcej cech społeczeństwa; ludzkie odruchy były dla mnie czymś na porządku dziennym. Po tylu latach okrucieństwa, nienawiści i wyobcowania w końcu zacząłem żyć. Nie wiedziałem, czy ta myśl ma mnie niepokoić, czy może napawać optymizmem. Jednego byłem pewien: już nic nie wydawało się takie samo jak kiedyś. Dawna drużyna siódma wróciła do życia, jednak trudno przyswoić tę myśl. Niegdyś — marzenie dwójki shinobi — Sakury i Naruto, dziś — stawała się swego rodzaju utrapieniem. To śmieszne, gdy jesteśmy coraz starsi, tym gorzej radzimy sobie w kontaktach międzyludzkich. Trudno jest odbudować zerwane więzi.
Sięgnąłem do kieszeni spodni, skąd wydobyłem mały zwój. To w nim zapieczętowałem tajemnicze znaki, jakie zastałem w ruinach. Obrazy z ostatnich wydarzeń zaczęły napływać do mojego umysłu. Wszystko wydawało się bardziej podejrzane niż dotychczas. Szczególnie spotkanie z kobietą dało mi do myślenia, zwłaszcza, że to nie mógł być przypadek.
W zamyśleniu przypatrywałem się znakom. Kompletnie nic z nich nie rozumiałem. Włożyłem zwój tam, skąd go wyciągnąłem, i przeciągle westchnąłem. Powoli zaczęła denerwować mnie ta niewiedza.
Będąc czujnym, dojrzałem na podwórzu jakiś ruch, przesuwającej się sporej, czarnej plamy. Aktywowałem sharingana, aby lepiej dostrzec intruza. Na moją twarz wtargnął ironiczny uśmiech. Mój mały przyjaciel postanowił znowu mnie odwiedzić. Pies stał; czuwał, lekko przygarbiony. Nie miałem zamiaru schodzić na dół, ani zagłuszać ciszy nocnej. Postanowiłem zignorować jego pobyt tutaj, ale nadal go obserwowałem. Po kilku minutach zniknął w ciemnościach, oddalając się od posiadłości.
Przypomniałem sobie również o mojej wyprawie do starej dzielnicy Uchihów, gdzie znalazłem niezapisany zwój oraz staruszkę, którą napotkałem w wiosce. Każdą z tych zagadek postanowiłem odkryć, dziś jednak zbyt mało wiedziałem, aby wyciągać jakieś poważniejsze wnioski.
Zmęczenie niestety dawało o sobie znać, powieki ociężały, niekontrolowanie ziewnąłem. Wstałem z parapetu, następnie idąc do salonu, gdzie spokojnie oklapnąłem na kanapę. Było mi już wszystko jedno, gdzie śpię i w jakiej pozycji, byleby jakoś przetrwać tę noc.
Obudziły mnie głośne, kobiece wrzaski. Nie miałem pojęcia ile przespałem, ale w tej chwili miałem ochotę komuś przypieprzyć za tak wredną pobudkę.
Leniwie podniosłem się z kanapy, następnie ujrzałem przyczynę całego zamieszania. Stała w progu, trzymając framugę, lekko rozczochrana i... wściekła. I gdzie te wyrazy wdzięczności za przenocowanie biednego, pijanego zwierzaczka?
— Uchiha! Ty wredna szujo! — wrzasnęła tak, że skrzywiłem twarz w grymasie. — Możesz mi wyjaśnić co ja tutaj robię?
— Baby — syknąłem pod nosem. — Sama żeś tu przylazła.
Widocznie nie spodobała jej się moja odpowiedz, gdyż zmarszczyła gniewnie czoło.
— Jasne! — fuknęła. — Myślisz, że ci uwierzę? Pewnie upiłeś mnie i przeleciałeś!
Popatrzyłem na nią z politowaniem. Czy ona specjalnie robiła z siebie idiotkę? Prędzej wpuściłbym do łóżka Karin niż tę wredną pijaczkę. Pomyśleć, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Sakura była nadal cholernie irytująca.
— Nawet gdybyś mi zapłaciła, nie przespałbym się z tobą. Nie lubię śmierdzących pijaczek — warknąłem chłodno.
Kobieta przygryzła wargę, spuszczając wzrok. Komuś nadepnąłem na ego i to dość mocno.
— Żegnam, idę do siebie — mruknęła, obracając się tyłem. — I nie wchodź mi już w drogę, Uchiha.
Pokręciłem zażenowany głową. A gdzie chociażby: dziękuję? Nie dość, że alkoholiczka, to nie miała za grosz kultury. Kiedyś była odrobinę milsza. Kompletnie olewając sprawę, udałem się do kuchni, aby zjeść porządny posiłek. Niestety w lodówce zastałem pustkę.
Naruto
Zaśmiałem się, widząc umorusaną Hanę, która zajadała ryż z jakimś sosem. Hinata z uśmiechem pokręciła głową, spoglądając na naszą dwójkę z nutką szczęścia. Praktycznie każde śniadanie w naszym domu wyglądało tak samo, no chyba, że musiałem wyjść, aby załatwiać sprawy wioski. Dzisiaj jednak, póki co nie miałem żadnych interesów na głowie.
Przyjrzałem się swojej żonie: ostatnio ścięła swoje długie włosy, które aktualnie sięgały jej do ramion, przytyła także kilka kilogramów, ale nie chciałem o tym wspominać, wolałem jeszcze trochę pożyć. Mimo wszystko wyglądała tak spokojnie i pociągająco jak zawsze. Ile bym dał, aby spędzać więcej czasu z rodziną.
Hana zaszczebiotała radośnie, klaszcząc w dłonie oraz pakując kolejną porcję ryżu do buzi. Hinata wyciągnęła serwetkę, po czym przetarła brudne policzki córki. Przyglądałem się jej subtelnym ruchom, wszystko wykonywała z taką gracją. Że też prze tyle lat byłem ślepy i nie widziałem jej miłości do mnie. Na szczęście będąc starszym już się opamiętałem. Gdzie bym znalazł taką drugą kobietę, której imponowała moja nadpobudliwość?
— Jak tam w pracy? — zapytała, przysiadając na swoim miejscu.
— Jak zawsze. Trochę roboty jest. Dobrze, że chociaż udało nam się uratować odział znaleziony w Sunie.
— Rozumiem, a co z porwanymi?
— Hinata. — Westchnąłem. — To nie miejsce i czas na takie rozmowy.
W odpowiedzi skinęła głową, po czym pozbierała wszystkie naczynia, odchodząc od stołu.
Powoli musiałem zbierać się do biura, wstałem, ucałowawszy córkę w czoło, poczekałem, aż moja żona wróci do salonu. Dałem jej buziaka na pożegnanie, następnie zakładając płaszcz hokage.
Wyszedłem z domu i udałem się w kierunku głównego budynku wioski. Musiałem przemyśleć sobie kilka ważnych spraw. Moim priorytetem było odbicie porwanych ninja. Niestety aktualnie zbierałem informacje o potencjalnych porywaczach, choć póki co nie miałem żadnego tropu. I to mnie najbardziej denerwowało. Zbrodniarze nie pozostawiali po sobie żadnych śladów, prócz zmasakrowanych shinobi. Jakby wcale nie istnieli, a przecież na pewno musieli popełnić jakiś błąd. Pytanie tylko: jaki?
Westchnąłem bezradny. Jako Hokage musiałem bronić ludzi żyjących w wiosce. Chciałem, aby czuli się bezpiecznie. Dlatego przysiągłem sobie, że dam z siebie wszystko. Nie mogłem się poddawać, tak była moja droga ninja. Mimo wszystko nie zmieniłem swoich ideałów, nawet jeśli stołek Hokage okazał się być zupełnie inną posadą niż wydawało mi się w dzieciństwie: pełną obowiązków, wyrzeczeń i cierpienia. W moim przypadku jeszcze kaca.
Dobrze, iż miałem odpowiednie wsparcie w rodzinie i w dawnym mistrzu — Kakashim. Chociaż po wojnie Hatake nieco przycichł, spędzając sporo czasu na samotnych wędrówkach i misjach. Było to dla mnie całkowicie zrozumiałe, w końcu jednym z naszych największych wrogów okazał się Obito Uchiha; przyjaciel z dzieciństwa kopiującego ninja. Wszyscy przeżyli szok, ale to Kakashi najbardziej ucierpiał.
Rozwiałem wszystkie myśli, wszedłszy do głównego gmachu i witając się z sekretarką. Przemierzyłem drewniane schody, po czym wparowałem do swojego gabinetu. Jak na zawołanie skrzywiłem twarz w grymasie, widząc stertę dokumentów na moim biurku. Jako Hokage miałem ciężki żywot... Oj ciężki.
Usiadłem na krześle, patrząc z przekąsem na papiery przede mną i zawołałem Miyu do siebie.
— Tak, szanowny? — zapytała, stając w progu.
— Zrób mi kawę — burknąłem, przyglądając się pierwszemu drukowi.
— Już się robi — powiedziała i zniknęła. Po paru minutach wróciła z parującym napojem w kubku.
— Proszę. — Położyła naczynie na biurku przede mną, na co ja skinąłem głową w podzięce, a ona wyszła z pomieszczenia.
Ziewnąłem głośno, zanurzając dłoń w jasnych włosach. Ta praca całkiem mnie przytłaczała, zwłaszcza, że w moich rękach ważyły się nie raz losy całej wioski. Wziąłem pierwszy dokument ze sterty i nawet nie czytając, zacząłem je po kolei podpisywać. Zwykle były to jakieś nieistotne pierdoły czy raporty z misji.
Po piętnastu minutach monotonną pracę przerwał członek ANBU. Stanął przede mną, ubrany w standardowy uniform, na twarzy miał maskę przedstawiającą lisa, a złotawe kosmyki rozchodziły się na każdą stronę. Spojrzałem na niego spod stosu leżących papierów.
— Coś się stało? — zapytałem.
Ten podał mi zapieczętowany zwój.
— Przybył sokół z listem od Raikage.
Po tych słowach zniknął.
Nabrałem sporą ilość powietrza do ust, następnie wypuszczając je ze świstem. Odpieczętowałem podany dokument i zacząłem czytać. Z każdym słowem moje źrenice coraz bardziej się rozszerzały z powodu nadmiaru szoku. Kompletnie nie spodziewałem się takiej sytuacji.
Aby nieco ochłonąć, wyciągnąłem butelkę sake z jednej z szafek z biurka i nalałem sobie do czarki, po czym jednym haustem wypiłem całą zawartość. Wiedziałem, że będę musiał podjąć odpowiednie środki. Zacząłem się zastanawiać kogo wysłać z misją do Kumogakure.
— Miyu! — krzyknąłem, a po chwili do gabinetu wpadła sekretarka. — Poślij po Kakashiego. Każ mu się jak najszybciej u mnie zjawić.
— Już się tym zajmę, szanowny! — mruknęła, wychodząc.
— Mam nadzieję, że ten stary pryk się pospieszy — wymamrotałem pod nosem, przewracając w dłoniach kartkę papieru.
Schowałem alkohol do szafki, rozsiadając się wygodnie na fotelu. Patrząc na zegarek wiszący na ścianie, stwierdziłem, że Kakashi mógłby jednak szybciej ruszyć tyłek.
Jak na zawołanie przede mną wyrósł Hatake, przeczesując szare, oklapłe włosy.
— Coś się stało, Naruto? — zapytał nader spokojnie.
Popatrzyłem na niego lekko zdezorientowany.
— Jutro wyruszasz na misję razem z Saiem, Sasuke i Sakurą. Ty i Sai udacie się do do Suny, aby jeszcze raz przeczesać teren, gdzie znaleźliśmy nasz oddział, natomiast Sasuke z Sakurą wyjadą do Kumy.
Kakashi zmarszczył czoło.
— Do Kumogakure? Po co?
Wydąłem policzki, przypatrując się dawnemu mistrzowi. Jak zwykle miał na sobie strój jounina, a bystre, ciemne oczy lśniły z nieznanej mi przyczyny. Chyba dawno Hatake nie był na żadnej misji, dlatego ta wieść przyprawiła go o ekscytację.
— Czwarty Raikage został porwany.
Mężczyzna zdębiał, wpatrując się we mnie zszokowany, jakby zobaczył ducha.
— Żartujesz sobie, prawda? Przecież Czwarty jest nie do zagięcia.
Skrzywiłem się, słysząc jego wypowiedź. Byłem w tym momencie śmiertelnie poważny.
— Nie żartuję. Dostałem list od Darui z prośbą o pomoc w tej sprawie. Na razie nikogo nie podejrzewają, a Czwarty przepadł bez śladu.
— I co dalej? — zapytał.
— Nie wiem. Mam nadzieję, że Sasuke i Sakura się czegoś dowiedzą w tej sprawie.
Kakashi zastanowił się przez chwilę.
— Skoro porwali Raikae, to musi to być naprawdę silny przeciwnik.
Skinąłem głową, całkowicie się z tym zgadzając.
— Dlatego, aby dowiedzieć się jak najwięcej, trzeba jeszcze raz przeczesać Sunę i Kumogakure.
— Rozumiem. A co z Sakurą? Przecież dopiero co wróciła do wioski.
Westchnąłem.
— Nie mam wyboru, muszę ją tam posłać. Zwłaszcza, że coraz więcej osób jest porywanych, a przy Sasuke jej się nic nie stanie.
— Martwisz się o nią? To silna kobieta.
— Raikage też jest bardzo silny, i co? — warknąłem.
Kakashi przysiadł na parapecie.
— Kiedy masz zamiar ich powiadomić? — zapytał, wyciągając jedną ze swoich zboczonych książek.
— Zaprosiłem ich na obiad do mnie. Myślę, że będzie okazja, aby im powiedzieć o misji.
— Rozumiem.
— Możesz odejść. Jeszcze dzisiaj kogoś po ciebie poślę — mruknąłem, żegnając się z nim ruchem dłoni.
Hatake zniknął za oknem i tyle go widziałem. Wstałem z krzesła, wychodząc z gabinetu oraz zamykając drzwi. Gdy przechodziłem obok biurka Miyu, kazałem jej posłać po Sakurę i Sasuke, aby przyszli do mojego domu na obiad.
Kilkanaście minut później idąc uliczkami Konohy, skręciłem w uliczkę, gdzie zlokalizowany był mój cel. Wszedłem do odpowiedniego budynku, a w drzwiach powitała mnie córka.
— Tato — Usłyszałem pisk radości, przez co uśmiechnąłem się pod nosem.
— O, Naruto! — powiedziała Hinata, stając w progu ze ścierką w ręku. — Goście już przyszli, czekaliśmy na ciebie.
Ucałowałem swoją żonę w policzek, po czym wszedłem w głąb domu. W salonie zastałem Sakurę i Sasukę, i napiętą atmosferę między nimi. Zmarszczyłem czoło, widząc całą sytuację.
Haruno siedziała na kanapie z założonymi rękami oraz tęgą miną, natomiast Uchiha stał w drugim końcu pokoju, patrząc za okno.
— Co wam jest? — zapytałem, marszcząc brwi.
Sakura poruszyła się niespokojnie.
— O co ci chodzi? Po prostu czekamy na ciebie. — Wstała z sofy i otrzepała zgniłozieloną spódniczkę. — Idę pomóc Hinacie w kuchni.
— Sasuke?
— Daj spokój — mruknął. — Nic się nie stało.
— Skoro tak twierdzisz. — Westchnąłem, a po chwili w pokoju pojawiły się obie kobiety, nakrywając do stołu.
Hinata wróciła jeszcze z miską pełną zupy, po czym położyła ją na meblu. Wszyscy usiedliśmy, następnie każdy naszykował sobie miso. Zjedliśmy obiad w całkowitej ciszy. Jedynie czasem Hana mlaskała i zagadywała do Sakury. Po skończonym posiłku Haruno wraz z Hinatą posprzątały, a ja podszedłem do Sasuke.
— O co się pokłóciliście? — zapytałem, patrząc na niego wymownie.
Westchnął, wkładając dłonie do ciemnych spodni.
— Przyszła do mnie o trzeciej w nocy kompletnie pijana i zasnęła. Po czym rano zrobiła mi awanturę i wyszła.
— Widzę, że niezłe ziółko z niej — zaśmiałem się, klepiąc towarzysza po ramieniu.
Uchiha, jakby mógł, to by mnie w tej chwili zamordował samym wzrokiem.
— Wariatka — fuknął.
Do salonu weszły Sakura i Hinata, które o czymś dyskutowały.
— Naruto — mruknęła Haruno. — Nawet nie pomożesz swojej żonie?
Podrapałem się po tyle głowy, lekko zakłopotany.
— No wiesz, Sakurka, ja pracuję.
— Właśnie widzę jak pracujesz. — Zmarszczyła brwi.
— Ale, Sakurcia — mruknąłem z miną zbitego psa.
Usiedliśmy ponownie przy stole, na którym stał dzban z parującą herbatą.
— To co, Naruto? Opowiadaj, co się działo w wiosce podczas mojej nieobecności — powiedziała Haruno z uśmiechem na ustach, patrząc na mnie ciekawskim spojrzeniem.
— No, w sumie tyle, co wiesz. Udało mi się spełnić marzenie, ożeniłem się z Hinatą. W wiosce nic takiego się nie działo. Czasem tylko jakieś pojedyncze sprawy, które wymagały większego poświęcenia. Ostatnio doszły te porwania, ale to chyba nie temat na takie spotkania. A ty, Sakura, jak sobie radziłaś? - zapytałem, chwytając za filiżankę z ciepłym napojem.
Kobieta wydęła policzki, odwracając wzrok.
— Pracowałam tu i tam. Czasem dorabiałam w szpitalach jako medyk. Jakoś dawałam radę — wyznała po chwili.
Zmarszczyłem brwi, lecz nie nawiązałem do jej wypowiedzi.
— Wiecie — zacząłem — brakowało mi was, i to cholernie.
Sakura zaśmiała się pod nosem, natomiast Sasuke nie przejawił żadnej reakcji.
— Dobrze tak czasem powspominać — wtrąciła Haruno, zakładając kosmyk włosów za ucho. — Aż się tęskni za tymi wszystkimi misjami, gonieniem kota, wyrywaniem chwastów...
— Nawet mi nie mów — syknąłem. — Było więcej ekscytujących misji do wykonania, a myśmy łapali jakieś grube koty dla starego babska — wymamrotałem na samą myśl.
— Naruto! — mruknęła, podśmiewając się pod nosem. — Zawsze byłeś na to zbyt nadpobudliwy.
— W tym momencie powinienem się obrazić — bąknąłem. — I mówisz takie rzeczy hokage?
— Daj spokój — pisnęła cichutko Hinata.
— Skarbie, my tylko się droczymy — powiedziałem spokojnie, gładząc jej dłoń. Poczułem przenikliwe spojrzenie białych tęczówek.
Sakura przewróciła oczami.
— Gołąbeczki — wymamrotała, puszczając do mnie oczko. — Macie w planach jakieś drugie dziecko?
Hinata lekko zakrztusiła się pitą herbatą. Sakura wydawała się zbyt bezpośrednia.
— Nie — odpowiedziała szybko moja żona. — Póki co, to nie.
— Rozumiem. — Haruno westchnęła, patrząc na naszą dwójkę.
— No, co? — zapytałem, całkowicie jej nie rozumiejąc.
— No nic. Tylko zapytałam — mruknęła.
— A ty, Sasuke, planujesz jakieś założenie rodziny? — Nagle wypaliła Hinata.
Mnie wbiło w siedzenie, kompletnie nie spodziewałem się takiego zachowania po pani domu, a Sakura poruszyła się niespokojnie, patrząc w stronę Uchihy.
— Nie — odparł chłodno, nie zwracając uwagi na naszą reakcję.
— Hinata — szepnąłem. — Nie mówmy o takich rzeczach.
Moja żona w odpowiedzi skinęła tylko głową. Spojrzałem na zegar i zagryzłem wargę. Czas się zbierać...
— Sasuke, Sakura — zacząłem — muszę o czymś z wami porozmawiać w moim gabinecie. Przepraszam Hinata, ale my już pójdziemy.
Oboje posłusznie wstali razem ze mną od stołu, natomiast pani Uzumaki odprowadziła nas do drzwi, a mnie pożegnała czułym całusem.
Ulice wioski przemierzaliśmy w ciszy, układałem sobie wszystko w myślach. Miałem nadzieję, że Sakura nie będzie miała nic przeciwko wysłaniu jej na misję. W końcu ponownie została obywatelem Konohy.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się już w środku. Usiadłem na fotelu, uważnie patrząc na moich towarzyszy. Haruno miała na sobie czerwoną tunikę ze znakiem swojego klanu, do tego czarne, obcisłe spodnie przez kolano i zwykłe, ciemne buty. Jej twarz wyrażała lekkie zakłopotanie całą sytuacją. Zapewne jej się to nie podobało. Natomiast Sasuke był jak zawsze spokojny. Ubrania w stonowanych kolorach idealnie na nim leżały. Szara koszula lekko opinała się na ciele, stanowiąc dopełnienie do grafitowych spodni.
— Miyu! — zawołałem, stukając palcami o blat.
— Tak? — Po kilku minutach do gabinetu weszła brunetka.
— Każ posłać po Saia i Kakashiego. Potrzebuję ich tutaj jak najszybciej.
— Rozumiem. — I zniknęła za drzwiami.
Cisza między naszą trójką zaczęła już mi ciążyć. Denerwowała, kąsała, przenikała przez ciało. Była upierdliwa, jakby to ujął Shikamaru. Nie do wstrzymania.
Do gabinetu wszedł Hatake razem z Saiem. Odetchnąłem z ulgą, wyczerpany ciągłym milczeniem. I w dodatku kompletnie nie wiedziałem jak je przerwać.
Westchnąłem, popatrzyłem uważnie na zebranych i zacząłem mówić:
— Pojawiliście się wszyscy tutaj z wiadomego powodu. Wysyłam was na misję. Dzisiaj dostałem wiadomość od Daruiego, że Czwarty Raikage został porwany, w związku z tym prosił o pomoc. Dlatego razem udacie się na misję. Sai, Kakashi — zwróciłem się do mężczyzn. — Wy w połowie drogi udacie się do Suny i zbadacie po raz kolejny teren, gdzie znaleziono nasz oddział, w dodatku zostaniecie w Sunie na zwiady. Będziemy w kontakcie. — Mój były mistrz skinął głową w akcie zrozumienia. — Natomiast Sakura, Sasuke. — Wziąłem głęboki wdech. — Udacie się do Chmury i tam przeprowadzicie rozeznanie. I bez żadnych „ale" — wtrąciłem, widząc minę Haruno. — Musicie dowiedzieć się, kto stoi za tymi porwaniami. Przypominam także o tym, że uwięzili naszych ludzi. I pamiętajcie, że gdybyście zostali przez kogoś złapani, to trzymajcie gębę na kłódkę. Wystarczająco już dużo mamy ofiar — powiedziałem surowym tonem głosu. — Z wami również pozostanę w kontakcie w miarę możliwości.
Sakura prychnęła, krzyżując ręce pod biustem niczym mała, rozkapryszona dziewczynka. Jednak coś w niej pozostało z lat dzieciństwa.
— Co, dopiero wróciłam do wioski, a już mnie wysyłasz na misję? — fuknęła.
— Sakura – zacząłem. — Chyba musisz jakoś zarobić na swoje życie, prawda?
Kobieta zagryzła wewnętrzną stronę policzka i przewróciła oczami.
— Niestety masz racę — bąknęła. — Chyba nie mam innego wyjścia.
— Cieszę, że się zrozumieliśmy. Wyruszacie przed zachodem słońca.
— Zrozumieliśmy — odparł Kakashi, a wszyscy zgodnie przytaknęli głowami. — To o dwudziestej przy głównej bramie.
Po tych słowach każdy poszedł w swoją stronę, a ja zostałem w gabinecie. Miałem wystarczająco dużo czasu, aby przemyśleć sobie wszystkie istotne sprawy. Teraz pozostało mi tylko obserwować rozwijające się wydarzenia i czekać... Czekać na kolejne wieści.
Sakura
Przeszłam kilka uliczek wioski i znalazłam się w podarowanym domu. Dostałam mieszkanie w niewielkiej, drewnianej kamieniczce. Nie znałam jeszcze sąsiadów i póki co nie zanosiło się na to, że ich poznam. Zostałam przecież wezwana na misję, dlatego nie będę miała na to czasu.
Wnętrze zdziwiło mnie swoją wyrafinowaną estetyką. Ściany w całym mieszkaniu zostały pomalowane w różnych odcieniach zieleni. Najbardziej do gustu przypadła mi sypialnia. Jasne tapety, ciemna wykładzina i meble. Na przeciwko drzwi do pokoju były dwa okna, z lewej strony stało łóżko z komodą, a po prawej stolik z trzema krzesłami. Nie miałam też zbytnio czasu, aby dokładniej przyglądać się całemu domku.
Postanowiłam udać się na jakieś zakupy, musiałam kupić najpotrzebniejsze rzeczy i przygotować sobie prowiant.
Wyszłam z mieszkania, udając się na najbliższą uliczkę. Widząc wiele zmian w otoczeniu, zapytałam pewnej przechodzącej staruszki o drogę, gdzie będę miała okazję znaleźć sporą ilość sklepów i straganów. Już po chwili wiedziałam, jak mam iść. Kilka minut później znalazłam szukane miejsce.
Podeszłam do pierwszego stoiska, w którym upatrzyłam sobie poręczny plecaczek. Później zawitałam jeszcze w warzywniaku, sklepu z bronią, a na sam koniec zostawiłam stragan z ziołami i lekami.
Po dwóch godzinach wróciłam do domu, z wszystkimi potrzebnymi rzeczami na misję. Przetarłam spocone czoło, udając się do kuchni. Musiałam przygotować sobie prowiant oraz kolację. Postawiłam na onigiri, które było łatwe w przyrządzeniu. Ugotowałam ryż, sporządziłam nadzienie i ładnie wszystko poskładałam w całość, zawijając w nori. Kilkanaście sztuk spakowałam do plecaka na drogę, a resztę skonsumowałam siedząc na parapecie, patrząc na widok wioski za oknem.
Kiedy skończyłam jeść, skierowałam swoje kroki do pokoju, gdzie schowałam shurikeny i kunaie do kabury. Następnie włożyłam zioła, leki oraz zapas wody do plecaka. Byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek, okazało się, że miałam jeszcze godzinę, aby dotrzeć w wyznaczone miejsce.
Podeszłam do lustra, które wisiało w przedpokoju i spojrzałam w swoje odbicie. Poprawiłam tylko czerwoną tunikę, sięgającą mi za pas oraz odgarnęłam kilka pasemek różowych włosów za ucho. Stwierdziłam, że trzeba będzie je przyciąć, gdyż sięgały mi już za łopatki. Westchnęłam, widząc na pobliskiej komodzie ułożoną moją dawną opaskę ninja. Podniosłam ją, ściskając w ręce i delikatnym ruchem dłoni przejechałam po metalowym obiciu. Kąciki ust uniosłam w górę w subtelnym uśmiechu. Przewiązałam ją przez głowę, patrząc ostatni raz w lustro. Pora wyruszać.
Wychodząc, zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Wskoczyłam na najbliższy dach, udając się pędem w stronę głównej bramy. Poczułam wiatr we włosach, lekki smak wolności. Dawno nie rozchodziły się we mnie te uczucia. Chciałam znowu walczyć, żyć pełną parą, zapomnieć o przeszłości. Powoli stawać się kimś nowym, lepszym. Jednak nieraz rzeczywistość dawała w kość, zwłaszcza z moim nałogiem. Trudno go tak po prostu okiełznać. Wciągnęłam sporą dawkę powietrza, aby potem ze świstem ją wypuścić.
Kiedy stanęłam pod bramą, zastałam tam tylko siedzącego Saia.
— Gdzie wszyscy? — zapytałam, patrząc uważnie na chłopaka.
Przez te klika lat, podczas których nie było mnie wiosce, niewiele się zmienił. Włosy mu trochę urosły, niesforne, ciemne pasma opadały na czoło. Spojrzenie wydawało się nieco cieplejsze niż kiedyś. Nadal nosił swój standardowy strój ninja — ciemny, krótki podkoszulek, w tym samym kolorze spodnie i buty. Na ramieniu przewieszone miał tanto.
— Jeszcze mają trochę czasu — odpowiedział spokojnie.
Skinęłam głową oraz usiadłam obok mężczyzny. Po kilku minutach cisza została przerwana przez nadchodzących ninja.
— Witajcie, dzieciaki — mruknął Hatake, o dziwo przybywając na czas.
Razem z Saiem popatrzyliśmy na siebie, marszcząc brwi i nic nie odpowiedzieliśmy. Nasz mistrz westchnął.
— Tak trudno do mnie dochodzi, że już dorośliście — powiedział, drapiąc się po bujnej, szarej czuprynie.
— Nie czas na sentymenty — wtrącił Sasuke, który pojawił się tuż obok Kakashiego. — Pora wyruszać.
— To co, dzieciaki? W drogę! — Hatake krzyknął entuzjastycznie i wyskoczył na najbliższe drzewo, a Sai ruszył za nim
Moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Uchihy. Zawsze zadziwiała mnie głębia jego oczu, w których po prostu tonęłam. Ta czerń uspakajała, wyciszała myśli.
Nigdy nie byłam w stanie odgadnąć, co mu chodziło po głowie, tak jak w tej chwili. Po kilku sekundach zniknął, wzbijając się w górę, a ja zrobiłam to samo.
Przeklęty Naruto, przeklęte pieniądze. Gdyby nie to, nawet nie pomyślałabym, aby iść na tę misję. Los jednak chciał inaczej, okrutnie kopiąc mnie w tyłek i skazując na jego — Uchihę.
Od Autorki: To by było na tyle. Rozdziały publikowane są również na blogu. :D Tylko trzymać kciuki, abym się wzięła za następny. :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro