60. Diagnoza
Bellamy wręcz wyskoczył z jeep'a gdy tylko pojazd się zatrzymał. Ciemnowłosy zaczął biec nie zważając, że ktoś za nim go nawołuje. Czuł jak łomocze mu serce gdy mijał ludzi w Arkadii. Octavia podążyła tuż za nim, kanclerz Griffin, Kane i Pike również, ale oni nie biegli.
Ciemnowłosy wbiegł do punktu medycznego niczym tornado. Stanął w miejscu oddychając nierówno. Raven która siedziała na jednym z łóżek spojrzała na niego, obok niej stał Sinclair, trochę dalej byli ci co ocaleli z stacji rolniczej.
-Bellamy.- Raven wstała z miejsca tym odsłaniając osobę leżącą na łóżku za nią.
Blake rozchylił wargi jakby chciał coś powiedzieć gdy ją zobaczył, ale nic nie powiedział. Jackson stał przy niej i owijał jej prawe przedramię świeżym bandażem. Ciemnowłosy powoli zaczął zbliżać się do jej łóżka. Raven patrzyła na niego z smutkiem, nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Po chwili do pomieszczenia weszła Octavia, a za nią Abby, Kane i Pike. Pike od razu ruszył do swoich ludzi, którzy przeżyli. Abby podeszła do Jasona i zaczęła wypytywać go coś czego nie słyszeli bo szeptali miedzy sobą, jednak po minie kanclerz to było to coś zbyt dobrego.
Bellamy wziął nieprzytomną Monel za dłoń. Czuł jak w oczach zbierają się mu łzy gdy patrzył na jej bladą twarz, miała kilka zadrapań i opatrunek na boku głowy. Wydawać by się mogło że tylko śpi, ale ten opatrunek na jej głowie niczego dobrego jednak nie wróży. Przez biały materiał można zauważyć że przebija się krew.
-Co z resztą? Jak się czujesz?- Kane podszedł do Raven. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Nic nam nie jest. Monel uratowała czworo ludzi. Gdy my ruszyliśmy za ziemianinem, ona pobiegła ostrzec innych. To cud że zdążyła, ale była za blisko wybuchu.
-Bellamy.- Octavia zbliżyła się do brata kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopak przełknął gule i zerknął na siostrę. Nie miał siły się odezwać, czuł że jak coś powie to jego głos się załamie.- W jakim jest stanie?- młoda Blake zwróciła się do Jasona, który słysząc pytanie przerwał potajemną rozmowę z Abby i spojrzał na rodzeństwo Blake'ów.
-Ma kilka poparzeń, nie są one jednak zbyt poważne. Ale... - mężczyzna zaciął się gdy zauważył wyraz ich twarzy.
-Ale co?- dopytał tym razem Bellamy. Musiał to usłyszeć nawet jeśli to będzie coś złego.
-W porządku Jackson.- Abby położyła mu dłoń na ramieniu dając tym znak, że ona im powie. Jackson skinął jej wdzięcznie głową.- Monel doznała poważnego urazu głowy, doszło do wstrząsu. Zapadła w śpiączkę, najbliższe dni pokażą nam czy jej stan się poprawi.
-W śpiączce? Co to znaczy?- zaczęła dopytywać Octavia. Nie brzmiało to dobrze, dziewczyna zaczęła się denerwować.- Powiedz w prost!
-Uraz jest na tyle poważny, że może się nigdy nie obudzić. A nawet jeśli się obudzi, prawdopodobnie dojdzie do powikłań. Nie wiemy dokładnie do jakich, może stracić częściowo pamieć, może stracić racjonalne myślenie czy jakieś zmysły. Ale równie dobrze może obudzić się i wszystko będzie z nią w porządku. Niestety nie mamy pewności co jest bardziej prawdopodobne.- wyjaśniła Abby.- Przykro mi.
-Nie możecie czegoś zrobić?- zapytała Octavia.
-Gdybyśmy mieli sprzęt z Mount Weather to tak, ale z tym co mamy nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Gdyby była przytomna to może moglibyśmy spróbować leczyć objawy, ale nie wiemy co dokładnie jej dolega. Nie jesteśmy w stanie zajrzeć jej do głowy.
-Wiec pozwolicie jej umrzeć?- Bellamy spojrzał na Abby zrozpaczonym spojrzeniem.
-Nie umrze.
-Ale to że zostanie w śpiączce jest jak śmierć.- ciemnowłosy usiadł na krzesełku które postawił przy łóżku Monel i wziął dziewczynę za dłoń wpatrując się w jej twarz.
-Ziemianie zapłacą za to własnym życiem.- odezwał się Pike.
-Nie będziemy z nimi walczyć. Panuje rozejm, jesteśmy trzynastym klanem. Komandor obiecała, że Azgeda zapłaci za to co zrobiła. Nie możemy działać na własną rękę, ani tym bardziej zabijać.- powiedział Kane.
-Wiec ujdzie im to na sucho? Moi ludzie zginęli Kane. Nie odpuszczę.
-Nie wszyscy.- wtrąciła się Raven patrząc chłodnym spojrzeniem na Pike.- To twoja wina że twoi ludzie nie żyją. Tak bardzo nienawidzisz ziemian, i zobacz do czego to doprowadziło? To cie oślepia, zobaczysz że jeszcze przez to zginiesz.- Raven zerknęła na chwile na nieprzytomną Monel po czym ruszyło do wyjścia z pomieszczenia. Nie potrafiła dłużej tu przebywać i patrzeć na to w jakim stanie jest jej przyjaciółka. A wszystko to wydarzyło się bo nikt nie stanął po jej stronie. Może gdyby ją wsparła nie doszłoby do tego wszystkiego? Ale już za późno, nie da się cofnąć czasu.
Pike zamilkł. Skrzywił się zdając sobie sprawę, że po części Raven ma racje. Zawiódł własnych ludzi bo uwierzył jakiejś parszywej ziemiance. Wściekły mężczyzna również wyszedł.
-Na pewni nie możemy nic zrobić?- Kane podszedł do Abby.
-Teraz możemy tylko obserwować. Najbliższe dni pokażą nam co będzie dalej.
~~~~~~
W punkcie medycznym został tylko Bellamy. Ciemnowłosy cały czas siedział obok i nie odstąpywał jej na krok. Czuł się winny. Wiedział że gdyby jej posłuchał wszystko potoczyłoby się inaczej. A teraz znowu może ją stracić. Ponownie poświeciła się by ratować innych. To najbardziej w niej podziwiał. Nie myślała tylko o sobie i najbliższych, ale o innych osobach też. Dla niej każdy jest równy, życie każdego jest tak samo ważne.
-Miałaś racje.- załkał, a łza spłynęła mu po policzku.- Zawsze masz racje. A ja znowu cie nie posłuchałem. Tak bardzo cie przepraszam. To był błąd. Proszę obudź się, żyj. Błagam, nie zostawiaj mnie. Potrzebuje cie.
Wspomnienie
-Jak się czujesz?- Bellamy usiadł obok Monel na łóżku. Byli w pokoju ciemnowłosego.
-Nadal mi się trochę kreci w głowie. Ale jest dobrze. Wygrałam, to się liczy.
-Dla mnie ważniejsze jest twoje życie niż jakiś głupi rozejm z ziemianami.
-Mówiłam ci abyś mi zaufał. I widzisz udało się.
-Prawie zginęłaś.- powiedział nadal martwiąc się o jej stan zdrowia. Wciąż jest osłabiona po tej truciźnie. Abby twierdzi, że nic jej nie będzie, ale lepiej dmuchać na zimne.
-Ale żyje. Jeszcze nie wybieram się na drugą stronę.
Nagle krople deszczu zaczęły uderzać o metalową strukturę budowli. Monel podeszła do niewielkiego okna i zaczęła przyglądać się jak ludzie uciekając i chowają rzeczy przed deszczem. Bellamy podszedł do niej i objął ją od tyłu.
-Po prostu zaufaj mi gdy proszę cie abyś to zrobił. Czasem warto się mnie posłuchać.
-Postaram się.- ciemnowłosy pocałował ją w policzek szczelniej ją tuląc. Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła przyglądając się spływającym po szybie kroplom deszczu.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro