Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Miłość?

...

Czuję pod swoim ciałem coś miękkiego jak koc i twardego jak metalowe łóżko? Otworzyłam oczy. Metalowy sufit i ściany, jestem w statku. Ktoś mnie znalazł. Chciałam wstać ale nawet najmniejszy ruch sprawił mi ból, syknęłam. Samotna łza spłynęła mi po policzku gdy przypomniałam sobie co się wydarzyło. Osoby które uważałam za przyjaciół zrobiły mi krzywdę i zostawiły mnie na pastwę losu. Czy na prawdę na to zasłużyłam? Zaszlochałam co ktoś w pomieszczeniu w którym jestem usłyszał.

-Hej, leż spokojnie. Nic Ci już nie grozi. Jestem przy tobie i cię nie zostawię.- Bellamy pochylił się nade mną i delikatnie starł swoją dłonią moją łzę. Uśmiechnął się w ten swój perfekcyjny sposób. Poczułam przyjemnie ciepło.

-Cześć Bellamy.- powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.

-Jednak umiesz mówić.- zażartował szatyn. Jego piękne ciemne oczy są tak hipnotyzujące a zarazem kojące.

-Mógłbyś przynieść mi wody.- ledwo wydusiłam z siebie. Tak dawno nie używałam swojego głosu. Postanowiłam zacząć ponieważ chcę aby tu na ziemi było inaczej, bez zdrad czy tchórzostwa oraz ponieważ tak łatwiej będzie tu przetrwać i komunikować się z innymi.

-Oczywiście, zaczekaj tu, zaraz wrócę.

-Ta, mówisz jakbym zaraz miała dać stąd nogę.

-Ledwo zaczęłaś mówić a zaczynasz żartować.- zszedł po drabinie na dolną część statku.

Na dole słychać jakby tłum ludzi zaczął w pośpiechu wchodzić na górę. Ktoś otworzył nagle klapę robiąc przy tym dużo hałasu. Najpierw zobaczyłam brązową czuprynę Jaspera później Montego, Clarke i na końcu Bellamego z wodą.

-Mój Boże, tak bardzo się martwiliśmy.- odezwał się Jasper chciał mnie przytulić ale gdy mnie dotknął syknęłam - Przepraszam, nie powinienem ... ja ... wszystko Cię pewnie boli i ...- zaczął się jąkać ze łzami w oczach z powodu mojego stanu.

-Wszystko w porządku.- powiedziałam siląc się na lekki uśmiech.

-Nie wiarygodne zaczęłaś mówić.- odezwał się Monty.-Myśleliśmy że nigdy się nie przełamiesz i nadal będziesz tkwić w przeszłości.- tylko Jasper i Monty wiedzą o mnie dosłownie wszystko, a mimo moich błędów nadal są przy mnie.

-Powinna teraz odpoczywać, lepiej jej nie męczcie.- powiedziała blondynka.

-Przyniosłem ci wody.- Bellamy podał mi kubek, zrobiłam dwa łyki, od razu lepiej.

-Jak się czujesz?- zapytał Monty.

-Teraz już wiem jak czuje się worek treningowy po ostrych ćwiczeniach boksu.-zażartowałam, a reszta zaśmiała się.

-A ty jak zwykle grasz twardzielkę.- odezwał się Jasper.

-Chodźmy, musi odpocząć.- powiedziała Clarke schodząc na dół, Jasper i Monty poszli w jej ślady. Bellamy też chciał ale zatrzymałam go łapiąc za brzeg jego kurtki.

-Nie chcę zostać sama.- powiedziałam łamiącym się głosem. Boję się że oni mogą tu przyjść i dokończyć co zaczęli.- Zostań, jeśli oczywiście możesz i chcesz.- puściłam materiał i zażenowana tą prośbą odwróciłam wzrok. Pewnie ma lepsze zajęcia niż siedzenie tu z kimś tak żałosnym jak ja.

-Jasne że zostanę.- jego łagodny głos sprawił że z uśmiechem spojrzałam w jego stronę.

-Dziękuję.

-Przyjemność po mojej stronie księżniczko.

~

Próba zaśnięcia aby odpocząć nie wychodzi więc postanowiłam zapytać go o coś.

-Jak tu trafiłam?- widzę jak zastanawia się nad odpowiedzią.

-Stałem przy bramie kiedy usłyszałem czyjś krzyk. Pobiegłem w jego stronę i znalazłem Ciebie w kiepskim stanie. Przyniosłem cię do obozu. Clarke opatrzyła cię, powiedziała że masz poważny uraz głowy i pęknięte żebro, zajęła się wszystkim. Więc na pewno wyjdziesz z tego. Byłaś nieprzytomna prawie dwa dni ... pilnowałem cię.-ostatnie dwa słowa wypowiedział niepewnie jakby nie wiedział czy powinien to powiedzieć.

-Przez dwa dni? Nie musiałeś.- fakt że spędził przy mnie tyle czasu sprawił że poczułam się ważna dla niego.

-Ale chciałem. Wiesz kto to Ci zrobił?- oczywiście że wiem ale jeśli powiem wygnają ich z obozu, a to nie pomoże mi w nowym starcie. Żyję więc wybaczam im, w końcu to ja zaczęłam dlatego ja muszę to skończyć.

-Nie wiem, ktoś zaatakował mnie od tyłu. Upadłam, uderzyłam się kamieniem w głowę, a dalej nie pamiętam co się działo.- spuściłam wzrok.

-To pewnie byli ziemianie, nie martw się, tu cię nie dopadną.- niestety jesteś w błędzie.

Bellamy został ze mną do puki nie zasnęłam.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro