47. Sygnał
Słonko dziś nieźle przygrzewa albo metal dachu na którym siedzę daje taki efekt, w sumie nie ważne. Właśnie mam krótką przerwę w pracy więc postanowiłam jakoś przyjemnie to wykorzystać. Z tego miejsca całkiem dobrze widać cały obóz.
Kończąc gryźć jabłko spojrzałam, odchylając się bardziej do tyłu i opierając swoje plecy o część metalowej konstrukcji oraz podkładając sobie dłonie pod głowę, kolejny raz tego dnia na jasne przejrzyste niebo, na którym nie ma ani jednej chmurki. Kiedyś na Arce taki widok to było marzenie każdego, a teraz to codzienny widok, który chyba przestał innych zachwycać tak jak na początku gdy trafiliśmy na ziemię.
-Hej! Może zejdziesz na ziemię czy mam ci załatwić wybieg dla małpek byś mogła z nimi pobawić się na drzewach?- z dołu usłyszałam lekko rozbawiony głos ciemnowłosego.
-Nie trudź się, wystarczy mi dach.- odpowiedziałam mu nadal przyglądając się błękitnemu niebu.
-W takim razie bez ciebie pojadę na zwiad.- powiedział obojętnie.
Podciągnęłam się do siadu. I spojrzałam na oddalającego się powoli Bellamy'ego.
-Czekaj!- krzyknęłam, a on z swoim chytrym uśmieszkiem odwrócił się w moją stronę.
Pospiesznie zeszłam z budynku i podbiegłam do niego.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam wyczekująco.
-Wiedziałem że tym cię z tamtąd zciągne.- uśmiechnął się lubierznie i zbliżył się do mnie tak że prawie stykamy się nosami. Zmrużyłam oczy.
-Czy ty mnie właśnie oszukałeś?
-Co? Oczywiście że nie. Nigdy bym tego nie zrobił ... no chyba że musiałbym dla twojego dobra.
-Bellamy.- powiedziałam ostrzegawczo szturchając go palcem w klatkę piersiową.
-No co?- wzruszył ramionami, a następnie cmoknął mnie w nos.- Za 10 minut przy hangarze, skarbie.- powiedział puszczając mi oczko i zaczął się oddalać w stronę wspomnianego miejsca.
~
-Gotowa?- usłyszałam za sobą głos Octavi.
Mocno zapięłam pas od siodła i poprawiłam pochwę z mieczem, a następnie odwróciłam się do stojącej obok swojego konia dziewczyny.
-Teraz tak.
-Jesteś pewna?- w jej spojrzeniu zauważyłam troskę.- Od tygodnia nie wychodziłaś poza Arkadię.- powiedziała ostrożnie jakby obawiała się że jeśli źle coś powie to wybuchnę.
Spojrzałam w stronę ogrodzenia. Ogromne lasy otaczają nasz obóz, rzucają cienie w których nigdy nie wiadomo co może się kryć.
-Wiecznie nie mogę tu siedzieć.- przeniosłam wzrok na szatynkę, która skinęła głową że rozumie.- Monty dostał sygnał z innej stacji, to podobno farma.
-Jednak po upadku ktoś jeszcze przeżył.
-Tak. Sygnał dobiega z sektora 7.- dodałam.
-To teren Azgedy. Teraz już wiem czemu tak ochoczo chcesz jechać.- skrzyżowała ręce na piersi i uniosła jedną brew do góry przyglądając mi się.
-Miałabym przegapić, łagodnie mówiąc, skopanie tyłków Azgedzie? Nigdy.- posłałam jej lekki uśmiech, który odwzajemniła.- Jeszcze zobaczą.- powiedziałam cicho pod nosem by szatynka nie usłyszała.
Wsiadłyśmy na konie i skierowałyśmy się w stronę hangaru, którego metalowe drzwi po chwili rozsunęły się dając dostęp do przestronnego wnętrza. A w środku zobaczyłam jeepa, przy którym stoi Bellamy razem z Raven, Montym i Jasper'em. Mój przyjaciel nie wygląda na zadowolonego z wycieczki, na którą pewnie Monty wciągnął go siłą. Posłałam mu delikatny uśmiech gdy spojrzał w moją stronę, ale on tylko zrobił jakiś grymas i wsiadł po chwili do pojazdu całkowicie mnie olewając.
-Nie przejmuj się nim.- powiedział pociesznie do mnie Monty, który zauważył zachowanie szatyna. Jak mam się nie przejmować gdy coś złego dzieje się z moim najlepszym przyjacielem? Pierwszą osobą, poza rodzicami, która stała się częścią mojego życia, jest dla mnie jak brat.
Już miałam zamiar zejść z konia i porozmawiać z Jasper'em gdy Monty gestem ręki mnie zatrzymał.
-Nie mamy na to czasu.- powiedział azjata, a ja przytaknęłam że rozumiem.
-Dobra ekipo! Pakować się do jeepa.- rozkazał Bellamy uderzając w maskę. Zaczęli wchodzić do pojazdu.
-Uważaj bo jeszcze go zepsujesz tak waląc.- powiedziała Raven wsiadając za kierownicę.
- Już nie tykam.- uniósł ręce do góry, a następnie spojrzał w moim kierunku.- Tylko nie zostańcie w tyle.- zwrócił się do mnie i Octavi uśmiechając się szeroko.
-Jeszcze zobaczymy kto zostanie w tyle.- powiedziałam prowokująco.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro