Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Pierwsza blizna

...

Dwa lata temu, Arka

-Chłopaki to kiepski pomysł.- odezwałam się do dwóch starszych odemnie brunetów.

-Spokojnie mała, to nie pierwszy raz kiedy to robimy.- Kol uśmiechnął się chytrze.

-Pamiętasz plan? -odezwał się Kai.

-Oczywiście że tak sama go ułożyłam, idioci.

-To dobrze.-Kai poczochrał mi włosy.

-Przecież wiesz że tego nie lubię.-odepchnełam rozbawiona jego ręce.

-I właśnie dla tego to robię.

-Cicho bądźcie, wychodzą.- uciszył nas Kol.

Strażnicy wyszli z pomieszczenia a my chwilę później tam weszliśmy. Podeszłam do panelu i zaczęłam włamywanie do kontroli wentylacji. Przeszłam przez blokady.

-Udało się, macie pół godziny więc właście jak najszybciej.

Chłopcy rozkręcili kraty w wentylacji i weszli do środka.

Minęło prawie pół godziny. Do jasnej cholery, gdzie oni są? Monel spokojnie zaraz wrócą. Nie, nie mogę, jeśli nas złapią pójdziemy siedzieć, a ja nie chcę.
Proszę pośpieszcie się. Za drzwiami usłyszałam kroki. Ktoś tu zaraz wejdzie, spokojnie to tylko moja paranoja. Wyjrzałam przez szybkę w drzwiach nikogo nie ma. Na panelu pojawiło się jakieś powiadomienie. O nie ktoś tu przyjdzie? Spanikowałam. Przepraszam chłopcy. Wyłączyłam urządzenie i jak najszybciej opuściłam pokój.
Ci co znają Kola i Kaia nie mają o nich dobrej opinii, wszyscy wiedzą że to złodzieje i dupki których powinna w końcu spotkać kara. Ostatnio Monty i Jasper powiedzieli mi że powinnam ich wydać ale nie tylko oni tak twierdzą, wiele osób powiedziało mi że lepiej dla mnie i dla innych było by zamknięcie ich. Czyli że powinnam ich zdradzić?

Gdy siedziałam w swoim pokoju rozległ się alarm że ktoś włamał się do systemu i do zbrojowni.

Kol i Kai trafili do więzienia. Przeze mnie, gdybym tylko trzymała się planu to nic by im się nie stało. Ja stchórzyłam, gdyby ktoś przyszedł miałam schować się w wentylacji i czekać zamiast tego uciekłam. Czemu jestem taka słaba? Czemu posłuchałam się innych? Czemu zdradziłam? Zaczęłam płakać. Zamknęłam się w łazience. Zdradziłam swoich przyjaciół, może nie byli zbyt dobrymi osobami a wiele osób uważa ich za okrutnych ale mnie traktowali inaczej, jak młodszą siostrę. Byłam dla nich ważna. Wszystko zepsułam, nienawidzę siebie. Podciągnęłam lewy rękaw bluzki. Przyłożyłam żyletkę do skóry i mocno po niej przejechałam. Krew zaczęła się powoli sączyć. Nie uszkodziłam żył ale rana jest na tyle głęboka że blizna zostanie na długo abym pamiętała swoją pierwszą porażkę kiedy skrzywdziłam bliskich.
Mimo tego że ich wystawiłam nie wydali mnie, nie rozumiem tego przecież powinnam dostać karę chyba że planują coś innego, coś gorszego.

~

Teraz, ziemia

Wracam z nad rzeki. Udało mi się tam znaleźć trochę kwaśnego proszku. Wykorzystam go do bomb które będą po wybuchu roztapiać wszystko co organiczne w tym ludzką skórę. Idealnie nada się na ziemian.

Został mi krótki kawałek do obozu. Jest już południe, słońce góruje na niebie rażąc blaskiem każdego kto spróbuje spojrzeć w jego stronę.

Nagle usłyszałam szelest w oddali. Zatrzymałam się i obróciłam ale nikogo nie zauważyłam. Spokojnie to tylko wiatr w najgorszym wypadku ziemianin. Obróciłam się w stronę drogi która prowadzi do obozu.
Zamurowało mnie, w niewielkiej odległości ode mnie stoi oparty o drzewo Kai i bawi się scyzorykiem robiąc dziurę w drzewie.

-Dawno się nie widzieliśmy Monel. Niech no sobie przypomnę ... - zrobił pauzę jakby intensywnie zastanawiał się nad odpowiedzią - A no tak, już pamiętam- spojrzał na mnie tak chłodnym i przeszywającym spojrzeniem że każdy psychopatyczny morderca który chce wystraszyć swoją ofiarę mógłby pozazdrościć.- Zdradziłaś nas, pamiętasz?- zrobił dwa kroki w moją stronę chowając scyzoryk do kieszeni.- Czas na rewanż.- uśmiechnął się szatańsko.

Chciałam uciec ale poczułam na szyi uścisk. Ktoś od tyłu założył mi na szyi sznur i zaczął podduszać mnie.

-Witaj skarbie, tęskniłaś?- odezwał się przesłodzonym głosem Kol.

Rękoma zaczęłam próbować rozluźnić linę. Postanowiłam spróbować się też wyswobodzić szarpiąc się. Kai szybkim krokiem podszedł i uderzył mnie w brzuch. Ból jest tak duży że gdyby Kol mnie nie trzymał upadłabym na kolana. Kai szarpnął mnie za włosy do góry abym na niego spojrzała. Wykorzystałam to jak blisko mnie jest. Uderzyłam go z czułka w twarz i kopnęłam w krocze, upadł na ziemię. Kol oberwał w twarz tyłem mojej głowy. Puścił mnie, zdjęłam linę. Chciałam odejść ale poczułam silne pchnięcie. Poleciałam twarzą na ziemię.

Lekko uniosłam głowę. Tak cholernie mnie boli, zaczęło mi szumieć a obraz zaczął się rozmazywać. Spojrzałam na kamień obok, krew na nim jest. Dotknęłam głowy, spojrzałam na rękę, krew. Czuję jak ciepła ciecz spływa po mojej twarzy jak strumień. Wszystko jest niewyraźne. Nie potrafię się podnieść. Ktoś kopnął mnie w brzuch, następnie oberwałam w żebra, znowu w brzuch, kolejny raz w płuca. Ktoś zaczął coś krzyczeć, czyjaś kłótnia. Kolejny cios w płuca sprawił mi tak okropny ból że wrzasnęłam jak najgłośniej potrafiłam. Wtedy przestali się nade mną znęcać. Przewróciłam się na prawy bok i splunęłam krwią. Zanim straciłam przytomność zobaczyłam w oddali uciekającego Kola i Kaia.

Czy naprawdę zasługuje na taki koniec? Jeśli ktoś mnie szybko nie znajdzie to się wykrwawię. Czemu moje życie musi takie być? Nie mogę zostawić Jaspera i Montego, obiecałam że na zawsze będziemy się przyjaźnić. Nie mogę spieprzyć chociaż tego, nie mogę. Straciłam przytomność.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro