Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Urodziny


-Niespodzianka!!!- wykrzykneli na raz Monty, Octavia, Raven i Jasper.

-Zaskoczyliście mnie.- powiedziałam uśmiechając się szeroko, aż mnie wzryszyło że w ogóle ktoś jeszcze o tym pamięta.- Pamiętaliście.

-Oczywiście, że tak. Pamiętasz jesteśmy rodziną.- powiedział Monty i podszedł mnie przytulić.

-Jak można zapomnieć o tak wspaniałej osobie.- następna przytuliła mnie Octavia.

-100 lat nasza twardzielko.- mocno wyściskazała mnie Raven.

Na koniec podeszedł do mnie Jasper i o dziwo nie chwiejąc się na nogach.

-Jesteś trzeźwy?- zapytałam niedowierzając.

-Ten jeden dzień, dla ciebie. Ale zaraz będzie balanga, Monty narobił dużo swojej czarodziejskiej mikstury.- obiełam mocno szatyna.

-Dobrze mieć cię takiego choć przez jeden dzień.- odsunęłam się od szatyna i rozejrzałam po zgromadzonych.- Czyj to był pomysł?

-O tego pana obok ciebie.- Raven wskazała stojącego obok mnie Bellamy'ego.

-Mam tak dobry humor, że dam ci za to nagrodę.- powiedziałam do ciemnowłosego, którego moje słowa zaskoczyły.

Wspięłam się na palcach i pocałowałam go w policzek.

-Awwwww. Jak słodko.

-Dobra, dobra ludzie.- zaczął uciszać ich Bellamy.- Teraz jubilatka dostanie prezenty.

-Jakie prezenty? Nie musieliście.

-Ale chcieliśmy.- powiedział Monty wręczając mi breloczek z symbolem Supermana.

-O rany. Skądz ty to znalazłeś. Dziękuję jest wspaniały.- on dobrze wiedział jak bardzo lubię tego superbohatera. Wielokrotnie chłopcy mi mówili że jestem jak on, mam dobre serce i próbuję pomóc wszystkim.

-A ode mnie dostałaś cały dzień wolnego, który załatwiłam ci u Abby.- powiedziała Raven

-Dziękuję, na pewno przyda mi się trochę odpoczynku.

-Ja zabiorę cię na przejażdżkę konno w nowe miejsce, w którym jeszcze nie byłyśmy.- powiedziała Octavia.

-W takim razie nie mogę się doczekać.

-Mój jest mizerny niż ich ale dzisiaj jestem trzeźwy dla ciebie.- powiedział Jasper rozkładając ręce tak jakby chciał mi pokazać że on jest tym prezentem.

-To na prawdę wspaniały prezent.- ponownie przytuliłam szatyna. Po chwili odsunęłam się od niego i spojrzałam na Bellamy'ego.- A ty masz coś dla mnie.

-A chciałabyś?- zapytał, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami choć w środku bardzo bym się ucieszyła gdybym coś od niego odstała. Ciemnowłosy wyciągnął za pleców bukiet kwiatów i mi go wręczył.- Proszę.

-Są piękne.- powiedziałam szczerze, a oczy Bellamy'ego błysnęły jakimś wyjątkowym blaskiem.

-I jeszcze...- zawachał się chwilę.- Nie będę ci wyjątkowo dzisiaj zawracał głowy, ale od jutra nie dam ci spokoju.- dodał żartobliwe, zaśmiałam się, reszta również.

Trochę wypiliśmy i spędziliśmy w swoim towarzystwie ponad 4 godziny, później rozeszli się do swoich obowiązków bo niestety tylko ja mam dziś wolne.

~

Zapięłam siodło na moim czarnym koniu, który ma na głowie białą łatę i zauważyłam że Octavia mi się przygląda.

-Co? Mam coś na twarzy?- zapytałam, a dziewczyna rozbawiona pokręciła głową na boki.

-Zbliżacie się do siebie.

-Ale w jakim sensie?- zapytałam do końca nie wiedząc o co jej chodzi.

-Ty i Bellamy. Ponownie pozwalasz mu się do siebie zbliżyć.- powiedziała, a uśmiechem zniknął z jej twarzy.

-I rozumiem, że dla ciebie to coś złego.- czemu tak mówi?

-Chyba zapomniałaś, że cię zranił. Uwierz mi że lepiej dla ciebie będzie gdy zostawi cię w spokoju. Nie jest ciebie wart i może ponownie  cię zranić tylko że tym razem mocniej niż ostatnio.- powiedziała z powagą.

-Aż tak złe zdanie masz o swoim bracie?

-Znam go najlepiej, a ty jesteś moją przyjaciąłką i nie chcę byś cierpiała.

Wsiadłyśmy na swoje konie i ruszyłyśmy w stronę bramy. Kiwnęłam głową do strażnika by ją otworzył.

Octavia pognała na koniu pierwsza, a ja tuż za nią.
Pędziłam czując przyjemny wiatr we włosach do momentu gdzie zatrzymała się Octavia i ja również.

Dziewczyna pokazała mi piękne wzgórze z widokem na tutejsze okolice.

-Tu jest wspaniale.- powiedziałam zsiadając z wierzchowca i podchodząc do niej.

-Wiedziałam, że ci się spodoba.

Miło spędziłyśmy czas na wzgórzu, ale niestety musimy już wracać bo słońce powoli zachodzi.

-Trzeba wracać, niestety.- powiedziałam z niechęcią dosiadając mojego czarnego jak noc rumaka.

-Ścigajmy się. Kto pierwszy w Arce ten dostaje deser drugiej z dzisiejszej kolacji.

-Zgoda. Dzisiaj obliżesz się smakiem.- zaśmiałam się.

Nasze konie ruszyły pendem przed siebie w stronę powrotną do Arki.

Przemieszczając się przez las nie zwróciłam nawet uwagi, w którym momencie straciłam Octavię z pola widzenia.
Pociągnęłam za prycz by koń trochę zwolnił. Rozejrzałam się po gęstym lesie w poszukiwaniu brązowowłosej, ale niestety nigdzie jej nie dostrzegłam. Za to zauważyłam w oddali jak ktoś porusza się w moją stronę i to na pewno nie jest Octavia.

Wio! Ponagliłam konia by ruszył biegem. Odwróciłam się i zauważyłam, że dwóch jeźdźców mnie goni.
Wio! Ponownie krzyknęłam by zwierzę jeszcze bardziej przyspieszyło.

Wybiegliśmy na skraj lasu gdzie to miejsce okazało się być dla mnie pułapką bo z jednej strony jest urwisko, na którego dnie jest rzeka, a z drugiej otacza mnie dwóch ziemianów w strojach ludzi lodu, są z Azgedy.

Zsiadłam z swojego rumaka i przegnałam go by uciekł, jeżeli wróci do obozu to inni zrozumieją, że coś złego mi się przydarzyło i wyślą pomoc, jeżeli jeszcze nadal będę żyć.
Teraz żałuję, że wzięłam ze sobą tylko nóż.

Ziemianie zeszli z swoich wierzchowców i wyjmując miecze ruszyli w moim kierunku.

-Who's ast yorses?- zapytał jeden z ziemianów. (Kim jesteś?)

-Ai laik kom Skikru.- odpowiedziałam po ziemiańsku. (Jestem z Ludzi Nieba)

Mężczyźni spojrzeli po sobie i nagle ruszyli na mnie.

Jeden zamachnął się na mnie mieczem. Zrobiłam unik tak jak uczył mnie Lincon i wbiłam mu mój nóż w przedramie, upuścił miecz, a następnie wbiłam mu ostrze w krtań.

Szybko zabrałam miecz z ziemi i obroniłam się przed atakiem drugiego. Nasze miecze uderzyły o siebie. Ziemianin jest cholernie silny. Zaczynam uginać się pod naciskiem jego miecza.
Kopnął mnie, a ja upadłam na plecy. Zamachnął się by wbić we mnie ostrze, ale szybko przeturlałam się na bok i chwyciwszy z ziemi miecz ustałam na równe nogi.

Zablokowałam jego kolejny cios, ale następnego nie udało mi się już. Upuściłam swój miecz, a on wykorzystując chwilę wbił mi swoje ostrze w mój brzuch.
Spojrzałam na niego z przerażeniem i cofnęłam się do tyłu. Miecz wyszedł z mojego ciała, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami.
Spadłam z urwiska prosto do lodowatej wody. Całe życie przebiegło mi przed oczami, a następnie zapanowała ciemność.

...


Jak wam się podoba? 😆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro