Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Decyzja


-Nie mogę wam na to pozwolić.- powiedziałam celując w ich stronę.

-Monel co ty wyprawiasz?- zapytał z niepokojem Bellamy.

-Nie możecie. Nie chcę by cierpiał. Błagam, nie róbcie tego.- poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach, a głos się załamuje.- Jeśli ona zginie... Obiecałam mu... Proszę.

-Jeżeli tego nie zrobimy zabiją naszych, dobrze o tym wiesz. Oni nigdy nie przestaną. Przykro mi.- powiedziała z żalem Clarke.

Opuściłam bezradna broń.

-To wasza decyzja.- powiedziałam patrząc z bólem na Bellamy'ego.- A to moja.- powiedziałam i podbiegłam do drzwi otwierając je.

-Monel! Poczekaj!- krzyknął za mną Ballamy gdy wybiegłam na korytarz gdzie zastałam Emersona. Postrzeliłam go niepatrząc czy żyje czy nie i pobiegłam jak najszybciej w stronę jadalni.

Ustałam w progu wejścia zastając okropny widok. Wszyscy leżą martwi. Zakryłam ręką usta by stłumić szloch i weszłam w głąb pomieszczenia.

Zobaczyłam klęczącego Jaspera, który trzyma w ramionach Mayę oraz leżącego obok Daniela. Szatyn tuli ją i płacze. Serce zabolało mnie widząc w jakim mój przyjaciel jest stanie.
Uklękłam przy nich, a z oczu zaczęły płynąć mi słone łzy. Uniosłam dłoń by dotknąć blond włosów Daniela, ale szybko ją zabrałam. Spodziewał się, że to dobrze się nie skończy i zdążył się ze mną porzegnać, my olbo oni.

Jasper z zaczerwionymi i pełnymi bólu oczami spojrzał na mnie.

-Dlaczego?- załkał rozpaczliwie.

-Przepraszam, zawiodłam, ja...- nie wiem co właściwie powinnam mu teraz powiedzieć, nie dałam rady go ochronić, zawiodłam.

Wspomnienie

Dwóch starszych chłopców popchnęło na ścianę korytarza młodszego od siebie brązowowłosego chłopczyka.

-I co łamago, nadal jesteś taki odważny?- zapytał z kpiną w głosie jeden i kopnął szatyna.

-Zostawcie go!- na korytarz wyszła czarnowłosa dziewczynka w wieku szatyna siedzącego pod ścianą.

-A bo co nam zrobisz gówniaro?

-Zaraz zobaczycie.

Czarnowłosa zacisnęła mocno swoje piąstki i ruszyła na nich. Bez większego trudu zlała ich, ci w popłoch uciekli.
Dziewczynka podeszła do szatyna i wyciągnęła do niego dłoń, którą przyją i pomogła mu wstać.

-To było super.- powiedział z zachwytem szatyn.

-Dzięki.- powiedziała trochę zawstydzona.

-Jestem Jasper, a ty?

-Monel.

-Fajnie byłoby mieć taką przyjaciółkę, chciałabyś się ze mną przyjaźnić?- zapytał na co czarnowłosa energicznie potrząsnęła głową.

-Mam pomysł. Ja będę rozśmieszał cię i starał się aby smutek nigdy nie gościł w twoim życiu, a ty możesz...- chłopiec zastanowił się chwilę.

-Będę chronić cię przed cierpieniem.- zaproponowała niepewnie Monel.

-Świetnie. Żadne dupki więcej mi nic nie zrobią jak będę miał cię obok.- powiedział entuzjastycznie Jasper.- Będziemy na wzajem chronić się i  troszczyć się o siebie jak prawdziwi przyjaciele, to będzie nasza wspólna obietnica.

-Obiecuję.

-Obiecuję- złapli się za najmniejsze paluszki u ręki i w ten sposób zapięczętowali swoją przysięgę.

-Chodź, poznasz mojego przyjaciela Monty'ego. Na pewno go polubisz.- Jasper chwycił Monel za rączkę i pociągnął ją wzdłuż korytarza.

-Nie dotrzymałam obietnicy.- powiedziałam patrząc na rozpaczonego przyjaciela.

Do pomieszczenia weszli Monty, Bellamy i Clarke.

-Coś ty zrobiła?!-wydarł się na blondynkę.

-Nie mieliśmy wyjśća.

-Miałem zabić Cagea, potrzebowałem tylko jeszcze minuty.- rzekł rozpaczliwie Jasper.

-Oni by nie spoczeli.

-Jak mogłeś im na to pozwolić?- szatyn zapytał z żalem Monty'ego.

-Monel powinniśmy już iść.- podszedł do mnie Bellamy i chciał pomóc mi wstać.

-Zostaw mnie w spokoju.- odepchnęłam go.

~

Całą drogę do Arki szłam obok Jasper'a. Trzymałam go za ramię dodając otuchy i w ten sposób pokazując, że jestem przy nim. Spędziliśmy ten czas w ciszy, nie musieliśmy nic mówić bo rozumiemy się bez słów, a i tak żadne słowa nie potrafią wyrazić tego co oboje czujemy. Rozpacz, żal, zawiedzenie, ból.
Non stop czułam na sobie palące spojrzenie Bellamy'ego i gdy nasze spojrzenie się krzyżowały szybko odwracałam głowę w drugą stronę tylko po to by nie musieć na niego patrzeć. Dlaczego tak musiało się stać? Czemu zrobił to razem z Clarke?

Wysokie ogrodzenie pod napięciem ustawione jest wokół ogromnej budowli, stacji Alpha. Przez ten czas zdążyli się rozbudować i osiedlić.

Przydzielono nam pokoje. Mam mieć wspólny z jakąś dziewczyną, niewiem jaką, powiedzieli mi jedynie gdzie mam się udać.

Otworzyłam metalowe drzwi wchodząc do pokoju, w którym zastałam odwróconą do mnie tyłem szatynkę w wysokim kucyku. Gdy usłyszała jak weszłam odwróciła się do mnie. Raven. Co jak co, ale ten dzień chyba już nie może być jeszcze gorszy niż w tej chwili.

-Tego to się nie spodziewałam.- skomentowałam.- Wiedziałaś?

-Tak.- odpowiedziała ostrożnie jakby bojąc się mojej reakcji, nic dziwnego ostatnio gdy się widziałyśmy przywaliłam jej w twarz.

Zapanowała między nami napięta cisza.

-Przepraszam za tamto. Byłam zła na Finna i... chciałam jakoś to odreagować, to był błąd. A teraz on nie żyje.- powiedziała przybita.

-Rozumiem. I przykro mi z powodu Finna- powiedziałam szczerze.- I ja również przepraszam.- spojrzała na mnie zaskoczona.- To nie twoja wina, Bellamy powinien wtedy oberwać nie ty.

-Czyli że między nami jest w porządku?

-Tak, myślę że tak.- powiedziałam, a po chwili Raven mnie przytuliła, odwzajemniłam gest.

-Dobrze widziec cię całą. Tu są twoje rzeczy.- szatynka wskazała łóżko przy ścianie, podeszłam tam.

Na pościeli leży książka od Clarke, mój łuk, moja kurtka po tacie i jeszcze kilka mniej ważnych rzeczy. Jakim cudem one przetrwały i kto je tu przyniósł?

-Bellamy przyniósł je z naszego starego obozowiska.- powiedziała jakby czytając mi w myślach.

Zdjęłam z szyi kryształ od Daniela i położyłam go na szafce obok łóżka, na którym usiadłam.

-Fajny kamyk.- powiedziała z uśmiechem Raven.

-Fajna proteza.- wskazałam głową żelastwo na jej nodze. Szatynka zaśmiała się smutno.

-Pamiątka po postrzale od Murphy'ego. Noga jest całkowicie sparaliżowana.

-Przykro mi.

-Da się przeżyć.

Odłożyłam rzeczy na szafkę by móc położyć się swobodnie na swoim nowym łóżku.
Przymknęłam powieki i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Dzisiejszy dzień kosztował mnie mnóstwo nerwów, ostatnie dni również. Ale ten dzisiejszy zamknął w moim życiu pewien rozdział. Już nie jestem kryminalistką z Arki, Ziemia zmieniła mnie. I nie tylko mnie, każdy z nas przeszedł tu wiele i wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec zmagań o przetrwanie. Narazie jest spokój, ale jak długo on będzie trwał?

...

Jak wam się podoba? 😀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro