36. Decyzja
-Nie mogę wam na to pozwolić.- powiedziałam celując w ich stronę.
-Monel co ty wyprawiasz?- zapytał z niepokojem Bellamy.
-Nie możecie. Nie chcę by cierpiał. Błagam, nie róbcie tego.- poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach, a głos się załamuje.- Jeśli ona zginie... Obiecałam mu... Proszę.
-Jeżeli tego nie zrobimy zabiją naszych, dobrze o tym wiesz. Oni nigdy nie przestaną. Przykro mi.- powiedziała z żalem Clarke.
Opuściłam bezradna broń.
-To wasza decyzja.- powiedziałam patrząc z bólem na Bellamy'ego.- A to moja.- powiedziałam i podbiegłam do drzwi otwierając je.
-Monel! Poczekaj!- krzyknął za mną Ballamy gdy wybiegłam na korytarz gdzie zastałam Emersona. Postrzeliłam go niepatrząc czy żyje czy nie i pobiegłam jak najszybciej w stronę jadalni.
Ustałam w progu wejścia zastając okropny widok. Wszyscy leżą martwi. Zakryłam ręką usta by stłumić szloch i weszłam w głąb pomieszczenia.
Zobaczyłam klęczącego Jaspera, który trzyma w ramionach Mayę oraz leżącego obok Daniela. Szatyn tuli ją i płacze. Serce zabolało mnie widząc w jakim mój przyjaciel jest stanie.
Uklękłam przy nich, a z oczu zaczęły płynąć mi słone łzy. Uniosłam dłoń by dotknąć blond włosów Daniela, ale szybko ją zabrałam. Spodziewał się, że to dobrze się nie skończy i zdążył się ze mną porzegnać, my olbo oni.
Jasper z zaczerwionymi i pełnymi bólu oczami spojrzał na mnie.
-Dlaczego?- załkał rozpaczliwie.
-Przepraszam, zawiodłam, ja...- nie wiem co właściwie powinnam mu teraz powiedzieć, nie dałam rady go ochronić, zawiodłam.
Wspomnienie
Dwóch starszych chłopców popchnęło na ścianę korytarza młodszego od siebie brązowowłosego chłopczyka.
-I co łamago, nadal jesteś taki odważny?- zapytał z kpiną w głosie jeden i kopnął szatyna.
-Zostawcie go!- na korytarz wyszła czarnowłosa dziewczynka w wieku szatyna siedzącego pod ścianą.
-A bo co nam zrobisz gówniaro?
-Zaraz zobaczycie.
Czarnowłosa zacisnęła mocno swoje piąstki i ruszyła na nich. Bez większego trudu zlała ich, ci w popłoch uciekli.
Dziewczynka podeszła do szatyna i wyciągnęła do niego dłoń, którą przyją i pomogła mu wstać.
-To było super.- powiedział z zachwytem szatyn.
-Dzięki.- powiedziała trochę zawstydzona.
-Jestem Jasper, a ty?
-Monel.
-Fajnie byłoby mieć taką przyjaciółkę, chciałabyś się ze mną przyjaźnić?- zapytał na co czarnowłosa energicznie potrząsnęła głową.
-Mam pomysł. Ja będę rozśmieszał cię i starał się aby smutek nigdy nie gościł w twoim życiu, a ty możesz...- chłopiec zastanowił się chwilę.
-Będę chronić cię przed cierpieniem.- zaproponowała niepewnie Monel.
-Świetnie. Żadne dupki więcej mi nic nie zrobią jak będę miał cię obok.- powiedział entuzjastycznie Jasper.- Będziemy na wzajem chronić się i troszczyć się o siebie jak prawdziwi przyjaciele, to będzie nasza wspólna obietnica.
-Obiecuję.
-Obiecuję- złapli się za najmniejsze paluszki u ręki i w ten sposób zapięczętowali swoją przysięgę.
-Chodź, poznasz mojego przyjaciela Monty'ego. Na pewno go polubisz.- Jasper chwycił Monel za rączkę i pociągnął ją wzdłuż korytarza.
-Nie dotrzymałam obietnicy.- powiedziałam patrząc na rozpaczonego przyjaciela.
Do pomieszczenia weszli Monty, Bellamy i Clarke.
-Coś ty zrobiła?!-wydarł się na blondynkę.
-Nie mieliśmy wyjśća.
-Miałem zabić Cagea, potrzebowałem tylko jeszcze minuty.- rzekł rozpaczliwie Jasper.
-Oni by nie spoczeli.
-Jak mogłeś im na to pozwolić?- szatyn zapytał z żalem Monty'ego.
-Monel powinniśmy już iść.- podszedł do mnie Bellamy i chciał pomóc mi wstać.
-Zostaw mnie w spokoju.- odepchnęłam go.
~
Całą drogę do Arki szłam obok Jasper'a. Trzymałam go za ramię dodając otuchy i w ten sposób pokazując, że jestem przy nim. Spędziliśmy ten czas w ciszy, nie musieliśmy nic mówić bo rozumiemy się bez słów, a i tak żadne słowa nie potrafią wyrazić tego co oboje czujemy. Rozpacz, żal, zawiedzenie, ból.
Non stop czułam na sobie palące spojrzenie Bellamy'ego i gdy nasze spojrzenie się krzyżowały szybko odwracałam głowę w drugą stronę tylko po to by nie musieć na niego patrzeć. Dlaczego tak musiało się stać? Czemu zrobił to razem z Clarke?
Wysokie ogrodzenie pod napięciem ustawione jest wokół ogromnej budowli, stacji Alpha. Przez ten czas zdążyli się rozbudować i osiedlić.
Przydzielono nam pokoje. Mam mieć wspólny z jakąś dziewczyną, niewiem jaką, powiedzieli mi jedynie gdzie mam się udać.
Otworzyłam metalowe drzwi wchodząc do pokoju, w którym zastałam odwróconą do mnie tyłem szatynkę w wysokim kucyku. Gdy usłyszała jak weszłam odwróciła się do mnie. Raven. Co jak co, ale ten dzień chyba już nie może być jeszcze gorszy niż w tej chwili.
-Tego to się nie spodziewałam.- skomentowałam.- Wiedziałaś?
-Tak.- odpowiedziała ostrożnie jakby bojąc się mojej reakcji, nic dziwnego ostatnio gdy się widziałyśmy przywaliłam jej w twarz.
Zapanowała między nami napięta cisza.
-Przepraszam za tamto. Byłam zła na Finna i... chciałam jakoś to odreagować, to był błąd. A teraz on nie żyje.- powiedziała przybita.
-Rozumiem. I przykro mi z powodu Finna- powiedziałam szczerze.- I ja również przepraszam.- spojrzała na mnie zaskoczona.- To nie twoja wina, Bellamy powinien wtedy oberwać nie ty.
-Czyli że między nami jest w porządku?
-Tak, myślę że tak.- powiedziałam, a po chwili Raven mnie przytuliła, odwzajemniłam gest.
-Dobrze widziec cię całą. Tu są twoje rzeczy.- szatynka wskazała łóżko przy ścianie, podeszłam tam.
Na pościeli leży książka od Clarke, mój łuk, moja kurtka po tacie i jeszcze kilka mniej ważnych rzeczy. Jakim cudem one przetrwały i kto je tu przyniósł?
-Bellamy przyniósł je z naszego starego obozowiska.- powiedziała jakby czytając mi w myślach.
Zdjęłam z szyi kryształ od Daniela i położyłam go na szafce obok łóżka, na którym usiadłam.
-Fajny kamyk.- powiedziała z uśmiechem Raven.
-Fajna proteza.- wskazałam głową żelastwo na jej nodze. Szatynka zaśmiała się smutno.
-Pamiątka po postrzale od Murphy'ego. Noga jest całkowicie sparaliżowana.
-Przykro mi.
-Da się przeżyć.
Odłożyłam rzeczy na szafkę by móc położyć się swobodnie na swoim nowym łóżku.
Przymknęłam powieki i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Dzisiejszy dzień kosztował mnie mnóstwo nerwów, ostatnie dni również. Ale ten dzisiejszy zamknął w moim życiu pewien rozdział. Już nie jestem kryminalistką z Arki, Ziemia zmieniła mnie. I nie tylko mnie, każdy z nas przeszedł tu wiele i wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec zmagań o przetrwanie. Narazie jest spokój, ale jak długo on będzie trwał?
...
Jak wam się podoba? 😀
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro