Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Oh, kłopoty


Wróciłam do pokoju i przekazałam reszcie wiadomość od Monty'ego.

-Złapali go i co teraz?- zapytałam.

-Nie wiem, musimy coś wymyśleć.- powiedział przybity Jasper.

~

Minęły dwa dni. Mam dosyć czekania. Moi przyjaciele gdzieś tam są i robią im okropne rzeczy. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie. Jasper też tak uważa ale jest znacznie zdesperowany niż ja i martwię się o niego.

-I co? Pójdziesz do prezydenta i mu zagrozisz, to szaleństwo.- powiedziałam do Jaspera. On nic sobie nie robi z moich słów i dalej idzie przed siebie. Złapałam go za ramię, zatrzymaliśmy się. Spojrzałam mu w oczy, są zaszklone i pełne bólu.

-Monty to też mój przyjaciel, dobrze o tym wiesz, ty również dlatego nie rób nic głupiego. Nie chcę by tobie też się coś stało.

-Więc co? Mam zostawić to w spokoju.

-Nie. Zrobimy to razem.- powiedziałam wysilając się na delikatny uśmiech, który Jasper odwzajemnił.

We dwoje ruszyliśmy w stronę gabinetu prezydenta Dantego.

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, przed którymi stoi strażnik. Na szczęście gdy powiedzieliśmy, że chcemy porozmawiać z prezydentem bez problemu nas wpuścił.
Dante spojrzał na nas i uśmiechnął się przyjaźnie.

-Witajcie, co was do mnie sprowadza?

-Od paru dniu nie ma naszych przyjaciół, Harper i Monty'ego. Gdzie oni są?- zapytałam szorstko.

-Nie wiem o czym mówicie.- Dante podniósł się z fotela i zrobił krok w naszą stronę.

-Dość kłamstw!- wybuchnął złością Jasper, chwycił za miecz leżący na szafce i ostrą końcówkę przyłożył go do gardła Dantego.- Kłamałeś o rozbitkach z Arki, że nikogo nie znaleźliście, o wypadku Mayi i również o Clarke.- powiedział desperacko, oczy mu się zaszkliły.

-Jasper.- podeszłam do przyjaciela. Właśnie o taką głupotę mi chodziło.

-Nie rozumiesz, ciągle nas okłamują!- wykrzyknął.

-W tych sprawach kłamałem, ale uwierzcie mi na słowo, że nie mam nic wspólnego z zniknięciem waszych przyjaciół.- powiedział spokojnie Dante.

-I niby mamy Ci uwierzyć?!

Nagle Dante zabrał miecz Jasper'owi i tym razem on przyłożyć mu ostrze do szyi.

-Proszę niech Pan nie robi mu krzywdy.- powiedziałam błagalnie.

-Nie chcę waszej krzywdy.- prezydent odłożył miecz na miejsce. Podeszłam do Jaspera i chwyciłam go za ramię.

-Nic ci nie jest?-zapytałam cicho.

-Jestem cały.

- Sierżancie Spik.- powiedział, a do pomieszczenia wszedł mężczyzna, który pilnował drzwi.- Poszukaj mojego syna i doktor Tsing.- rozkazał, a mężczyzna po chwili wyszedł.

-Chodźmy poszukać waszych przyjaciół.- zwrócił się do nas.

~

Za prezydentem weszliśmy do obskurnego pomieszczenia gdzie na środku na łóżku leży związana Harper, a przy niej stoi syn prezydenta i doktorka Tsing trzymając w ręce wiertło. Po prawej znajdują się klatki, w której jednej z nich jest Monty.

-Odsuncie się od niej.- rozkazał Dante. A strażnicy, którzy tu z nami przyszli podeszli do tej dwójki i zaczęli ich wyprowadzać.

Jasper podbiegł do zamknętego Monty'ego, a ja do Harper. Zaczęłam odpinać pasy i pomogłam jej zejść z łóżka. Objęła mnie mocno i zaczęła płakać.

-Spokojnie nic ci już nie grozi.- zaczęłam pocieszać dziewczynę. Jest osłabiona i kiepsko wygląda.

-Idźcie do reszty i zacznijcie się pakować. Wracacie do domu.- zwrócił się do nas Dante.

~

Wróciliśmy do pokoju i opowiedzieliśmy reszcie dlaczego musimy się pakować oraz czemu odejść.

-Cały czas nas okłamywali.- powiedział Jasper.

-Lepiej się pakujmy za nim zmienią zdanie, szybko.- ponagliłam, a wszyscy rozeszli się i zaczęli pakować swoje rzeczy.

Zauważyłam, że Harper ledwo stoi i szybko do niej podeszłam. Chwyciłam ją pod ramię w ostatniej chwili zanim upadłaby na ziemię.

-Hej, mam cię.- pomogłam jej usiąść na łóżku.

-Nie wierzę, że to już koniec.- powiedziała słabym głosem.

- Ja również. Pomogę ci się spakować.- zaproponowałam.- A ty odpocznij chwilę będziesz porzebowała sił do podróży.- posłałam jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła, zgodziła się na mój pomysł.

Nagle drzwi do naszego pokoju, w którym aktualnie jesteśmy zostały zamknięte. Wstałam gwałtownie, reszta też. Jasper podbiegł do drzwi i zaczął w nie walić krzycząc aby nas wypuścili.

O co chodzi? Przecież Dante pozwolił nam odejść, ale najwyraźniej coś się zmieniło.
Oh, teraz to dopiero mamy kłopoty.

Podeszłam do Jaspera i spojrzałam przez szklane okienko w drzwiach, przy których po zewnętrznej stronie stoją mundurowi.
Zauważyłam, że po drugiej stronie stoi Maya z jakimś strażnikiem, który stoi tyłem i rozmawia z brunetką. Ma na głowie czapkę dlatego ciężko mi stwierdzić jak wygląda, oprócz tego że ma ciemne włosy. Nie wiem czemu ale przypomina mi Bellamy'ego.
Spojrzał ukradkiem w moją stronę i gdy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się w ten sposób jaki zawsze robi Bellamy.
Odsunęłam się na krok od drzwi. Nie mogę uwierzyć to przecież Bellamy?!
Ale jak to? Czemu jest w stroju strażnika i gdzie jest Clarke?

...


Mam nadzieję że się wam podoba😆

Miło by było gdybyście zostawili komentarz albo gwiazdę, to bardzo motywuje 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro