Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Szukajmy


Oparłam głowę o metalową rurę od łóżka. Mam już dosyć oddawania krwi i nie tylko ja jestem tego zdania.

-Mam dosyć wymiotów.- żachnęła Harper.

-A ja igieł.- dodał Miller opierając się o moje ramię. Zmarszczyłam brwi zirytowana.

-Nie jestem poduszką.- fuknęłam.

-Ale jesteś wygodna.- popchnęłam go, a on plecami upadł na łóżko. Reszta zaśmiała się.

-Ej, było mi wygodnie.- spowrotem usiadł prosto.

-Lepiej sobie na takie rzeczy nie pozwalaj, jeszcze Bellamy się dowie i będzie zazdrosny. Wtedy będziesz przed nim uciekał i odechce ci się robienia z Monel poduszki.- powiedział robawiony Jasper.

-Spokojnie, mi nic nie grozi, Monel nie jest w moim typie.

-Oh, czuję się urażona.- teatralnie złapałam się za serce udając że mnie to zabolało, ale po chwili parsknęłam śmiechem, a reszta mi zawtórowała.

-Wszyscy wiedzą o mojej orientacji.- dodał Miller. Otarłam łzę od śmiechu.

-I tak Bellamy nic by ci nie zrobił, wątpię bym go obchodziła.- drugą część zdania powiedziałam dość cicho i spuściłam głowę w dół.

-Głupoty gadasz, nawet ślepy by zobaczył, że między wami coś jest. Wszyscy to widzą.- powiedział Jasper.

-Co niby?

Parskneli śmiechem, a ja zrobiłam zdezorientowaną minę.

-Nie udawaj, że nie wiesz.- dodał Miller szturchając mnie w ramię, a ja poczułam gorąco na policzkach.- Ooo, rumieni się.

-Dobra, przestańcie.

-Właśnie za takimi beztroskimi momentami tęsknię. My wszyscy razem, żarty, nie myślimy o tym jak przetrwać kolejny dzień.- powiedziała smęnie Harper. Wszyscy spoważnieliśmy, a uśmiechy zniknęły nam z twarzy. Zrobiło się cicho i nieprzyjemnie, no prawie cicho bo w tle gra muzyka i inni rozmawiają między sobą.

-Musimy zyskać jak najwięcej czasu.- przerwał ciszę Jasper i powrócił do tematu, do którego nikt nie ma ochoty wracać i rozmawiać o tym.

-I po co? Równie dobrze możemy dać się zabić próbując stąd uciec.- prychnął Miller.

-Po ucieczce Clarke nie mamy szans. Musimy zaczekać aż po nas wróci.- Miller'owi nie przypadło do gustu zdanie Monty'ego.

-A jak nie wróci. Co jeśli nie żyje, a oni chcą zatuszować jej śmieć, nikt nie przyjdzie, a oni dostaną to co chcieli.- zaczęła panikować Harper.

-Wróci, tego jestem pewna i na pewno nie tuszują jej śmierci.- ufam Danielowi i wiem że nie oszukałby mnie w tak ważnej sprawie.- Nie możemy się poddawać i musimy wierzyć, że jakoś się wszystko ułoży.- zaczęłam ich pocieszać, równocześnie siebie też bo coraz częściej dopadają mnie depresyjne myśli i fakt, że ten bunkier będzie naszym grobem. Niezbyt pozytywne podejście, ale jakie mogę mieć? Że Bellamy przybędzie tu na białym rumaku, w lśniące zbroi, zabije smoka i uratuje mnie z wieży jak rycerz księżniczkę? Zaśmiałam się w myślach za swoje żałosne myśli. Nie jestem księżniczką i pędzej sama bym zagieła kieckę, zabiła smoka i spierdzieliła z głupiej wieży niż czekać nie wiadomo ile na księcia z bajki.
Spróbowałabym uciec z Mount Weather ale co byłoby z moimi przyjaciółmi? Nigdy bym ich nie zostawiła, są moją rodziną, jedyną jaką mam. Ale skoro na razie nie możemy wydostać się to zróbmy coś innego, dowiecmy się prawdy.

-Ucieknijmy.- zaproponował po chwili Miller.

-Nie, mam lepszy plan. Dowiemy się prawdy. W końcu jesteśmy kryminalistami więc powęszmy trochę.- powiedziałam cwaniacko się uśmiechając, a reszcie spodobał się mój pomysł.

~

Razem z Monty'm próbujemy otworzyć drzwi do gabinetu prezydenta, reszta stoi na straży i obserwuje korytarz. Kamery prowadzące do gabinetu Dantego zostały wyłączone przez Mayę i Daniela aby nikt nas nie przyłapał.

-Pośpieszcie się.- ponaglił nas Jasper.

-Myślisz, że gdyby to było takie proste to nadal byśmy nad tym ślęczeli. Musimy obejść system żeby nie włączył się alarm i nie dowiedzieli się co robimy.- warknęłam zirytowana.

-Sorry- szatyn podniósł ręce w obronnym geście.- Po prostu nie chcę aby nas złapali na gorącym uczynku.

-Nie tylko ty.- dodałam.

Udało się, drzwi się otworzyły.

-Zuch gamonie.- powiedział Jasper gdy podszedł do nas i poczochrał nam obojgu włosy.

-Sam jesteś gamoń.- szturchnęłam go w ramię szczerze się uśmiechając.

-Racja, nasz gamoń.- powiedział Monty.

-Trio gamoniów.- powiedział Jasper.

Weszliśmy do środka, a Harper została na korytarzu aby w razie czego nas uprzedzić byśmy mogli szybko uciec.
Muszę przyznać, że Dante ma całkiem fajny gabinet, elegancko ozdobiony.

Jasper ustał przy drzwach, Miller zaczął grzebać w szafkach jako nasz złodziej, a ja z Montym zabraliśmy się za schakowanie komputera leżącego na biurku. Otworzyłam go, a na monitorze pojawiło się okienko do wpisania hasła.

-No to do roboty.- pstryknęłam palcami i zaczęłam wpisywać różne wzory kodów na klawiaturze. Monty stoi przy mnie i podpowiada mi.

-Ej spójrzcie, całkiem niezły.- powiedział zafascynowany Jasper. Spojrzeliśmy na niego, trzyma w dłoni miecz i nim wymachyje.

-Odłuż to bo jeszcze zrobisz sobie kuku.- powiedziałam jak do małego dziecka.

-Bez przesady.- chciał odłożyć miecz, ale końcem zachaczył o stojący na szafce wazon. I gdyby nie złapał go w ostatniej chwili narobił by hałasu, który mógłby kosztować nas złapanie na gorącym uczynku.

-Serio?- zapytałam sarkastycznie.

-Już będę grzeczny.- uśmechnał się niewinnie i odłożył rzeczy.

Wróciłam do hakowania komputera.

-Mam coś.- powiedział Miller wyjmując jakieś papiery z szuflady. W tym samym czasie udało nam się złamać hasło i dostać się do zawartości laptopa.

-Ja mam chyba coś lepszego.- powiedziałam patrząc na ekran, na którym wyświetliły się zdjęcia ludzi z Arki, obozu, który zrobili i stacji Alpha, którym przylecieli. Chłopcy podeszli do nas.

-Udało im się wylądować, nie jesteśmy teraz sami.- powiedział radośnie Jasper. Spojrzeliśmy na siebie na wzajem uśmiechając się.

Ta wiadomoś to prawdziwy cud. Nasi ludzie wylądowali, a przynajmniej część z nich bo niewiadomo jak z innymi stacjami, czy tam też ktoś przeżył. Teraz na pewno ktoś po nas przyjdzie, wierzę że Clarke udało się do nich dotrzeć. Mamy szansę.

~

Wróciliśmy do siebie. Miller'owi udało się znaleźć inne schematy góry niż te, które dostaliśmy na początku. Szukamy na nich jakiś możliwych wyjść albo czegokolwiek co by pomogło w przyszłej ucieczce.

-Jeśli Alpha doleciała to reszta stacji możliwe że też.- rzekł z nadzieją Monty.- Jest szansa.

-Na pewno, będziesz mógł zobaczyć rodziców.- położyłam mu rękę na ramieniu.

-Mój tata jest z Alphy.- powiedział Miller.- Niezły paradoks, tata był szefem straży, a ja kradnę.- dodał trochę przygnębiony.

-Jesteś świetnym złodziejem.- powiedziałam z uśmiechem.

-Dzięki.- odwzajemnił gest.

-Nie ma sprawy.- uderzyłam go przyjacielsko w ramię. Ten prychnął rozbawiony i rzucił się na mnie chcąc mnie połaskotać. Zrobiłam unik i szybko weszłam na piętrowe łóżko.

-I tak tam cię dorwę.- chciał wspiąć się po drabince na górę ale pytanie Jaspera, który dopiero co przyszedł zatrzymało go.

-Widzieliście Harper?- zapytał z niepokojem.

-Ostatni raz widziałem ją jak byliśmy w gabinecie prezydenta, pilnowała na korytarzu.- odpowiedział Monty.

-Ja też.- dodał Miller, a ja przytaknęłam że ja również.

-No to mamy kłopot.- podsumowałam szatyn.

...

Mam nadzieję że się wam podoba😉

Było by miło gdybyście zostawili gwiazdkę albo komentarz, to bardzo motywuje 😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro