27. Ochotnicy
Minęło trzy dni. Jasper przez ten czas rzygał jak kot ale już mu przeszło i w końcu mógł wyjść z odziału medycznego. Ludzie z gór uważają go za bohatera, w końcu uratował Mayę, nie każdy byłby w stanie poświęcić się dla kogoś. Też tak myślę, ma lwie serce.
Wiem też jak to jest z poświęceniem dla osoby, która jest dla ciebie ważna, jesteś gotów zrobić dla niej wszystko, nawet oddać własne życie. Ale gdy ta osoba odejdzie, wtedy zabiera ze sobą cząstkę ciebie, bez niej wszystko traci sens, świat już nie jest piękny tak jak wtedy gdy poznasz tą osobę.
~
-Jak możesz nakłaniać nas do czegoś takiego?!- zapytał ktoś z tłumu, a reszta zaczęła szemrać między sobą jak bardzo im się to nie podoba.
Gdy Jasper wrócił zaczął nas namawiać abyśmy jako ochotnicy zgłaszali się by oddawać krew i ratować ludzi z gór. Tyle że naszym ten pomysł nie przypadł do gustu, a zwłaszcza skutki uboczne.
-Pomyślcie co dla oni nas zrobili, schronienie, ciuchy...- zaczął znowu namawiać wszystkich Jasper gestykulując przy tym.
-Co ty robisz? Od kiedy dla nich pracujesz?- zapytał niedowierzając Monty.
-Chcę po prostu im się jakoś odwdzięczyć za wszystko. Wy też możecie to zrobić zgadzając się na zabieg.
-Nie dzięki. Nie mam ochoty rzygać przez trzy dni.- powiedział Miller. Reszta go poparła i zaczeli się rozchodzić aby zająć się swoimi sprawami.
-Poczekajcie...
-Przestań, nie namówisz ich.- podeszłam do Jaspera, który przetarł twarz dłonią, nie potrafi ich przekonać. Szczerze to też nie mam ochoty być ochotnikem, wbijanie igieł i obca krew w moim organiźmnie nie brzmi zachęcająco więc nie dziwię się reakcji reszty.
Podeszła do nas Maya z zeszytem.
-Hej, idziecie na obiad? Dziś ma być pizza.- mówi poddenerwowana. Pokazuje nam kartkę w zeszycie, na której pisze Zachowujcie się normalnie, jest tu podsłuch.
Spojrzeliśmy na siebie na wzajem z przestrachem. No dobra trzeba udawać.
-Jasne, już idziemy.- odpowiadam dziewczynie.
Maya pospiesznie prowadzi nas korytarzem, którym jeszcze nie szłam i rozgląda się sprawdzając czy nikogo nie ma.
Wchodzimy przez stalowe drzwi do jakiegoś pomieszczenia, w którym zastaliśmy opartego o półkę z metalowymi gratami Daniela.
-Nikt was nie widział?- zapytał Mayę.
-Nie.- odpowiedziała krótko i gdy wszyscy weszliśmy zamknęła drzwi.
-Mamy mało czasu, ale tu możemy porozmawiać.- mówi do nas Daniel.
-O czym? Co się dzieje?- pytam coraz bardziej zestresowana.
-Przepraszam.- wypala nagle Maya, a jej oczy zaszkliły się.
-Za co?- pyta zmartwiony Jasper.
-Napromieniowali ją specjalnie. Ani ja ani ona o tym nie wiedzieliśmy.- doddał Daniel.
-Że co proszę?! Clarke miała rację, nie można im ufać. Specjalnie to zrobili aby dostać twoją krew.- powiedział zdennerwowany Monty.
-Monty ma rację. Standardowe leczenie nie ma dostępu do twojej krwi, chcieli spróbować czegoś nowego.- rzekł Daniel.
-A jakie jest standardowe?- zapytałam, choć boję się dostać odpowiedź.
Daniel wskazał okno z metalowymi kratami. Podeszliśmy do niego i spojrzeliśmy przez nie. Zszokowana zasłoniłam usta ręką. Z tego okna widać ogromną salę z mnóstwem klatek, w której siedzą zamknięci ziemianie i mają na sobie białe materiały.
-To sala żniw.- rzekł smętnie Daniel.
-Dlaczego nam to pokazujecie?- pytam.
-Bo się boimy.- odpowiada blondyn.
-Czego?- pyta Jasper.
-Że was spotka to samo.- mówi Maya ledwo powstrzymując się od płaczu.
-Każdy w Mount Weather o tym wie. Ale nierozawiamy o tym i niezadajemy pytań.
-Musimy uciekać. Dante mówił, że możemy wyjść jeśli chcemy.- powiedział Jasper z nikłą nadzieją.
-Wątpię by to było nadal aktualne. Nasza krew ich uzdrawia, nie sądzę by dobrowolnie nas wypuścili.-rzekłam. Teraz to dopiero mamy przerąbane. Clarke miała rację.
-Więc spróbujemy uciec.- zaproponował Monty.
-A co z resztą naszych? Nie zostawię ich na pewną śmierć.- rzekł Jasper.
-Nie da rady. Po ucieczce Clarke wzmocnili straż, są teraz czujniejsi.
-Więc co teraz?
-Musimy zgłaszać się na ochotnika, tak zdobęciemy trochę czasu.- zaproponowałam.
-Lepiej już wracajmy bo jeszcze ktoś nas tu nakryje.- powiedziała Maya.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia. Daniel złapał mnie za ramię i zatrzymał, reszta już wyszła.
-Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem.
-Wierzę ci.- zapewniłam go, zauważyłam ulgę na jego twarzy.
-Niepozwolę cię skrzywdzić i twoich przyjaciół również.- powiedział z determinacją. Przytuliłam się do niego.
Mam nadzieję że wszystko jakoś się uda, że nie skończymy jak szczury laboratoryjne.
~
Pierwszy na ochotnika zgłosił się Monty później ja mam iść.
Teraz siedzimy w pokoju. Tylko zaufanj ludzie czyli ja, Jasper, Miller, Harper i Monty, który niezbyt dobrze się czuje po zabiegu. Włączyliśmy głośno muzykę aby w ten sposób zagłuszyć podsłuch w naszym pokoju. Rozmawiamy o zaistniałej sytuacji w jakiej się znajdujemy.
-Zyskaliśmy trochę czasu ale potrzebujemy ochotników z zaufanych ludzi.- mówi Jasper.
-A ile czasu trzeba zapewnić?- pyta się Miller.
-To zależy od Clarke.- rzekłam.
-Nie wiemy czy żyje.- powiedziała z niepewnością Harper.
-Na pewno, musimy wytrwać.
-Lepiej niech się streszcza zanim nas wszystkich zamkną do klatek i skończymy jak szczury doświadczalne.- powiedział Nathan.
-Trochę optymizmu Miller. Jak się czujesz Monty?- zapytałam azjatę. Martwię się, jest blady.
-Chce mi się rzygać, ale daję radę.-posłał mi słaby uśmiech, a Miller poklepał bruneta po ramieniu.
Musimy jakoś przetrwać. Oby Clarke przybyła z odsieczą jak najszybciej.
Jednak Mount Weather ma sekrety, tylko czemu muszą być takie okrutne i na naszą niekorzyść. Wykorzystują krew ziemian do swoich chorych badań aby móc uodpornić się na promieniowanie. Ale teraz chcą też nas bo my lepiej je znosimy. A co jeśli ona może im nie starczyć i będą chcieli czegoś innego, na przykład szpiku kostnego i go sobie będą wstrzykiwać? Pobieranie go bez znieczulenia jest cholernie bolesne, z wyczerpania i bólu w katuszach można umrzeć.
...
Mam nadzieję że się wam podoba😁
Zachęcam do głosowania albo zostawienia komantarza, to bardzo motywuje 😇😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro