26. Zniknęła
Jesteśmy w jadalni i czekamy na Mayę, Jasper poprosił ją aby spytała się co stało się z Clarke.
-Hej, Monel ty nas w ogóle słuchasz?- Monty pomachał mi przed twarzą ręką.
-Co?- otrząsnęłam się i spojrzałam zdezorientowana na przyjaciół.
-Kiepsko wyglądasz. Stało się coś?- zapytał z troską Jasper.
-Jest dobrze, to tylko głupi sen.- wysiliłam się na lekki uśmiech i udałam że wszystko jest w porządku i wcale mnie to nie dręczy.
-Na pewno? Pamiętasz zdarzały ci się nieprzyjemne sytuacje z koszmarami. Miałaś później problemy z spaniem, bałaś się że ponownie wrócą.
-Pamiętam i nie chcę tego wspominać, okay?- powiedziałam lekko zirytowana. Chłopcy zrozumieli i przestali drążyć temat.
Nie lubię wspominać tych zdarzeń. Od małego dziecka nie lubiłam spać w nocy sama. Pogorszyło się to po śmierci rodziców gdy trafiłam do pudła. Miałam z nimi koszmary. Najgorzej było na początku mojej odsiadki, byłam wtedy sama w celi. Z czasem stopniowo przestały mnie dręczyć bo nie winiłam się tak bardzo jak na początku, że śmierć rodziców była moją winą. W snach śnili mi się i obwiniali mnie o swoją śmierć, właściwie to była częściowo moja wina, w nieodpowiednim momencie dałam ponieść się emocjom. Jasper i Monty pomogli mi jakoś z tego wyjść, ale całkowicie nie zniknęło.
Jeszcze trochę siedzieliśmy tylko we trójkę aż w końcu podeszła do nas Maya.
-I co, wiesz coś?- zapytał ją Jasper uśmiechając się do dziewczyny, która odwzajemniła gest i usiadła przy szatynie.
-Podobno Clarke przeszła jakieś załamanie. Wyrwała sobie szwy aby się skrzywdzić. Jest teraz na oddziale na obserwacji. Za kilka dni będzie można ją odwiedzić.- zauważyłam żal na jej twarzy, najwyraźniej przykro jej jest z powodu Clarke choć blondynka gdy pierwszy raz się spotkały źle ją potraktowała.
-Rany, a ja nazwałem ją wariatką.- spojrzałam na Jasper'a, który poczuł się po części winny bo może gdyby nie naskoczył na Griffin to nic złego może by się jej nie stało.
-Przestań, to nie twoja wina.- pocieszyła go brunetka chwytając za jego dłoń, uroczy widok.
Spojrzałam na Monty'ego, jego mina świadczy, że nie jest co do słów Mayi przekonany, wręcz nawet jej nie wierzy. Nawet dla mnie coś tu nie gra. To nie pasuje do Clarke, może chciała sprawdzić coś na oddziale medycznym, a tam mogą przebywać pacjenci i personel. Przypomniałam sobie że przecież Clarke wspominała o tym, że chce porozmawiać z żołnierzem, który był na patrolu i został skażony, a jego partnera zabili niby ziemianie. Może specjalnie się zraniła aby dostać się do skrzydła medycznego, gdzie on się leczy i móc z nim porozmawiać. To brzmi logicznie.
Monty wstał nagle od stołu i poszedł sobie, ja ruszyłam za nim aby powiedzieć swoje poderzenia oraz oddalić się aby żaden człowiek z gór nie był świadkiem naszej rozmowy, tak na wszelki wypadek gdyby prawdą okazało się, że nie mają dobrych zamiarów w stosunku do nas.
~
Jestem w pokoju. Minęło dwa dni od zniknięcia Clarke. Nie chcę mi się wierzyć że niby oszalała i teraz jest pod obserwacją. Pchwilę temu Jasper został wezwany przez prezydenta Dantego do swojego gabinetu. To kolejny powód, że chyba jednak coś tu złego się dzieje bo niby czego on chce od szatyna.
Ociążale uniosłam głowę i spojrzałam zniecierpliwiona w stronę wyjścia, jestem ciekawa czego chciał od Jasper'a Dante. Ale zamiast szatyna zobaczyłam Daniela, stoi oparty o framugę drzwi. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały blondyn gestem ręki nakazał abym do niego przyszła. Wstałam szybko z łóżka i do niego podeszłam.
-Udawaj, że wszystko jest w porządku.- szepną mi na ucho zanim zapytałam czemu do mnie nie podszedł tylko stał i najwyraźniej czekał aż sama go zauważę. Wyszliśmy na korytarz. Zatrzymaliśmy się przy ścianie. On nerwowo ale dyskretnie rozejrzał się po korytarzu.
-Clarke nie jest na odziale medycznym.- powiedział cicho.
-Co?!
-Ciszej.
-Co się dzieje?- zapytałam spanikowana, to mi się nie podoba. Czemu mnie ucisza? Czyżby był gdzieś tu podsłuch?
-Nie ma jej w Mount Weather, uciekła.
Zszokowały mnie jego słowa. Clarke nas zostawiła? Ale nie sądzę by to mogła być prawda, chyba że musiała tak postąpić. Może czegoś się dowiedziała i uznała, że nie może tu zostawić? Ale co z nami jeśli to prawda?
-Muszę już iść.- blondyn chciał odejść ale złapałam go za ramię i spojrzałam na niego zdezorientowana.
-O co chodzi? Czemu jesteś taki spięty?
-Później porozmawiamy, muszę iść.-powiedział pospiesznie i zanim się odwrócił posłał mi przepraszające spojrzenie.
Zepchnął moją rękę i szybkim truchtem ruszył do windy.
Oparłam się o ścianę. Co się grane? Czemu Daniel był taki zdenerwowany, jakby bał się że ktoś go przyłapie? I dlaczego Maya kłamała w sprawie Clarke? Chyba że tak jej powiedzieli bo nie chcieli aby prawda dotarła do nas. A Daniel dowiedział się bo ma większy dostęp do informacji niż Maya, mogli ją oszukać albo ona oszukała nas. Głowa rozbolała mnie od natłoku myśli. Wróciłam spowrotem do pokoju i powiedziałam Monty'emu o tym czego dowiedziałam się od Daniela.
~
-Clarke nie ma tu.- powiedział na wstępie podchodząc do mnie i bruneta Jasper. Oprócz nas nikogo więcej nie ma w pomieszczeniu, reszta jest w jadalni.
-Wiemy o tym.- powiedział brunet, Jasper się zmarszczył brwi przenosząc spojrzenie z Monty'ego na mnie jakby wyczuł że ja znam odpowiedzieć na pytanie, które zaraz zada.
-Skąd to wiecie?
-Daniel mi powiedział.- wyjaśniłam.
-A powiedział ci co zrobiła by się wydostać? Clarke nas zostawiła, udawała wariatkę żeby uciec. Prezydent Dante pozwolił mi wyjść na zewnątrz.
-Wierzysz mu?- zapytał z pretensją Monty.
-Idę ją szukać, chcę by to wyjaśniła.- szatyn zaczął się pakować.
-W takim razie ja też.- powiedziałam i również zaczęłam się pakować.
-I ja.- dodał Monty. We trójkę zaczęliśmy chować do plecaków swoje rzeczy.
Do środka weszła Maya i podeszła do nas.
-Jeszcze jej tu brakowało.- burknął niezadowolony pod nosem Monty. Niby powiedział to cicho ale po reakcji Mayi sądzę, że go usłyszała.
-Czemu się pakujecie?
-Idziemy szukać Clarke.- odpowiedział.
-Ale na zewnątrz jest niebezpiecznie.
-Widzisz, chce nas zatrzymać.-azjata powiedział oschle do Jaspera.
-Clarke to nasza przyjaciółka. Ona poszła by za nami.- powiedziałam.
Nagle na skórze Mayi zaczęły pojawiać się oparzenia.
-Maya twoja skóra.- powiedziałam przestraszona.
-Przeciek, muszę się stąd wydostać.- brunetka spanikowana podbiegła do zamkniętych drzwi, przyłożyła kartę ale one się nie otworzyły. Chaotycznie zaczęła powtarzać tą czynność aż w końcu upadła bezradna, a jej skóra jest coraz bardziej poparzona. Dziewczyna zaczyna płakać, boli ją to. Podbiegam i kucam przy niej. Chłopcy zaczęli walić w drzwi i wołać o pomoc.
~
Jesteśmy na oddziale zakaźnym. Maya nieprzytomna leży na łóżku i jest podłączona do maszyny. Jest w tragicznym stanie.
-Ma 75% poparzeń skóry. Standardowe leczenie nie działa.- powiedziała ubrana w kombinezon doktor Tsing i sprawdza jakąś kartę.
-Jakto? Spróbujcie inaczej!- wybuchnął Jasper, jest roztrzęsiony. Martwi się o nią, ja również ale nie tak jak Jasper. Ona dla niego znaczy znacznie więcej.
Doktora spogląda na nas i chwilę waha się, zastanawiając się czy powinna powiedzieć to o czym myśli.
-Wasz układ odpornościowy sam zwalcza promieniowanie. Gdybyśmy przepuścili jej krew przez twoje ciało...- zwróciła się do Jaspera.
-Wyzdrowiała by?- pyta szatyn, lekarka przytakuje głową.
-Zgadźam się.- mówi nagle.
-Poczekaj. A co będzie z nim?- pytam doktorkę.
-Tego nie wiemy. Pierwszy raz przeprowadzimy coś takiego.
-Zastanów się, to niebezpieczne. A jeśli tobie się coś stanie?
-Nie dam jej umrzeć.- odpowiada z determinacją. To nie pierwszy raz gdy Jasper pokazuje jak bardzo potrafi być odważny, podziwiam go za to.
Doktorka położyła Jaspera na łóżku obok Mayi i podłączyła go do maszyny. Przez bezbarwne rurki zaczęła płynąć ich krew, mieszając się.
-Ale milusio.- wypalił Jasper nagle czymś rozbawiony.
-Co mu jest?- zapytałam.
-To efekt leków jakie dostała Maya. Nie martwcie się to całkowicie normalne.- powiedziała doktorka, a Jasper po chwili zasnął.
Zaraz, skąd ona może to wiedzieć przecież jeszcze nigdy tego nie robili.
-Podobno nie robiliście tego wcześniej?- zapytałam, coś tu nie gra.
-Racja, powinnam powiedzieć, że to było do przewidzenia. Zabieg długo potrfa, wróćcie do pokoju. Wezwę was gdy wasz przyjaciel się obudzi.
Ja i Monty spojrzeliśmy na siebie jednoznacznie, mowy nawet nie ma, nigdzie się stąd nie ruszamy dopóki nasz przyjaciel się nie ocknie.
Doktorka wyszła bo przyszedł jakiś mężczyzna i została poproszona o rozmowę na osobności.
Monty i ja zasnęliśmy na krzesełkach, na których siedzimy czekając na pobudkę Jaspera. Rozbudził nas odgłos szatyna, który zaczął wymiotować, Maya też się ocknęła i nie ma już śladów po oparzeniach, wygląda na zdrową.
-Przyjemne skutki to to nie są.- powiedział żartobliwie Monty.
-Spadaj.- burknął Jasper poprawiając się na łóżku.
...
Mam nadzieję że się wam podoba😀
Miło byłoby gdybyście zostawili po sobie komentarz albo gwiazdkę, to bardzo motywuje 😇😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro