Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Alarm

...

-Alarm, kod 43!- z głośnika wiszącego na ścianie usłyszeliśmy czyjś głęboki głos.

-Co się dzieje?- zapytałam przestraszona.

-Spokojnie.- złapał mnie za ramię i szybkim krokiem zaczął mnie gdzieś ciągnąć.

-Co oznacza ten kod?

-To że ktoś zmierza w stronę wyjścia i chce otworzyć właz. Jeśli tak się stanie bunkier zostanie napromieniowany i moi ludzie, łącznie ze mną, umrą.

Zatrzymaliśmy się przy wejściu do windy. Daniel kazał mi wejść następnie wcisnął przycisk.

-Idź do swoich, później porozmawiamy.- chciałam zaprotestować ale nie zdążyłam.

Drzwi windy zamknęły się, poczułam jak rusza.

Od kilku minut siedzę jak na szpilkach na swoim łóżku i czekam, reszta moich chyba niczego nie wie bo zachowują się zwyczajnie, oprócz Monty'ego bo mu powiedziałam.

-W porządku?- zapytał brunet podchodząc do mnie.

-Tak, tylko zastanawia mnie kto chciał otworzyć właz? A myślę że mogła to być Clarke. I może ponieść teraz poważne konsekwencje.- zmartwiłam się.

-Nie rozumiem czemu tak się zachowuje. Przecież mamy tu wszystko.- powiedział siadając obok mnie na łóżku. Oparłam głowę na jego ramieniu. Westchnęłam smętnie, a moje myśli znowu kręcą się koło jednej osoby. Dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć?

-Nadal o nim myślisz.

-To boli.- spojrzałam mu w oczy. Posłał mi pocieszny uśmiech i objął mnie ramieniem.

-Wiem, pamiętaj że jesteśmy jak rodzina. Ja i Jasper jesteśmy tu dla ciebie.

-A ja jestem tu dla was.- odwzajemniłam jego uśmiech.

Po chwili do pomieszczenia wszedł Jasper, jego mina nie wróży nic dobrego. Ja i Monty wstaliśmy i podeszliśmy do niego.

-Co się stało?- zapytał Monty.

-Clarke się stała, chciała otworzyć właz i wszystkich tu zabić.- powiedział z wyrzutem i wściekłością w oczach.- Ona oszalała. Teraz prezydent z nią rozmawia.

-Ale nikomu nic się nie stało?- zapytałam.

-Nie. Nie chcę by Clarke to zepsuła.- powiedział z żalem- Monel porozmawiaj z nią, ciebie może posłucha.- złapał mnie za ramiona patrząc z nadzieją.

-Ja? Nie sądzę by posłuchała się mnie, ale spróbuję.- Jasper przytulił mnie mocno, oddałam uścisk.

-Dziękuję.

~

-Szach i mat, Miller!- powiedziałam radośnie na co siedzący na przeciw mnie chłopak fuknął.

-Znowu wygrałaś. Jak to zrobiłaś? Miałaś znacznie mniej pionków, a i tak mnie pokonałaś. Co to za sztuczka, hm?

-Drogi przyjacielu to się nazywa dobra strategia, której najwyraźniej ci brakuje albo po prostu mam czysty talent do szachów.- powiedziałam rozbawiona uśmiechając się .

-Więcej z tobą nie gram.- powiedział niby poważnie ale po chwili sam zaczął się uśmiechać.

-Może kiedyś wygrasz, ale na razie rozstawiaj na kolejną rundę mam zamiar cię zmiażdżyć.

-O nie, nie ma mowy. Znajdź sobie kogoś innego.- zaczął powoli wstawać z krzesełka.

-Ej, no weź. Może tym razem wygrasz?- uśmiechnęłam się uroczo jak tylko mogę by go przekonać.

-Nawet nie próbuj, twój uroczy uśmiech na mnie nie działa. I tak na dzisiaj mi wystarczy.

Nathan odszedł w stronę siedzących na łóżku Harper i innych. Westchnęłam przyglądając się pionkom na planszy i się nad nią pochyliłam. Wzięłam do rąk figurkę króla i królowej. Zaczęłam się im przyglądać i nie wiem czemu znowu zaczęłam myśleć o Bellamy'm, to robi się uciążliwe. Cały czas muszę coś robić by zająć myśli czymkolwiek tylko nie nim.

-Grasz z niewidzialnym przyjacielem?- usłyszałam głos nad sobą, który sprowadził mnie na ziemię i przez co drgnęłam gwałtownie.

-Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.- ciepły i aksamitny głos. Podniosłam głowę do góry, a moje zielone tęczówki zetknęły się z błękitnymi tęczówkami Daniela przez co zapomniałam języka w buzi.

-Ja...- otworzyłam usta ale szybko je zamknęłam nie wiedząc co powiedzieć bo nie usłyszałam co do mnie wcześniej mówił. Ale ze mnie pokraka.

-Lubisz szachy.- na szczęście nie skomentował mojej reakcji i szybko zmienił temat.

-Tak, tylko szkoda że nikt nie chce ze mną grać bo zawsze wygrywam.

-Więc musimy kiedyś się zmierzyć.- powiedział pewnie.

-Kiedyś? Czemu nie teraz?

-Bo chcę ci coś pokazać.- uśmiechnął się tajemniczo.

-Brzmi ciekawie.

Wstałam nie odrywając od niego wzroku i nie skończyło się to dobrze. Zahaczyłam biodrem o stolik przez co go wywróciłam razem z szachami, przeklnęłam pod nosem z bólu, a gdy chciałam to jakoś ogarnąć prawie wywaliłam się przez krzesełko. Na dźwięk uderzenia wszyscy spojrzeli w naszą stronę, a ja zażenowana zrobiłam się czerwona i z chęcią zapadłabym się teraz pod ziemię. Co się ze mną do cholery dzieje?!

-Chodźmy lepiej.- powiedziałam zawstydzona swoją niezdarnością i złapałam się za bolące biodro wymuszając uśmiech mówiący, że wszystko jest w porządku, a w myślach zaczęłam wyklinać ten głupi stół, akurat musiał tu stać.

-Jesteś cała?- zapytał z troską, potaknęłam głową, że tak.

-Chodźmy.- powtórzyłam, co tym razem wyszło mi wręcz błagalnie. Bo wszyscy w pomieszczeniu patrzą na nas z zaciekawieniem, a do tego Miller śmieje się pod nosem.

-Dobrze.

Wyszliśmy z pomieszczenia na korytarz i weszliśmy do windy. W niej Daniel cały czas mi się przygląda, a ja staram się jak mogę by unikać jego spojrzenie.

-Mocno boli?

-Bywało znacznie gorzej.- ból powoli zaczął znikać, właściwe to na początku bolało jak cholera teraz już mniej. W ciszy wyszliśmy z windy gdy się zatrzymała i również w ciszy przeszliśmy przez korytarz. Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami, a Daniel otworzył je swoją kartą. Weszliśmy do środka.

-To magazyn?- zapytałam gdy blondyn włączył światło i mogłam zobaczyć ogromnych rozmiarów halę pełną zapełnionych półek sięgających aż do sufitu i wiele innych znajdujących się przy ścianach zabytkowych rzeczy.

-Tak, łatwo tu zabłądzić.- złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb magazynu. Przeszliśmy pomiędzy regałami i zatrzymaliśmy się na niedużym kawałku wolnego miejsca przy ścianie przy której stoją dwa krzesła, fotel i biurko, a na nim gramofon i kilka płyt winylowych. To miejsce wygląda na dobrą skrytkę, oddzielone od reszty magazynu przez regały i do tego łatwo je przeoczyć.

-To moja samotnia.- odezwał się Daniel podchodząc do biurka.-Lubię tu zaszyć się od problemów codzienności i słuchać ulubionych piosenek.

-Skoro to twoja samotnia to czemu tu jestem?- rozejrzałam się dokładniej po pomieszczeniu.

Niebieskooki wyją jedną płytę z opakowania i włożył ją do gramofonu, a chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się spokojny dźwięk piosenki.

-Bo zależy mi na tobie.- odwrócił się do mnie przodem i podszedł. Zamurowało mnie, przecież znamy się tak krótko. Wyciągnął w moją stronę dłoń.- Zatańczysz?

-Nie jestem w tym najlepsza.

-Więc cię nauczę.

Moją lewą dłoń położył sobie na ramieniu, a prawą splątał ze swoją. Położył drugą swoją dłoń na mojej tali i przysunął mnie bliżej siebie. Zaczęliśmy kołysać się w rytm piosenki.

-Nie gryzę.- zaśmiał się perliście, ma piękny śmiech, jak i uśmiech i oczy i ... właściwie to wszystko. Jest tak blisko mnie, że czuję bijące od niego ciepło.

-Widzisz, całkiem dobrze ci idzie.- zauważyłam błysk w jego oczach gdy delikatnie okręcił mnie wokół mojej osi i ponownie wróciliśmy do wcześniejszej pozycji.

-Ładna piosenka, jest po francusku?

-Tak, jedna z moich ulubionych. Les rois du monde, tak się nazywa.- spojrzał mi głęboko w oczy.- Jesteś piękna. Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem od tamtego momentu myślę cały czas o tobie.

-Dziękuję, to miłe.- zarumieniłam się. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy.- Możesz to wyłączyć.- powiedziałam odrywając się nagle od niego. Spojrzał na mnie zdezorientowany.

-O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?

-Nie, po prostu ... wiele ostatnio się wydarzyło i...

-Rozumiem- wciął mi się w moją próbę beznadziejnego wyjaśnienia- nie tłumacz się jeśli nie chcesz. Nie chcę na ciebie naciskać.

Podszedł do gramofonu i go wyłączył.

-Przepraszam, nie chciałam ...

-Nie przepraszaj, serce nie wybiera.

Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.

...


Jak wam się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro