Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Ciasto

...

Jest teraz pora obiadowa i wszyscy razem z tutejszymi siedzimy w dużej jadalni. Znajduje się tu pełno obrazów i innych pięknych zabytków, wszystkiego jest aż nadmiar co powoduje artystyczny nieład.

-Mmm, jakie to pyszne.- powiedział zajadając się ciastem Jasper.- Normalnie rozpływa się w ustach.

-Moje jest lepsze.- powiedział Monty biorąc kolejnego kęsa swojej porcji. Jasper przymrużył oczy i oblizał dolną wargę patrząc na deser siedzącego na przeciw niego azjaty. Wstał raptownie aby wbić łyżkę w ciasto Monty'ego ale ten szybko zabrał swój talerzyk i uśmiechnął się złośliwie.

-Osz ty.-powiedział szatyn, prychnęłam rozbawiona ich dziecinnym zachowaniem.-A ty co się śmiejesz? Daj lepiej spróbować swojego.- usiadł z powrotem i z przebiegłym uśmieszkiem pochylił się w moją stronę.

-Sorry, ale już zjadłam.- wskazałam pusty talerz i wypięłam mu język, całą trójką zaśmialiśmy się.

-Tu jest jak w raju.- powiedział zachwycony Monty.

-Lepiej nie przesadzaj z pochwałami, nigdy nie wiadomo co mogą kryć te mury.- powiedziałam po czym napiłam się jagodowego soku. Nikt bez przyczyny nie jest aż tak miły i gościnny jak oni, a przynajmniej nie jestem do takiego zachowania przyzwyczajona. Do tej pory musieliśmy walczyć o przetrwanie, pożywienie. Może dlatego czuję się tak dziwnie bo jestem przyzwyczajona do brutalnego życia, a nie takiego bezpiecznego i przyjemnego.

-Hej.- do naszego stolika przysiadła się Clarke, przywitaliśmy się z nią.- Cieszcie się że mnie widzicie.- powiedziała patrząc w stronę gdzie siedzi prezydent tego miejsca, Dante Woles. To szczupły i starszy mężczyzna, wygląda na całkiem miłego i rozsądnego człowieka, mam nadzieję że rzeczywiście taki jest. Zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc słowa blondwłosej. Spojrzałam na chwilę w kierunku tego mężczyzny, a on przyjaźnie się uśmiechnął co odwzajemniłam.

-Przecież nie musimy nawet tego udawać.- powiedział radośnie Jasper.

-Dobrze że już jesteś, musisz tego spróbować.- wskazałam czekoladową roladę.

-Może innym razem.- powiedziała niezbyt zadowolona.

-Co z tobą? Znajdujemy się w istnym raju.- powiedział do niej zdumiony Jasper.

-Wątpię. Spójrzcie- pokazała nam plan tego budynku znajdujący się w segregatorze, który przyniosła tu ze sobą.- Dali nam mapę, na której nie ma żadnego wyjścia.

-A po co stąd wychodzić?- zapytał szatyn.

-Może dlatego że na zewnątrz są nasi przyjaciele. I nie wydaje się wam że jest tu zbyt dobrze?- zapytała z pretensją że chłopcom się tu podoba.

-Szukają ich. A w przeciwieństwie do nas są lepiej wyposażeni.- rzekł Monty niezadowolony że Clarke szuka nachalnie jakiejś dziury w całym. Zauważyłam że na przeciw mnie przy innym stole siedzi Daniel. Zobaczył mnie i uśmiechnął się do mnie, ja również przez co zamarzyłam się na chwilę.

-Monel, mogłabyś się odezwać.- zapatrzyłam się w oczy blondyna nie zwracając uwagi co mówi reszta. Dopiero jak ktoś machnął mi ręką przed twarzą ocknęłam się.

-Co?- zapytałam parząc na zirytowaną już Clarke.

-Coś tu nie pasuje. Jest podejrzanie dobrze, nie widzicie tego?- zwróciła się do naszej trójki z pretensją.

-No trochę to naciągane. Tyle tu wszystkiego i to dosłownie.- powiedziałam, a blondynka potaknęła głową zrozumiale. Zauważyłam że odetchnęła z ulgą, że nie tylko ona ma jakieś złe przypuszczenia dotyczące zamiarów naszych gospodarzy.

-Wiecie co? Siedźcie tu sobie i szukajcie nie wiadomo czego. Ja mam zamiar cieszyć się tym wszystkim i pójdę po kolejny kawałek niebiańskiego ciasta.- Jasper fuknął zły i wstał od stołu ruszając do stoiska z deserami. Clarke po chwili poszła w jego ślady.
Moje spojrzenie skrzyżowało się ponownie z spojrzeniem Daniel'a. Skinął głową wskazując bym tak jak on wstała i poszła za nim.

-Przejdę się na chwilę.- powiedziałam do Montego, który jedynie został przy stole i ruszyłam tam gdzie poszedł blondyn.

Wyszłam na korytarz. Spojrzałam najpierw w prawo aby znaleźć Daniel'a, a następnie chciałam spojrzeć w lewo ale w tym samym czasie ktoś zasłonił mi rękoma oczy.

-Zga...- instynktownie chwyciłam jedną rękę napastnika. Odwróciłam się mocno wykręcając jego rękę i przycisnęłam go do ściany tak że jego twarz styka się z zimną, w szarej barwie, murowaną ścianą.

-Ah- jeknął-Monel to ja.- powiedział ... chwila to Daniel. Jak poparzona odskoczyłam od niego puszczając jego kończynę.

-Oh, tak bardzo cię przepraszam.- powiedziałam zakłopotana, tak cholernie głupio mi się zrobiło. Blondyn odsunął się od ściany i zaczął rozmasowywać obolałą rękę.- To było tak nagle ... zaskoczyłeś mnie i ... wiesz tam na zewnątrz trzeba mieć oczy do okoła głowy i ... znaczy się bo ziemianie mogą zaatakować ... i jeszcze raz Cię przepraszam.- zaczęłam się tłumaczyć ale zaczęłam się gubić w swoich własnych słowach, a gdy usłyszałam delikatny śmiech blondyna jeszcze bardziej skołowana spojrzałam na niego i dała bym sobie rękę uciąć, że wyglądam w tej chwili jak dojrzały, czerwony burak.

-Czemu się śmiejesz? Przecież mogłam zrobić ci krzywdę.- wzruszył jedynie ramionami, a po chwili syknął łapiąc się za obolałe jeszcze miejsce. Podeszłam bliżej niego lekko dotykając to miejsce.

-Mogłem to przewidzieć, musiałaś żyć tak w ciągłej obawie o własne życie.- powiedział pochylając się lekko nade mną przez co cofnęłam się o krok.

-Aż tak źle nie było.- mówiąc to sama siebie oszukuje bo po minie, którą zrobił to na pewno mi nie wierzy.

-Muszę przyznać że jesteś bardzo silna i do tego masz koci refleks.- powiedział z podziwem głęboko patrząc mi w oczy.

-Bez przesady- nerwowo przygryzłam dolną wargę, czemu się tak na mnie patrzy, czy mam coś na twarzy, może pobrudziłam się ciastem?- Chyba że z ciebie jest taki mięczak, że nawet mniejszej od siebie dziewczynie nie dasz rady.-zażartowałam i zaśmiałam się lekko.

-Ha, ha, ha bardzo śmieszne. Choć przejdziemy się.

Daniel ruszył w głąb korytarza, dogoniłam go równając z nim krok.

-Gdzie idziemy?

-Nigdzie konkretnie. Chciałem po prostu z tobą porozmawiać.- ciągle na jego twarzy widnieje delikatny uśmiech, a gdy nasze spojrzenia się stykają w jego oczach mogę dostrzec jakiś błysk, nie wiem jak powinnam to zinterpretować.

-Czyli spacer po bunkrze?

-Można tak powiedzieć. Na zewnątrz to wyglądało by inaczej. Mogłabyś mi opisać jak tam jest?- spojrzał na mnie z nadzieją.

-Jasne. Od czego by tu zacząć ... jest zielono- blondyn zaśmiał się, ja również, następnie spoważniałam przypominając sobie pierwszy dzień, który przeżyłam na ziemi, pierwszy krok po trawie i pierwszy oddech- Gdy wyszłam z kapsuły nie mogłam uwierzyć że na prawdę jestem na ziemi. Powietrze było takie słodkie, promienie słońca padające na moją skórę i te intensywne odcienie zieleni. Wszystko razem to prawdziwy cud natury, który mogłam zobaczyć.- rozmarzyłam się.

-Wiele bym dał żeby móc to zobaczyć, ale nie dał bym wszystkiego.- rzekł smętnie zatrzymując się, ja również to zrobiłam.

-Co masz na myśli?- zapytałam, przez jego twarz przemknął cień zawahania, nawet lekkiej obawy.

-Nic konkretnego.- lekko się uśmiechnął, ale w jego oczach zauważyłam że coś ukrywa.

-Może kiedyś zobaczysz ziemię.

-Na pewno nie.- powiedział dobitnie i pewnie jakby wiedział jaka będzie jego przyszłość.

-Ale pomarzyć zawsze można.

-Owszem można, ale ja stawiam na realistyczne podejście, świat wcale nie jest taki kolorowy jak go postrzegamy, a zwłaszcza ludzie.- mówiąc to jego wzrok powędrował wzdłuż korytarza. Westchnął i spojrzał na mnie. Rozchylił lekko usta aby coś powiedzieć ale przerwał mu alarm.

-Alarm, kod 43!- z głośnika wiszącego na ścianie usłyszeliśmy czyjś głęboki głos.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro