2. Nie jesteśmy tu sami
...
Po tym jak Jasper oberwał zaczęliśmy uciekać. Czemu on? Mój przyjaciel, dlaczego znowu muszę kogoś stracić. Biegnąc przez las Monty przewrócił się. Gdy zatrzymałam się aby pomóc mu wstać, reszta też się zatrzymała i zobaczyliśmy czyjś szkielet.
-Nie jesteśmy tu sami.- powiedziała Clarke przyglądając się znalezisku.
Gdy tak staliśmy usłyszeliśmy wrzask Jaspera. Pędem wróciliśmy się nad rzekę. Niestety nie było go tu już. Coś albo ktoś go zabrało.
~
Wróciliśmy do reszty. Clarke zaczęła tłumaczyć że ktoś nas zaatakował. Podchodzi do Wellsa i zaczyna krzyczeć na niego bo zdjął opaskę.
-Nie możecie zdejmować opasek bo dzięki temu ludzie na Arce wiedzą że żyjemy i że tu można żyć. Muszą to wiedzieć bo Arka umiera, kończy im się tlen dlatego nas tu przysłali.
~
Jestem z Montym w statku. Szukamy rzeczy które mogły by pomóc w misji ratunkowej.
-Myślisz że Jasper żyje?- z obawą zapytałam Montego na migi.
-Mam nadzieję.- posłał mi smutny uśmiech.
Podeszła do nas Clarke.
-Przykro mi ale nie możecie iść z nami.
-Co? Jasper to nasz przyjaciel, nie możemy go zostawić.- powiedział Monty.
-Rozumiem że jest dla was ważny ale jesteście tu potrzebni. Monty ty znasz się na roślinach i miałeś być inżynierem, a ty Monel świetny z ciebie chemik oraz inżynier. Wasze umysły będą nam potrzebne aby przetrwać. Spróbujcie skontaktować się z Arką. Obiecuję że go sprowadzimy.- posłała nam lekki uśmiech i wyszła ze statku.
~
Jak mówiła Griffin wzięliśmy się do pracy. Aby skontaktować się z Arką potrzebna jest nam działająca opaska. Pierwsza próba zdjęcia Montemu opaski i nienaruszenia jej nie powiodła się dlatego teraz kolej na mnie. Położyłam rękę na blacie a mój przyjaciel wziął metalowy drut i rozpoczął zdejmowanie urządzenia. Pstryk, udało się. Tym razem nadal działa.
~
Nagle słyszymy że na zewnątrz robi się harmider. Wyszliśmy ze statku. Na prowizorycznych noszach leży ranny Jasper. Coś leży też w białym materiale. Bellamy pokazuje wszystkim co tam jest, czarna pantera.
-Dzisiaj mamy co jeść!- tłum zaczął okazywać swoją radość.
Zabraliśmy Jaspera do statku. Opatrzyła go Clarke.
Następnego dnia Jasperowi się nie polepszyło, inni zaczęli skarżyć się że zakłóca spokój przez swoje jęki spowodowane bólem. Okazało się że wdało się zakażenie i trzeba znaleźć coś co pomoże. Bellamy wszedł przez wejście. Wszyscy jesteśmy w górnej części statku.
-Jeżeli do jutra nie przestanie się drzeć zabiję go.- powiedział lodowatym tonem.
-Właśnie idziemy po roślinę do zrobienia wywaru po którym wydobrzeje więc daruj sobie te groźby.- powiedziała Clarke.
W pomieszczeniu zostałam z Montym, ledwo żyjącym Jasperem i Octavią która się nim opiekuje żebyśmy mogli spokojnie pracować.
Po jakiejś godzinie wszyscy chaotyczne i z paniką zaczęli wchodzić do statku krzycząc że żółta mgła znajduje się na zewnątrz i parzy.
Mgła nadal trwa, a ludzie na dole coraz bardziej narzekają na jęki Jaspera. Oby w końcu mgła opadła i Clarke wróciła z tą rośliną.
-Dosyć tego! On i tak umiera więc skończę jego męki!- z dołu słychać było krzyk Murphego, zaczął wspinać się po metalowej drabince by tu wejść.
Razem z Montym zerwaliśmy się z miejsca i ciężarem własnych ciał przyciskamy drzwiczki aby wściekły Murphy tu się nie dostał.
-Octavia, szybko daj jakąś rurę.- brunetka na prośbę szatyna zaczęła szukać czegoś aby zablokować właz.
W końcu znalazła, włożyliśmy rurę między prętami drabinki i rączką od drzwiczek. Zablokowaliśmy wejście.
Wróciliśmy z powrotem do pracy. Znalazłam nieduży kawałek blachy który idealnie nadaje się do pisania na nim. Wyjęłam kawałek kredy i zaczęłam rysować na niej karykaturę wściekłego Murphego. Pokazałam im swoje dzieło a oni zaczęli się śmiać, ja również.
-Gdyby Murphy to zobaczył zabił by cię.- powiedziała Octavia wycierając ze śmiechu łzę.
~
Mgła opadła a Clarke wróciła i zrobiła wywar dla Jaspera po którym przestał jęczeć a jego stan się polepszył.
~
Minęło dwa dni, okazało się że Wells nie żyje, a zabili go podobno ziemianie, kiedy miał wartę w nocy.
Prawie skończyliśmy robić komunikator dlatego dziś prawdopodobnie skontaktujemy się z Arką. Jasper już ma się dobrze.
Właśnie miałam podłączyć ostatni kabelek gdy na zewnątrz inni zaczęli krzyczeć coś w stylu ekspulsujmy go.
-Monel zaczekaj!- krzyknął za mną Monty gdy wybiegłam na zewnątrz.
Ustałam zszokowana widokiem ludzi przy drzewie którzy przyglądają się powieszonemu na sznurku i walczącemu o oddech Murphemu. Gdy wzrok wiszącego padł na mnie oprzytomniałam. Wyciągnęłam nóż i rzuciłam nim, przeciął linkę. Podbiegłam do leżącego Murphego i zdjęłam mu sznur z szyi.
-Czemu to zrobiłaś, to morderca!- ktoś za mną szarpnął mnie za kaptur do tyłu, upadłam na plecy raniąc sobie lewą rękę o ostry patyk na ziemi. Spojrzałam wściekła na wszystkich wokół. Czy im wszystkim odbiło?!
-To ja zabiłam Wellsa!- krzyknęła dziewczynka, wszyscy spojrzeli się na nią.
-Hej, pokaż to.- uklęknął przede mną Jasper. Krew sączy się z mojej dłoni.-Choć, trzeba to przemyć.- poszłam z przyjacielem do stoiska z wodą.
Polał moją dłoń cieczą na co syknęłam. Zaczął obwiązywać ją czystym materiałem.
-Czy ty zawsze musisz pchać się w kłopoty? ... Lepiej nie odpowiadaj.- zachichotałam. Jasper ma rację, nie wiem czemu ale często wpadam w jakieś konflikty. Może dlatego że nie lubię siedzieć w miejscu tylko muszę być czymś zajęta albo po prostu taki mam charakter.
Nastał już wieczór. Słyszałam że Charlotte nie żyje a Murphy został wygnany. Nie przyjemny koniec dnia.
Ale pociesza mnie fakt że mamy szansę na skontaktowania się z Arką.
Komunikator jest skończony wystarczy tylko podłączyć go do zasilacza. Tą honorową części zrobi zaraz Jasper. Monty podał mu kabelek. Jasper pochylił się nad urządzeniem i delikatnie połączył kabel. Bum! Urządzenie zaczęło się dymić.
-Co się stało?- zapytała Clarke.
-Spięcie. Niestety ale wszystkie opaski przepaliły się. Teraz na pewno nie skontaktujemy się z Arką.- wyjaśnił ze zrezygnowaniem Monty.
Cholera.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro