16. Czerwona lina
...
Murphy odłożył krótkofalówkę na stół i podszedł do mnie. Uśmiechnął się cynicznie patrząc na mnie z góry.
-Pewnie uważasz mnie za potwora.
Właściwie to nie. Rozumiem jego ból i złość ale nie tak powinien postąpić, zabijanie to nie wyjście.
Oparł się o stół i odwrócił wzrok ode mnie. Przez chwilę wydawało mi się jakby jego oczy zaszkliły się. Tak bardzo chciałabym mu coś powiedzieć, że wcale to nie musi się tak skończyć.
-Po co ja właściwie do ciebie mówię. Przecież i tak mi nie odpowiesz. Co nie zmienia faktu że nie mam zamiaru ci tego zdjąć. Jeszcze zaczęła byś mi gadać o moralnym postępowaniu czy że zawsze jest jakieś wyjście. Owszem jest. Ale to ja podejmuję decyzję!
Wzdrygnęłam się gdy podniósł głos i spojrzał się na mnie jakby miał zaraz mnie zabić. Ale po chwili uspokoił się. Wziął do ręki krótkofalówkę i włączył ją.
-Posłuchajmy co mają do powiedzenia.- powiedział do mnie, a następnie do urządzenia- Jest tam ktoś jeszcze?
-Już myślałem że nigdy nie odbierzesz.- odezwał się po drugiej stronie Bellamy- Mam dla ciebie propozycję.
-Oh, dla mnie? Cóż za hojność.- rzekł pogardliwie z kpiną w głosie.
-Proponuję zamianę. Tak naprawdę chcesz mnie, nie Monel. Wypuścisz ją, a ja wejdę na jej miejsce. To jak będzie?- Bellamy powiedział poważnie bez nawet maleńkiego zawahania, gotowy dobrowolnie oddać się w łapska Murphy'ego.
-Muszę przyznać że zaciekawiłeś mnie. Nie spodziewałem się po tobie takiego poświęcenia.-uśmiechnął się zadowolony. Zaczęłam szarpać się i próbować wydusić z siebie jakiekolwiek słowo że się na to nie zgadzam, przecież on go zabije!
-Chyba Monel ten pomysł się nie podoba.- powiedział do urządzenia.
-To nie ona decyduję. Wejdę przez wejście bez broni, a ty w tym czasie ją wypuścisz.- co za kretyn. Nawet w takiej chwili sam o wszystkim chce decydować, a może ja mam lepszy plan, który nie wymaga oddania życia.
-Zgoda.
Murphy odłożył krótkofalówkę, ale za to wziął karabin, posłał mi szaleńczy uśmiech, który wcale nie świadczy o tym że postąpi według planu.
-Nagnijmy trochę zasady.
Podszedł do wajchy i ją przekręcił. Wycelował w wejście do statku, które otworzyło się, a przez nie wszedł bez broni Bellamy. Murphy szybko zamknął wejście.
-Co ty wyprawiasz?! Miałeś ją wypuścić ty ...- wściekły ciemnowłosy ruszył w stronę Murphego, ale zatrzymał się gdy obok niego przeleciał nabój wystrzelony z karabinu, robiący przy tym huk i uderzający o metalową konstrukcję. Bellamy od razu ustał nieruchomo podnosząc ręce w obronnym geście. Spojrzał na moją wystraszona twarz i powiedział uspokajająco i wysilając się na lekki uśmiech:
-Będzie dobrze.- tak naprawdę zabrzmiało to jak puszczone na wiatr słowa, które nie mają w tej chwili żadnego znaczenia.
-Ruchy Romeo.- rzekł stanowczo Murphy.
Nakazał Bellamy'emu związać pasy i zawiesić je na metalowej rurze na suficie oraz podstawić pod nią skrzynkę.
-A teraz załóż na szyję.- Bellamy nie zrobił tego tylko patrzył się beznamiętnie na niego.- Albo ją postrzelę.- wycelował we mnie karabinem i powoli zaczął naciskać za spust.- 1, 2, chyba nie pozwolisz mi powiedzieć...
-Stój!- przerwał mu ciemnowłosy, a Murphy uśmiechnął się triumfalnie.
Bellamy wszedł na skrzynkę i założył pętle. Posłał Murphy'emu pogardliwie i zmieszane z obrzydzeniem spojrzenie.
-Niech patrzy jak król umiera.- chwycił za drugi koniec liny, który przyczepiony jest do drabinki i pociągnął go. Linka wbiła się w szyję bruneta i podciągnęła go do góry. Murphy z powrotem opuścił linkę, a Bellamy złapał trochę powietrza.
-Świetna zabawa, nieprawdaż?- zaśmiał spoglądając na nasze twarze. Po moich policzkach spłynęły łzy. Murphy to zauważył.
-Oh, będzie Ci bez niego lepiej. Ktoś taki jak on nie zasługuje na ciebie.
-A ty niby tak?- zapytał ciemnowłosy.
-Teraz pomyślmy kto jest z nas lepszy, kto ile czyjejś krwi ma na rękach.
-To nie ujdzie ci na sucho.
-Już mi przecież uschło. Wpatrzeni są w ciebie tak jak w Clarke, nieźle ich nabrałeś. Ale my znamy prawdę, jesteś tchórzem. Zrozumiałem to gdy wykopałeś z pode mnie skrzynkę.
-Sam mówiłeś że dajemy im to czego chcą. Przyznaję, źle zrobiłem.
-Nie obchodzą mnie twoje przeprosiny, nie potrzebuje ich. Księżniczka gdzieś zaginęła, a król zaraz wyzionie ducha. Kto wtedy zostanie, za kim pójdą, za mną.
-Możesz sobie pomarzyć.
Murphy znowu złapał za linkę i przez chwilę podduszał Bellamy'ego.
-Mógłbym tak cały dzień ale nie mam czasu. Pora zawisnąć.- ostatnie dwa słowa powiedział chłodno.
Kopnął skrzynkę, która poleciała na koniec pomieszczenia, ciemnowłosy stracił grunt pod nogami. Czas jakby zwolnił. Wrzasnęłam gdy Bellamy zawisnął motając się i próbując poluzować uścisk, który z każdym jego ruchem mocniej wbijał się w jego skórę. Przecież nie mogę pozwolić mu umrzeć! Zaczęłam szarpać się z linami jeszcze mocniej niż wcześniej, jakby coś we mnie wstąpiło. Nagle syknęłam gdy poczułam jak coś ostrego zraniło mnie w dłoń. Wymacałam odstający ostry fragment i zaczęłam ocierać o niego sznur. Tarłam jak najszybciej tylko mogłam, nie zważając nawet na rany, które zaczęły powstawać na moich rękach, tak cholernie pieką i krwawią ale to nawet na moment mnie nie powstrzymuje. Twarz Bellamy'ego zaczęła robić się sina. W tym samym momencie sznur pękł, a ja bez problemu wyswobodziłam się i zdjęłam knebel z ust.
-Murphy!- krzyknęłam wściekle jego imię, a on zaskoczony odwrócił się w moją stronę. Wykorzystałam to i z całej siły przyjebałam mu w ryj, aż z hukiem runął na ziemię łapiąc się za twarz. Zabrałam karabin wycelowałam i strzeliłam...
...
Jak wam się podoba? Mam nadzieję że bardzo 😇❤😸
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro