Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Czerwona lina

...

Murphy odłożył krótkofalówkę na stół i podszedł do mnie. Uśmiechnął się cynicznie patrząc na mnie z góry.

-Pewnie uważasz mnie za potwora.

Właściwie to nie. Rozumiem jego ból i złość ale nie tak powinien postąpić, zabijanie to nie wyjście.

Oparł się o stół i odwrócił wzrok ode mnie. Przez chwilę wydawało mi się jakby jego oczy zaszkliły się. Tak bardzo chciałabym mu coś powiedzieć, że wcale to nie musi się tak skończyć.

-Po co ja właściwie do ciebie mówię. Przecież i tak mi nie odpowiesz. Co nie zmienia faktu że nie mam zamiaru ci tego zdjąć. Jeszcze zaczęła byś mi gadać o moralnym postępowaniu czy że zawsze jest jakieś wyjście. Owszem jest. Ale to ja podejmuję decyzję!

Wzdrygnęłam się gdy podniósł głos i spojrzał się na mnie jakby miał zaraz mnie zabić. Ale po chwili uspokoił się. Wziął do ręki krótkofalówkę i włączył ją.

-Posłuchajmy co mają do powiedzenia.- powiedział do mnie, a następnie do urządzenia- Jest tam ktoś jeszcze?

-Już myślałem że nigdy nie odbierzesz.- odezwał się po drugiej stronie Bellamy- Mam dla ciebie propozycję.

-Oh, dla mnie? Cóż za hojność.- rzekł pogardliwie z kpiną w głosie.

-Proponuję zamianę. Tak naprawdę chcesz mnie, nie Monel. Wypuścisz ją, a ja wejdę na jej miejsce. To jak będzie?- Bellamy powiedział poważnie bez nawet maleńkiego zawahania, gotowy dobrowolnie oddać się w łapska Murphy'ego.

-Muszę przyznać że zaciekawiłeś mnie. Nie spodziewałem się po tobie takiego poświęcenia.-uśmiechnął się zadowolony. Zaczęłam szarpać się i próbować wydusić z siebie jakiekolwiek słowo że się na to nie zgadzam, przecież on go zabije!

-Chyba Monel ten pomysł się nie podoba.- powiedział do urządzenia.

-To nie ona decyduję. Wejdę przez wejście bez broni, a ty w tym czasie ją wypuścisz.- co za kretyn. Nawet w takiej chwili sam o wszystkim chce decydować, a może ja mam lepszy plan, który nie wymaga oddania życia.

-Zgoda.

Murphy odłożył krótkofalówkę, ale za to wziął karabin, posłał mi szaleńczy uśmiech, który wcale nie świadczy o tym że postąpi według planu.

-Nagnijmy trochę zasady.

Podszedł do wajchy i ją przekręcił. Wycelował w wejście do statku, które otworzyło się, a przez nie wszedł bez broni Bellamy. Murphy szybko zamknął wejście.

-Co ty wyprawiasz?! Miałeś ją wypuścić ty ...- wściekły ciemnowłosy ruszył w stronę Murphego, ale zatrzymał się gdy obok niego przeleciał nabój wystrzelony z karabinu, robiący przy tym huk i uderzający o metalową konstrukcję. Bellamy od razu ustał nieruchomo podnosząc ręce w obronnym geście. Spojrzał na moją wystraszona twarz i powiedział uspokajająco i wysilając się na lekki uśmiech:

-Będzie dobrze.- tak naprawdę zabrzmiało to jak puszczone na wiatr słowa, które nie mają w tej chwili żadnego znaczenia.

-Ruchy Romeo.- rzekł stanowczo Murphy.

Nakazał Bellamy'emu związać pasy i zawiesić je na metalowej rurze na suficie oraz podstawić pod nią skrzynkę.

-A teraz załóż na szyję.- Bellamy nie zrobił tego tylko patrzył się beznamiętnie na niego.- Albo ją postrzelę.- wycelował we mnie karabinem i powoli zaczął naciskać za spust.- 1, 2, chyba nie pozwolisz mi powiedzieć...

-Stój!- przerwał mu ciemnowłosy, a Murphy uśmiechnął się triumfalnie.

Bellamy wszedł na skrzynkę i założył pętle. Posłał Murphy'emu pogardliwie i zmieszane z obrzydzeniem spojrzenie.

-Niech patrzy jak król umiera.- chwycił za drugi koniec liny, który przyczepiony jest do drabinki i pociągnął go. Linka wbiła się w szyję bruneta i podciągnęła go do góry. Murphy z powrotem opuścił linkę, a Bellamy złapał trochę powietrza.

-Świetna zabawa, nieprawdaż?- zaśmiał spoglądając na nasze twarze. Po moich policzkach spłynęły łzy. Murphy to zauważył.

-Oh, będzie Ci bez niego lepiej. Ktoś taki jak on nie zasługuje na ciebie.

-A ty niby tak?- zapytał ciemnowłosy.

-Teraz pomyślmy kto jest z nas lepszy, kto ile czyjejś krwi ma na rękach.

-To nie ujdzie ci na sucho.

-Już mi przecież uschło. Wpatrzeni są w ciebie tak jak w Clarke, nieźle ich nabrałeś. Ale my znamy prawdę, jesteś tchórzem. Zrozumiałem to gdy wykopałeś z pode mnie skrzynkę.

-Sam mówiłeś że dajemy im to czego chcą. Przyznaję, źle zrobiłem.

-Nie obchodzą mnie twoje przeprosiny, nie potrzebuje ich. Księżniczka gdzieś zaginęła, a król zaraz wyzionie ducha. Kto wtedy zostanie, za kim pójdą, za mną.

-Możesz sobie pomarzyć.

Murphy znowu złapał za linkę i przez chwilę podduszał Bellamy'ego.

-Mógłbym tak cały dzień ale nie mam czasu. Pora zawisnąć.- ostatnie dwa słowa powiedział chłodno.

Kopnął skrzynkę, która poleciała na koniec pomieszczenia, ciemnowłosy stracił grunt pod nogami. Czas jakby zwolnił. Wrzasnęłam gdy Bellamy zawisnął motając się i próbując poluzować uścisk, który z każdym jego ruchem mocniej wbijał się w jego skórę. Przecież nie mogę pozwolić mu umrzeć! Zaczęłam szarpać się z linami jeszcze mocniej niż wcześniej, jakby coś we mnie wstąpiło. Nagle syknęłam gdy poczułam jak coś ostrego zraniło mnie w dłoń. Wymacałam odstający ostry fragment i zaczęłam ocierać o niego sznur. Tarłam jak najszybciej tylko mogłam, nie zważając nawet na rany, które zaczęły powstawać na moich rękach, tak cholernie pieką i krwawią ale to nawet na moment mnie nie powstrzymuje. Twarz Bellamy'ego zaczęła robić się sina. W tym samym momencie sznur pękł, a ja bez problemu wyswobodziłam się i zdjęłam knebel z ust.

-Murphy!- krzyknęłam wściekle jego imię, a on zaskoczony odwrócił się w moją stronę. Wykorzystałam to i z całej siły przyjebałam mu w ryj, aż z hukiem runął na ziemię łapiąc się za twarz. Zabrałam karabin wycelowałam i strzeliłam...

...


Jak wam się podoba? Mam nadzieję że bardzo 😇❤😸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro