Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Pantera

...

Minęły już dwa dni od ataku ziemian przed którym udało się nam obronić. Teraz jeszcze bardziej pilnujemy obozu, częściej organizowane są szkolenia, więcej konstruowanych jest obronnych pułapek itd. Pracujemy jeszcze ciężej niż wcześniej. Musimy być gotowi bo nie wiadomo kiedy ziemianie postanowią znowu nas zaatakować.

W tej chwili mam wartę. Obserwuje okolice obozu stojąc na podeście z drewnianej belki przymocowanej do obronnego muru, który ma nas ochraniać. Szczerze to cholernie mi się nudzi, niepotrzebnie zgłosiłam się na ochotnika ale przynajmniej mogę potrzymać karabin.

-Koniec twojej warty.- podszedł do mnie ciemno skóry chłopak z bronią w ręku, chyba Derek się nazywa. Odwróciłam się w jego stronę i zeskoczyłam z belki. Teraz stoję przed nim, jest niewiele wyższy ode mnie.

-Pilnuję dopiero półtorej godziny. Kto tak niby powiedział?- mimo że krótko jestem strażnikiem to chyba więcej dobrowolnie się na to nie zgodzę. Ciekawe kto wybawił mnie od tej nudnej czynności.

-Bellamy, czeka na ciebie w twoim namiocie.- powiedział beznamiętnie jak wyuczony żołnierz.

Kiwnęłam tylko głową że rozumiem i skierowałam się w stronę wyznaczonego kierunku.

Weszłam do namiotu. Przy moim biurku siedzi przodem do mnie Bellamy. Odłożyłam broń na łóżko.

-Jaki to mnie zaszczyt spotkał. Postanowiłeś mnie odwiedzić po dwóch dniach, w czasie których wymieniliśmy może między sobą tylko z dwa słowa.- rzekłam ironicznie się uśmiechając.- Obraziłeś się o coś?

-Towarzystwa dotrzymywał ci chyba Murphy, co? W sumie nieważne, jestem tu po coś innego.- wstał na równe nogi odsłaniając jednocześnie to co stało na biurku za jego plecami.- Mówiłaś że do bomb będzie ci to potrzebne.

Podeszłam do metalowych puszek, zwiniętego sznura oraz pudełka z fuksą i jeszcze innych mniejszych przedmiotów, które na pewno się przydadzą.

-Skąd to masz?

-Finn to wszystko załatwił. Mam nadzieję że się przyda.

-Czy się przyda?- uśmiechnęłam się jak małe dziecko które dostało cukierka- Teraz mam robotę którą przynajmniej lubię, a nie stanie jak kołek przy balustradzie i patrzenie na drzewka. Dziwię się że lubisz to robić.- zaczęłam dokładniej oglądać rzeczy i sprawdzać ich stan.

-Ktoś musi. Poradzisz sobie?- spojrzałam na bruneta.

-Zabierze to trochę czasu ale tak, poradzę sobie. Jak będziesz coś chciał to wiesz gdzie mnie znaleźć.

-Racja.

Zapadła między nami nieprzyjemna cisza. Zaczęło się robić dziwnie. Stoimy i patrzymy się na siebie nie wiedząc co powinniśmy teraz powiedzieć.
Na szczęście czyjeś krzyki na zewnątrz przerwały tą niezręczną ciszę.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz w oczy rzucił nam się pożar, ogień zaczął całkowicie pochłaniać wędzarnie. Niektórzy próbują zgasić go ale to nic nie daje, całe nasze mięsne zapasy sfajczą się.

~

Jako że nie ma jedzenia kilka grup trzyosobowych ma iść na polowanie. Zabrałam swój łuk i strzały. Zaczęłam rozglądać się z kim mogłabym pójść w parze.

-Jeśli masz iść to będziesz ze mną, muszę mieć na ciebie oko.- podszedł do mnie uśmiechnięty jak paw Bellamy.

-Okay, a kto jeszcze idzie z nami?

-We dwoje sobie poradzimy.- podniosłam brew nie wierząc w to co mówi.

-Przecież sam powiedziałeś że dzielimy się po trzy osoby, a teraz łamiesz swój rozkaz.- położyłam swoje dłonie na mojej tali.

-Nie chcę aby ktoś nam przeszkadzał.- uśmiechnął się dwuznacznie.-Choć już.- ruszyliśmy do bramy, a za nami reszta myśliwych.

-Ale wiesz że to nie kwalifikuje się do randki?

-Czemu nie?- wzruszyłam jedynie ramionami nie mając żadnego konkretnego argumentu.

~

-Czemu idziemy na polanę zamiast szukać zwierzyny w lesie?- zapytał podążając za mną Bellamy.

-Dowiesz się później, a teraz bądź cicho.

Pośród trawy na polanie zauważyłam zająca. Zatrzymałam się, a gestem ręki nakazałam to samo zrobić ciemnowłosemu. Na cięciwę nałożyłam strzałę, napięłam ją, wycelowałam i puściłam. Grot strzały przebił zwierzę z którego po chwili uleciało życie. Podeszłam do zdobyczy i podniosłam je do góry.

-Ty wiesz że to nie starczy.

-Ten zając to przynęta, kochaniutki.- poklepałam go po ramieniu i skierowałam się w stronę lasu z którego przyszliśmy.

-Byłoby łatwiej gdybyś powiedziała jaki masz plan.

-Może ale wtedy zaczął byś go zmieniać twierdząc że masz lepszy, a to prawdą by nie było. Plus, będziesz miał niespodziankę.

Wymazałam korę krwią zająca następnie przybiłam go strzałą do drzewa. Nakazałam brunetowi wspiąć się na drzewo niedaleko przynęty. Oboje weszliśmy i teraz czekamy.

-Na co czekamy?- szepnął chłopak.

-Cicho, bądź cierpliwy.- skarciłam go.

Pochyliłam się bardziej do przodu aby lepiej widzieć i usiadłam okrakiem na gałęzi by było mi wygodniej. Bellamy siedzi za mną, czuję jego ciepły oddech na plecach, aż przeszedł mnie dreszcz.

- Dekoncentrujesz mnie.- szepnęłam.

-To chyba dobrze.- mruknął uwodzicielsko.

-W tej chwili nie za bardzo.

Nagle usłyszeliśmy szelest w krzakach, nałożyłam szybko na łuk strzałę. Z zieleni wyłoniła się pantera, podeszła do drzewa na którym wisi zając. Wstrzymałam na chwilę oddech, puściłam napiętą strzałę. Usłyszeliśmy ryknięcie, następnie martwe zwierzę upadło na ziemię. Zeszliśmy i powoli podeszliśmy do pantery.

-Jestem pod wrażeniem, trafiłaś idealnie między oczy.

Ukucnęłam przy zwierzęciu i wyjęłam strzałę.

-I co warto było być cierpliwym?

-Z pewnością tak.

~

Zabraliśmy łup do obozu, zdążyliśmy przyjść przed zmierzchem. Reszta myśliwych też już wróciła.

...

Mam nadzieję że się wam podoba 😊😇❤💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro