12. Wirus
...
Od razu wyruszyliśmy w miejsce katastrofy. Gdy tam doszliśmy zrobiło się już jasno.
Zobaczyłam dużą dziurę w ziemi a w niej szczątki spalonego wraku oraz zwęglone ciała ludzi którzy lecieli eksodusem.
-Szukajcie czarnych skrzynek!- krzyknęła Raven.
Zatrzymałam się przy czyimś zwęglonym ciele. Okropny widok, a nie mówiąc już jaka straszna śmierć.
-Lepiej się nie przyglądaj bo będą nawiedzać cię w koszmarach.- podszedł do mnie Finn.
-Dzięki za radę.- spojrzałam na chłopaka.- Musi ci być trudno z dwoma dziewczynami na raz. Współczuję ci bo musisz w końcu kogoś wybrać, a tej drugiej złamać serce.- Finn zrobił krzywy grymas i odwrócił wzrok.
-Kocham je obie i ... naprawdę nie wiem co zrobić.
-Nie jestem specem od tych spraw ale znam takie jedno powiedzenie "Jeśli kochasz dwie osoby, wybierz tą drugą ponieważ gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą to nie zakochał byś się w tej drugiej." Mam nadzieję że ci to jakoś pomoże.- poklepałam go po ramieniu i uśmiechnęłam się lekko co chłopak odwzajemnił smutnym uśmiechem. Poszłam dalej zostawiając go ze swoimi myślami.
Gdy znaleźli skrzynki wróciliśmy do obozu bo i tak nie ma tu już niczego pożytecznego.
~
Nastąpił już zmierzch. Weszliśmy przez bramę obozu. Wchodząc zastaliśmy zamieszanie. Jakiś chłopak podbiegł do Bellamy'jego mówiąc że Murphy wrócił i że jest w statku. Razem z ciemno włosym i Clarke poszłam tam.
Gdy weszliśmy zobaczyłam siedzącego przy ścianie Murphy'jego, który jest w okropnym stanie. Jest brudny, na twarzy ma zaschniętą krew oraz rany cięte. Nie wiem kto mu to zrobił ale był cholernie brutalny i bezwzględny żeby doprowadzić kogoś do tego stanu.
Clarke podeszła do niego i zaczęła sprawdzać jego rany.
-Kto ci to zrobił?- zapytała blondynka.
-Ziemianie.- odpowiedział zachrypniętym głosem Murphy.
Wyszłam na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem, dzisiaj wystarczająco się naoglądałam. Przetarłam dłonią twarz. Muszę się położyć chociaż na chwilę. Zaczęłam kierować się do swojego namiotu.
Zdjęłam kurtkę i odłożyłam ją na biurko. Położyłam się na niezbyt wygodnym łóżku ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Naraz zrobiłam się strasznie zmęczona, zamknęłam powieki a Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.
Poczułam się okropnie. Zerwałam się z łóżka i upadłam na kolana przy nim. Zaczęłam wymiotować krwią. Gdy przestałam chwiejąc się na nogach wyszłam z namiotu. Z moich oczu zaczęła płynąć bordowa ciecz. Co się kurwa dzieje?!
-Jest zarażona, odsunięcie się od niej!- krzyknął ktoś, a reszta zaczęła odsuwać się ode mnie.
-Pomóżcie.- powiedziałam niewyraźnym głosem. Zrobiło mi się słabo, nogi się pode mną ugięły i gdyby nie ktoś kto mnie złapał upadłam bym na ziemię.
-Nie dam ci upaść.- usłyszałam głos ciemno włosego który wziął mnie na ręce i zaczął iść do kapsuły.
-A ty jak zawsze przychodzisz mi na ratunek.- słabo się uśmiechnęłam.
-W końcu księżniczka musi mieć swojego księcia.- przyglądając mu się zauważyłam tajemniczy błysk w jego oczach gdy to mówił.
Weszliśmy do środka. Wewnątrz jest kilka osób którym też coś dolega.
-Monel też się zaraziła.- Bellamy zwrócił się do Clarke która badała jakiegoś chłopaka.
-Połóż ją tam.- blondynka wskazała wolne miejsce przy ścianie. Bellamy delikatnie mnie położył.
Oparłam się plecami o ścianę ciężko oddychając. Blondynka podeszła do nas.
-Lepiej stąd idź- zwróciła się do Bellamy'jego ale ten nie ruszył się z miejsca i ściskał moją dłoń- Zajmę się nią, też możesz się zarazić.- nadal nie ruszył się jakby nie słyszał to co Clarke do niego mówi.
-Idź, jesteś tam potrzebny, muszą mieć swojego króla.- posłałam mu słaby uśmiech, na który teraz tylko mnie stać. Chłopak niepewnie skinął głową, puścił moją rękę i wyszedł.
-Masz na niego duży wpływ.- powiedziała blondynka badając mnie.
-Lepiej powiedz co tu się do cholery dzieje.
-Gdy ziemianie specjalnie pozwolili uciec Murphy'jemu przyniósł do obozu wirusa, wygląda jak gorączka krwotoczna. Octavia poszło do Lincolna po lek, jeśli w ogóle istnieje.- odpowiedziała- Musisz teraz odpocząć.- wstała na równe nogi.
-Czuję się tak do dupy że nie wiem czy uda mi się w ogóle odpocząć.- spojrzałam rozbawiona z tej beznadziejnej sytuacji na Clarke.
-Przynajmniej spróbuj.
-Się robi Pani doktor.- blondynka pokręciła rozbawiona głową i poszła zająć się innymi.
Położyłam się na jakimś materiale i przymknęłam oczy. Niestety nie udało mi się zasnąć ponieważ zaczęłam krztusić się krwią. Ktoś podbiegł do mnie i pomógł przekręcić mi się na bok abym się nie udusiła. Otarłam rękawem usta z powrotem przekręcając się na plecy.
-Dziękuję.- powiedziałam do tej osoby.
-To raczej ja powinienem Ci podziękować.- usłyszałam nade mną głos Murphy'ego który usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego niezrozumiałym wzrokiem, czekając aż wyjaśni mi czemu mi dziękuję.
-Za uratowanie mi życia- przypomniało mi się już- Gdyby nie ty udusiłbym się i wisiałbym jak szmaciana lalka, a inni by się temu przyglądali.- na ostatnie słowa prychnął z pogardą.
-Zrobiłam to co uważałam za słuszne, nawet jak innym się to nie podoba.- zrobiło mi się strasznie ciepło podwinęłam rękawy bluzki aby się schłodzić. Murphy zaczął dziwnie przyglądać się mojemu lewemu przedramieniu. Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza.
-Cięłaś się? - zapytał niepewnie jakby bał się mojej reakcji. Przytaknęłam głową.
-Pewnie nie masz ochoty na denną historyjkę, w sumie jak każdy.- nawet Jasper i Monty nie znają moich prawdziwych uczuć jeśli chodzi o te blizny, wiedzą dlaczego ale nigdy nie pytali się jak się z tym czuję. Szczerze nawet nie wiedziała bym jak im to wytłumaczyć.
-Jeśli poczujesz się po tym lepiej to mogę posłuchać.- zaskoczyły mnie słowa Murphy'jego.
-Okay, ym ... każda z nich coś oznacza, "zdrada, bezmyślność, oddanie ". Zrobiłam je aby pamiętać o tych najgorszych błędach które popełniłam w życiu i żeby więcej się to nie powtórzyło. Ile bym dała żeby cofnąć się w czasie, żeby nie stchórzyć, nie powiedzieć nieodpowiednich słów przy niewłaściwych osobach i nie pozwolić na te bezcelowe poświęcenie. Przynoszę tylko pecha- samotna łza spłynęła mi po policzku. Tak bardzo tego żałuje.
-A gdyby się to nie wydarzyło to gdzie byś teraz była?
-Nie trafiła bym do więzienia więc pewnie na Arce.
-I gdyby się to nie stało nie uratowała byś mi życia. Zaakceptuj to co było i idź dalej.- posłał mi lekki uśmiech który odwzajemniłam.
-Spróbuje. A jak było z tobą?- zapytałam, zauważyłam jego zawahanie.
-Ciężkie przeżycie. Dzieciak choruje na grypę, a ojciec kradnie leki które i tak nic by nie pomogły, ekspulsują go- po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy.- Matka zaczyna pić, ostro. Ostatnie słowa jakie wypowiada do syna gdy znalazł ją w kałuży wymiocin to ... to że zabił ojca.- jego twarz wyraża teraz cierpienie.
-Życie jest do dupy.- spojrzałam na niego smutno.
-I to jak.- prychnął rozbawiony próbując ukryć swój ból.-Dam Ci lepiej odpocząć.
Wstał, złapałam go za rękaw kurtki. Zatrzymał się zaskoczony moim zachowaniem.
-Zostań, nie lubię być sama.- z powrotem usiadł na swoje miejsce.
-Trauma?
-Raczej koszmary.- ta chwila jest dziwna bo ciągle mi się przygląda.
Do statku weszła zdenerwowana Octavia. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a gdy jej wzrok spoczął na mnie, ruszyła w moim kierunku.
-Mam nadzieję że masz choć jedną dobrą wiadomość.- podniosłam się do siadu i oparłam plecy o ścianę.
-Niestety nie. Nie ma lekarstwa, a do tego o świcie przybędą tu ziemianie.- powiedziała z powagą.
-Co?- nie chce mi się w to wierzyć. Coraz więcej osób choruje, kto nas obroni przed nimi?
-Na szczęście Raven robi bombę którą wysadzimy most przez który mają się do nas dostać, to powinno ich powstrzymać.
-Pomogę jej.- wstałam, przez co zakręciło mi się w głowie. Octavia podtrzymała mnie, a Murphy pomógł mi z powrotem usiąść.
-Poradzi sobie sama, a ty masz tu zostać i wyzdrowieć- pogroziła mi palcem- A ty dopilnuj by tu została.- zwróciła się do Murphy'jego, a później wyszła.
-Jak ja nie lubię zakazów.- mruknęłam niezadowolona.
-Nie tylko ty ich nie lubisz.- zaśmiał się chłopak.
~
Gdy nastał już ranek poczułam się już znacznie lepiej, większość też, choć parę osób zmarło. Nie dobrze bo coraz mniej nas jest.
Wyszłam ze statku. Dowiedziałam się że Jasper trafił w puszkę dzięki czemu most został wysadzony, a ziemianie powstrzymani. Przynajmniej jeden plus.
...
Mam nadzieję że wam się podoba 😇💙❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro