1. Jesteśmy na ziemi
Zostaliśmy wysłani na ziemię aby sprawdzić czy można na niej żyć. Czy ktoś nas pytał czy chcemy? Nie! Czemu my? Bo jesteśmy przestępcami! Więc czemu by nie. Postanowili nas się pozbyć. Może niektórzy z nas zrobili na prawdę złe rzeczy ale są tu też Ci na prawdę niewinni, ci którzy stracili najbliższych za błahostki. Okrutne zasady Arki dopadły też mnie. Moi rodzice zostali ekspulsowani, babcia również. Było to niecałe dwa lata temu, do dziś nie mogę się z tym pogodzić i mam żal do kanclerza. Gdybym nie powiedziała niepotrzebnych słów przy nieodpowiedniej osobie bo niestety emocje mną zawładnęły to nadal by żyli. Gdy ich zabierano wpadłam w taki szał, mam kłopoty z agresją, że poturbowałam strażników którzy mnie trzymali, jednemu złamałam rękę a drugiemu nos a trzeci oberwał w kolano, gdyby mnie nie porazili prądem mogło by to się skończyć gorzej. Właśnie z tego powodu trafiłam do więzienia dla nieletnich gdzie trafili też moi przyjaciele, Jasper i Monty. Przez 3 miesiące odwiedzała mnie babcia i potajemnie przynosiła mi książki. Gdy wyszło że mnie potajemnie odwiedza, a nikt tego nie może robić też została ekspulsowana. Już po śmierci rodziców byłam rozbita i mało mówiłam, śmierć babci była kolejnym gwoździem do trumny. Przestałam całkowicie mówić ale nauczyłam się języka migowego którego nauczyłam też Jaspera i Montego. Gdyby nie oni prawdopodobnie popełniła bym samobójstwo. Ciągle obwiniam się że to przeze mnie, że sprawiam że ludzie cierpią. Chłopcy w kółko mi mówią jaka ja jestem super, że jestem genialna, pomysłowa i gdyby nie ja w więzieniu byli by workami treningowymi dla innych. Że jestem ich ochroniarzem i opiekunką, że mamy siebie nawzajem, i że jesteśmy jak rodzina. Kocham ich, zawdzięczam im bardzo dużo.
~
Na szczęście w statku siedzimy obok siebie.
-Nie martw się Monel, nic nam nie będzie. Razem poradzimy sobie ze wszystkim.- Jasper widząc moją lekko przerażoną minę gdy znów zatrzęsło maszyną postanowił mnie pocieszyć.
-Obyś miał rację.-powiedziałam mu na migi.
-Ja mam nadzieję że nie ma tam dwugłowych potworów.- powiedział Monty naśladując dzikie zwierze. Wszyscy zaśmialiśmy się.
Podczas podróży jakieś osoby się odpięły. Zatrzęsło znowu a dwie osoby uderzyły w rury. Silniki przestały działać co oznacza że wylądowaliśmy. Rozpięliśmy pasy, w tej samej chwili otworzyły się drzwi. Po kolei zaczęliśmy wychodzić.
Przepięknie! Nie mogę uwierzyć że oddycham prawdziwym powietrzem z ziemi, że chodzę po zielonej trawie i że widzę niebo z dołu. Pierwszy raz mogę odczuć wiatr na mojej skórze.
Wszyscy zaczęli rozglądać się po okolicy. Chłopaki jak zwykle najbardziej zainteresowali się roślinami zwłaszcza Monty. Sprawdzają czy nadają się do jedzenia.
Przy wyjściu ze statku stoi blondynka i ciemnoskóry, syn kanclerza który zabił moich bliskich.
Jasper zaciekawił się co robią więc podszedł zagadać. Gdy zapytał się co robią Wells, ten ciemnoskóry naskoczył na niego aby się nie wtrącał.
Podeszłam i odepchnęłam Wellsa od Jaspera, stając przed nim gotowa mu przywalić.
-Spokojnie Monel.- powiedział Monty odsuwając mnie od Wellsa.
-Posłuchajcie, wszyscy musimy udać się na górę Weather.- powiedział Wells zwracając się do wszystkich.
-Bo twój tatulek tak powiedział? Nie jesteśmy już na Arce, nie będziesz się tu rządził.- powiedział jakiś szatyn stojący obok młodszej od niego dziewczyny.
-Nie rozumiecie, musimy jakoś przeżyć. A to miejsce jest ratunkiem. Tam zdobędziemy potrzebne rzeczy i schronienie. Im wcześniej wyruszymy tym szybciej będziemy bezpieczni.- zaczęła przemawiać blondynka, nazywa się chyba Clarke, córka doktor Abby Griffin.
-Mam pomysł niech teraz francuskie pieski pobrudzą sobie rączki. Na pewno nie będziemy już marionetkami. Nie tu, teraz jesteśmy wolni.- powiedział ten sam szatyn co wcześniej na co tłum go jednoznacznie poparł.
-Jesteście ślepi musimy ...- Wells nie dokończył ponieważ przerwał mu inny chłopak popychając go.
-Ty tu nic nie masz do gadania. Twój ojciec wystarczająco zabił ludzi którzy byli dla nas ważni.- po skończeniu wypowiedzi kopnął Wellsa w nogę. Ten syknął z bólu i upadł. Ich potyczkę przerwał długowłosy chłopak imieniem Finn który ustał między nimi. Tłum rozszedł się a Finn pomógł wstać Wellsowi i zaprowadził do Clarke.
Obserwowałam ich przez chwilę. Postanowiłam wybrać się z nimi. Jasper i Monty też zgodzili się iść.
Podeszliśmy do nich.
-Zgłaszamy się na ochotników w tej dzikiej przygodzie.- powiedział rozbawiony Jasper.
-To dobrze, właśnie mieliśmy szukać ochotników.- odezwał się Finn.
-Ja też idę!- krzyknęła ochoczo dziewczyna która stała wcześniej przy szatynie, to Octavia. Podobno zamknęli ją za to że urodziła się jako drugie dziecko, więc ten szatyn to pewnie jej brat, Bellamy.
-Więc ruszajmy.- powiedziała Clarke.
Przez chorą nogę Wells nie mógł iść dlatego ruszyliśmy w szóstkę, oby udało nam się znaleźć to miejsce i zdobyć pożywienie.
Naszym przewodnikiem jest Clarke bo wie mniej więcej gdzie jest ta góra.
~
Idąc przed siebie podziwiamy piękno przyrody i zastanawiamy się dlaczego tu nas przysłano. Przy okazji żartujemy sobie o tym co możemy tu spotkać.
-Moglibyście się pospieszyć.- powiedziała blondynka idąc znacznie dalej od nas.
-Czemu nie nacieszysz się tymi widokami?- zadał pytanie Finn.
-Nie dziwi was że nie ma tu żadnych zwierząt? Może jesteśmy tak napromieniowani że zginiemy.- po jej wypowiedzi przyspieszyliśmy tępo.
~
-Jak myślicie czemu po 97 latach postanowili nas tu przysłać?- pytanie Montego sprawiło że zaczęliśmy bardziej drążyć ten temat.
-Bo Arka umiera. Przy obecnym stanie zaludnienia zostało tlenu na trzy miesiące. Nie licząc już nas to może cztery.- powiedziała ponuro blondynka.
-Skąd to wiesz?
-Mój tata był inżynierem, znalazł lukę w systemie. Chciał żeby inni też poznali prawdę ale niestety został ekspulsowany, a mnie wsadzili do izolatki by prawda nie ujrzała światła dziennego.- wyjaśniła Clarke.
~
Finn nagle gestem ręki kazał nam się zatrzymać. Przed nami na polance stoi bokiem sarna i skubie trawę. Długowłosy postanowił powolutku podejść do zwierzęcia. Niestety nadepnął na gałęzi. Sarna usłyszała dźwięk i spojrzała na nas.
Pewnie nie tylko mnie ogarnął szok gdy zamiast jednej głowy są dwie. Po chwili uciekła zostawiając nas zdezorientowanych.
Po tym nie typowym widoku nadal idziemy do wymierzonego celu. W końcu natknęliśmy się na przeszkodę, rzekę. Niespodziewanie Octavia postanowiła wskoczyć do niej, na szczęście nie jest aż tak głęboka. Na skalistej glebie znalazłam kawałki kamienia osadowego który jest kredą piaszczystą, wykorzystuje ją się do robienia kredy do pisania na tablicy. Wzięłam parę mniejszych kawałków i włożyłam do swojej czarnej dżinsowej kurtki którą dostałam po tacie. Nosił ją w podobnym wieku co teraz jestem ja a mimo to i tak jest na mnie za duża. Kreda na pewno mi się przyda, może znajdę jakąś niewielką blachę i będę na niej pisać żeby łatwiej porozumiewać się z innymi którzy nie znają migowego.
Moje zbieranie skałek przerwał krzyk Jaspera że coś płynie w stronę Octavii. Wszyscy spojrzeliśmy tam. Niestety dziewczynie nie udało się na czas wyjść z wody. To coś przypominające ogromnego węża złapało ją i zaczęło ciągać w różne strony. Stojąc na skalistym wzniesieniu wpadłam na pomysł aby odciągnąć uwagę tego stwora. Finn widząc co chcę zrobić pomógł mi pchnąć do wody duży kamień leżący blisko krawędzi. Dzięki temu wąż puścił ją i popłynął w kierunku wrzuconego kamienia. Jasper wskoczył do wody. Wąż znowu zawrócił się i zaczął płynąć w ich kierunku. Na szczęście zdążyli wyjść z wody.
Okazało się że Octavia jest ranna w udo. Clarke opatrzyła jej ranę i zrobiła prowizoryczny opatrunek z kawałka bluzki.
~
Musimy jakoś bezpiecznie przedostać się przez rzekę. Dlatego zrobiliśmy linę z połączonych lian. Pierwszym ochotnikiem do przelecenia jak Tarzan nad rzeką okazał się być Jasper.
Udało mu się! Jasper stojąc po drugiej stronie wziął do rąk stary znak i go nam pokazał. Pisze na nim góra Weather. Oznacza to że jesteśmy blisko. Nagle z ogromną prędkością włócznia trafiła Jaspera powalając go na ziemię.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro