Rozdział 8
Po dziewięciu godzinach standardowych statek w końcu wyszedł z nadprzestrzeni. Ahsoka wyjrzała przez iluminator. Jej oczom ukazała się ogromna, szara planeta ze złotym skupiskiem świateł w głębi. Nar Shaddaa.
– Niesamowite… – wyszeptała Togrutanka. Planeta zrobiła na niej ogromne wrażenie. Była taka piękna… Taka tajemnicza…
– Fakt, robi wrażenie. Nigdy tu nie byłaś? – zdziwił się Lux.
– Odwiedzaliśmy mnóstwo różnych planet, ale nigdy nie przelatywała mi przez ten układ.
Wzruszył ramionami.
– W sumie… nic dziwnego. To przestrzeń Huttów, a oni nie mieszają się w politykę. Raczej nie prosili Jedi o pomoc w rozwiązywaniu lokalnych zamieszek. Są na to za dumni.
– Jabba the Hutt obiecał wspierać Republikę.
Bonteri machnął ręką.
– Temu grubemu ślimakowi chodzi tylko o zyski. Dopóki mu się to opłaca, będzie was popierał. Ale w pewnym momencie was zdradzi. Albo dostanie lepszą ofertę, albo mu się znudzi, albo jego kumple przemówią mu do rozsądku. No to… Gdzie ta twoja siostra?
– Podniebny Pałac w granicach Hutta Town.
Chłopak sprawdził zapisy na datapadzie.
– Port Mezenti jest chyba najbliżej. – stwierdził po czym ruszył statkiem w stronę księżyca.
~~~
Twi'lekanka imieniem Salath usiłowała właśnie zmyć kolejną tłustą plamę, zapewne zostawioną przez jakiegoś Croluta, gdy jej uwagę przykuł kosztowny, lecz niewielki statek lądujący na platformie.
Gdy trap promu opuścił się, wyszła z niego Togrutanka i jakiś chłopak ludzkiej rasy. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Ot, kolejni idioci, którzy nie znają się na fachu, a szukają pracy. Było tu takich mnóstwo.
Jednak coś w owych postaciach ją zaintrygowało. Szczególnie dziewczyna. Było w niej coś… znajomego? Może powinna wspomnieć o tym swemu pracodawcy? Nie. Jeszcze nie. Najpierw dowie się, czy jej przypuszczenia są słuszne.
~~~
Gdy Ahsoka wyszła ze statku, swe kroki od razu skierowała ku pobliskiemu barowi. Poprzez Moc wyczuła, że wycierająca stoliki Twi'lekanka przygląda jej się z uwagą. Dziewczynie wydało się to lekko podejrzane…
Gdy tylko przekroczyła próg baru, rozejrzała się w poszukiwaniu konsolety informacyjnej. Zobaczyła ją w pobliżu tajemniczej służącej. Podeszła bliżej, po czym zaczęła wklepywać dane do systemu.
P O D N I E B N Y P A Ł A C . T A N O . A L I S H I A .
Po chwili trasa i potrzebne dane wyświetliły się. Ahsoka przesłała je na naręczny panel i wyłączyła urządzenie.
~~~
Salath ukradkiem odwróciła się, gdy Togrutanka zaczęła wpisywać dane do punktu informacyjnego. A więc jednak! Szef musi się jak najszybciej dowiedzieć. Jeśli nieznajoma dziewczyna zmierzała do Tano, Grysverk będzie miał kłopoty. A jeśli szef ma kłopoty, to wylatują jego ludzie. Twi'lekanka postanowiła nie dać mu tej satysfakcji wywalenia jej z pracy agentki, więc pospiesznie oddaliła się w stronę lady, po drodze ostentacyjnie wyciągając komunikator.
– Szefie, mamy problem. Jakaś Togrutanka i człowiek zmierzają do twojej największej kontrahentki. Przypuszczalnie mogą dać jej wsparcie lub zaproponować interes. Stosowali środki ostrożności.
– Tano ma sojuszników, hę? Bądź gotowa i czekaj na sygnał. Ta wścibska dziewucha wreszcie pożałuje, że w ogóle ze mną zadarła! – głos Grysverka ociekał jadem.
– Przyjęłam rozkaz, mój panie. – Salath rozłączyła się, a na jej twarz wstąpił złowieszczy uśmiech.
~~~
Po półgodzinnej jeździe wypożyczonymi śmigaczami w nocy zatrzymali się przed ogromną willą. Robiła niesamowite wrażenie. Gigantyczna budowla miała szerokie, zdobione okna z żółtymi szybami oplecione dookoła fioletowymi pnączami. Cały budynek posiadał złocone filary, ozdabiane maleńkimi motywami kwiatowymi na wzór owych pnączy. Z bogatych balkonów zwisały donice z bujną roślinnością. Piętnaście metrów nad ziemią roztaczał się przestronny taras z przezroczystą podłogą, na którym rosły potężne egzotyczne palmy. Malinowa sofa, a także stoliki idealnie tam pasowały. Ahsoka dostrzegła także ogromny sprzęt grający i co najmniej z tuzin głośników. Miejsce dla DJ-a, a także kilka droidów pospiesznie krzątających się po całej powierzchni tarasu. Togrutance zabrakło tchu w piersi. Tu było pięknie! Ostrożnie przesuwała się do przodu, jakby z przestrachem, by nie uszkodzić tej cudownej konstrukcji. Z każdym krokiem obkręcała się dookoła. Zachwycała się całym tym przepychem i spójnością elementów. Nawet Świątynia Jedi nie robiła na niej takiego wrażenia, a młoda Tano przypuszczała, że ten dom był niewiele od niej mniejszy. Podniebny Pałac - tak, ta nazwa zdecydowanie tu pasowała. Tu było jak w raju! Tysiące światełek oświetlało przepiękną budowlę w wieczornym zachodzie słońca.
Lux był równie zszokowany. Jako senator, sam miał ogromne wygody i niemały majątek z domem godnym rodziny królewskiej, ale to co teraz zobaczył wykraczało poza jego najśmielsze oczekiwania. Willa była ogromna, a przy tym majestatyczna i tajemnicza. Musiał projektować to jakiś geniusz architektoniczny! Nawet droid tym swoim metalowym mózgiem nie wymyśliłby czegoś tak niesamowitego!
Podeszli w stronę ogromnych, złoconych drzwi. Ahsoka niepewnie wyciągnęła rękę i nacisnęła dzwonek. Drzwi bezszelestnie rozsunęły się, a w progu stanął złoto-miedziany droid protokolarny.
– E1-D6B, w czym mogę pomóc?
Ahsoka jak oniemiała gapiła się na korytarz. Złote ściany, zdobione kryształowe lampy, a także podłoga, wyłożona wyblakłą czerwienią, na którą nałożono biało-szare płytki z czarnymi drobnymi elementami na rogach. Dodatkowo, w równych odstępach stały tam pozłacane donice z identycznymi drzewami na przemian z białymi jak śnieg kanapami z krwisto czerwonym poszyciem. Leżały na nich równie czerwone poduszki z szkarłatnymi frędzelkami. Przestronne okna stanowiły całą drugą ścianę.
– Panienko…?
Ahsoka ocknęła się.
– Oh, ja, tak. Jestem siostrą Alishii i jestem tu, bo chcę z nią porozmawiać.
Droid milczał przez kilka sekund, zapewne przesyłając wiadomość dalej. Ahsoka myślała, że chwila trwa wieczność. Nagle droid niespodziewanie się odezwał.
– Proszę wejść tu i zaczekać w holu. Panienka Tano jest teraz zajęta i muszę po nią pójść i przekazać komunikat. Moja baza danych nie zawiera informacji o siostrze mojej pracodawczyni. Proszę się stąd nie ruszać.
– Przekaż jej, że przyszła Ahsoka Tano.
Robot skinął głową, a następnie ruszył w stronę jednych z wielu wejść, by potem w nich zniknąć. Przyjaciele usłyszeli jeszcze ruch windy, i tyle go słyszeli.
Nie mając za bardzo co robić, usiedli na kosztownej kanapie.
-–Tu jest… przecudnie. – rzekła dziewczyna.
– Prawda, robi wrażenie. – odparł chłopak.
Przez chwilę trwała niezręczna cisza, jednak Ahsoka postanowiła ją przerwać.
– To… co porabiałeś od naszego ostatniego spotkania?
Ożywioną dyskusję przerwały czyjeś głośne kroki.
Po chwili zza zakrętu wyszła młoda, na oko dwudziestoletnia Togrutanka. Miała białokremowe montrale o fioletowych wzorach, bardzo podobnych do tych Ahsoki. Jej tatuaże na twarzy także były podobne, ale zarazem inne. Wskazujące na zacięcie i indywidualność postaci. Odziana była w ciemnozieloną bluzkę z dużym dekoltem, na która miała zarzuconą krótką kurtkę o kolorze niemal czarnym, która lśniła od kryształowych lamp w korytarzu. Do tego wysokie, czarne buty z białymi motywami różniącymi się od siebie praktycznie wszystkim. Jeden z nich był abstrakcyjnym wzorem z wieloma rozgałęzieniami, drugi natomiast but był zaopatrzony w połączone ze sobą różnej wielkości spirale. Do tego szarawe spodnie, do których na udach były poprzypinane paski - na jednej nodze dwa, a na drugiej - trzy. Były do nich doczepione pochwy na blastery, które zresztą były w środku, w każdej chwili gotowe do użycia. Oprócz tego, do pasa był przytwierdzony także nóż. Jego zdobiona rękojeść wyraźnie pokazywała, że z tą osobą się nie zadziera. Czarne, bezpalczaste rękawiczki i skórzany pas na biodrach, do którego przyczepione były komlink, naboje i parę innych przydatnych rzeczy dodawały postaci grozy. Sama Togrutanka uśmiechała się jednak z niedowierzaniem, lekką nieufnością i łzami w oczach.
– To… To ty. – wydukała Ahsoka, przypomniawszy sobie wizję sprzed dwóch miesięcy. Ta sama twarz, te same brązowe oczy. To wręcz nie do uwierzenia! Właśnie stała przed siostrą. Jej siostrą.
Właścicielka domu podeszła niepewnie bliżej. Prawie nie pamiętała, jak jej młodsza siostrzyczka wyglądała. Ostatnio widziała jej zdjęcia, gdy dowiedziała się, że oskarżono ją o morderstwo i zamach. Sama wtedy we wściekłości wywaliła na zbity pysk paru swoich ludzi, co teraz odbijało się zresztą echem, gdyż podołączali do jej największego wroga.
Była jednak pewna, że oto przed nią stoi Ahsoka Tano. Jej siostra. Jej mała, kochana siostrzyczka. Alishia nie była głupia i doskonale wiedziała, że sama posiada magiczną siłę zwaną Mocą. Czasem całkiem przypadkowo odgadywała myśli różnych osób, dodatkowo umiała nakłaniać ludzi do poparcia jej, czy też miała lepsze wyczucie i umiała uniknąć strzału, lub po prostu lepiej trafić. Wiedziała, że Jedi umieją to jeszcze lepiej. Mogli po prostu kazać ludziom coś zrobić, a oni to robili. Ona umiała tylko ich przekonywać do pewnego stopnia, jednak ich ostateczne zdanie należało do nich samych. Chciałaby też unosić przedmioty siłą woli — to byłoby bardzo wygodne.
W tej chwili jednak to się nie liczyło. Przed nią stała właśnie jej siostrzyczka-Jedi, okrutnie pokrzywdzona przez los.
Alishia objęła siostrę ramieniem, a ta niemal ją udusiła, przytulając się do niej po latach.
Tuliły się tak do siebie, dopóki E1-D6B nie wszedł z powrotem do korytarza.
– Och…! Panienko, nie chciałbym zachować się w sposób impertynencki, lecz goście domagają się otwarcia Sali Siódmej przez panienkę. Rozumiem, że jest panienka zajęta, niemniej…
Alishia Tano sprawiała wrażenie jakby wybudziła się z jakiegoś snu.
– Ach tak! Goście! Zupełnie o nich zapomniałam. Już idziemy. – nie czekając na odpowiedź, starsza Togrutanka chwyciła siostrę za rękę i pociągnęła w stronę drzwi, za którymi stała winda. Nieco urażony kompletnym zignorowaniem Lux ruszył tuż za nimi. Pochód zamykał droid-lokaj, który zaczął pospiesznie recytować dane na temat niecierpliwych klientów, wyrażając przy tym swe ubolewanie a propos ich manier.
– A taka jedna Zyggerianka, proszę sobie wyobrazić, po prostu rzuciła w niego kieliszkiem! Rozumie panienka?! Kieliszkiem! A ja jej na to-urwał, zobaczywszy, że dotarli na odpowiedni poziom.
Starsza siostra pociągnęła Ahsokę za rękę, torując sobie przejście przez tłum ludz… istot. Istot wszelkiej maści. Jednak Ahsoka zauważyła, że nie było w nich jakichś ohydnych, obślizgłych ras, jak chociażby Crolutów czy Huttów. Były tu rasy bardziej dystyngowane i w wizytowych strojach. Młodsza Tano zauważyła kilka Zyggerianek, Twi'leków czy też Catharanek, a nawet pojedynczych przedstawicieli rasy ludzkiej.
Siostry przecisnęły się za barierki odgradzające tłumy od drzwi z wygrawerowaną cyfrą siedem.
Właścicielka zaczęła uspokajać zebranych.
– Kochani, wybaczcie, że tyle to trwało, jednak chcę z radością poinformować, że kolejny bar w mojej rezydencji zostaje oficjalnie otwarty. Nim jednak uroczyście otworzę drzwi, chciałabym zakomunikować, że wszystkie dzisiejsze drinki stawiam ja, ze względu na powrót mojej ukochanej siostry. Niech żyje Ahsoka!
Alishia uniosła wysoko nożyce do przecięcia wstęgi a przed nimi wzniósł się wiwat oklasków. Ahsoka była tym wyraźnie skrępowana, więc łowczyni poklepała ją po plecach.
– Ahsoko. Zechciej czynić honory – uśmiechnęła się brązowooka.
Była Jedi posłusznie wzięła nożyce i przecięła wstęgę, podczas gdy jej siostra włączyła guzik rozsuwający drzwi. Wiwaty rozległy się ponownie.
~~~
Pół godziny później, Lux kręcił się gdzieś przy barze i gadał z robotycznym barmanem, a siostry siedziały na jednej z wielu szkarłatnych kanap. Rozmawiały z ożywieniem wypytując siebie o różne szczegóły z życia.
– I jak on ma na imię?
– Grysverk. Serio, podkosił mi ten ładunek sprzed nosa! Zabrałam mu go z powrotem, i tak zostaliśmy wrogami.
– Jak on wygląda?
– Gruby, brzydki i obślizgły drań, tak jak cała jego banda. My tu mamy bardziej cywilizowane warunki. – roześmiała się Alishia.
– Fakt, tu jest prześlicznie! Jak weszłaś w posiadanie czegoś tak pięknego?
– Odziedziczyłam w spadku po jakimś kuzynostwie pokaźną sumę pieniędzy. W połączeniu z normalną pensją łowcy nagród, nietrudno było kupić jakiś niebrzydki gmach. Chociaż początkowo było tu trochę inaczej – uśmiechnęła się na myśl o wspomnieniach – wyremontowałam praktycznie wszystko, nie mówiąc o otwarciu klubu w którym siedzimy.
– Więc to jest taka jakby kantyna?
Starsza Tano zamyśliła się nad odpowiedzią.
– W zasadzie, to jest wszystko – odparła ze śmiechem. – pierwsze pięć pięter służy za kantynę, bar, nocny klub i różne tego typu rozrywki. Zapraszam tu wielu wykwintnych gości i zbijam na tym interes. Kolejne trzy piętra są ciągle remontowane, jeszcze nie wiem, co z nimi zrobię. Dalsze dwa to różne udogodnienia – basen, spa, sala kominkowa i różne tego typu rzeczy. Dalej jest piętro dla szczególnych gości, na spotkania prywatne i pokoje dla bliższych osób. Tam jest ten ogromny taras, który zapewne widziałaś już z dołu. Kolejne trzy piętra są dla służby i droidów. Jest tam też kuchnia, suszarnia i mini szklarnia. Ostatnie piętro zawiera moje apartamenty, dwa pokoje gościnne, boazerię i wyjście na dach. O, i jeszcze ogromny salon.
Ahsoka słuchała wszystkiego z niedowierzaniem. Nagle coś sobie uświadomiła.
– A na którym piętrze mieszkają rodzice? Bardzo chciałabym ich zobaczyć.
Alishia zdziwiła się, jakby ktoś właśnie jej powiedział, że Gundarki są spokrewnione z Sarlaccami.
– Zo… zobaczyć? - spytała zdziwiona.
– No tak. Przecież też chcę z nimi porozmawiać.
Nagle Alishia coś sobie uświadomiła. Przecież w Zakonie Jedi mało kto wiedział cokolwiek o swojej rodzinie. Tak wynikało z opowieści Ahsoki. Jej młodsza siostra ciągle tkwiła w niewiedzy. Nie miała o niczym pojęcia… Jej wypełnione nadzieją i przebłyskiem niepokoju oczy były dla Alishii niczym nóż wbity w serce. Łzy napłynęły jej do oczu. Z trudem wypowiedziała słowa, powstrzymując wybuch płaczu.
– Oni nie żyją, Ahsoko. Nie żyją. – Alishia poczuła, że w młodej Togrutance siedzącej obok coś pękło.
__________
Przepraszam, że rozdziałów znowu nie było. Dopadł mnie brak weny i okrutnie nie chciał puścić. Na szczęście udało mi się go przezwyciężyć, więc mam nadzieję że ten rozdział Wam się spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro