Rozdział 2
Jechała w stronę zejścia do niższych poziomów. Jej śmigacz znowu wydał z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk. Przełączyła parę kontrolek, marszcząc z niezadowoleniem czoło. Pojazd nie należał do najnowszych i definitywnie potrzebował fachowej ręki, ale nie powinien się od razu psuć, prawda?
Nieprawda.
Wjechała do szybu bez większych sensacji, jednak była to tylko cisza przed burzą. Przycisnęła pedał gazu, a następnie włączyła się do ruchu. Nagle coś strzeliło, a niewielka wiązka energii błysnęła i spowodowała niewielki wybuch w konsoli sterowania.
— Nie! Nie, nie, nie!
Błagam, nie teraz, nie tutaj! — jęknęła w myślach. Nie kiedy wisiała nad bezkresną przepaścią, w którą Moc wie ile by spadała, zanim osiągnęłaby samo mroczne dno planety, i najpewniej rozłupała sobie o nie głowę.
Jak na zawołanie, z pojazdu ponownie wydobyła się mała eksplozja, tym razem w tylnym silniku. Siła odrzutu sprawiła, że Ahsoka spadła ze śmigacza. W ostatniej chwili chwyciła się kierownicy, która odwróciła się do góry nogami.
— Łoł! — krzyknęła przerażona, patrząc jak jej nogi zwisają bez oparcia miliony kilometrów od podłoża. Nie żeby miała lęk wysokości, ale sytuacja nie zapowiadała się ciekawie.
Postanowiła nie patrzeć w dół i się skupić. Podniosła głowę w samą porę, by zobaczyć nadlatujący stanowczo za wysoko statek. Przebiegła po nim butami, nie mając czasu na jakąkolwiek inną reakcję, która uratowałaby ją od zderzenia.
— Hej! — huknęła za nią oburzona kobieta, prowadząca miejski śmigacz.
— Przepraszam! — odkrzyknęła Ahsoka.
Postąpiła tak jeszcze kilka razy, próbując jednocześnie majstrować przy nieszczęsnym śmigaczu tak, by wyrównać jego trajektorię. Nie obyło się bez docinków i komentarzy kierowców innych maszyn.
Udało jej się skręcić, co wybiło ją z niebezpiecznie zatłoczonego traktu cywilnych pojazdów. Odetchnęła z ulgą, gdy nagle zobaczyła przed sobą duży statek towarowy. Mocno przycisnęła sprzęgło na kierownicy i wyminęła pojazd, jednocześnie odpychając się od niego i odwracając śmigacz do normalnej pozycji. Niemal w tym samym czasie, lekko wspomagając się Mocą wskoczyła na siodełko. Zawisła w powietrzu kilka metrów za towarowcem.
— No dobra, udało się.
Nagle śmigacz w pionowej pozycji zaczął spadać w dół.
— No nie!
Zaczęła nerwowo wciskać pedał, mając nadzieję, że nie rozbije się o jakiś statek, których było dziś wyjątkowo dużo, jak na tą okolicę. Na marne.
— No dalej… — powtarzała do siebie.
Nagle maszyna ruszyła, prując do przodu prosto na ścianę. Ahsoka zwinnie przełożyła lewą nogę na drugą stronę śmigacza i w odpowiednim momencie zeskoczyła z siodełka, by dosłownie pobiec po ścianie. Napierając rękoma na stery, powstrzymywała pojazd od rozbicia, jednocześnie nakierowując go w odpowiednim kierunku.
Zobaczyła zbliżającą się platformę lądowniczą. Będąc parę metrów od niej, Tano zgięła kolana i wybiła się prąc na śmigacz od góry, co sprawiło, że gwałtownie spadł i zarył w ziemię. Liczyła, że się zatrzyma, ten jednak uparcie jechał w przód, na szczęście o wiele wolniej. Przerzuciła ciężar na przód maszyny, sprawiając, by zaryła ziemię. Kolejna eksplozja, przy pedale. Na szczęście unieruchomiła ona pojazd, który wylądował stykając się przednią częścią z krawędzi platformy. Niestety, siła odrzutu sprawiła, że Ahsoka ponownie wywinęła koziołka i zawisła nad przepaścią, trzymając się kierownicy (tym razem tylko jedną ręką).
Co za złom — pomyślała, krzywiąc się w duchu. Zrobiła rozmach i złapała się wolną ręką platformy. Ostrożnie się po niej wspięła. Dla Jedi nie było to żadną trudnością, jednak nie mogła ryzykować, że ktoś ją nakryje.
— Ugh! Co za kupa złomu! Cudownie. Wiedziałam, że lepiej ufać sobie, niż śmigaczom¹.
Zaczęła grzebać przy maszynie, gdy znowu coś zaczęło dymić. Wkurzona walnęła pięścią w panel sterowania.
— To ci raczej nie pomoże — orzekł jakiś rozbawiony głos.
Odwróciła się. Zobaczyła młodego chłopaka w roboczym stroju i goglach ochronnych nasuniętych na czoło. Zignorowała go, grzebiąc dalej w kablach złomu.
— Potrzebny ci nowy regulator mocy i czujniki prędkości i powierzchni.
— Powiedz mi coś, czego nie wiem — warknęła. Nieszczęsna przygoda wprawiła ją w kiepski humor.
— Mogę ci je dać. Za odpowiednią cenę, rzecz jasna.
Westchnęła zrezygnowana. Chyba nie miała wyjścia. Poszła za mechanikiem w głąb warsztatu.
— Jak w ogóle udało ci się nie zabić? — zagadnął zainteresowany chłopak. — I masz w ogóle jakieś imię?
— Ahsoka. Sam tu wszystko robisz? — spytała, ignorując pierwsze pytanie i rozglądając się po niemałych rozmiarów hangarze przerobionym na warsztat. Było tu mnóstwo półek i stolików z narzędziami oraz zapasowymi częściami.
— Zgrubsza — potwierdził, kiwając przy tym głową. —Harówka. Raczej nikt nie szuka roboty na pomoc dla mechanika. Zwykle robią to droidy, ale przez tę idiotyczną wojnę wszystko podrożało i nie mam funduszy.
Ahsoka od razu dostrzegła w tym swoją szansę.
— Cóż, to może ja mogę tu pracować? Akurat szukam zajęcia. — Togrutanka poczuła, że odzyskuje nadzieję. Mechanik był tysiąc razy lepszy od łowcy nagród. Przynajmniej nie musiała nikogo zabijać.
A na maszynach znała się nie najgorzej. Wszystko to rzecz jasna zasługa Anakina. Co by bez niego zrobiła?
— Ty? — przystanął i zaczął badawczo lustrować ją wzrokiem.
Ahsoce wcale się to nie spodobało. Prychnęła i wyprzedziła go, kierując się w stronę szafki z regulatorami. Była ich tam imponująca kolekcja, to musiała mu przyznać. Sięgnęła po jeden z nich i przyjrzała mu się.
— Ten będzie pasował.
— Nieźle. Może znalazłoby się dla ciebie miejsce… — uśmiechnął się pod nosem. — Szukasz też może mieszkania? Nie wyglądasz na miejscową. Mogę ci wynająć pokój wraz z wyżywieniem za… — zastanowił się. — pięćdziesiąt kredytów tygodniowo. Do tego zapłacisz mi za części sto trzydzieści. I oczywiście pomagasz mi w robocie. Miesięczna wypłata: trzysta kredytek, pasuje?
Znieruchomiała. Ile?! Nie miała ani grosza! Proponowała temu kriffolonemu cwaniakowi bezcenną pomoc, a ten kazał jej za to płacić?
— Chyba żartujesz!
— Czterdzieści za wynajem albo wylatujesz.
— Jeśli mam tu pracować, nie płacę za części do śmigacza — negocjowała, krzyżując w poirytowaniu ręce na piersi i przybierając swoją groźną minę dowódcy wojennego.
— W takim razie czterdzieści pięć!
Chciała znowu zaprotestować, lecz przeszkodziła jej jakaś otyła kreatura o brązowej skórze z dwoma zielonymi osiłkami.
Była tak pochłonięta kłótnią z chłopakiem, którego imienia nawet nie znała, że nie wyczuła zupełnie ich wejścia.
Świadczyło to naprawdę źle o jej kondycji, zanotowała mechanicznie w głowie, i postanowiła porządnie się wyspać przy pierwszej możliwej okazji.
— Okami! Masz to, coś mi winien?
— Hej, Pintu! Właśnie chciałem Cię odwiedzić. Pomagałem nowej klientce w naprawie jej śmigacza. Czekałem, aż zapłaci ostatnie kredyty, które jest mi winna.
Ahsoka złapała się pod biodra i znudzona machnęła ręką na powitanie, starając się nie okazać dyskomfortu wynikającego ze złego samopoczucia. Oprócz tego naprawdę była już zdenerwowana. Więc Okami też krystalicznie czysty nie był.
— Więc, gdzie są moje pieniądze?
No cóż, mogło być gorzej. Pożyczka od niewłaściwego faceta, możliwe, że szefa pomniejszego gangu. Niezbyt rozsądne posunięcie.
— Mam tylko kilka kredytów… — zaczął niepewnie chłopak, wyłamując sobie w zakłopotaniu palce.
Pintu westchnął i zmrużył złowrogo swoje humanoidalne oczy.
— To naprawdę będzie boleć, Okami.
Zobaczyła, że Okami opiera się tyłem o stolik, przy którym stali, a rękoma intensywnie obmacywał blat, starając się wykonywać jak najmniej zauważalne ruchy. w
Wreszcie wymacał dłońmi pałkę.
Ahsoka wywróciła oczami. Czy naprawdę zamierzał tego próbować? Przecież nie miał szans na…
— Cóż, pytaniem jest… Czy zaboli to mnie czy ciebie?
A więc zamierzał próbować.
Chłopak przypuścił atak. Kilka razy uderzył dwóch patykowatych sługusów Pintu, jednak chwilę potem oberwał w twarz. Upadł ciężko na stolik obijając sobie boleśnie szczękę. Po chwili jeden Zieleniak chwycił go w żelaznym uścisku tak, że chłopak nie mógł się ruszać, wisząc bezradnie w powietrzu.
Ahsoka nie zamierzała interweniować. Czekała na rozwój sytuacji.
Drugi Zieleniak zdzielił go w twarz, Okami jednak sprytnie odepchnął napastnika nogami. Siła, jaką w to włożył sprawiła że półka, w którą kopnięty przeciwnik uderzył, zachwiała się.
Brunet najwyraźniej postanowił to wykorzystać.
Odchylił głowę, ogłuszając tym samym pierwszego przeciwnika. Pobiegł w stronę drugiego. Naparł na niego, sprawiając, że ciężkie beczki z półki się na niego przewróciły, a sam mebel poleciał na ziemię w drugą stronę. Niestety, pierwszy z napastników zdążył się już ocknąć i po raz kolejny przyłożył Okamiemu w twarz, która rozmaśliła się na stoliku. Chłopak prędko chwycił torbę, która na nim leżała i obrócił się gwałtownie, nokautując tym samym Zieleniaka.
Wyczerpany, Okami osunął się na stolik.
— Nieźle ci to wychodzi — skomplementowała go Tano. Jak na cywila, trzymał się całkiem nieźle.
— Jeśli chcesz możesz mi pomóc w każdej chwili, Ahsoka.
Już chciała się zgodzić, gdy w głowie zaświtała jej pewna myśl.
— Tylko wtedy, gdy pozwolisz mi zostać za darmo!
— Za darmo? Mowy nie ma!
W tej chwili jeden z Zieleniaków chwycił go za ramiona. Zaczął się z nimi bić na pięści. Znośnie sobie radził, pomyślała znowu. Umiał na początku walki utrzymać przewagę, jednak wystarczył jeden niedokładny cios i od razu wypadał z rytmu. Po kilku ciosach jeden ze zbirów Pintu uniósł go w górę, a następnie cisnął na stolik.
— Dobrze! Za darmo! Tylko pomóż! — stęknął.
W tej chwili jeden z Zieleniaków wymierzył kolejny celny cios w jego szczękę. Zemdlał.
Ahsoka przeskoczyła przed stolik. Zmierzyła wzrokiem obu napastników, szacując, jaka taktyka najlepiej się sprawdzi. Już po chwili wymierzała cios za ciosem, jednocześnie uniemożliwiając jakikolwiek ruch żadnemu z nich. Najpierw załatwiła jednego, potem drugiego. Następnie sprawnie przeskoczyła na skrzynkę i, stojąc na rękach, wykonała kilkanaście obrotów, za każdym razem zdzielając obu zbirów nogami. Następnie wykonała kilka celnych ciosów opierając się na jednej ręce, by w końcu kopnąć skrzynkę na której stała prosto w jednego z napastników, a drugiego kopnąć w krocze.
— Myślę, że wolelibyście teraz wyjść.
Z nieskrywaną satysfakcją patrzyła jak spłoszone Zieleniaki z przestrachem idą do swojego pana.
— Powiedz Okamiemu, że odroczyłem jego dług na później — bąknął Pintu, po czym wręcz wybiegł ze swoimi zbirami, byle jak najdalej od niej.
Ahsoka zerknęła na Okamiego, który powoli odzyskiwał przytomność.
Wariatka. Niebezpieczna wariatka — usłyszała jeszcze, zanim śmigacze Pintu wystartowały z platformy, by odlecieć w dal.
— To co, o której jutro otwieramy? — spytała Togrutanka podając chłopakowi rękę.
Ten rozejrzał się zdezorientowany, rejestrując brak napastników, zdewastowany warsztat i niemal nietkniętą tajemniczą nieznajomą. Zmrużył podejrzliwie oczy.
— Punkt siódma. Radzę ci nie zaspać — burknął niezadowolony.
— Świetnie — skwitowała. — Z racji, że pomogłam ci się pozbyć tych opryszków, mógłbyś mi się jakoś odwdzięczyć. Masz coś do jedzenia?
Chłopak mruknął coś pod nosem i wskazał gestem drzwi.
— Tam jest kuchnia.
— Dzięki.
Tano chciała uniknąć niezręcznych pytań, więc prędko obróciła się we wskazanym kierunku i rozpoczęła marsz ku posiłkowi.
— Ahsoka? — zapytał niepewnie Okami zza jej pleców. Na moment wojowniczka zastygła, pełna obawy.
Odwróciła się. Chłopak chciał coś powiedzieć, jednak zawahał się. Po chwili wziął głęboki wdech i jednak rzekł:
— Dzięki za pomoc. I… mów mi Nyx. To moje imię.
Uśmiechnęła się. Tak więc zaczynał się nowy rozdział w jej życiu. Rozdział z Nyxem Okamim i zbirami półświatka Coruscant.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro