Rozdział 11
Minęło kilka tygodni. Nyx wyleczył się z obrażeń, jednak ciągle miał za złe Ahsoce, że nie powiedziała mu, że jest Rycerzem Jedi. Ona uparcie omijała temat, udając, że go nie słyszy lub pytając o narzędzia.
Minusy tego były takie, że ich relacje znacznie się pogorszyły. Nyx nie dawał jej spokoju i zadręczał pytaniami, natomiast do plusów zdecydowanie można zaliczyć większą swobodę.
W ostatnich dniach postanowiła pozwiedzać planetę. Stwierdziła, że to przecież straszne — Coruscant było w pewnym sensie jej domem, tu się wychowała, a jednak do niedawna nie wiedziała o niczym, co działo się tuż pod jej stopami. Zapuszczała się więc w coraz głębsze rejony, by przyjrzeć się temu miejscu od innej strony.
Przechodziła właśnie ciemną uliczką z mrygającą, wygaszającą się lampą. Rozglądała się uważnie — w takich miejscach lubili panoszyć się złodzieje. Nie zauważywszy i nie usłyszawszy nikogo, ruszyła dalej przed siebie. Monotonny obraz zdawał się nie mieć końca — odrapane, niepomalowane i nieunowocześnione budynki ciągnęły się ciasnym rzędem niemal w nieskończoność. Gdyby nie malunki frakcji czy różnych gangów przestępczych, nie byłoby między nimi żadnej różnicy.
Wkrótce do montrali Togrutanki zaczęły docierać wesołe odgłosy i głośniejsza z każdym krokiem muzyka. Kantyna, a może klub nocny? Nieważne. Ahsoka była trochę zmęczona, tak więc postanowiła po prostu się tam udać. Nie musiała używać Mocy, by tam trafić — muzyka była na tyle głośna, że odszukanie baru nie sprawiło jej większego problemu.
Wchodząc do środka ponownie się rozejrzała. Jak w większości kantyn na Coruscant, droidy obsługiwały tu stoliki rozsiane po całym pomieszczeniu. Pośrodku znajdował się okrągły bar, za którym stał właściciel (a może barman?) i rozdawał drinki gościom, którzy postanowili własnoręcznie coś zamówić, szukali informacji bądź po prostu nie tolerowali droidów.
Nie chcąc się rzucać w oczy, Tano usiadła przy małym zwykłym stoliku, po czym nasunęła głębiej kaptur na głowę. Po chwili podjechał do niej mały, niegdyś astromechaniczny droid z tacką i zapikał coś w swoim języku.
Zamówiła któryś z tańszych napojów, po czym robocik odjechał.
Dochodziły do niej urywki rozmów. Jedna z nich szczególnie przykuła jej uwagę:
– Podobno ten, jak mu tam, Maul, powrócił.
– Nie żartuj, stary. Zniknął jakiś rok temu, nikt go nie widział. Przesłyszało ci się.
– Kiedy właśnie nie! Podobno wrócił i wypowiedział wojnę Republice. Jedi starają się to zatuszować.
– A co z Separatystami?
Odpowiedzi jednak nie usłyszała, gdyż droid właśnie wrócił z napojem, potulnie czekając na zapłatę.
~~~
Sączyła powoli zawartość swojej szklanki, gdy nagle poczuła mdłości. Zakręciło jej się w głowie. Musiała podeprzeć się ręką stolika, by się nie przewrócić. Zaniepokoiła się. W powietrzu wyczuła silną energię Ciemnej Strony. Było to tak silne uczucie i tak niespodziewane, że nie zdążyła nawet odpowiednio zareagować. Poczuła się dokładnie tak, jak w czasie swojej pierwszej próby za czasów młodzika — wtedy także poczuła tak silnie emanującą energię w środku jednej z jaskiń na Ilum, gdzie czekało na nią jej wyzwanie. Dokładnie jak wtedy, poczuła mdłości i z trudem utrzymała się na nogach. Na szczęście towarzyszenie Anakinowi w Wojnach Klonów przyzwyczaiło ją i uodporniło na te dolegliwości. Asajj Ventress, Savage Opress, Darth Maul. Hrabia Dooku. No i oczywiście sam Imperator. I Syn. I tajemniczy rycerz z wizji…
W tej chwili jednak nie była przygotowana na zetknięcie się z taką siłą. Gdy po chwili udało jej się pozbierać w sobie, postanowiła zbadać źródło, z którego pochodziła zła energia. By nie zwrócić na siebie większej uwagi, postanowiła przysłuchać się rozmowom przy pomocy Mocy. Dzięki pomocy mistrza Plo Koona była całkiem biegła w tej technice. Na jednej z misji z nim udało jej się tę zdolność wykorzystać, z czego mistrz był bardzo zadowolony i potem nawet ją pochwalił za jej postępy. Ścisnęła mocniej kubek i przymknęła oczy. Starała się wyłapać dialog i spróbować połączyć go z użytkownikiem Ciemnej Strony przebywającym w pobliżu. Wzdrygnęła się, słysząc ilość rozmów o zabójstwach i kradzieżach, ale w końcu z tego właśnie żyli tutejsi ludzie.
Po chwili znalazła to, czego szukała.
Usłyszała dobrze sobie znany głos z charakterystycznym akcentem.
– Poziom 1325. – rozmawiał z jakimś Ithorianinem.
– Dziękuję. Twoja hojność zostanie niebawem odpowiednio nagrodzona. – odparła postać gładząc przy tym siwą bródkę.
– Tylko pamiętaj, dziesięć tysięcy. I żadnych sztuczek, Dooku. Wszyscy znamy twój sposób załatwienia interesów.
Hrabia roześmiał się beztrosko. Po chwili nagle spoważniał.
– Doprawdy?
– Dooku, nie boję się ciebie. Nie dam siebie wytrychnąć na dudka. Dałem ci co chciałeś. Dziesięć tysięcy. I nawet nie próbuj wyciągać swojego laserowego miecza.
– Jak sobie życzysz. – odparł Sith po czym wyciągnął drugą rękę spod brązowego płaszcza. Zaczął zaciskać ją w pięść, jednocześnie sprawiając, że nieszczęśnik zaczął unosić się nad ziemią i chwytać za palące żywym ogniem gardło, jednocześnie łapczywie chłonąc ostatnie wdechy powietrza. Część klientów, która zauważyła ten niesłychany incydent, patrzyła z otwartymi ustami na rozgrywającą się przed nimi scenę, a część, uważając, że pewnie rozpętała się już kolejna kłótnia pijaków, nawet nie raczyła w tamtą stronę spojrzeć. Ahsoka chciała interweniować, ale wtedy by się zdemaskowała. Nawet nie miała broni! Nie przysłuchiwała się im już przez Moc. Słowa były tu zbędne. Z bólem w oczach patrzyła, jak naiwny gangster ginie z ręki Dooku. Odwróciła wzrok, jednak po chwili instynktownie znowu popatrzyła w tamtą stronę. Zobaczyła, że Dooku sięgnął po leżący na stole datapad, którego wcześniej nie zauważyła i zbierał się do wyjścia.
Nie zastanawiała się długo. Zerwała się z krzesła i zaczęła przepychać się przez tłum. Gdy tylko wydostała się na zewnątrz budynku, ruszyła w pogoń.
~~~
Przebiegała przez przeróżne poziomy starając się nadążyć za hrabią, który tuż pod kantyną zamówił sobie taksówkę. Głupie republikańskie droidy nawet go nie rozpoznały.
Zrobiła to za to pewna Togrutanka, która obecnie deptała mu po piętach, skacząc po budynkach i pojazdach, a także przechodząc przez skróty niedostępne dla zwykłych pasażerów lokalnego transportu.
Chociaż zaczynało jej brakować tchu, Ahsoka nadal biegła. Który to był poziom…? 1325. Była na 1320, może 21. Musiała znaleźć jakiś skrót, dzięki któremu dostałaby się na miejsce przed Dooku.
Wyciągnęła mapkę z rozkładem coruscanckich tuneli na naręcznym komputerze. Gdy zorientowała się, w które miejsce zmierza Separatysta, obrała najkrótszą trasę. Gwałtownie skręciła w bok, narażając się tym samym na oburzone komentarze przechodniów.
Biegła, byle przed siebie. Spojrzała na urządzenie — jeszcze tylko pięćset metrów. Zręcznie omijała ludzi (i nie ludzi), którzy przechodzili alejką. Gdy w uliczce pojawiał się większy tłok, wybijała się do góry i biegła, balansując na sznurkach od prania, balkonach i dachach.
Wkrótce dotarła do celu — ogromnej przepaści. Nie zatrzymując się ani na chwilę, skoczyła. Robiąc przewrót w przód, udało jej się bezpiecznie wylądować na dużym statku towarowym. Zupełnie jak kiedyś…
Gdy zeszła odpowiednio nisko, zeskoczyła z pojazdu. Nie sprawiło jej to większego problemu. Wstała, otrzepała się z kurzu i ruszyła dalej przed siebie. Przyspieszała tempa. Jeśli Moc jej sprzyja, wie, gdzie znajduje się hrabia. Zdała się na instynkt. Nawet nie zawracając sobie głowy liczeniem ulic, wpadała w zakręty i przeskakiwała, byle tylko dojść do celu. Wkrótce poczuła mroczną obecność Sitha w pobliżu.
Wbiegła do ciemnej, lecz przestronnej alejki. Było tu brudno i nieciekawie, do tego poza nią nikogo tu nie było. Nikogo, oprócz Ahsoki i jeszcze jednej osoby, która niespiesznie szła do przodu.
Togrutanka wyhamowała stając na środku ulicy. Szedł tam. Widocznie zrezygnował z jazdy taksówką i resztę drogi postanowił przejść pieszo. Miał na sobie kaptur i standardowy brązowy płaszcz. Tano była wściekła. Jej ręce były zaciśnięte w pięści a montrale miały kolor intensywnego turkusu.
– Dooku! – krzyknęła.
Postać niespiesznie się zatrzymała. Jakby niechętnie, powoli zaczęła się obracać. Gdy w końcu oczy przeciwników się zetknęły, wyciągnął rękę i zrzucił kaptur.
– No proszę. Kogo moje oczy widzą. Ahsoka Tano. Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
– Oddawaj z powrotem datapad.
– Nie wiem, o czym mówisz. – rzekł, najwidoczniej nie mając ochoty przeciągać rozmowy.
– Musisz mi to oddać!
– A to dlaczego? – Ahsoka zauważyła, że hrabia ostentacyjnie sięga po coś do pasa. Miecz świetlny. No jasne, że o czymś zapomniała.
– To własność Republiki.
– Doprawdy? Nie wiedziałem. – Sith wydawał się naprawdę zatroskany.
– Daj mi to.
– A jak nie, to co? – uniósł głos, jednocześnie prostując rękę z wspomnianą wcześniej bronią.
– Jak nie, sama go sobie wezmę. – odparowała.
Zapalił ostrze. Ahsoka zadrżała. Walka z samym Hrabią Dooku? Bez broni? Po głupi dysk z danymi?
Stała z dobre dwadzieścia metrów od niego, a mimo to dreszcz przeszedł jej po plecach. Nie miała szans. No chyba, że… pokonałaby go podstępem. Przygotowała ściśnięte w pięści ręce i umieściła je przed sobą, niezauważalnym ruchem wciskając kontrolkę na komunikatorze. Zsunęła z siebie płaszcz, odrzucając go do tyłu. Popatrzyła na swojego przeciwnika — był zdeterminowany, by wykończyć ją raz na zawsze.
Jesteś światłem.
Da radę. Moc jest jej sojusznikiem.
Zaczęli powoli się do siebie zbliżać.
"Byleby zyskać na czasie" — pomyślała Togrutanka. Postawiła specjalny mur odgradzający jej myśli, by Sith nie mógł ich przejrzeć.
"Jeśli zaatakuję pierwsza, zyskam element zaskoczenia" — myślała dalej.
Nagle wykonała niespodziewany ruch ręką, pchając niewidzialną siłą na przeciwnika. Zszokowany, nie zdążył się obronić i upadł do tyłu. Podeszła, ostrożnie stawiając kroki. Po drodze wyciągnęła rękę, do której niemal od razu podleciała jakaś podłużna rura. Wnet jednak hrabia oprzytomniał, przeturlał się do tyłu i dźwignął na nogi. Chwycił znowu broń, drugą ręką upewniając się, że dyskowi nic się nie stało. Ahsoka przystąpiła do ataku. Zamachnęła się prowizoryczną bronią, jednak hrabia był szybszy. Po kilku ciosach przepołowił jej rurę, a potem kolejno rozćwiartował. Kilka chwil później znowu została pozbawiona jakiegokolwiek narzędzia. Tak więc unikała ciosów, odskakiwała i w mniej ryzykownych momentach stosowała wykopy czy też uderzenia z pięści.
Walka się przedłużała. Ahsoka zaczynała powoli opadać z sił. Nagle usłyszała głośny tupot stóp w pobliżu. Momentalnie kopnęła hrabiego w twarz, odbijając się i lądując w kuckach parę metrów dalej, tuż obok swojej peleryny. Szybkim ruchem nałożyła ją na siebie i zanim hrabia zdążył wstać, skoczyła na rusztowanie. Stała na widoku, ale szarozielony płaszcz maskował ją i wtapiała się w otoczenie.
Dooku także usłyszał odgłosy, bo chwilę później również skrył się w cieniu. Po chwili do zaułka wpadł garnizon klonów.
– Jesteśmy na miejscu, sir – odezwał się jeden z żołnierzy do komunikatora. – Oczywiście. Przystępuję do przeszukania terenu. – "dowódca" machnął ręką dając reszcie braci sygnał do infiltracji terenu.
– Strasznie tu ciemno. – mruknął jeden z klonów.
– To przejdź na podczerwień. – zaproponował drugi.
Ahsoka nie traciła czasu. Schowała się za kolumną przytrzymującą strop. Teraz liczyła na szczęście… Tak! Ruszyli w stronę hrabiego, a nie jej. Przez Moc wyczuła, jak Dooku się porusza. Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie nieszczęsny datapad. Wyobraziła sobie jego konstrukcję. Części. Podstawowe ćwiczenie młodzika Jedi. Dooku nie jest przygotowany na coś tak banalnie prostego. W jej głowie zwizualizował się obraz poszczególnych elementów. Siłą woli, przemieściła kilka drobnych trybików w inne miejsce, zmieniając ich prawdziwe położenie. Urwała jeden z receptorów i podłożyła pod procesor urządzenia. Wystarczy, że hrabia spróbuje uruchomić sprzęt, a uszkodzi go nieodwracalnie. Proste jak bułka z masłem, a zarazem niewykrywalne. Całe szczęście, że mistrz Kenobi nauczył ich kiedyś tego triku. Zaczęło do niej docierać, ile zawdzięcza tamtemu wykształceniu. Inne osoby na jej miejscu zdążyłyby zabić się już kilkukrotnie.
Gdy rozprawiła się z datapadem, wychyliła się lekko zza kolumny. Uniosła Mocą jakiś kamyk i rzuciła nim. Oczy wszystkim zwróciły się w tamtą stronę, ona tymczasem dyskretnie się wycofała.
Gdy tylko odeszła na długość dwóch uliczek, zaczęła biec. Nikt nie może jej zobaczyć. Nie powinna przebywać w tamtej strefie, poza tym w pewnym sensie naraziła życie klonów. Jej serce nadal biło szybciej niż zwykle. Spotkanie z samym hrabią Dooku, na Coruscant, w środku (chyba) dnia!
I wtedy zrozumiała. Będąc Ahsoką Tano, nie umie trzymać się z dala od kłopotów. Dopóki wojna trwa, w taki czy inny sposób będzie się natykać na wrogów czy przyjaciół. Przeszłości nie może zupełnie wymazać z pamięci, bo była ważną częścią jej życia.
Nie chciała wracać do Zakonu. Ale nie chciała siedzieć bezczynnie. Musiała coś robić, musiała pomagać, musiała walczyć. Taka była jej natura. Nie mogła siedzieć spokojnie, gdy trwała wojna, gdy ginęli niewinni. Powzięła decyzję.
~~~ (kilka dni później w warsztacie Nyxa)~~~
Ahsoka wyprostowała antenkę, by nie przerywało jej połączenia.
– Na pewno chcesz to zrobić? – spytał z powątpiewaniem Okami.
– Tak. Muszę to zrobić.
– Nie musisz.
Westchnęła.
– Ty tego nie zrozumiesz. Chciałam ci tylko podziękować. Za wszystko. Byłeś naprawdę dobrym przyjacielem. – rzekła, po czym wcisnęła kontrolkę. Połączenie załadowało się.
– Halo? Czy mówię z Radą Jedi?
– Ahsoka? Co ty tutaj robisz? – spytał zaskoczony Obi-Wan.
– Mistrzu Kenobi. – skłoniła się.
-–Ahsoko, czy jest jakiś powód, dla którego kontaktujesz się z nami właśnie w tej chwili? – zabrał głos mistrz Plo Koon. – Jesteśmy w tej chwili w trakcie omawiania bardzo ważnej sprawy o charakterze-
– Wiem, o czym rozmawiacie. Maul powrócił. Jestem gotowa, by stawić mu czoła.
– Ahsoko, nie jestem pewien, czy to jest dobry-
– Mistrzu Kenobi, szanuję twoje zdanie, ale podjęłam decyzję. Chcę pomóc się z nim rozprawić. Za dużo złego wyrządził w Galaktyce i jest zbyt potężnym i groźnym przeciwnikiem, by go zupełnie zignorować. Zamierzam z nim walczyć. Chcę wam pomóc. – dodała cicho.
Mistrz Kenobi westchnął ciężko.
– Musimy to przedyskutować. Komandorze Tano, proszę, pozostań na linii. – orzekł po chwili. Ahsoka skinęła głową.
~~~
Minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Wkrótce połączenie powróciło. Odezwał się milczący dotąd mistrz Windu.
– Komandorze Tano, po głębszym zastanowieniu Rady Jedi zostajesz przydzielona do tej misji wraz z Anakinem Skywalkerem i mistrzem Kenobim. Zostanie ci przydzielony własny garnizon klonów, do akcji dołączy także legion 501. Na miejscu czekać będą Wataha Śmierci i reszta sojuszników w postaci Mandalorian. Szczegóły podamy ci w trakcie lotu.
Chociaż ucieszyła się bardzo na ten werdykt, nie dała tego po sobie poznać. Mimo, iż już nie miała takiego obowiązku, skłoniła się Radzie w pas nim holoprzekaz wygasł.
Zapraszam do epilogu poniżej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro