Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Rozdział dedykowany Zuzka24 za wszystkie rady dotyczące opowieści i wszystkie pomysły — to
ona podsunęła mi pomysł na ten rozdział. Dziękuję za Twój wkład. Bez Ciebie ta książka byłaby o wiele gorsza 💜 Wielkie dzięki!

W mediach jest rysunek nowego stroju Ahsoki. Robiony na szybko, to nie jest arcydzieło.

Kto także chciałby dedykację do rozdziału, niech napisze w wiadomości prywatnej lub komentarzu pomysł na jakiś rozdział. Akcję nam zaplanowaną, ale kilka przygód więcej nie zaszkodzi!

Postaram się spełnić Wasze oczekiwania na dalszą część książki.

Dość gadania, zaczynamy rozdział… :)

___________

Gdy zjechała na platformę na poziomie 1313, od razu zwróciła uwagę na hałasy dobiegające ze środka.

Przyczaiła się za rogiem. Nasłuchując ostrożnie wychyliła głowę zza rogu platformy. Gdy zobaczyła, co się dzieje prędko schowała się z powrotem.

Dziesięciu. Dziesięciu napastników okrążało Nyxa Okamiego. Mieli broń. Dziewięciu z nich miał po jednym blasterze. Dziesiąty, pewnie dowódca miał dwa, do tego karabin laserowy na plecach i wibronóż schowany przy udzie.

"Dlaczego to zawsze ja muszę wyciągać go z tarapatów?!" — pomyślała Ahsoka.

Trzeba wymyślić jakiś plan. Nyx nie może domyślić się prawdy. Szczególnie, że nie darzył Jedi jakąś wielką sympatią.

Zwabienie ich na zewnątrz to dobry pomysł. Narzędzia można wykorzystać jako broń. Jeszcze tylko jakaś skrzynka… doskonale.

Czas wcielić swój plan w życie.

– W tej chwili wyskakuj z kasy, Okami! – zawołał groźnie dowódca bandziorów.

Nyx zaczął nerwowo się jąkać, wykręcając się od odpowiedzi.

– Albo płacisz, albo… – przyłożył jeden z blasterów do jego gardła. – zginiesz.

Trzeba działać.

– Hej, wy tam! – zawołała Ahsoka. Że też na wszystkich to zawsze działa tak samo…

– Te, zgubiłaś się, dziewczynko? Może wskazać ci drogę powrotną? – zakpił, chowając drugi rewolwer do pochwy.

– Na twoim miejscu bym tego nie robiła – stwierdziła Tano, bez trudu przeskakując przez skrzynkę opierając się tylko na jednej ręce. Znalazła się tuż przed nim. – Puść go. Teraz.

– Zachciało ci się bronić kumpli, co? Pożałujesz tego.

Nieoczekiwanie sięgnął po nóż i zamachnął się nim. Jednak była Jedi była szybsza. Uchyliła się w bok, kucnęła a następnie zrobiła półobrót nogą zwalając dowódcę i trzech innych zbirów na ziemię.

– Pozbyć się jej!

Pozostałych sześciu napastników zaczęło strzelać do Togrutanki. Dźwignęła się z podłogi, przedtem robiąc przewrót w przód. Następnie uformowała ręce w pięści i przygotowała się na atak.

Odchyliła głowę na bok, gdy laserowa wiązka przemknęła niebezpiecznie blisko jej głowy.

"Nieźli są" – pomyślała.

Potrzebowała dostać się do skrzynki z narzędziami.

Obmyślając plan, Ahsoka ledwo uniknęła strzału. Pochyliła się w tył, robiąc mostek, a następnie stając na rękach, by w końcu powrócić do pionowej pozycji.

Niedobrze. Prawie się zdemaskowała. Jej reakcja na niebezpieczeństwo była zbyt szybka i nieoczekiwana.

Korzystając z szoku, który unieruchomił zbira, który chwilę temu był pewny, że zabił Togrutankę, dziewczyna kopnęła go w brzuch i, zanim upadł, wyrwała broń. Przekręciła blaster na ogłuszanie i strzeliła do zdezorientowanego bandziora. Niespodziewanie obkręcając się, unieruchomiła strzałem kolejnego. Trzeci chwilę później podzielił los kumpli, osuwając się na posadzkę. Czwarty gangster rzucił się na nią. Pod wpływem jego siły, upadła na podłogę. Szybko jednak przeturlała się, a gdy już była na górze, uderzyła pięścią napastnika prosto w twarz. Stracił przytomność. Czasem pięść działa tak samo dobrze, jak broń ogłuszająca.

W kilku susach znalazła się przy upatrzonej wcześniej skrzynce. Chwyciła jeden z cięższych prętów w dłoń, oraz niepostrzeżenie wsunęła aktywowany przyciskiem magnes do torebki na udzie.

Chwyciła prowizoryczną broń w obie ręce szykując się do ataku. Przypomniała sobie podobną sytuację z Watahą Śmierci, na Carlaccu. Walczyła wtedy w obronie niewinnych obywateli planety, którzy próbowali sprzeciwić się najeźdźcom. Teraz walczyła o życie drobnego łotrzyka, który świadomie zadarł z tymi, którzy mogli do pozbawić życia. W sumie sam się o to prosił. Ironia losu.

Właśnie, Nyx. Nawet nieźle sobie radził. Korzystając z tej samej pałki, którą walczył kilka tygodni wcześniej z sługusami Pintu, ogłuszył jednego przeciwnika. Niestety, chwilę później jego kumpel cisnął chłopakiem o stolik. Ahsoka westchnęła. Widocznie musiała zająć się tym sama.

– Schowaj się za tamto pudło. Nie wychodź, póki nie będzie po wszystkim! – krzyknęła do chłopaka. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Chyba miał już dość szarpaniny, bo nawet nie wyjrzał zza skrzyni, którą Ahsoka wskazała mu ruchem głowy. Siedział cicho, sparaliżowany strachem. I dobrze. Mogła się tym zająć po swojemu.

Zostało czterech, plus dowódca. Nie jest źle.

Nagle ciałem dziewczyny wstrząsnął ogromny ból. Z przerażeniem zobaczyła ogromną ranę na swoim ramieniu. Okropnie piekła. Togrutanka wydała z siebie cichy okrzyk bólu.

W złości złapała Mocą dwóch przeciwników i zaczęła ich powoli podnosić ku górze. Niewidzialne palce bezlitośnie zaciskały się na ich gardłach. Widząc, że nie mają oddechu, puściła ich. Upadek oraz brak tlenu sprawiły, że obaj zemdleli.

Przerażona pozostała trójka popatrzyła na nią z przestrachem w oczach.

– To Jedi… – szepnął z przestrachem lider.

Zrobiła fikołek w powietrzu. Ledwie wylądowała na ziemi, wyprostowała się i kopnęła jednego z przestępców w krocze. Zwinął się z bólu. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, uderzyła zdrową ręką w ramię tak, że się zakołysał. Następnie pchnęła Mocą, posyłając go poza platformę.

Odwróciła się do ostatniego pomniejszego gangstera. Zaczął strzelać. Dziewczyna przeskakiwała z jednej nogi na drugą, aż dobiegła do zbira. Uderzyła go pięścią w podbródek, by go ogłuszyć.

Odwróciła się do dowódcy. Ramię piekło niemiłosiernie. Powoli do niego podchodziła, niczym Nexu do swej ofiary ¹. Gdy była dostatecznie blisko, zamachnęła się. Cios z lewej, cios z prawej. Niektóre ataki się udawały, jednak większość tajemniczy lider parował bez wysiłku.

Udało jej się pozbyć go broni — chociaż tyle.

Walka byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby nie krwawiące ramię. Osłabiało ją i sprawiało, że traciła orientację. W pewnej chwili nie zareagowała dostatecznie szybko. Dostała pięścią w brzuch.

Upadła na ziemię, niezdolna wykonać jakiegokolwiek ruchu. Zmrużyła oczy. Mogła go teraz kopnąć w nogę, przeturlać się i chwycić Mocą któryś blaster. Problem w tym, że wymagałoby to dużego wysiłku, a właśnie w tej chwili była przygwożdżona do podłoża. Jej przeciwnik zdołał jakimś cudem sięgając po swój karabin. Wycelował w młodą Togrutankę lufę broni.

Tylko cud mógł ją uratować.

W tej chwili, tuż za sobą usłyszała jakiś warkot. Statek!

Chwilę później zobaczyła nieduży, ale bardzo kosztowny statek kosmiczny. Odwrócił się w stronę platformy i nastawił działka. Wyczuła znajomą obecność na statku. Wykorzystując dezorientację wroga, kopnęła przeciwnika z całej siły w brzuch i odturlała się kawałek. Nie miała siły wstać. W ranę chyba wdało się zakażenie. Na szczęście tajemniczy wybawiciel chyba chciał pomóc dziewczynie, bo odgrodził drogę napastnikowi strzelając seriami laserowych strzałów z przednich wieżyczek.

Ahsoka obróciła się na bok. Jęknęła cicho, czując ból w ręce. Leżała tak już dłuższą chwilę, gdy nagle jej instynkt niebezpieczeństwa uaktywnił się. Zobaczyła bandziora, którego walnął wcześniej Nyx. Widocznie zdążył się ocknąć. Poczuła nowy dopływ sił. Zerwała się na nogi, chwytając toczącą się po ziemi rurę. Pochyliła ją nad odpowiednim kątem, by następnie wbić ja w ziemię i wybić się, kopiąc napastnika w brzuch. Następnie zadała mu kilka ciosów zdrową ręką, by w końcu ogłuszyć go na dobre uderzając rurą w jego czerep. Obróciła się w stronę przywódcy. Wyrwała mu broń Mocą, a następnie uniosła w górę.

– Nigdy… więcej… nie zbliżaj… się… do niego… jasne?! - wychrypiała przez zaciśnięte zęby. Następnie, wkładając w to siłę obu rąk cisnęła nim o przeciwległą ścianę tunelu, na którym wisiała platforma. Dostał za swoje.

Swą uwagę skupiła na statku i jego tajemniczym właścicielu. Wnioskując po zachowaniu silnika, chciał wylądować. Kuśtykając (oberwała też mocno w nogę, ale dopiero teraz zaczęła to odczuwać), odsunęła się tak, by pojazd mógł zaparkować.

Gdy to zrobił, Ahsoka z niecierpliwością czekała, aż właz się otworzy. Czuła tę znajomość, jednak… było to tak dawno, że nie mogła jej przepisać do konkretnej osoby. A może to wszystko przez tą ranę? Sama już nie wiedziała.

Z rozmyślania wytrącił ją charakterystyczny dźwięk otwierający właz statku kosmicznego. Gdy tylko dym opadł, ujrzała swojego wybawcę. Aż ją zamurowało.

– L-Lux?! – wydusiła z niedowierzaniem. Kogo jak kogo, ale jego to się akurat nie spodziewała. Lux Bonteri, obecnie senator był ostatnią osobą, którą możnaby było spotkać w podziemiach Coruscant. Tym bardziej na poziomie 1313. Skąd on się tu wziął?!

– Ahsoko! Wszędzie cię szukałem! – krzyknął uradowany i podbiegł do swojej przyjaciółki.

– Ale jak mnie tu znalazłeś? – spytała z niedowierzaniem w głosie.

– Mam swoje sposoby – puścił jej oczko. Po chwili spoważniał. – Nic ci nie jest?

– Oberwałam w ramię.

Lux skrzywił się, gdy Togrutanka pokazała mu ranę.

– Jest aż tak źle? – spytała z rezygnacją.

– Zaraz zajmie się tobą droid.

Kliknął odpowiedni przycisk na panelu na nadgarstku i po chwili z głębi maszyny wyjechał droid medyczny.

– W czym mogę służyć? Ojej! Zdaje się, że ma pani bardzo poważne skaleczenie. Zalecam udać się do części szpitalnej statku i poddać się niezwłocznemu zabiegowi. To nie potrwa długo. – tłumaczył cierpliwie blaszak.

Tano popatrzyła niepewnie na Luxa, jednak ten skinął głową. Ruszyła za droidem w głąb statku swego przyjaciela.

~~~

Kilka minut później było już po wszystkim. Ahsoka wyszła ze statku z zabandażowanym ramieniem właśnie w chwili, gdy Nyx postanowił wyjść ze swej kryjówki. Najwyraźniej wizyta Bonteriego, którego nawet nie znał, wcale go nie ucieszyła. Właśnie wykłócali się o coś półgłosem, gdy Lux mnie zauważył.

– Oh, Ahsoka, widzę droid zajął się twoją ręką. To dobrze, wyglądała naprawdę fatalnie.

– Co ty masz do jej rąk, koleś? I w ogóle coś za jeden? Skądżeś się tu wziął?

– Czyżbyś mówił coś do mnie, bo zdaje się, że nie dosłyszałem?

– Ej, jak zaraz się stąd nie wyniesiesz, to sam wykopię cię poza platformę.

– No śmiało, spróbuj tylko.

"Nie wytrzymam"

– Dosyć! – wydarła się Togrutanka.

Obaj zdziwieni spojrzeli w jej kierunku. Podeszła do nich bliżej.

– Przestańcie! Obydwaj!

Pierwszy zreflektował się Bonteri. Okami również umilkł, patrząc spode łba na nieproszonego gościa.

– Przepraszam, Ahsoko – wymamrotał Lux. – trochę mnie poniosło.

– Dobrze. Cóż, więc to jest mój współpracownik, Nyx Okami – Skinęła głową w stronę azjaty. Ten zaszczycił senatora kpiącym uśmieszkiem i posłał zwycięską minę. – Nyx, to jest Lux Bonteri. Mój przyjaciel sprzed niemalże dwóch lat.

Lux wyciągnął rękę, jak przystało na senatora, jednak Okami najzwyczajniej w świecie to olał.

Ahsoka westchnęła ciężko. Zapadła niezręczna cisza.

– Więc… po co tu przyjechałeś, Lux?

– Szukałem cię. Gdy usłyszałem, co się stało, chciałem ci jakoś pomóc, ale po prostu zapadłaś się pod ziemię. Kiedy w końcu udało mi się ciebie zlokalizować, tłukłaś się z kilkoma uzbrojonymi facetami i musiałem cię ratować przed śmiercią. Chyba nie umiesz się trzymać z dala od kłopotów, prawda? – zapytał z uśmiechem.

– Najwyraźniej – Dziewczyna lekko się uśmiechnęła. – Ale po co chciałeś mnie odnaleźć? -spytała.

– Czy… możemy porozmawiać o tym w cztery oczy? Na osobności? – spojrzał znacząco na Okamiego.

Ahsoka skinęła głową, mimo, że widziała naburmuszoną twarz Nyxa.

– Więc? – zapytała, gdy odeszli na bezpieczną odległość.

– Ja… – zawahał się. – gdy usłyszałem o tym, jak cię oskarżyli i gonili, pomyślałem o tym, jak często ratowałaś mi skórę. Chciałem ci się jakoś odwdzięczyć, no wiesz… Pomyślałem, że jestem senatorem. Zawdzięczam to tobie, Ahsoko. Żyję w luksusie. Mógłbym ci zapewnić, co byś tylko chciała. Chciałem… chciałem ci zaproponować, byś ze mną wróciła. Często mam delegacje, więc miałabyś u mnie pełną swobodę. Chcę ci się odwdzięczyć, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Dziękuję ci. Naprawdę dziękuję.

Ahsoka zamyśliła się nad jego słowami, po czym odpowiedziała:

– Lux, jestem zaszczycona twoją propozycją. Ale… nie wyobrażam sobie siebie siedzącej w wygodnym pałacyku i popijającą koktajle. Wiesz, że muszę jakoś działać. Nie wytrzymałabym – odparła ze śmiechem.

– Rozumiem – odrzekł Bonteri po chwili namysłu. – Jednak pamiętaj, że moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte.

Popatrzył w jej oczy. Wydawała mu się taka piękna.

Dziewczyna lekko się zaczerwieniła.

– Emm… Lux? Strasznie głośno myślisz.

Po chwili chłopak zrobił się cały czerwony, gdy zorientował się, co zrobił. No jasne! To oczywiste, że Ahsoka słyszała jego myśli. Co za wstyd…

– Mimo wszystko, czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić? – spytał, by przerwać niezręczną ciszę.

Ahsoka Tano przystanęła. Chwilę zastanawiała się nad tym pytaniem. Czy było coś, co tak bardzo chciałaby zrobić, a czego sama nie mogła?
Po chwili wahania odpowiedziała.

– Cóż… jest jedna rzecz, którą chciałabym zrobić. – stwierdziła.

– Co to takiego?

– Ja… Chcę zobaczyć swoją rodzinę.

Skinął ze zrozumieniem głową.

– Zabierz mnie do siostry. Proszę.

__________

¹ - wiem, beznadziejne porównanie, nie miałam pomysłu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro