Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Hurra! Wszystkiego najlepszego z okazji Międzynarodowego Dnia Gwiezdnych Wojen! Powodzenia w pisaniu na ten temat i żeby nadchodzące filmy przypadły Wam do gustu^^

Lux milczał całą drogę. Zupełnie jakby był oderwany od rzeczywistości. Patrzył w nicość, a na wszelkie pytania Togrutanki odpowiadał wymijająco. Wkrótce dała sobie spokój i zatopiła się we własnych myślach.

Wyrwał ją z nich dopiero lekki wstrząs, oznajmiający, że statek wyszedł z nadprzestrzeni.

~~~

Po załatwieniu formalności związanych z lądowaniem, Ahsoka wygrzebała brązowy płaszcz z zakamarków statku. Narzuciła go na siebie, po czym udała się w stronę trapu. Tuż przy wyjściu stał Lux, żywo dyskutując o czymś z astromechanicznym droidem. Podeszła do nich pewnym krokiem. Widząc to, droid taktownie się wycofał.

– Idę.

– Na pewno nie chcesz, bym ci towarzyszył? – zapytał zrezygnowany chłopak.

Togrutanka pokiwała przecząco głową.

– To moja sprawa i muszę to załatwić po swojemu.

Przez chwilę trwała cisza.

– Wiele dla niego ryzykujesz.

– To przyjaciel.

Przez parę sekund Lux bił się z myślami.

– Lubisz go?

W lot pojęła, do czego zmierza chłopak.

– To tylko przyjaciel. Możesz być tego pewien.

Znowu nastała krępująca cisza.

– Lubisz ją? – zapytała w końcu Ahsoka.

– Kogo?

– Alishię.

Bonteri zarumienił się po końce uszu.

– To aż tak widać?

Togrutanka roześmiała się szczerze i ruszyła w stronę wyjścia.

– Zaczekaj!

Zatrzymała się.

– Ja… wcześniej, wcześniej, to ty… – umilkł, czekając aż przejmie inicjatywę. Tak się jednak nie stało. Zrezygnowany postanowił ciągnąć swoje wyznanie dalej. – To ty mi się podobałaś. Od samego początku. Odkąd spotkałem cię wtedy, w domu. Ale teraz zrozumiałem, że to by nie wyszło. Ty… ty możesz nie być Jedi, ale zawsze będziesz myśleć jak Jedi. Ty… ty tego po prostu nie czujesz. Ale… pogodziłem się z tym. I chciałbym, żebyś to wiedziała.

– Wiem. – odrzekła tylko i nawet się nie odwracając, ruszyła w kierunku drzwi.

~~~

W kantynie jak zwykle nikt nie zwrócił uwagi na kolejnego przechodnia w kapturze. W odróżnieniu do nich, postać rozglądała się czujnie, aż w końcu zlokalizowała cel swojej wizyty.

Mężczyzna rasy Kiffar z żółtym pasem przechodzącym w poprzek twarzy właśnie wypijał kolejnego drinka nalanego przez kelnera. Jego długie, czarne dredy opadały na plecy, a hebanowy strój dodawał grozy. Siedział sam. Idealnie.

– Można się przysiąść? – spytała postać w kapturze. Miała dziewczęcy, nieco zaczepny głos.

– To nie miejsce dla tak… – umilkł, wyczuwając coś, czego reszta istot wyczuć nie mogła. – Siadaj. Czego ode mnie chcesz?

– Potrzebuję wyciągnąć przyjaciela i sama nie dam rady. – ściszyła głos i nachyliła się nad stołem. – Mistrzu Vos, musisz mi pomóc.

Kiffar roześmiał się beztrosko.

– No proszę, sama Ahsoka Tano prosi mnie o pomoc – nagle spoważniał i również się nachylił. – Z tego co słyszałem od Obi-Wana, nie masz zwyczaju prosić kogoś o cokolwiek. Wolisz działać po swojemu.

– Tak, a co jeszcze od niego słyszałeś? – zapytała, nieco rozzłoszczona.

Znowu się roześmiał.

– Że niezłe z ciebie ziółko. Lubisz działać na nerwy starszym, szczególnie swojemu mistrzowi. Obi-Wan sporo mi poopowiadał.

– Doprawdy? – rzekła. Przy okazji zanotowała w pamięci, żeby nieźle wygarnąć Obi-Wanowi przy ewentualnym spotkaniu.

Zniżył głos do szeptu.

– Stawiasz wszystko na siłę fizyczną. Na broń, walkę wręcz. Mocy używasz bardziej do wyczuwania niebezpieczeństwa, niż do walki czy sondażu. Dobry strateg i taktyk, choć czasem działasz pochopnie. Zawsze doprowasz rozpoczętą rzecz do końca. Niezwykle uparta. I dumna. Swoją dumą zwróciłaś na siebie podejrzenia podczas zamachu. Twoja ucieczka była bardzo nieroztropna. – mruknął.

– Dowiodłam, że tego nie zrobiłam! – warknęła.

– Ale jakim kosztem? – szepnął niemal do siebie.

– Będziemy teraz o tym gadać, czy mi pomożesz? – Ahsoka była na serio wytrącona z równowagi.

Quinlan Vos westchnął niechętnie.

– Co mam zrobić?

– Potrzebuję trochę zamieszania. Jakiś Jedi z mieczem świetlnym powinien odwrócić ich uwagę.

– Przyjemne z pożytecznym, co? Właściwie… nie mam nic ważnego do roboty. Do Sheba ¹ idę dopiero pojutrze. Niech ci będzie. Znalazłaś swojego Jedi. – wstał i skierował się w stronę drzwi.

– Jeszcze jedno – zatrzymała go Togrutanka. – Niech Rada nie wie o tym spotkaniu.

Mistrz Jedi kiwnął w milczeniu głową i ponownie ruszył w stronę wyjścia.

~~~

Ahsoka stała przed metalowymi drzwiami zatrzaśniętymi na głucho. Znajdowała się w obskurnej alejce na poziomie 1315. Na nigdy niemytych budynkach widniały ślady kilkuletniej farby, którą malowano symbole różnych grup przestępczych. Całość nie wyglądała zachęcająco i odstraszała praktycznie wszystkie istoty, które nie były gruboskórnymi gangsterami.

Ostatni raz obejrzała się za siebie. Widząc potakujące skinienie Mistrza Vosa stojącego na dachu, zapukała.

Czerwona lampka na domofonie zaświeciła się.

– Czego?! – warknął jakiś głos.

– Tu Ahsoka. Przyszłam po Okamiego. – powiedziała, jednocześnie zdejmując kaptur.

– Jesteś sama? – burknął.

Ahsoka rozłożyła ręce wzruszając ramionami i rozejrzała się dookoła.

– Jak widać.

Przez chwilę trwała cisza, jakby rozmówca stracił nią zupełne zainteresowanie. Gdy już miała wyważać drzwi, głos odezwał się ponownie.

– Właź. A! I niczego nie próbuj! – krzyknął.

Gródź otworzyła się. Ahsoka niepewnie weszła. Oprócz jednego pomieszczenia z komputerami, nie było tu nic prócz schodów kręconych w górę i w dół.

Nie musiała długo się zastanawiać, gdzie iść, gdyż już po chwili przyszła powitalna kampania. Sześciu uzbrojonych ludzi z kominiarkami na twarzach podeszło do niej. Jeden z nich wysunął się na przód i kiwnął głową w kierunku schodów w górę.

– Idziemy – rzekł, po czym zakuł Togrutankę w magnetyczne kajdanki i popchnął. – Ruszaj się!

Chciała mu się odgryźć, ale przypomniała sobie o planie. Nie może się rozpraszać.

~~~

Wkrótce stanęli przed wejściem do ogromnej sali. Było to skromne pomieszczenie, urządzone tak, by sprawiać wrażenie bogatego. Drewniane kolumny i meble w połączeniu ze złoconymi szkarłatnymi dywanami i blaszano-złotym tronem, na którym siedział gruby Pintu, pilnowany przez dwóch patykowatych zielonych sługusów robiły wręcz komiczne wrażenie. Ale Ahsoce nie było do śmiechu.

Mimo, że ją popchnięto, nie ruszyła do przodu. Odezwała się na tyle głośno, by Pintu mógł ją usłyszeć:

– Chcę najpierw zobaczyć więźnia.

Człowiek chciał zignorować jej prośbę, jednak Pintu zatrzymał go ruchem dłoni.

– Przyprowadzić więźnia.

Po chwili kolejnych dwóch patyków wprowadziło Nyxa. Wyglądał okropnie: był cały posiniaczony i poobijany. Jego mina wyrażała znużenie i wycieńczenie, ale jego oczy nadal błyszczały i rejestrowały wszystko z podwójnie wzmożoną uwagą. Gdy zobaczył Ahsokę, najpierw bardzo się ucieszył. Po chwili jednak, na jego twarz wstąpiło przerażenie.

– Uciekaj stąd… – jęknął. Usłyszała go tylko dzięki swoim montralom.

– Wypuścisz go i puścisz mnie wolno, po czym zapomnisz że coś takiego miało miejsce.

– Pfff! Chyba sobie ze mnie żartujesz!

– Wypuścisz go i puścisz mnie wolno, po czym zapomnisz że coś takiego miało miejsce. – powtórzyła cierpliwie Ahsoka.

– Słuchaj, ty… – jego głos ociekał jadem. We wzburzeniu, aż uniósł się z tronu. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle jeden ochroniarz zaczął coś mówić.

– Wypuszczę go i puszczę cię wolno, po czym zapomnę, że coś takiego miało miejsce. – odezwał się niespodziewanie jeden z zielonych patyczaków. Ku osłupieniu szefa, zdjął kajdanki Okamiemu i ruszył w stronę Togrutanki. W akcie desperacji wytrącił blaster drugiemu zieleniakowi, po czym strzelił.

Bezwładne ciało niedoszłego gwardzisty leżało na podłodze.

– Złapać ją! – ryknął we wściekłości.

Ośmiu napastników otoczyło Ahsokę. Gotowa, przyjęła obronną pozycję. Zaczęła walczyć, wykorzystując to, że jest półmrok — dzięki swoim montralom posiadała coś na wzór echolokacji, co dawało jej znaczną przewagę w tych warunkach.

Zasypała przeciwników gradem kopnięć i ciosów, a nastepnie, doprowadzając niemal do zawału Nyxa, odepchnęła wszystkich na ściany siłą woli.

– Nyx, chodu! – zawołała, podbiegając i łapiąc go pod ramię.

– Je… jesteś Jedi?!

– Nie ma na to czasu! – krzyknęła Tano, wybijając się do góry, gdy wejście na schody zagrodziło im kolejnych pięciu strażników. Wylądowała piętro wyżej.

– Teraz! – zawołała do komunikatora.

Dwa piętra niżej blacha będąca niegdyś drzwiami wylądowała kręcąc się w zawrotnym tempie na ścianie. Przy okazji przygniotła jednego gościa w kominiarce. Chwilę później do pomieszczenia wszedł kiffarski mężczyzna o czarnych włosach splecionych w dredy. W dłoni trzymał świetlistą klingę. Jej zielona poświata padała na ściany i resztki mebli.

Mężczyzna kiwnął głową w kierunku Togrutanki.

– Idziemy - rzekła. – Mistrz Vos zajmie się resztą.

Nyx, nadal blady, skinął głową, po czym zemdlał z wycieńczenia.

– Niech Moc będzie z Tobą, mistrzu Vos. – szepnęła Ahsoka.

Zeskoczyła do wyjścia, po czym wsiadła na śmigacz.

Czas wrócić do domu… tymczasowego.

Uśmiechnęła się, widząc zielono-złotego convora lecącego równolegle do niej. Chwilę później Córka również się na nią spojrzała, a następnie przyspieszyła i rozpłynęła się na tle zachodzącego słońca.

__________

¹ polecam książkę "Mroczny Uczeń" autorstwa Christie Golden. Był sprzedawcą antyków na czarnym rynku. Vos przez parę miesięcy zdobywał jego zaufanie kupując przedmioty, by zebrać informacje o różnych gangach (psychometria), a następnie zdemaskował go z pomocą swego przyjaciela Jedi, Desha.

Dla sprostowania: to Morai podsunęła Ahsoce pomysł na uwolnienie Nyxa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro